Rozdział XXII - "Możesz mi to jakoś wytłumaczyć?"

W pokoju nauczycielskim panowało dziwne poruszenie. Wszyscy szeptali, gestykulowali i rozglądali się ukradkiem po pomieszczeniu. Napięcie ewidentnie wisiało w powietrzu. Niby każdy wiedział, o co chodzi, ale nikt nie mówił o niczym na głos.

Nieświadomy sytuacji Wiktor jak zawsze z uśmiechem wszedł do pokoju nauczycielskiego, lecz nie zastał tam codziennego zamieszania. Na jego widok nagle zapanowała absolutna cisza. Brzeziński uniósł brwi ze zdziwieniem, szukając przyczyny tego zaskakującego zjawiska, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Spokojnie zdjął więc płaszcz i powiesił go na wieszaku, czując na sobie spojrzenia całego grona pedagogicznego.

- Dzień dobry – odezwał się wreszcie. – Co tutaj tak cicho? Stało się coś?

Nikt jednak nie był chętny, by udzielić mu jakiejkolwiek odpowiedzi. Zdezorientowany Wiktor przebiegł wzrokiem po pokoju i dostrzegł na stole świeży egzemplarz szkolnej gazetki. Coś go tknęło. Wziął pisemko do ręki, przekartkował, aż w końcu na jednej ze stron zobaczył artykuł zatytułowany „Wokulski XXI-ego wieku". Przez chwilę wpatrywał się w ten napis jak cielę w malowane wrota. Z wrażenia aż odebrało mu mowę, a im dłużej zagłębiał się w lekturę tekstu, tym bardziej coś mu się przewracało w środku. Ktoś najwidoczniej próbował być dowcipny... Ale naprawdę zdrowo przesadził.

Brzeziński podniósł wzrok i zobaczył, że wszyscy przyglądają mu się w skupieniu. Nie dostrzegł jednak nigdzie Pauliny, więc kamień spadł mu z serca. To znaczyło, że jeszcze o niczym nie wiedziała.

- Moi państwo, to jest oczywiście stek bzdur i mam nadzieję, że nikt nie ma co do tego wątpliwości – powiedział w końcu stanowczo, z trudem panując nad nerwami. – Jakiś uczeń zrobił sobie idiotyczny żart, ale dopilnuję, żeby spotkały go odpowiednie konsekwencje.

Rzucił gazetkę na stół i ruszył do wyjścia z pokoju nauczycielskiego.

- Aha – zatrzymał się jeszcze w progu. – Proszę o natychmiastowe wstrzymanie rozprowadzania tego szmatławca. I nie życzę sobie absolutnie żadnych komentarzy na ten temat.

Nikt nie odpowiedział, więc Brzeziński trzasnął drzwiami i skierował kroki do swojego gabinetu. Wiedział, że autorem artykułu jest ktoś z III c i nawet domyślał się, kto to może być. Najpierw jednak musiał przedyskutować swoje spostrzeżenia z Pauliną, by móc coś z tym zrobić.

Pierwsza lekcja tego dnia wypadała mu z drugą klasą. Prawdę mówiąc nie miał pojęcia, o czym była ani jakim cudem w ogóle ją poprowadził. Coś tłumaczył, zadał jakieś zadania, ale nie był w stanie powtórzyć ani jednego swojego słowa z tych zajęć. Po dzwonku szybko udał się na dolny korytarz, gdzie zgodnie z przewidywaniami zobaczył wchodzącą do szkoły Paulinę. Przecisnął się pomiędzy tłumem uczniów i złapał ją za ramię.

- Chodź do mojego gabinetu – szepnął tylko, pociągając ją za sobą.

- Coś się stało? – spytała zaniepokojona polonistka.

- Ktoś bardzo nas nie lubi. Albo raczej mnie... – stwierdził kwaśno Wiktor.

Otworzył drzwi do gabinetu, przepuścił przodem Paulinę i sam wszedł do środka.

- Trzeba sprawdzić, kto z III c miał dostęp do gazetki – westchnął, wyjmując z szuflady biurka schowany tam wcześniej egzemplarz. – Masz, czytaj. Strona ósma.

Polonistka wzięła do ręki gazetkę i zupełnie zdezorientowana zagłębiła się w tekst wskazany przez Brzezińskiego. Nie ulegało wątpliwości, że ktoś bardzo chciał narobić im kłopotów i z pewnością był to ktoś z III c, bo tylko maturzyści mogli znać szczegóły wycieczki do Warszawy.

- Jak to się w ogóle stało? – nie rozumiała Paulina. – Ja przecież osobiście poprawiałam wszystkie teksty w gazetce... Dawid miał to tylko poskładać i wysłać do biblioteki do druku...

- Czyli to Dawid jako ostatni miał wgląd do tego egzemplarza? – upewnił się Brzeziński.

- No tak – potwierdziła Paulina. – Ale niemożliwe, że przeoczył coś takiego, przecież to zajmuje prawie całą stronę...

Wiktor próbował na szybko przeanalizować całą sytuację. Przypomniał sobie o wizycie w Centrum Kopernika, o tym, jak zastał Dawida przy Paulinie i jak Zbierski zjawił się w jej pokoju po ciszy nocnej... Nagle wszystko stało się jasne. Ostatnio Dawid jakoś dziwnie się zachowywał, był opryskliwy i niegrzeczny, zwłaszcza na matematyce. Tymczasem na polskim, według słów Pauliny, robił się z niego istny aniołek. Teraz przynajmniej wiadomo, dlaczego...

- Trzeba poważnie porozmawiać z Dawidem – uznał Brzeziński.

- Myślisz, że to on? – polonistka podniosła wzrok znad gazetki.

- Mam pewne podejrzenia, które każą mi tak twierdzić.

Paulina spojrzała na niego pytająco.

- Nie zauważyłaś nic dziwnego w jego zachowaniu?

- Raczej nie... On się bardzo poświęcił tej pracy, robił to naprawdę dobrze. Zgłaszał się na lekcjach...

- No właśnie, a u mnie wręcz odwrotnie – pokiwał głową Wiktor. – Od jakiegoś czasu widzę, że ewidentnie mnie nie lubi.

- Ale dlaczego? – nie rozumiała Paulina.

- Bo się w tobie zakochał.

Polonistka otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale nie umiała tego w żaden sposób skomentować. Dopiero teraz wszystko zaczęło jej się układać. Faktycznie, czasem na lekcji miała wrażenie, że Dawid nie spuszcza z niej wzroku; spędzał dużo czasu przy pracy nad gazetką, żeby móc z nią porozmawiać albo pobyć chwilę sam na sam... A ona do tej pory nic nie zauważyła! Była zbyt zajęta Wiktorem i swoimi sprawami, żeby zwrócić uwagę na zachowanie Zbierskiego...

Nagle rozległo się pukanie do drzwi i w gabinecie pojawiła się głowa dyrektora Górskiego.

- O, dzień dobry – przywitał się, patrząc wymownie na Paulinę. – Wiktor, mogę cię na chwilę prosić do siebie?

Brzeziński spojrzał na polonistkę, szepnął „pogadamy później", po czym udał się za dyrektorem. Domyślał się, że Marcin już widział najnowszy numer szkolnej gazetki i nie mylił się. Górski zamknął za nim drzwi gabinetu i wziął do ręki leżący na biurku egzemplarz.

- Możesz mi to jakoś wytłumaczyć? – spytał, potrząsając trzymanym pisemkiem.

- Błagam cię, Marcin, chyba nie wierzysz w te bzdury? – roześmiał się Wiktor. – To jest jakiś absurd, ktoś uważał, że zrobi świetny żart, ale nie wziął pod uwagę konsekwencji. A ja je wyciągnę, tego możesz być pewny.

Górski patrzył na Brzezińskiego podejrzliwie, choć naprawdę bardzo chciał wierzyć w jego wersję. Nie mógł jednak udawać, że wszystko jest w porządku, bo plotki już rozeszły się po szkole. Co najgorsze nie tylko wśród uczniów, ale i wśród grona pedagogicznego.

- Czyli chcesz mi powiedzieć, że ktoś to wszystko wymyślił? – upewnił się dyrektor.

- No chyba nie sądzisz, że pojechałem na tę wycieczkę po to, żeby przespać się z Pauliną – prychnął Wiktor.

- Ja tego nie powiedziałem.

- Ale do tego sprowadza się ten artykuł.

Górski westchnął ciężko i przeczesał włosy palcami.

- Podobno w każdej plotce jest ziarnko prawdy... – zauważył ostrożnie.

- Tak? Chcesz znać prawdę? Dobrze – zgodził się natychmiast Brzeziński. – Siedzieliśmy razem wieczorem, spędzaliśmy wspólnie wolny czas, ale to chyba nic dziwnego, prawda? Co, mieliśmy zamknąć się w osobnych pokojach i nie odzywać do siebie? Marcin, na litość boską, bądź realistą!

- Dobrze, dobrze... Przecież ci wierzę – zapewnił dyrektor. – Tylko nie rozumiem, po co ktoś miałby wypisywać coś takiego.

- Bo mnie nie lubi i chce mi zaszkodzić, to chyba logiczne.

- Z tego, co wiem, jesteś raczej lubiany wśród uczniów.

- Chyba, że ten ktoś ma konkretny powód, by mnie nie lubić...

Marcin pytająco uniósł brew.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Jeden z uczniów... Po prostu wydaje mi się, że jest zazdrosny o Paulinę.

- Boże, tylko tego mi jeszcze brakowało! – jęknął Górski.

- Ale spokojnie, załatwię to z nim – uspokoił go Wiktor. – Lepiej to zrobić na osobności, nie ma co wywoływać afery.

- Jesteś pewny, że to on?

- Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent.

- No dobrze. Mam nadzieję, że to się nigdy więcej nie powtórzy – mruknął dyrektor. – Możesz iść.

Brzeziński kiwnął głową na pożegnanie i opuścił gabinet Górskiego. Nie wyglądało to dobrze. Teraz Dawid znienawidzi go jeszcze bardziej... Ale co było robić?

Spojrzał na zegarek. Przerwa kończyła się za dwie minuty. Mało czasu na przemyślenie rozwiązania sprawy z Dawidem, ale nie chciał tego odkładać. Skoro ma dzisiaj z nimi lekcję, załatwi to od razu. Poszedł do pokoju nauczycielskiego po dziennik i gdy zabrzmiał dzwonek, wolnym krokiem skierował się do klasy.

Poruszenie w szkole było boleśnie widoczne. Wszyscy szeptali coś za jego plecami, a on ostatkiem sił starał się nie wybuchnąć i udawać stalową obojętność. Im dalej brnął przez korytarz, tym stawało się to trudniejsze. W końcu dotarł do III c, wpuścił ich do klasy i z ulgą zajął miejsce za biurkiem. Nie mógł się skupić na temacie zajęć. Zadał kilka przykładów do rozwiązania i pogrążył się we własnych myślach. Obserwował klasę skoncentrowaną na liczeniu, skrobiącą długopisami w zeszytach i gotował się z wściekłości. Oczywiście na zewnątrz nic po sobie nie pokazywał, ale wszystko w środku wręcz mu kipiało. Nie miał wątpliwości, że tego rodzaju sprawy należy załatwiać poza lekcjami, dlatego ze zniecierpliwieniem wyczekiwał dzwonka na przerwę. W zasadzie nie złapał nikogo na gorącym uczynku, raczej ciężko cokolwiek udowodnić w takiej sytuacji, ale był swych podejrzeń pewny niemal w stu procentach. Nie mógł tego tak zostawić.

W końcu doczekał się dzwonka. Uczniowie od razu zerwali się z miejsc i zaczęli pakować swoje rzeczy, ale Wiktor nawet nie zwrócił na to uwagi. Wciąż nie spuszczał wzroku z jednej, konkretnej osoby.

- Dawid, pozwolisz do mnie na moment? – spytał najspokojniej jak tylko mógł.

Chłopak wydawał się być nieco zdezorientowany, ale posłusznie skinął głową. Wrzucił podręcznik do plecaka i podszedł do nauczyciela.

- Coś się stało, panie profesorze?

Brzeziński nie odpowiedział, czekając, aż wszyscy opuszczą klasę. Dopiero kiedy za ostatnią osobą zamknęły się drzwi, spojrzał na Zbierskiego lodowatym wzrokiem.

- Jeszcze jeden taki numer, a dopilnuję, żebyśmy spotkali się u dyrektora – wycedził przez zęby.

- O czym pan mówi? – zdziwił się teatralnie Dawid, choć już czuł pot na plecach.

- Nie zgrywaj mi tu niewiniątka! – warknął profesor.

Otworzył swoją teczkę, wyjął z niej egzemplarz szkolnej gazetki i cisnął go na biurko.

- Masz mi coś do powiedzenia w tej sprawie?

Zbierski przełknął ślinę, spoglądając niepewnie na nauczyciela.

- To nie tak... Ja to sklejałem w szkole, w sali informatycznej, wyszedłem na chwilę do łazienki, ktoś mógł to wkleić w każdym momencie... Po prostu przeoczyłem...

- Nie pieprz głupot! – zirytował się Brzeziński. – To ty odpowiadasz za finalny kształt gazetki, musiałeś sprawdzić wszystko od początku do końca przed drukiem! Więc nie zasłaniaj mi się zmyślonymi historyjkami, bo ja ci w to nie uwierzę. Widzę, jak patrzysz na Paulinę, jestem w stanie zrozumieć młodzieńcze zauroczenie. Ale to, co zrobiłeś, jest poniżej wszelkiej krytyki!

- A pan to niby taki święty?! – oburzył się Dawid. – Przecież to wszystko prawda! Ta wycieczka tylko jednemu miała służyć. Żona panu nie wystarcza?!

- Zamknij się, gówniarzu! – Wiktor uderzył pięścią w biurko. – Moje życie prywatne to moja sprawa i na pewno nie zamierzam ci się z niego tłumaczyć! A jeśli naprawdę myślałeś, że Paulina mogłaby się zainteresować takim szczeniakiem jak ty, to muszę cię rozczarować. Nic z tego nie będzie!

- Jasne, bo ona woli takich starych dziadów jak pan! – odgryzł się z ironią Dawid. – Tylko że ja nie mam pojęcia, co ona w panu widzi!

Chłopak zacisnął powieki, chcąc powstrzymać nieproszone łzy, odwrócił się na pięcie i wybiegł z sali, trzaskając drzwiami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top