Osiemnasty
Nie zostałem tej nocy z Courtney, po prostu nie dałem rady, to za dużo nowych, sprzecznych uczuć, które pojawiają się we mnie i naprawdę nie wiem co powinienem z nimi zrobić. Kurwa, potrzebuje z kimś pogadać, kogoś kto doradzi mi co powinienem zrobić dalej.
Wyjmuję telefon z kieszeni swoich spodni i wybieram numer Toma.
- Harry.
- Cześć, Tom. Słuchaj, stary przepraszam, że dzwonię do Ciebie tak późno, ale cholera naprawdę potrzebuje pogadać.
- U Ciebie? - Pyta.
- Taa. Dasz radę być niedługo?
- Jasne. Wyjmuj butelkę, już jadę. - Żegna się.
Siedzę na kanapie w salonie i myślę jakim kurwa prawem to wszystko się tak potoczyło. Dlaczego nie potrafię kolejny pieprzony raz odsunąć tego, jak kolejnego zakończonego zlecenia. Nie umiem oddzielić życia prywatnego, od zawodowego i jestem tym cholernie wkurwiony, bo nie zdarzało mi się to nigdy. Nigdy nie wpieprzałem się w jakieś emocjonalne wątki moich klientów i już wiem dlaczego. Jestem głupi, a za głupotę muszę płacić.
Kiedy słyszę dzwonek do drzwi, podnoszę się i idę otworzyć. Widzę Toma z uśmiechem na ustach, który ginie po chwili kiedy widzi moją przygarbioną sylwetkę.
- Oh, kurwa. Jak źle jest? - Pyta i klepie mnie po plecach.
- Jest gorzej niż źle. Wchodź. - Mówię i prowadzę go na kanapę. Po drodze biorę dwie szklanki i butelkę whisky. Siadam na fotelu i rozlewam bursztynowego płynu do naczyń.
- Mów, co się dzieje. - Mówi Tom biorąc szkło do ręki.
- Okej więc. Kojarzysz tą laskę, której zaginął narzeczony? Ta ciota, prowadząca podwójne życie? - Upijam łyk i czekam na reakcję Toma, który po chwili kiwa głową.
- Jakby to ująć, jesteśmy blisko. Za blisko.
- Czekaj, kurwa. Co? - Zaskoczenie na jego twarzy jest oczywiste. - Nie, czekaj stary. Od początku. - Wzdycham ale kiwam głową. Siadam wygodniej i zaczynam opowiadać.
- Kiedy pojechaliśmy do miejscówki jej narzeczonego za Londynem, żeby sprawdzić czy nie było go tam zepsuł mi się samochód. Musieliśmy zatrzymać się w tym domku i zjedliśmy kolacje, te wszystkie inne pieprzone rzeczy i Courtney trochę się wstawiła. I potem.. Potem mnie pocałowała. - Mówię i zeruję płyn, a Tom patrzy na mnie z otwartą gębą.
- Nie ma szans, kurwa. Wkręcasz mnie. - Mówi, ale widząc moją minę poważnieje. - Serio?! - Prawie piszczy.
- To nie wszystko, potem pojechałem do niej wieczorem na kawę i jakby no wiesz.. Ona jest niedoświadczona i chciała żebym pokazał jej coś.. Nowego? Wtedy pierwszy raz ją dotknąłem, zrobiłem jej palcówkę. Spaliśmy kilka razy w łóżku, ale już bez niczego. - Mówię i dolewam sobie whisky.
Patrzy na mnie w osłupieniu, mam wrażenie jakby nie do końca kumał co do niego mówię. To aż tak nierealne? Możliwe, patrząc na to jak zachowywałem się w stosunku do klientów. Jak kutas.
- Potem ona powiedziała, że chce mi się odwdzięczyć i obciągnęła mi, a po tym wszystkim pojechałem razem z nią do tego fagasa i on chyba myśli, że jesteśmy razem. Poza tym, ona chyba mnie lubi, za bardzo. Znaczy, bardziej niż powinna zważywszy na sytuację, a co kurwa gorsza mnie też się podoba Tom.
- Jest zajebistą laską, Styles.
- No właśnie, kurwa, nie chodzi tylko o to. Jest cała zajebista. I jak Boga kocham nie mam pierdolonego pojęcia co mam z tym zrobić. - Mówię i zaczynam ciągnąć za swoje włosy.
- Chciałbyś czegoś więcej niż seksu, Harry? - Zadaje pytanie, którego bałem się najbardziej, na które nie umiem odpowiedzieć samemu sobie.
- Boję się, że z czasem może przyjść taki moment, że się kurwa w niej zakocham. Nie może do tego dojść, ona naprawdę zasługuje na coś lepszego niż to co ja mogę jej dać. - Mówię.
- Nie możesz patrzeć na siebie od tej strony już zawsze, Isabel Cię zostawiła bo potrzebowała Twojej uwagi cały czas, ale Courtney nie wydaje się taka być, co jeśli naprawdę jesteście sobie przeznaczeni?
- Co Ty pieprzysz Tom? Wierzysz w takie pierdolone bajki? - Pytam.
- A możesz zrobić w tej sytuacji? Jak od tego uciekniesz?
- Nie wiem, ale kurwa wiem że się temu nie poddam, skrzywdzę ją tym prędzej czy później, wiesz że tak będzie. Znasz mnie, Tom. - Mówię i patrzę w sam środek mojej szklanki.
Gadamy z Tomem jeszcze trochę. O robocie, o dupach, o meczu, nie poruszamy już tematu mojego i Courtney. Nie pomógł mi jak bardzo, jak myślałem że da radę. Ale jestem pewien że nikt nie jest w stanie nic na to poradzić, poza mną. Ale w tej sytuacji ja również jestem bezsilny. Wobec wagi tego uczucia, które nieuchronnie zbliża się do mojej osoby, żeby połączyć nas czymś. I jestem kurewsko przerażony, siłą z jaką nadchodzi to wszystko do mnie. A ja? Jestem na to kompletnie nieprzygotowany.
Po kilku kolejkach, żegnam Toma i życzę mu dobrej nocy. Sam siadam jeszcze przez chwilę w salonie, ale po chwili stwierdzam, że patrzenie w ścianę działa jeszcze gorzej na moje i tak już zszargane nerwy. Postanawiam położyć się spać i czekać na cholerne niespodzianki kolejnego dnia.
Nadchodzi od zdecydowanie zbyt szybko, a ja nie potrafię ukryć skutków wczorajszego spotkania z kumplem. Worki pod oczami i głowa, którą mam wrażenie zaraz mi rozpierdoli, sprawiają, że nie mam ochoty podnosić mojego tyłka z łożka, jednak muszę to zrobić. Mam firmę do prowadzenia.
Wysiadam z samochodu i idę w stronę biura, tam jak zawsze czeka na mnie uśmiechnięta Tracy.
- Hej Harry, jak leci? - Pyta.
- A jak widać?
- Wyglądasz jakby Cię coś przejechało, ale zgaduję że Tom ma coś z tym wspólnego. Wygląda podobnie. - Delikatnie chichocze. Nachylam się nad jej biurkiem, a ona patrzy prosto w moje czy.
- Czy możesz, proszę załatwić mi jakieś tabletki i szklankę wody? - Proszę i dźwigam się udając się prosto do gabinetu.
Chwilę potem drzwi się otwierają z hukiem, a ja krzywię się na hałas, którego się nie spodziewałem. Moja głowa eksploduje, jeśli zaraz nie wezmę czegoś.
- Przepraszam. - Mówi i stawia przede mną szklankę i jakieś proszki. - Harry, dzwonił Robert i prosił żeby go z Tobą połączyć, dasz radę z nim gadać?
- Tak mi się wydaje, połącz go. - Mówię i łykam proszki. Zaraz rozbrzmiewa jednak dźwięk telefonu i podnoszę słuchawkę. - Robert. - Witam się.
- Cześć, Harry. Przepraszam, że dzwonię tak wcześnie, ale ta sprawa nie może czekać. Mógłbyś wysłać kogoś od siebie, żeby śledził jednego z moich klientów? Chcę znać jego każdy pieprzony ruch, ten skurwiel może mnie oszukać, nie ufam mu. Może to być ktokolwiek, ale musi być naprawdę warty zaufania. Ufam, że znajdziesz mi kogoś takiego. - Informuje mnie. Przez chwilę myślę, kogo mógłbym tam wysłać i trafia do mnie świadomość, że ja mogę to zrobić. I przede wszystkim chcę, chcę odpocząć od Courtney, od tego niezdecydowania, od wątpliwości.
- Ja pojadę. - Odpowiadam. - Kiedy, gdzie i na jak długo? - Pytam.
- Jak najszybciej, do Irlandii. Nie dłużej niż tydzień, tak myślę.
- Pasuje mi, bukuję bilet na samolot, wyślij mi na maila potrzebne informacje.
- Jasne, Harry. Do usłyszenia. - Mówi i się rozłącza.
No to mamy małe wakacje, Styles. - Mówię do siebie, wpisując w wyszukiwarkę stronę linii lotniczych.
***
eee, wiec mam kilka spraw. baaardzo chce dokończyć to opowiadanie i myślę, że dam radę, mimo wszystko przepraszam, że te rozdziały są strszne -.- po prostu ostatnio nie podoba mi się kompletnie nic co napiszę, ale wiem że kilka osób, naprawdę ciekawi rozwiązanie i zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby doczekały one końca. miłego dnia i tak dalej, ide czytać Płomień Crossa! :)
+przepraszam za te moje "dramy" i wątpliwości, po prostu chcę pisać, coś co mi się spodoba i będę zadowolona publikując coś, może jestem już zmęczona?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top