Rozdział 12

- Dzień dobry - mruknęła zaspana Janine, wchodząc do pomieszczenia, w którym Patrick i pani France już na nią czekali. W oczach chłopaka pojawiły się iskierki, gdy tylko zobaczył brunetkę. Jednak ona całkowicie zignorowała obecność blondyna. A przynajmniej sprawiała takie wrażenie.

Prawdą było, że gdy tylko go widziała, automatycznie zaciskała dłonie w pięści, a oddychanie sprawiało jej trudności. Miała ochotę całą swoją złość przenieść na Patricka, którego winiła za swój paskudny humor. W dużej części miała rację - w końcu to blondyn denerwował ją na każdym kroku samą swą obecnością, czy też durnymi tekstami. Jednak Jane winiła go za coś jeszcze - stratę matki. 

- Witaj, Janine - ucieszyła się pani France, na co brunetka przewróciła oczami i posłała kobiecie krzywy uśmiech. 

- Dziś porozmawiamy o balu - zaczęła blondynka. 

- O balu? - upewniła się Jane, unosząc brwi. 

- Tak - trzydziestolatka posłała jej promienny uśmiech - Tam również powinniście się dobrze zachować. W szczególności - podkreśliła ostatnie słowa, uważnie przyglądając się Patrickowi i Janine. 

Kobieta zaczęła prowadzić monolog zaczynający się na temat witania gości, a kończący na tym, których sztućców używać, chociaż Patrick i Jane znali te wszystkie zasady na pamięć. Pani France ledwo zdążyła powiedzieć ,,Dziękuję za dzisiejsze spotkanie", a ożywiona brunetka była już na zewnątrz. Chciała uniknąć jakichkolwiek rozmów z Patrickiem, więc zaszyła się w ogromnej, królewskiej bibliotece. Sama nie miała już więcej zajęć tego dnia, a dobrze wiedziała, że blondyn udał się na zajęcia muzyczne, więc nie zakłócał jej spokoju przed najbliższe półtorej godziny. Dziewczyna wykorzystała to, aby spędzić ten czas w innej części zamku, niż we własnej sypialni. Nie przewidziała tylko tego, że lektura za którą się zabrała, aż tak ją wciągnie i straci poczucie czasu.

- Hej - usłyszała nad sobą głos znienawidzonej przez siebie osoby. - Co za przypadek, że na siebie wpadliśmy - Patrick zachichotał nerwowo. 

Janine westchnęła, zirytowana jego zachowaniem, po czym podniosła się z fotela, z zamiarem udania się do swojego pokoju.

- Czekaj - szepnął blondyn, łapiąc ją za rękę. 

- Czego ty ode mnie chcesz? - warknęła, wyszarpując dłoń z uścisku. 

- Poznać cię.

- Jakbyś nie wiedział, to znasz mnie bardzo dobrze - syknęła - Jestem wredna, chamska, bezuczuciowa, a dla ciebie - nieosiągalna. 

Janine z wysoko uniesioną głową odwróciła się na pięcie i udała do swojej sypialni, podczas gdy Patrickowi świat zwalił się na głowę.

~~~

,, Wiedziałem, że ona mnie nienawidzi. Wiedziałem, że tak to się skończy. Już dawno temu dała mi do zrozumienia jaka jest naprawdę. Dlaczego więc to tak bardzo boli? I dlaczego, do cholery wciąż twierdzę, że za tą maską kryje się miła i cudowna dziewczyna? " - te pytania sprawiły, że noc była dla Patricka bezsenna. 

Jego myśli wciąż błądziły wokół czarnowłosej oraz jej słów, które padły już nie po raz pierwszy. Chłopak wiedział, że były prawdą, lecz i tak czuł się zraniony. Jak więc miał zasnąć, skoro nawet, gdy zamykał oczy widział przed nimi twarz Janine? 


W głowie Jane również była plątanina myśli i pytań bez odpowiedzi, lecz w przeciwieństwie do chłopaka, zasnęła bez żadnych problemów.  Dziewczyna jednak nie była w stanie zrozumieć, dlaczego Patrick, który do tej pory jej nienawidził, nagle tak bardzo się nią zainteresował i zapragnął poznać ją bliżej. Osiemnastolatka nie mogła pozwolić mu, aby za bardzo się zbliżył, aby poznał jej prawdziwą naturę. Wolała całe życie udawać kogoś innego, niż pokazać się blondynowi od wrażliwej strony. Nie chciała odczuwać do ludzi pozytywnych uczuć, tak jak do matki, ponieważ gdy ją straciła, ból był niewyobrażalny. Z tego powodu nie chciała odsłaniać przed Patrickiem swojej prawdziwej twarzy. Tym bardziej, że według niej nie był on kimś godnym zaufania. Z resztą Janine nawet go nie lubiła, co mogło być spowodowane tym, że sama również nie do końca go znała. Może on, tak jak ona, krył się za maską, która w ciągu ostatnich dni częściowo opadłą, ponieważ Patrick wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że jest nią zainteresowany. To stało się tak nagle, niespodziewanie, a Jane wciąż nie miała pojęcia czym było to spowodowane. 


~~~ 

Rano wszyscy byli poddenerwowani. Już następnego dnia miał odbyć się bal z okazji dziewiętnastych urodzin Jane. Przygotowania trwały już kilka tygodniu, lecz salę zaczęto dekorować dopiero dzień przed. Wszystkie przymiarki zostały już wykonane, menu wybrane, a goście zaproszeni. Jedyne co pozostało to wystrój sali balowej. 

Janine w duchu cieszyła się widząc służących biegających tam i z powrotem, załatwiających ostatnie sprawy i przygotowujących ogromną salę. Jane nie chciała się nikomu przyznawać, ale uwielbiała bale - kochała tańce, śmiechy i widok ludzi, cieszących się z tego, że zostali zaproszeni i mogą się świetnie bawić. Jednak obiecała sobie, że ona również będzie się dobrze bawić, lecz nie da tego po sobie poznać. 

Zero uczuć i emocji - tak jak sobie obiecała. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top