Rozdział XXXIII - "Jesteście siebie warci"

Brzeziński wszedł z impetem do gabinetu dyrektora i rzucił na biurko Górskiego świeżo wydrukowany dokument.

- Co to jest? - spytał zdezorientowany dyrektor.

- Wypowiedzenie - wyjaśnił matematyk.

Górski zamrugał z niedowierzaniem oczami i potrząsnął głową.

- Zwariowałeś?! - wybuchnął w końcu. - Wiktor, nawet w ten sposób nie żartuj!

- Jestem absolutnie poważny.

Rzeczywiście na jego twarzy nie było ani cienia uśmiechu. Dotychczas zawsze wesołe, pogodne oczy stały się niemal całkiem szare, przepełnione determinacją.

- Nie przyjmę tego - stwierdził Górski.

- Jak to nie przyjmiesz? - powtórzył Brzeziński.

- Normalnie. Przecież ty kochasz tę szkołę. Naprawdę chcesz rzucić to wszystko dla jakiegoś przelotnego romansu?

- To nie jest żaden przelotny romans - warknął przez zęby profesor. - Gówno wiesz o tym, co nas łączy, więc zachowaj to sformułowanie na inną okazję.

- Wiktor, do cholery! - dyrektor podniósł się z fotela i oparł ręce na blacie biurka. - Co się z tobą stało? Masz żonę, córkę...

- Tak, żonę, której nie kocham i córkę, która jest już dorosła - prychnął Brzeziński. - Ja, jakbyś nie zauważył, też jestem dorosły i mam prawo decydować o swoim życiu. Więc podpisz ten durny papier i daj mi spokój, skoro nie da się inaczej.

- Jak inaczej? Jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież jeżeli ludzie się dowiedzą... Ty wiesz, jak to wpłynie na szkołę?

- Właśnie dlatego się zwalniam. Szkoła na tym nie ucierpi, a ja spokojnie będę mógł się rozwieść.

Górski ze świstem wypuścił powietrze z płuc i zaczął nerwowo spacerować wzdłuż pomieszczenia.

- Ja cię proszę, przemyśl to jeszcze - zaczął cicho. - Po dwudziestu latach małżeństwa tak po prostu zostawisz Elkę dla tej małolaty?

- Licz się ze słowami, Marcin! - teraz to matematyk oparł się o biurko i spiorunował kolegę wzrokiem.

- Ona jest...

- Niewiele starsza od Oli. Tak, wiem. Ale to nie ma żadnego znaczenia, rozumiesz?

- Nie, nie rozumiem! - przyznał szczerze Górski. - Niszczysz sobie życie, nie mając żadnej gwarancji, że to co robisz się powiedzie. A jeśli ona po jakimś czasie zostawi cię dla kogoś młodszego? Pomyślałeś o tym? Przy Eli masz pewność, że ktoś z tobą będzie do końca, a Paulina...

- Nie kocham Elki i nigdy jej nie kochałem. Ożeniłem się z nią tylko ze względu na Olę i dobrze o tym wiesz - mruknął Wiktor. - Nasze małżeństwo istnieje jedynie na papierze. Ja tak nie chcę żyć, nie mogę, nie potrafię. Przyzwyczailiśmy się do siebie, to wszystko. Nie było w tym żadnego uczucia, po prostu rutyna. A teraz... Boże, nigdy się tak nie czułem! Z nikim. Kocham tę dziewczynę, Marcin, i nic tego nie zmieni.

- Ech... Słuchaj, ja naprawdę nie wnikam w to, co jest między wami, ale nie podpiszę ci tego wypowiedzenia - westchnął dyrektor.

- Dlaczego?

- Nie musicie się oboje zwalniać, wystarczy, że jedno z was zrezygnuje...

- Jakie „oboje"? O czym ty mówisz?

Górski spojrzał na kolegę ze zdziwieniem.

- No... Paulina była u mnie nie dalej jak godzinę temu i też wręczyła mi wypowiedzenie.

- Co takiego?! - poderwał się Brzeziński.

- Myślałem, że wiesz...

- Ale nie zgodziłeś się, prawda?

- Nie miałem powodów, by się nie zgodzić...

Wiktor miał wrażenie, że za chwilę zupełnie puszczą mu nerwy i strzeli Górskiemu w łeb.

- A mnie mogłeś odmówić, tak?!

- Zrozum, chyba lepiej jest zwolnić nowego pracownika niż wicedyrektora z takim stażem jak twój...

- Zamknij się już! - zdenerwował się na dobre Brzeziński. - Jesteś podłym zdrajcą! Tyle w temacie. Żegnam!

Po tych słowach opuścił gabinet dyrektora, trzaskając drzwiami tak, że o mało nie wyleciały z zawiasów. Zatrzymał się na przepełnionym uczniami korytarzu i rozejrzał dookoła. Nic się nie zmieniło. Wszystko było na swoim miejscu, zupełnie jak przed feriami. A jednak dla niego stał się to już kompletnie inny świat. Pusty, bezbarwny, pozbawiony blasku i życia. Nie chciał tu zostać. Nie chciał zostać w miejscu, które wywoływało tak wiele emocji i wspomnień... Wspomnień o niej. Tylko one dawały mu siłę do mierzenia się wciąż na nowo z codziennością. Czuł się kruchą, połamaną przez wiatr gałązką, która raz zniszczona nie potrafiła się już odbudować.

Nikt nic nie wiedział. Jeszcze. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu. Minie kilka dni i jego życie stanie się głównym tematem rozmów na szkolnych korytarzach. Powinien w zasadzie się tym przejmować, ale sam z zaskoczeniem stwierdził, że absolutnie nic go to nie obchodzi. Niech gadają. Nie mają pojęcia, co się naprawdę wydarzyło. Będą szeptać za jego plecami wszystko to, co przed chwilą usłyszał od Górskiego. Że zwariował, że niszczy sobie życie... Że nie wie, co robi i że na pewno będzie tego żałował.

Nie będzie. I co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości. Może jedynie okoliczności, w których to wszystko wyszło na jaw i faktu, że sam nie powiedział o tym żonie dużo, dużo wcześniej... Ale teraz nic już nie mógł cofnąć - trzeba się zmierzyć z rzeczywistością taką, jaka jest.

Cieszył się, że poszedł do Górskiego dopiero po skończeniu swoich lekcji. Inaczej nie byłby w stanie poprowadzić teraz jakichkolwiek zajęć. Martwił się o Paulinę... Co ona w ogóle najlepszego wymyśliła?! Czemu zwolniła się ze szkoły nic mu nawet nie mówiąc?! Nie widzieli się zaledwie dwa dni, a już zdążyła wyprzedzić jego plany... Uśmiechnął się pod nosem, bo doskonale wiedział, że przewidziała jego ruch. Dlatego była o krok do przodu. Jak zwykle odczytała jego myśli bez słów... Nie mógł zignorować takiego połączenia dusz. Naciągnął na siebie płaszcz, wybiegł ze szkoły i pognał do samochodu.

Jechał praktycznie na pamięć, nie zastanawiając się zupełnie nad drogą. Myśli galopowały w jego głowie bez ustanku i nie pozwalały skupić się na niczym poza ukochaną... Miał nadzieję, że to była jej świadoma i dobrze przemyślana decyzja... Nie chciał, żeby dla niego rezygnowała ze wszystkiego, zwłaszcza z pracy, która była jej marzeniem. Nie mógł jej na to pozwolić...

Kilkanaście minut później stał już przed dobrze znanymi drzwiami. Paulina natychmiast mu otworzyła i wystarczyło jej zaledwie jedno spojrzenie w oczy Wiktora, by wiedzieć, że już rozmawiał z Górskim. Bez słowa wpuściła go do środka i zamknęła za nim drzwi.

- Kochanie... Co ty najlepszego wyprawiasz? - spytał łagodnie Brzeziński, rozglądając się po mieszkaniu.

- Wiktor... Zdejmij płaszcz, musimy porozmawiać - odparła łamiącym się głosem polonistka.

Profesor spojrzał na nią z troską, kiwnął głową na znak zgody i rozebrał się z zimowego okrycia. Podążył za Pauliną do pokoju, jednocześnie z niepokojem dostrzegając puste półki, szafki oraz stojące pod ścianami kartony. Coś było naprawdę nie w porządku i Wiktor nie mógł się pozbyć wrażenia, że ma to związek z nim... A właściwie z nimi...

- Chcesz herbaty? - usłyszał z kuchni głos polonistki.

Westchnął cicho, podszedł do niej i chwycił ją za ręce, uniemożliwiając tym samym wstawienie wody w czajniku. Chciał, by na niego spojrzała. Unikała jego wzroku, a to znaczyło tylko jedno - bała się mu o czymś powiedzieć.

- Słoneczko... Co się dzieje? O co chodzi, dlaczego zwolniłaś się ze szkoły? Przecież rozmawialiśmy już o tym...

- Tak, wiem... Wiem wszystko, tylko... Nie mogłam inaczej - wyszeptała w końcu Paulina. - Ty nie możesz rezygnować z takiej posady, ja sobie coś znajdę bez problemu... A poza tym...

Wiktor chwycił palcami jej podbródek i zmusił do podniesienia wzroku. Jej oczy były pełne łez i rozpaczliwie walczyły, by ich nie wypuścić. Po raz nie wiadomo który pękło mu serce na ten widok.

- Nie opowiadaj głupot... Ja też bym sobie znalazł coś bez problemu. Co mają znaczyć te kartony? Te pustki w mieszkaniu? Nie uciekaj mi, nie pozwolę ci odejść, rozumiesz? - powiedział cicho i dobitnie Brzeziński. - Nie stracę cię po raz kolejny. Nie teraz, nie po tym, co przeszliśmy.

- Wiktor... - Paulina nie powstrzymywała już łez, spłynęły bezradnie po jej policzkach. - Wiem, że tego nie rozumiesz. Aneta też uważała, że mi odbiło i nie myślę racjonalnie... Dlatego muszę ci coś pokazać... Musisz to zobaczyć, żeby zrozumieć moją decyzję... Nie chodzi o nas, ani nawet o mnie... Tylko o ciebie. Nie mogę ci zabrać tego, co masz w życiu najcenniejsze, nie mogę cię stawiać przed takim wyborem... Dlatego sama zdecydowałam. Tak będzie najlepiej, musisz mi uwierzyć...

- Co ty mówisz, Paula... Jakie „najlepiej"? Jaką „decyzję"? - nie rozumiał Brzeziński. - Razem przez to przejdziemy, słyszysz? Razem. Ty i ja. Nie dam ci uciec, nie pozwolę na to...

Polonistka otarła łzy i bez słowa zaprowadziła go do salonu. Otworzyła laptopa, zalogowała się na skrzynkę mailową i podała komputer Wiktorowi. W pierwszym odruchu chciał zamknąć urządzenie i zignorować te idiotyczne wygłupy, ale coś w spojrzeniu Pauliny kazało mu tego nie robić. Znał ją zbyt dobrze, by nie wiedzieć, że nie wymyśliła sobie tego wszystkiego... Przetarł ręką zmęczone oczy i z westchnieniem skierował wzrok na ekran.

W zasadzie nie wiem, jak zacząć tę wiadomość, więc pozwól, że daruję sobie jakiekolwiek grzecznościowe formułki - żadna się tutaj nie nadaje. Nie umiem się do Ciebie zwracać, a już samo używanie zaimków rozpoczynających się dużą literą powinnaś potraktować jako ukłon z mojej strony. Chociaż zupełnie Ci się on nie należy.

Masz jeszcze w ogóle coś takiego jak sumienie? Nie jestem pewna, czy zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś. Jak bardzo zniszczyłaś życie ludzi, których kompletnie nie znasz. Łatwo krzywdzić kogoś, kto jest tylko abstrakcyjnym wyobrażeniem, prawda? Łatwo udawać, że nie istniejemy. Wtedy problemu właściwie nie ma, bo przecież jesteśmy tylko oddalonymi od Ciebie o kilka kilometrów, anonimowymi osobami, które nikogo nie obchodzą. A przynajmniej na pewno nie obchodzą Ciebie.

Jak się czułaś, kiedy ojciec musiał za każdym razem wracać od Ciebie do swojej żony? Jak się czułaś, kiedy bezczelnie okłamywał przez Ciebie ją i innych ludzi? Jak się czułaś ze świadomością, że zawsze będziesz na drugim miejscu? Nigdy nie zastąpisz mu nas, nigdy nie będziesz budzić się koło niego i jeść z nim śniadania przed pracą. Nigdy nie poczujesz się najważniejsza. Ale przecież każda kochanka myśli, że on w końcu zostawi dla niej rodzinę. Też tak myślałaś i pewnie nadal myślisz. Nie zostawi. Nawet, jeżeli tak mówi. To my będziemy dla niego priorytetem, nie Ty. Myślisz, że dla Ciebie zrezygnuje ze swojej jedynej córki? Z pracy, z ustabilizowanego życia?

Jesteś tylko chwilową zachcianką, złudzeniem szczęścia. Jesteś naiwna i próżna. Jesteś bezczelną, zimną suką bez serca, która myśli, że może mieć na własność cudzego męża i ojca... Jesteście siebie warci. A jeśli jednak tatuś okaże się tak głupi, żeby rzucić dla Ciebie wszystko co ma, to wiedz, że straci córkę na zawsze. Nie chcę mieć nic wspólnego z takim zdrajcą. I pamiętaj, że to będzie w dużej mierze również Twoja wina.

Jeśli masz chociaż odrobinę godności, powinnaś wiedzieć, co robić. Zwolnij się ze szkoły i zniknij z naszego życia raz na zawsze. Dość już przez Ciebie wycierpieliśmy. Miej przynajmniej na tyle odwagi, by to zakończyć jak należy. Naiwnie liczę na resztki Twojej ludzkiej przyzwoitości... O ile kiedykolwiek ją miałaś.

Córka Twojego kochanka

PS Powinnaś wiedzieć, co właściwie zniszczyłaś, dlatego w prezencie ode mnie dodaję załącznik. Może to uświadomi Ci skalę Twojego egoizmu.

Wiktor wpatrywał się nieprzytomnym wzrokiem w ekran i nie był w stanie się poruszyć. Patrzył na załączone do wiadomości zdjęcie z wakacji sprzed dwóch lat i nie mógł uwierzyć, że jego córka zrobiła coś takiego... Jak bardzo musiała być skrzywdzona, żeby posunąć się do podręcznikowych metod szantażystów? Rozumiał jej rozgoryczenie, rozumiał rozpacz i desperację w ratowaniu rodziny... Miała rację we wszystkim... tylko nie w słowach dotyczących Pauliny. Owszem, była kochanką, zrobili to wszystko nie tak jak trzeba... Ale nie dla zabawy. Nie dla seksu. Nie dla jakiejś głupiej chwili przyjemności. Gdyby tylko mogła spojrzeć na to wszystko ich oczami... Po raz kolejny dobitnie przekonał się, że nikt nigdy nie uwierzy w ich miłość.

Nie umiał w sobie pomieścić nadmiaru emocji. Straci Olę. Straci ją bezpowrotnie i żadne tłumaczenia nie będą mogły spowodować, że ona zmieni zdanie. Był pomiędzy młotem a kowadłem. Dopiero teraz zrozumiał słowa Pauliny... „Nie mogę cię stawiać przed takim wyborem"... Ona już go dokonała. Zostawi go, żeby Ola się od niego nie odwróciła...

Podniósł wzrok i napotkał pełne bólu spojrzenie ukochanej. Szukał w głowie rozwiązań, scenariuszy, które pozwolą mu posprzątać ten bałagan, spowodować, że córka mu wybaczy, a Paulina nie będzie musiała uciekać... Kochał je obie najbardziej na świecie...

- Jesteś... Nie możesz poświęcać swojego życia za moje błędy i decyzje... To jest moje dziecko, ja muszę to z nią wyjaśnić... - wyjąkał bezradnie. - Wiesz, że nie jest tak, jak napisała...

- Wiem. Ale ona ma prawo tak myśleć. Nikt nie zna tej historii od naszej strony - wyszeptała Paulina. - Każdy będzie uważał tak, jak ona. Tak to wygląda z zewnątrz i choćbyśmy nie wiem jak chcieli, nie zmienimy tego...

- Jeśli teraz ulegniesz, przyznasz jej rację...

- To nie ma żadnego znaczenia. Liczy się to, że ona ci w końcu wybaczy, jeżeli odejdę. Nie możemy ryzykować, że kiedyś będzie w stanie nas zrozumieć. Nie mogę pozwolić, żebyś nie był na jej ślubie, nie zobaczył jej dzieci, nie mógł bawić się z własnymi wnukami... Nie udźwigniesz tego, a ja nie mam prawa tego od ciebie wymagać.

Wiedział, że miała rację. Wiedział, ale nie chciał dopuszczać do siebie tych myśli. Nie zniósłby utraty Oli. Tylko udawał takiego twardego ojca - w głębi serca nie wyobrażał sobie jej nieobecności. Była jego ukochaną córeczką, bez której życie nie miałoby sensu. Jak mógłby dokonać innego wyboru?...

Spojrzał roztargnionym wzrokiem na kartony ustawione pod ścianami i napotkał zielone oczy Pauliny. Pełne łez, bólu i niewyobrażalnej czułości. Nigdy chyba nie zapomni tego widoku... Do końca życia będzie miał na sumieniu cierpienie tej dziewczyny. Jej, Elki, Oli...

- Kiedy?... - zapytał słabo, patrząc znacząco na bałagan dookoła.

- Za dwa tygodnie...

Ugięły się pod nim kolana. Dwa tygodnie? Przecież to praktycznie za chwilę... Nie był pewien, czy zdoła się z tym pogodzić do tego czasu... I czy w ogóle kiedykolwiek zdoła się z tym pogodzić...

- Dokąd? - szepnął jeszcze, chcąc przynajmniej mieć świadomość, jaka odległość będzie dzielić go od miłości swojego życia.

- To nieistotne. Nie powinieneś wiedzieć. Nie będziesz mnie szukał, tak będzie ci łatwiej...

Wiktor potrząsnął głową z niedowierzaniem, rozczochrał sobie nerwowo włosy i w końcu zrezygnowany ukrył twarz w dłoniach. To było za wiele. Za wiele jak na jednego człowieka, za wiele w tak krótkim czasie... Nie wyobrażał sobie najbliższych dni... Ale jeszcze bardziej nie wyobrażał sobie tego, jak będzie żył za dwa tygodnie, gdy jego promień słońca rozświetlający szare, codzienne chwile zniknie bezpowrotnie, w sobie tylko znanym, odległym miejscu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top