Rozdział XVIII - "Wywalili mnie"

Ciężko powiedzieć, że padało. Była to raczej lekka jesienna mżawka, niby niezauważalna, ale jednak na dłuższą metę nieco denerwująca. Mimo wszystko Paulina zupełnie nie zwracała na nią uwagi, wciąż mając w głowie wydarzenia z dzisiejszego dnia. Ciągle nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Miała wrażenie, że to po prostu piękny sen, z którego nie chciałaby się obudzić. Tylko co teraz będzie? Przecież Wiktor ma rodzinę, jak on sobie to wszystko wyobraża? Cóż, na razie jedynym wyjściem było utrzymywanie ich relacji w tajemnicy, co będzie dość trudne, biorąc pod uwagę fakt, że widywali się w szkole codziennie. Postanowiła jednak póki co nie zaprzątać sobie głowy tymi drobnostkami. Przypomniało jej się natomiast o Hubercie i uporczywym milczeniu jego telefonu. Wyciągnęła z kieszeni komórkę i zerknęła na wyświetlacz. Nadal żadnej wiadomości. Jeszcze raz wykręciła numer do przyjaciela, ale bezskutecznie.

- Cholera – mruknęła pod nosem, wsiadając do autobusu.

Uznała, że poczeka jeszcze parę godzin, zje w domu obiad i jeśli nie dostanie od niego w dalszym ciągu żadnej odpowiedzi, wybierze się do mieszkania przyjaciela.

Pod wieczór Paulina kolejny raz wykonała telefon do Huberta i kolejny raz bezskutecznie. Zaczęło ją to trochę niepokoić. Zakrzewski z reguły sprawdzał komórkę dość często i na pewno by oddzwonił albo chociaż napisał, że nie może rozmawiać. Postanowiła więc złożyć mu wizytę. Przedtem jednak wykręciła jeszcze numer do Anety.

- Halo?

- Cześć. Słuchaj, nie wiem, co się dzieje z Hubertem, cały dzień nie mogę się do niego dodzwonić. W ogóle od paru dni już się nie odzywa, chyba powinnam do niego pojechać.

- Chcesz samochód czy mam jechać z tobą?

- Możesz ze mną jechać jak chcesz. Będzie mi raźniej.

- Okej. Będę za pół godziny.

Paulina odłożyła telefon i uśmiechnęła się do siebie. Za to właśnie uwielbiała Anetę – zawsze mogła na nią liczyć. Jakieś czterdzieści minut później obie stały przed drzwiami mieszkania Huberta, dobijając się do niego uparcie. W końcu Paulina się zirytowała, odszukała w torebce zapasowe klucze przyjaciela i otworzyła drzwi. Co jednak niewiele pomogło, bo w środku nie było żywego ducha.

- Boże, jaki tu syf – jęknęła Aneta.

- Ewidentnie coś się stało – polonistka pokiwała głową, rozglądając się po mieszkaniu.

Hubert nie należał do pedantów, ale nigdy nie zaniedbał domu do tego stopnia. Gdzieniegdzie walały się puszki po piwie i puste pudełka od pizzy, ubrania chyba od dawna nie widziały wnętrza szafy (nie wspominając już o czymś takim jak pralka), a kuchnia tonęła w brudnych garnkach. Było naprawdę źle.

- No dobra... Zdecydowanie trzeba mu dać po głowie – westchnęła Paulina. – Jak tylko go znajdziemy oczywiście.

- „Dać po głowie"? – powtórzyła Aneta. – Chyba tobie! Facet ma problem z życiem, a ty chcesz go karać za bałagan w mieszkaniu?!

- Nie, kretynko. Chcę, żeby wziął się w garść. Nad nim nie można się litować, bo to odnosi jedynie odwrotny skutek. A jak się mu nagada porządnie do rozumu, to ze wszystkim sobie poradzi.

- Pokrętna filozofia – mruknęła Leśniewska, ale ostatecznie machnęła ręką.

Niech tam. Paulina w końcu zna go lepiej, może faktycznie potrzebny mu kubeł zimnej wody, by odzyskał umiejętność trzeźwego myślenia.

- I co teraz?

Polonistka zamyśliła się przez chwilę. Skoro Huberta nie było w domu (a o tej godzinie na pewno nie było go też w pracy), to mógł być tylko w dwóch miejscach – u niej albo u Jerzego. Pierwszą opcję można było wykluczyć, zatem został Jurek. Niestety Paulina nie miała ani jego numeru telefonu, ani adresu.

- Zdajesz sobie sprawę, że żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku i istnieje coś takiego jak Facebook? – uśmiechnęła się z politowaniem Aneta.

- Hm... No tak, to może być jakieś rozwiązanie – przyznała jej przyjaciółka.

Wyciągnęła z torebki komórkę, włączyła aplikację i odnalazła konto Jerzego, po czym wystukała do niego wiadomość:

Cześć! Jest może u Ciebie Hubert?

Na szczęście Jurek był akurat dostępny i odpisał dość szybko.

Nie. A coś się stało?

Paulina westchnęła, zastanawiając się, jak wytłumaczyć mu całą tę sytuację.

Mam nadzieję, że jeszcze nie. Nie mogę się do niego dodzwonić i nie ma go w domu... Za to zastałam tu straszny bałagan. To do niego niepodobne.

Zaczekaj tam na mnie, już jadę.

Polonistka z zadowoleniem pomyślała, że Jerzemu naprawdę zależy na Hubercie. Widocznie poważnie się zaniepokoił tym, co mu powiedziała...

- U Jurka też go nie ma – zakomunikowała przyjaciółce. – Ale napisał, żeby na niego poczekać, zaraz do nas przyjedzie.

Aneta kiwnęła głową i rozgościła się na kanapie, na której jakimś cudem zostało jeszcze trochę miejsca pomiędzy ciuchami Huberta. Po dwudziestu minutach w drzwiach mieszkania Zakrzewskiego stanął zdenerwowany Jurek.

- Jak tu weszłyście? – zapytał zamiast powitania.

- Mam zapasowe klucze – wyjaśniła Paulina.

Przedstawiła Jerzemu Anetę i cała trójka zebrała się w salonie, by zastanowić się nad ewentualnym miejscem pobytu Huberta.

- Miał ostatnio trochę problemów w pracy, może coś się stało i musiał zostać dłużej? – zasugerował Skawiński.

- Do tej godziny? – Leśniewska zerknęła na zegarek. – Bez przesady, dochodzi dwudziesta pierwsza.

- Jak miał jakiś kłopot, to z reguły przychodził do mnie – odezwała się Paulina. – Zresztą był u mnie jakiś czas temu, załamał się, bo ukradli jego projekt... Miał jeszcze porozmawiać o tym z szefem, ale nie wiem, jak to się skończyło.

Jerzy myślał przez kilka minut i wreszcie pstryknął palcami.

- Tu niedaleko jest taki pub... Czasem chodzimy tam na piwo. Może miał dosyć i poszedł się napić?

Paulina zastanowiła się nad tym. Niby mało prawdopodobne, ale warto sprawdzić każdy trop. Hubert rzadko sięgał po alkohol, jednak biorąc pod uwagę ilość puszek po piwie w jego mieszkaniu...

- Możesz przypadkiem mieć rację – stwierdziła polonistka. – Idziemy, im szybciej, tym lepiej.

Przedostali się przez ubrania, puszki i pudełka, zamknęli mieszkanie, po czym zbiegli po schodach i znaleźli się na ulicy. Jurek wskazał im drogę do pubu, który, jak się okazało, o tej porze był wypełniony po brzegi. Trzeba się było jednak jakoś przepchnąć przez ten tłum i sprawdzić, czy gdzieś wśród ludzi nie ma Huberta. Głośna muzyka nie ułatwiała sprawy, a nie do końca trzeźwi osobnicy chyba nie rozumieli, co znaczy odrobina prywatności... Na szczęście Jerzy jako przedstawiciel subkultury metalowej wzbudzał pewien respekt, co trochę pomogło w przebiciu się przez tę masę.

- Widzisz go gdzieś?! – Aneta próbowała przekrzyczeć ryczące z głośników disco-polo.

- Nie! – odkrzyknęła Paulina.

Westchnęła głęboko, rozglądając się dookoła. Nagle po drugiej stronie sali, przy barze dostrzegła znajomą czuprynę...

- Jest! – zawołała uradowana do przyjaciółki i Jurka.

Wszyscy troje podbiegli do niego z ulgą, ale tuż przed nim stanęli jak wryci. Hubert był kompletnie pijany, siedział na stołku barowym, głowę oparł na łokciu, a drugą ręką obracał w palcach kieliszek od wódki. Zupełnie nie zwrócił na nich uwagi, dopiero po kilku sekundach podniósł na nich puste spojrzenie.

- Hubert, do cholery, czyś ty zwariował?! – warknęła Paulina, chwytając go za ramiona. – Pogięło cię?! Co się stało?!

Zakrzewski uśmiechnął się krzywo, niewzruszony jej słowami.

- Wywalili mnie – zakomunikował beztrosko.

- Co takiego?! – Jurek wybałuszył oczy. – Jak to „wywalili"? Nie mieli żadnych podstaw!

- „Brak efektywności w wykonywaniu obowiązków zawodowych" – Hubert uniósł do góry palec, cytując otrzymane wymówienie. – Rozumiecie to?! „Brak efektywności"!

Przyjaciele spojrzeli po sobie z zakłopotaniem. To była jawna niesprawiedliwość, ale co właściwie mogli zrobić?

- Pierdolone homofoby – mruknął Zakrzewski.

Paulina zerknęła z niepokojem na przyjaciela, ale on kompletnie się tym nie przejął. Chciał zawołać kelnera po jeszcze jeden kieliszek, lecz polonistka w porę go powstrzymała.

- Ty już dzisiaj nie pijesz, Hubert – powiedziała stanowczo. – Idziemy do domu.

- Co? Daj spokój, nic mi nie jest – Zakrzewski wyprostował się i zmierzwił ręką włosy. – Wszystko gra, serio.

- H u b e r t... – Paulina wypowiedziała jego imię takim tonem, że w końcu spojrzał na nią bardziej przytomnie. – Mówię „idziemy".

Zakrzewski przeniósł wzrok na Jurka i Anetę, szukając jakiegokolwiek wsparcia, ale oni tylko skrzyżowali ręce na piersi, patrząc na niego z dezaprobatą.

- No dobra, dobra – bąknął niewyraźnie.

Spróbował podnieść się ze stołka i wpadł na Paulinę.

- Sorry...

- Stary, weź się w garść! – jęknęła polonistka, biorąc go pod ramię.

Jerzy też rzucił się do pomocy. Przełożył sobie drugą rękę Huberta przez szyję i pomógł mu doczołgać się do wyjścia z pubu. Przyjaciele odwieźli Huberta do domu i surowo nakazali, by położył się spać. Wprawdzie Zakrzewski trochę pomarudził, ale w k0ńcu grzecznie poszedł do sypialni. Pozostała trójka tymczasem zmęczona opadła na kanapę.

- Sądzicie, że mu przejdzie do rana? – spytała Aneta.

- Miejmy nadzieję – mruknęła Paulina. – Posiedziałabym tu z nim, ale muszę rano iść do szkoły...

- Ja też mam robotę – westchnęła Leśniewska.

- Też muszę iść jutro do pracy, ale mogę przywieźć sobie rzeczy i zostać do rana. Żaden problem – zaoferował się Jerzy.

- Okej, to ja w takim razie wpadnę do niego po szkole – uśmiechnęła się polonistka. – A na razie uciekam. Trzymajcie się.

Pomachała im na pożegnanie i zniknęła w drzwiach mieszkania.

Następnego dnia prosto ze szkoły udała się na zakupy, żeby zanieść je przy okazji Hubertowi. Była ciekawa, jak dużo pamiętał z wczorajszego wieczoru. O ile w ogóle pamiętał cokolwiek... W każdym razie najważniejsze, żeby przestał się już przejmować tamtymi kretynami i poszukał nowej pracy. Najwyższa pora wziąć się w garść.

Nie fatygowała się pukaniem do drzwi, otworzyła sobie sama. Hubert krzątał się po kuchni, próbując pozbierać i zutylizować pudełka po jedzeniu. Był rozczochrany, miał podkrążone oczy i generalnie wyglądał jak siedem nieszczęść.

- O, cześć – bąknął, kiedy zobaczył Paulinę. – Sorry za bałagan...

Paulina roześmiała się serdecznie i odłożyła siatki z zakupami na blat.

- Nic nie pamiętasz, co? – domyśliła się.

Hubert spojrzał na nią zmęczony wzrokiem, potrząsając przecząco głową.

- Nie mam pojęcia, co się działo... Możesz... Możesz mi trochę rozjaśnić sytuację?

- Poszedłeś do pubu i się upiłeś, ot i cała historia – wyjaśniła Paulina. – Szukaliśmy cię z Jerzym i Anetą, a potem zaciągnęliśmy do domu. Właśnie, Jurek w pracy?

- Co?! On tu był? – zdumiał się Zakrzewski.

- Miał posiedzieć do rana.

Hubert ciężko wypuścił powietrze z płuc i zmierzwił ręką włosy.

- To pewnie poszedł do roboty – stwierdził. – Dzięki. Za zakupy też. I przepraszam. Miałem ostatnio kryzys osobowości...

- Jasne, jasne... Hubi, zapomnij o tym wszystkim. Jesteś świetnym biologiem, dostaniesz pracę gdzie tylko chcesz – uśmiechnęła się Paulina. – Ale najpierw musisz się ogarnąć.

Zakrzewski też odpowiedział jej uśmiechem.

- Wiem... Głupi jestem. Ale naprawdę mnie to przerosło. Znasz mnie, nie upiłbym się bez powodu. Musiałem jakoś odreagować. Więcej tego nie zrobię.

- Trzymam za słowo.

Paulina wiedziała, że może mu zaufać. Jeśli coś jej obiecał, to na pewno dotrzyma słowa. Pomogła mu jednak doprowadzić mieszkanie do względnego porządku, zrobiła obiad i usiadła z nim do laptopa, żeby przejrzeć oferty pracy. Po południu wpadł Jurek, więc Paulina mogła z czystym sumieniem zostawić Huberta pod jego opieką, tym bardziej, że doszedł już do siebie po porannym kacu. Cieszyła się, że go znaleźli. I że się nie poddał. W końcu miał jeszcze kawał życia przed sobą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top