Rozdział 14
Janine podskoczyła, po czym prędko się odwróciła. Przed sobą ujrzała Thomasa - jednego ze strażników. Jednego z wielu, który był w niej zakochany.
Nie było ciężko dostrzec tego, że Jane zawróciła mu w głowie. Co prawda nigdy nie rozmawiali, lecz ona często przyłapywała go na tym, jak ukradkiem spoglądał w jej kierunku, czy też często bywał w tych miejscach, co ona.
- Co ty tutaj robisz? - spytał miękkim, opiekuńczym głosem, przeszywając Janine głębokim spojrzeniem błękitnych tęczówek. - Powinnaś być na balu i bawić się.
- Bal już się skończył - warknęła, ocierając policzki z łez.
- Nie trwał nawet pięć minut - zaśmiał się mężczyzna.
- Szybko mi się znudziło to zacofane towarzystwo - prychnęła brunetka. - Wolę spędzać czas samotnie - rzuciła strażnikowi znaczące spojrzenie, lecz on nie miał zamiaru ani chęci zostawiania Janine samej.
- To dlatego tutaj uciekasz? - wskazał ogród, a dziewczyna pokiwała głową na ,,tak".
- To moja kryjówka - wymawiając ostatnie słowo zrobiła cudzysłowie w powietrzu.
- Teraz już nie. Ja ją odkryłem.
- Czyli koniec mojego ukrywania się przed światem - westchnęła, na co Thomas zaczął się śmiać. Ku zdziwieniu oraz samej Jane, zawtórowała mu.
- Czas na mnie... - zawahała się - jak masz na imię?
- Thomas - odparł czarnowłosy.
- A więc czas na mnie, Thomas - posłała mu przepraszający uśmiech, po czym truchtem udała się do swojej komnaty.
Tam, wiedząc, że tym razem już nikt jej nie przeszkodzi, ponownie wybuchła płaczem. Bała się, że skoro Patrick ją przejrzał, to innym też niedługo się to uda. Nie czuła się gotowa na pokazanie swojej prawdziwej twarzy, uważała to za oznakę słabości. Udawanie wrednej osoby było ciężkie, ale przynajmniej wszyscy woleli nie wchodzić jej w drogę i nie wystawiać jej uczuć na próbę. Wyjątkiem był Patrick, lecz do tej pory brunetka była pewna, że sobie z nim poradzi. Jednak teraz było już za późno - on wiedział, domyślił się, że Janine udaje.
Gdy to się wydarzyło, Jane automatycznie stała się bezbronna.
~~~
Blondyn już miał pobiec za Janine, lecz drogę zagrodził mu król.
- Co się stało?! - krzyknął na Patricka surowym tonem. Mężczyźnie nie było dane odpowiedzieć, ponieważ, zanim się zorientował, został otoczony gośćmi, którzy nawzajem się przekrzykiwali. Patrick zrozumiał niektóre pytania, typu,,Co się stało?", ,,Dlaczego Janine uciekła?". Jednak zdarzały się też wypowiedzi w stylu ,, Co jej zrobiłeś, kretynie?!".
,,Po co w ogóle jej to mówiłem?" - dziewiętnastolatek karcił się w myślach, za zepsucie balu, jednocześnie próbując przecisnąć się przez ogromny tłum ludzi do wyjścia z sali, aby znaleźć Janine. Było to bardzo trudne, jednak gdy po kilku minutach goście stwierdzili, że nie będą świętować urodzin jubilatki, skoro jej nie ma, więc również zaczęli przepychać się do wyjścia, co ułatwiło mu opuszczenie sali balowej.
Gdy wreszcie opuścił pomieszczenie, od razu opuścił zamek i udał się do ogrodu. Był pewien, ze tam zastanie brunetkę. Jego zdziwienie było ogromne, ponieważ na zewnątrz nie było nikogo, oprócz Thomasa - ochroniarza.
Patrick od razu się wycofał i powrócił do pałacu z zamiarem szukania Jane. Zaczął do biblioteki, lecz była pusta. Następnie błąkał się po licznych, niekończących się korytarzach, po drodze spotykając służbę. Na pytanie, czy ktokolwiek widział Janine, wszyscy odpowiadali przecząco. Po jakimś czasie Patrick dotarł pod komnatę ukochanej. Strażnicy, którzy pilnowali jej sypialni spojrzeli surowo na zbliżającego się blondyna.
- Mogę do niej wejść? - zapytał cicho.
- Wątpię, aby chciała się z tobą widzieć - zachichotał jeden z mężczyzn, na co dziewiętnastolatek westchnął cicho.
- Wiem, ale...
- Dobra, jeśli ona się zgodzi, będziesz mógł wejść. Ale pamiętaj - mamy cię na oku.
Blondyn pokiwał głową w odpowiedzi, po czym niepewnie podszedł do drzwi, po czym delikatnie zapukał. Nikt mu nie odpowiedział. Jedyne, co usłyszał Patrick to cichy płacz dziewczyny. Oparł czoło o drzwi i z zamkniętymi oczami zaczął nasłuchiwać.
Było mu ogromnie wstyd, że przez niego Janine płakała. Nie chciał do tego dopuścić. Sam nie wiedział, co chciał osiągnąć przez oznajmienie brunetce, że wie, co ukrywa. Zaufanie? Odwzajemnione uczucie? Nie miał pojęcia. Ale na pewne jego celem nie miało być załamanie Janine. Mężczyzna nie rozumiał, dlaczego Jane udawała kogoś innego oraz czemu było to dla niej takie ważne i tajne. Ale skoro tak zareagowała, ukrywanie prawdziwej siebie musiało znaczyć bardzo wiele. Co było tego powodem? Tego nie wiedział nikt, oprócz samej Janine.
Blondyn zapukał ponownie, tym razem ze skutkiem. Usłyszał delikatne kroki dziewczyny, zmierzające do drzwi, lecz Jane ich nie otworzyła. Zamiast tego drżącym głosem zapytała:
- Kto tam.
- Ja - Patrick - szepnął.
- No jasne, na pewno cię wpuszczę - odparła brunetka, a dziewiętnastolatek, chociaż jej nie widział, był pewien, że w tym momencie przewróciła oczami. I miał rację.
- Proszę.
- Czego jeszcze ode mnie chcesz?
- Powinnaś się domyślić.
Ku zdziwieniu blondyna, który wciąż stał oparty o drzwi, Janine otworzyła je, przez co on wpadł na nią.
- Wiedziałam, że na mnie lecisz, ale że aż tak? - Jane mimo złego humoru, z trudem powstrzymywała śmiech. Jednak strażnicy nawet nie próbowali się powstrzymywać - zaczęli głośno się śmiać z zaistniałej sytuacji.
- Wejdź - mruknęła Jane. Sama nie wiedziała dlaczego to zrobiła.
Patrick niepewnie wszedł do środka, po czym zamknął za sobą drzwi, po czym usiadł naprzeciwko Janine.
- Chciałbym cię przeprosić - zaczął.
- Rozumiem. Skąd miałeś wiedzieć, że tak zareaguję na wiadomość o tym, że odkryłeś mój największy sekret? - prychnęła.
- Nie wiedziałem, że to taka tajemnice - bąknął.
Janine już miała zamiar rzucić jakąś wredną uwagą, lecz dała sobie spokój. Przez chwilę wpatrywali się w sobie w ciszy - brunetka zastanawiała się czego jeszcze chciał od niej Patrick, natomiast on obserwował ją z podziwem. Uważał, że nawet w rozmazanym makijażu była przepiękna. Gdy wreszcie się ocknął, wstał z miejsca i podszedł do zdziwionej jego zachowaniem Jane.
- Zamknij oczy - poprosił.
- Coś ci nie ufam.
- Po prostu zamknij - odpowiedział z rozbawieniem blondyn. Dziewczyna z ociąganiem wykonała jego polecenie. Tymczasem Patrick wyjął z kieszeni marynarki małe pudełeczko, w którym znajdował się prezent urodzinowy Janine - złoty naszyjnik. Założył biżuterię, po czym powiedział brunetce, że może już ona otworzyć oczy.
- Jest... piękny - szepnęła, wpatrując się z niedowierzaniem w prezent otrzymany od dziewiętnastolatka. Chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Bardzo się cieszę, że ci się podoba. Miałam ci go dać na balu, ale uciekłaś. Szukałem cię, ale... - nie dokończył wypowiedzi, ponieważ Jane mu przerwała.
- Dziękuję.
- Możesz powtórzyć? - droczył się z nią Patrick, na co przewróciła oczami.
- Dziękuję, idioto.
- Wow, może nie jesteś najmilszą osobą na świecie, ale już są postępy.
- Oh, zamknij się, pajacu - syknęła, a po chwili sama zachichotała pod nosem.
- A zapowiadało się tak pięknie... - rozmarzył się blondyn, przez co zafundował sobie uderzenie w ramię.
- Ten dzień nie kończy się tak beznadziejnie, jak się spodziewałam, więc są plusy.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, po czym Patrick wstał i ruszył ku drzwiom.
- Dobranoc, Janine - szepnął, po czym wyszedł, zostawiając bijącą się z myślami brunetkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top