Rozdział 4

- Witaj, Janine. - panna France pewnie wkroczyła do pomieszczenia i uśmiechnęła się do Janine.

- Dzień dobry. - odpowiedziała dziewczyna, wstała i podała rękę kobiecie, a ta lekko ją ścisnęła. Gdy usiadły, do pokoju weszły służące, niosące dzbanek z herbatą oraz półmisek pełen różnych rodzajów ciast i innych słodkich przekąsek, jednak ani Janine, ani kobieta nie miały zamiaru ich dotykać.

- Zapewne zastanawiasz się po co tutaj jestem. - zaczęła kobieta. - Od dziecka jesteś uczona dobrych manier i zachowania, lecz ja nie jestem tu bez powodu. Muszę nauczyć cię jeszcze wielu rzeczy. Jako królowa będziesz musiała być dla swojego  narodu przykładem, a do niego jeszcze wiele ci brakuje. - zachichotała.

Jane ze zdenerwowaniem spojrzała na blondynkę i gdyby spojrzenie mogło zabijać, kobieta od dawna by nie żyła. Postanowiła jednak się nie odzywać, co przychodziło jej z trudem - wiedziała, że musi przejąć po ojcu tron i nie może pozwolić sobie na żadne wykroczenie. A przynajmniej się postarać. 

- Jeśli chcesz być dobrą królową, nie możesz się tak dąsać. - uśmiechnęła się rozbawiona kobieta. Pani France bardzo irytowała Janine - jej ciągły uśmiech i chichot z rzeczy, które ani trochę nie były zabawne - Jane nie mogła się doczekać końca tego głupiego w jej mniemaniu spotkania. 

- Musisz stać się lepszym człowiekiem. Korona, tron i piękne suknie nie zrobią z ciebie królowej. 

***

Dziesięć minut później Janine była już w swoim pokoju. Przebrała się w wygodniejszą sukienkę, po czym pobiegła na swoje lekcje tańca do ogromnej sali balowej. Nie potrafiła skupić się na krokach, gdyż cały czas w myślach denerwowała się na myśl, że codziennie rano będzie musiała spędzić godzinę z panną France. Janine wystarczająco wkurzona była tym, że już o godzinie dziewiątej miała lekcje tańca, a od teraz musiała wstawać około siódmej, aby zdążyć na spotkania z panią France, które miały się odbywać codziennie o ósmej rano. Dziewczyna rzadko kiedy jadała śniadanie - zazwyczaj nie miało czasu, przez napięty grafik - i tak całe dnie chodziła zmęczona, przez wczesne wstawania, a gdyby musiała wstać jeszcze wcześniej, tylko po to, aby spożyć śniadanie wraz z ojcem i irytującym Patrickiem, chyba dostałaby szału. Niestety wraz z panią France nie znalazły innego terminu spotkań, ponieważ kobieta musiała również spożywać posiłki, mieć czas wolny, czas dla rodziny oraz na spotkanie z Patrickiem, którego również miała przygotowywać, gdyby to on otrzymał koronę. Natomiast Janine oprócz lekcji tańca, uczyła się również grać na pianinie oraz skrzypcach. W dodatku uczęszczała na lekcje śpiewu oraz walki. 

- Panno Janine, żyje pani? - rozmyślania przerwał nauczyciel tańca - Frederic. Dziewczyna zamiast go słuchać i powtarzać jego kroki, cały czas wpatrywała się w podłogę. Janine otrząsnęła się i rzuciła nauczycielowi wilcze spojrzenie. 

- Nie, umarłam. - prychnęła ze zdenerwowaniem, patrząc na mężczyznę, jak na wariata. Zawstydzony mężczyzna odchrząknął, po czym klasnął w dłonie.

- Dobrze, kontynuujmy. 

***

Gdy chłopak został powiadomiony, że ma spotkać się z niejaką panią France, miał mieszane uczucia. Jego pokojówka zaprowadziła go do obcego Patrickowi pomieszczenia, w którym zastał około trzydziestoletnią blondynkę. Gdy go dostrzegła, posłała mu uśmiech, którego blondyn nie odwzajemnił. Uśmiech był u niego ogromną rzadkością. Kobieta nie straciła entuzjazmu i odezwała się ciepłym głosem.

- Witaj, Patrick.

- Kim pani jest? - rzucił oschle.

- Zapewne wiesz, że nazywam się France. Będę zaszczycona, ucząc cię manier... - zaczęła, lecz mężczyzna jej przerwał.

- Czego? - prychnął. 

- Manier. Zasad i tym podobnych. Wszystkiego co niezbędne, abyś w przyszłości dobrze sprawował władzę, jeśli to ty otrzymasz koronę.

- Oczywiście, że to ja ją otrzymam. - Patrick poprawił kobietę z pewnym siebie, zadziornym uśmiechem. Przed oczyma miał wizję siebie siedzącego na tronie, oraz Janine - jego służącej. 

- Pewny siebie i arogancki - po prostu cudownie. - zachichotała. - Ty oraz Janine musicie się jeszcze wiele nauczyć, daleko wam do dobrych władców, ale damy radę to zmienić. Zastanawiam się tylko dlaczego zamiast rywalizować, nie możecie zostać małżeństwem i razem sprawować władzy. Wtedy wszystko byłoby prostsze. - westchnęła.

Dziewiętnastolatek o mało nie wypluł ciastka, które dopiero co zdążył włożyć do ust. Zapewne zacząłby turlać się po podłodze ze śmiechu, gdyby wizja jego u boku Jane, nie byłaby dla niego aż tak obrzydliwa. ,,Ja i ona małżeństwem? Czy ta kobieta siebie słyszy?!" - pomyślał.

- Większej bredni w życiu nie słyszałem. - prychnął, gdy już doszedł do siebie.

- To nie żadna brednia. - oburzyła się blondynka, a z jej twarzy zniknął uśmiech. - Pasujecie do siebie, tylko jeszcze o tym nie wiecie. 

- Pani jest nienormalna! - wrzasnął blondyn, gwałtownie wstając z fotela. Wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami i zostawiając za nimi zszokowaną jego wybuchem kobietę. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top