Rozdział XXVI - "Idź do niego"

Paulina czuła się jakby miała jakieś déjà vu. Znów stała przed lustrem w nowej sukience, znów czekała na przyjazd Huberta i... znów wybierała się na studniówkę. Z tą różnicą, że tym razem miała znaleźć się po drugiej stronie, już nie jako maturzystka, ale jako nauczycielka. Nieco dziwnie było jej z tą świadomością. Mentalnie wciąż czuła się bliżej okresu licealnego niż dorosłego życia. Ciągle miała wrażenie, że jej romans z Wiktorem jest tylko pięknym snem, a tak naprawdę ona nadal jest jedynie jego uczennicą. Ale rzeczywistość niezmiennie udowadniała jej, że jest inaczej.

Prawdę mówiąc nie wiedziała, czego oczekiwać po tej studniówce. Przecież Brzeziński nie będzie mógł spędzić z nią zbyt wiele czasu, bo od razu zaczęłyby się sypać podejrzenia, zwłaszcza po aferze z gazetką. A poza tym... Było coś, z czym Paulina bała się zmierzyć, odpychała tę myśl najdłużej jak się dało, ale w końcu przyszedł dzień studniówki i nie miała wyjścia – musiała stanąć w prawdzie przed samą sobą. Bała się konfrontacji z żoną Wiktora. Oczywiście była świadoma, że ktoś taki istnieje, ale wiedzieć, a znów ją zobaczyć... To jednak zupełnie co innego. Jak ona spojrzy tej kobiecie w oczy? Czy będzie w stanie normalnie z nią rozmawiać, udawać, że nic się nie stało, że jej i Wiktora nic nie łączy? Musi spróbować. Będzie ciężko, ale nie ma innego wyjścia. Nikt nie może się dowiedzieć, co jest między nimi.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk domofonu. Pobiegła do przedpokoju i otworzyła Hubertowi drzwi. Uśmiechnęła się do przyjaciela, bo wyglądał nieco inaczej niż zwykle. Rozczochrane blond włosy były przycięte i ułożone przy pomocy żelu, na sobie zaś miał ładnie skrojony garnitur, koszulę i błękitny krawat.

- Cześć – wyszczerzył zęby, poszurał butami po wycieraczce i wszedł do środka. – Ślicznie wyglądasz.

- Dzięki – rozpromieniła się Paulina.

Miała cichą nadzieję, że Wiktorowi też się spodoba. W końcu tak naprawdę to dla niego tak się stroiła...

- Wiesz co, chyba nigdy jeszcze nie widziałem cię w lokach – stwierdził Hubert, opierając się o ścianę. – A trochę lat już się znamy.

- Postanowiłam dzisiaj dla odmiany zrezygnować ze standardów – odparła wymijająco polonistka.

- Brzeziński będzie zachwycony jak cię zobaczy.

Paulina zarumieniła się natychmiast i odwróciła wzrok. Bardzo tego nie chciała, ale nie miała pojęcia, że to aż tak widać.

- Daj spokój...

- Przecież wiem, że ci na nim zależy. Mnie nie oszukasz.

Polonistka westchnęła cicho. Hubert za dobrze ją znał. Nawet gdyby chciała coś przed nim ukryć, byłoby to bardzo ciężkie do wykonania.

- Przyszedł do ciebie w urodziny z kwiatami... Tego się nie robi każdej byłej uczennicy – ciągnął Zakrzewski, przyglądając się uważnie przyjaciółce. – I nie próbuj zaprzeczać, widziałem, jak na siebie patrzycie.

- Oj dobrze, już dobrze – poddała się Paulina. – Hubert, ja... Kocham go. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo...

Łzy stanęły jej w oczach, ale szybko je przepędziła. „Rozmażę sobie makijaż" – pomyślała trzeźwo i wzięła głęboki oddech. Zakrzewski uśmiechnął się delikatnie, widząc jej reakcję, po czym podszedł bliżej i mocno przytulił przyjaciółkę.

- Jest tylko jeden mały problem, prawda? – szepnął.

- Musimy wytrzymać do wakacji... Wtedy będzie mógł się spokojnie rozwieść, bez tego całego skandalu w szkole... Potem już wszystko będzie tak jak powinno... - odparła polonistka.

Hubert bardzo chciał jej wierzyć, ale trochę znał życie i obawiał się, że może wcale nie pójść tak łatwo...

Pół godziny później parkowali już przed lokalem, w którym co roku odbywała się studniówka ósmego liceum ogólnokształcącego. Sześć lat temu też działo się to dokładnie w tym miejscu. Paulina gotowa była niemal założyć się, że to jednak sen... Całe jej życie zdawało się ostatnio być zupełnie nierealne, a ta sytuacja w zestawieniu z jej marzeniami sprzed kilku lat dodatkowo potęgowała to wrażenie. Dziwnie się czuła, idąc przez salę w kierunku stołu dla nauczycieli. Kątem oka dostrzegła witającego się z resztą grona pedagogicznego Brzezińskiego. Niestety, jak się spodziewała, nie tylko jego... Zabolało. O wiele bardziej, niż myślała...

Kiedy w końcu jego wzrok odnalazł ją w tłumie, uśmiechnęła się tylko lekko i kiwnęła mu ręką. Nawet z takiej odległości jednak zobaczyła w jego szaro-błękitnych oczach tę samą mieszaninę zachwytu i smutku co zwykle, tyle że tym razem obecną w nich ze zdwojoną siłą. Mocniej chwyciła Huberta pod ramię i odganiając natrętne myśli pociągnęła go w stronę machającej do niej anglistki Edyty. Zdaje się, że miały miejsca obok siebie.

***

Spojrzała na stół i westchnęła. Miała zdecydowanie dość jedzenia na dzisiaj. Fakt faktem, że jak się tańczy przez całą noc pusty żołądek nie jest wskazany, ale ile można jeść...

W zasadzie dobrze się bawiła. Hubert tańczył nieźle, razem przeżyli już niejedną imprezę i umieli dotrzymać sobie towarzystwa przy takich okazjach. A jednak każde, mimowolne nawet spojrzenie na Wiktora i jego żonę bolało nie do zniesienia... Niby przygotowywała się na to psychicznie, niby nastawiła się już, że spędzą ten wieczór osobno, choć tak blisko siebie... Ale wciąż bolało. Postanowiła, że zignoruje to wszystko i zajmie się patrzeniem na maturzystów, którzy najwyraźniej byli zadowoleni z przebiegu imprezy. „Dobrze, że chociaż oni" – pomyślała, podpierając głowę dłonią. Muzyka też pozostawiała wiele do życzenia, ale co było robić... Młodzież z jakiegoś dziwnego powodu, którego Paulina nigdy nie rozumiała, bardzo lubiła bawić się przy disco-polo. Ona osobiście wolała stare, energetyczne kawałki z lat osiemdziesiątych.

Krótka chwila ciszy wyrwała ją z letargu, a sekundę później jej serce podskoczyło niespokojnie na pierwszy dźwięk kolejnego utworu. Poznała go od pierwszego taktu i niemal natychmiast przywołał w niej wspomnienie tak wyraźne, jakby dotyczyło zaledwie poprzedniego dnia... Nie mogąc uspokoić szalejącego pulsu, przymknęła oczy i nagle poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.

- Mogę panią prosić? – odezwał się cicho pogodny głos.

Paulina zerknęła za siebie i napotkała ciepłe, wesołe spojrzenie Brzezińskiego.

- Zawsze, panie profesorze – odparła z uśmiechem.

Podniosła się z miejsca i pozwoliła mu zaprowadzić się na parkiet. W uszach dźwięczał jej głos Eltona Johna, a serce miało ochotę wyskoczyć z piersi, zupełnie jak parę lat temu... Wiktor objął ją w pasie i przyciągnął niebezpiecznie blisko siebie.

- Pamiętasz? – wyszeptała z niedowierzaniem Paulina. – Naprawdę pamiętasz?

- Jak mógłbym zapomnieć... Przecież tylko raz miałem okazję tańczyć z moją ulubioną uczennicą – mruknął Brzeziński. – Może będę mało oryginalny, bo wtedy też ci to mówiłem, ale pięknie wyglądasz.

- Dziękuję – polonistka zarumieniła się delikatnie i przez chwilę odpłynęła myślami do czasów, kiedy jeszcze nawet nie myślała o powtórzeniu tamtej chwili...

~~~

Paulina obejrzała się w lustrze chyba ze wszystkich możliwych stron. Jej zdaniem było wręcz idealnie. Czarna, długa sukienka, z piękną koronkową górą, srebrne, mieniące się w blasku światła kolczyki, elegancki zegarek i buty na wysokim obcasie – wszystko wyglądało dokładnie tak, jak sobie wymarzyła. Nie mogła przestać się uśmiechać, patrząc na swoje odbicie.

- I jak, mamo? – spytała wesoło.

- Ślicznie, skarbie – odpowiedziała jej rodzicielka, rzucając przelotne spojrzenie na córkę znad laptopa.

Jak zwykle pracowała. Nawet w takim ważnym dniu jak studniówka nie potrafiła poświęcić swojemu dziecku więcej czasu. Ojciec też nie był lepszy. Dopiero na godzinę przed imprezą zjawił się w domu, by pożegnać się z Pauliną przed wyjściem. Hubert podjechał pod ich dom punktualnie o 18:30.

- Ach, Romek, aż mi się wierzyć nie chce, że mamy już taką dużą córkę – mama rozpromieniona przyszła ucałować swoje dziecko na drogę. – Baw się dobrze, kochanie.

- Dzięki, mamo – odparła Paulina.

- No, tylko bądźcie grzeczni – uśmiechnął się ojciec. – I nic sobie nie połam.

- Jasne, tato. To pa.

Paulina zarzuciła na plecy płaszcz, chwyciła torebkę i wyszła z domu. Hubert rozpromienił się na widok przyjaciółki i otworzył jej drzwi do samochodu.

- Witam szanowną panią, proszę wsiadać – wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Cześć, Hubi – dziewczyna uściskała go na powitanie. – Strasznie się cieszę, że ze mną idziesz. Sama chyba bym tego nie przeżyła.

- Będzie super, zobaczysz – puścił do niej oczko i odpalił silnik. – To gdzie ta twoja studniówka?

Paulina podała mu adres i jakieś piętnaście minut później byli na miejscu. Większość znajomych z jej klasy zajęła już miejsca przy stolikach, część nadal stała na korytarzu bądź na parkiecie, rozmawiając z przejęciem o nadchodzącej nocy. Zapowiadał się naprawdę niesamowity wieczór. Wszystko było takie wytworne i eleganckie, że Paulina czuła się niemal jak na gali oscarowej.

- Paula, jesteś już! – znienacka dopadła ją Aneta z jakimś przystojnym brunetem. – Cudnie wyglądasz.

- Ty też – Paulina zlustrowała przyjaciółkę od stóp do głów, podziwiając jej kreację.

- Cześć, Hubert – rzuciła Leśniewska w kierunku nieco zdezorientowanego blondyna. – Poznajcie Darka. Darek, to moja najlepsza przyjaciółka Paulina i jej kumpel Hubert.

- Hej, miło was poznać – brunet wyciągnął do nich rękę z uśmiechem.

Wszyscy uścisnęli sobie dłonie i poszli usiąść przy stoliku z tabliczką „III C". Paulina rozejrzała się ukradkiem po sali. Dostrzegła sporo znajomych twarzy, większość nauczycieli, swoją wychowawczynię, panią Małecką, aż wreszcie jej spojrzenie napotkało wicedyrektora Brzezińskiego. Ciemne włosy standardowo ułożył na bok, miał na sobie granatowy garnitur, białą koszulę i bordowy krawat ze złotą spinką. Pozbył się zupełnie swojego lekkiego zarostu, ale okulary zostały na miejscu. Rzecz jasna był w towarzystwie żony. Paulina poczuła ukłucie w sercu na ten widok. Otrząsnęła się jednak natychmiast, w myśli wyzwała od idiotek i kretynek, po czym szybko odwróciła wzrok.

Impreza oczywiście rozpoczęła się polonezem. A później była już tylko zabawa do białego rana. Hubert tańczył naprawdę świetnie i Paulina bardzo dobrze się z nim bawiła. Aneta nie widziała świata poza Darkiem, ale jej przyjaciółka była pewna, że nie potrwa to zbyt długo. Chociaż z drugiej strony w głębi serca bardzo chciała, by Leśniewska znalazła wreszcie chłopaka na dłużej.

Nieco zmęczone tańcami towarzystwo wróciło w końcu do stolika. Dochodziła już pierwsza w nocy i zabawa rozkręciła się na całego. Hubert o dziwo znalazł wspólny język z Darkiem i pogrążyli się w rozmowie o samochodach, a Aneta korzystając z okazji przysiadła się do Pauliny.

- No, na co czekasz? Idź do niego – odezwała się z szerokim uśmiechem.

W jej oczach malowało się szczere rozbawienie.

- Do kogo? – zdziwiła się dziewczyna.

Przyjaciółka ruchem głowy wskazała na Brzezińskiego, który akurat wirował z żoną na parkiecie.

- Zwariowałaś?! Niby po co? – spytała Paulina, choć jej podświadomość podskoczyła radośnie na myśl o tańcu z wicedyrektorem.

- Przecież chcesz. A on też ciągle na ciebie patrzy – Aneta wymownie uniosła brew. – Nie może cię poprosić, bo jest z żoną i nie wypada mu jej zostawić, ale jak ty po niego pójdziesz, to już co innego.

- Czy ty się na pewno dobrze czujesz? Ja się przy nim tylko skompromituję.

- Olej to. Zobaczysz, że będzie przeszczęśliwy.

Paulina pokręciła głową i zerknęła na parkiet. Brzeziński gdzieś zniknął. Pewnie też poszedł trochę odpocząć. Po kilku beznadziejnych hitach disco-polo z głośników popłynęło „Sacrifice" Eltona Johna. „Co za miła odmiana" – pomyślała Paulina.

- No, dalej! Leć, bo ci go żoneczka porwie – szturchnęła ją Aneta.

Przyjaciółka zgromiła ją wzrokiem, ale mimo tego podniosła się z miejsca.

- Na twoją odpowiedzialność – syknęła, poprawiła sukienkę i z uśmiechem ruszyła w kierunku stołu nauczycieli.

Brzeziński siedział obok swojej żony i profesora Czerskiego od biologii. Rozmawiali o czymś wesoło i nawet nie zwrócili uwagi na zmierzającą w ich stronę uczennicę. Paulina zebrała w sobie resztki odwagi, wzięła głęboki oddech, po czym zrobiła jeszcze dwa kroki i stanęła za plecami matematyka.

- Przepraszam bardzo, panie dyrektorze... – zaczęła pogodnie. – Czy mogłabym pana prosić?

Brzeziński spojrzał na nią zaskoczony, ale na jego twarzy niemal natychmiast pojawił się znajomy uśmiech.

- Ależ oczywiście. Będzie mi niezmiernie miło – odparł szarmancko.

Wstał, podał jej rękę i poprowadził ją na parkiet. Paulina nadal nie wiedziała, jakim cudem udało jej się w ogóle wypowiedzieć te dwa zdania, ale ze szczęścia o mało nie odfrunęła gdzieś pod sufit. Brzeziński objął ją drugą ręką w talii i wspólnie szybko złapali rytm. Piosenka była wolna i nastrojowa, więc nie musieli się specjalnie wysilać, co bardzo Paulinie odpowiadało.

- Pięknie wyglądasz – szepnął profesor, ani na chwilę nie przestając się uśmiechać.

W jego szaro-błękitnych oczach błyszczały wesołe iskierki.

- Dziękuję – odparła cicho.

- A jak ci się podoba impreza? Dobrze się bawisz?

- Tak, nawet bardzo. Na pewno będzie co wspominać.

„Szczególnie ten taniec" – dopowiedziała w myślach. Serce skakało jej w piersi co najmniej ze zdwojonym tempem i miała ogromną nadzieję, że Brzeziński tego nie czuje, trzymając ją tak blisko siebie. Kompletnie nie umiała nad tym zapanować, nie miała też pojęcia, czemu reaguje na niego w ten sposób.

- Nie denerwuj się, słoneczko, świetnie ci idzie – usłyszała tuż przy swoim uchu.

A więc jednak zauważył!

- Bo pan za dobrze tańczy, profesorze, i to kobiety stresuje – stwierdziła Paulina.

- Och, nie przesadzaj – Brzeziński zabawnie przewrócił oczami.

- Ale ja mówię całkiem poważnie.

- Ty jakoś dajesz radę. Naprawdę jestem aż taki straszny?

Zrobił tak zawiedzioną minę, że Paulina nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Profesor też się roześmiał i atmosfera zdecydowanie się rozluźniła. Przez resztę piosenki zamienili jeszcze parę słów na inne banalne tematy, potem podziękowali sobie ładnie za wspólny taniec i rozeszli się do swoich stolików. Choć właściwie Paulina mentalnie sunęła kilka centymetrów nad ziemią, zamiast iść jak normalny człowiek. Z daleka już zobaczyła szeroki uśmiech na twarzy Anety i wiedziała, że nie wywinie się od zrelacj0nowania jej tych cudownych kilku minut, które spędziła w objęciach profesora Brzezińskiego...

~~~

Z każdą mijającą sekundą Dawid coraz bardziej miał ochotę wejść na parkiet i przywalić Brzezińskiemu. Krew w nim wrzała, gdy obserwował tę dwójkę na parkiecie, patrzącą na siebie tak, jakby dookoła nie było nikogo poza nimi. Prawdopodobnie Zbierski był jedyną osobą, która tak bacznie im się w tamtej chwili przyglądała – po pierwsze ze względu na własne uczucia, a po drugie ze względu na Olę i obiecaną jej pomoc. Szmery w szkole spowodowane gazetką już dawno ustały, nie było powodu śledzić ich wzrokiem przez dwadzieścia cztery godziny na dobę... Ich zachowanie na co dzień naprawdę nie wzbudzało żadnych podejrzeń. Dawid właściwie gotów był uznać, że faktycznie sobie coś ubzdurał, dopóki nie zobaczył ich razem w tańcu... Desperacko poszukując jakiejkolwiek solidarności w swoim oburzeniu, odnalazł wzrokiem żonę Brzezińskiego, ale ku jego rozczarowaniu, pogrążona była akurat w rozmowie z dyrektorem Górskim na drugim końcu sali.

Utwór na szczęście właśnie dobiegł końca i Zbierski ponownie skupił się na Paulinie. Brzeziński jeszcze przez kilka sekund trzymał ją w ramionach... Zdecydowanie o te kilka sekund za długo. W końcu chwycił dłoń polonistki, pocałował delikatnie i oddalił się w przeciwnym kierunku. Teoretycznie nic się nie wydarzyło, ale Dawid już wszystko wiedział. Potrzebował jednak dowodów – jednoznacznych. I nawet gdyby zdobycie ich graniczyło z cudem, on się nie podda. Będzie walczył do końca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top