Rozdział XVI - "Z naszym profesorem?!"

Każdy rozsądny człowiek stwierdziłby, że po szkolnej wycieczce nauczyciel powinien być zmęczony. Psychicznie, fizycznie i ogólnie, zwłaszcza presją odpowiedzialności za całą grupę dzieciaków. Pewnie miałby rację. Wiktor jednak nie czuł się ani trochę zmęczony, a nawet wręcz przeciwnie – wydawało mu się, że jest przynajmniej o dziesięć lat młodszy. Wrócił z Warszawy nie tylko wypoczęty, ale i zadowolony z życia jak nigdy, co było oczywiście w dużej mierze zasługą Pauliny. Bez wątpienia coś się zaczęło dziać między nimi, ich relacje zmieniły się w sposób diametralny przez ostatnie dwa miesiące, a sprawy przybrały zupełnie nieoczekiwany obrót. Choć Brzeziński nie mógł zaprzeczyć, że właściwie wszystko to wyniknęło z jego inicjatywy. To on zaproponował kawę, on zabrał ją na wycieczkę... Po tym wyjeździe był już pewien, że nie jest Paulinie obojętny i ta świadomość wypełniała jego serce słodką radością, nieporównywalną do czegokolwiek innego. Niestety nie było mu dane długo się tym nacieszyć, gdyż szara rzeczywistość zmusiła go do powrotu na ziemię, gdzie czekała nieszczególnie szczęśliwa żona. Wiktor był pewny, że przywita go z uśmiechem po tych trzech dniach rozłąki, a tymczasem z niewiadomych przyczyn Ela zupełnie nie okazała zadowolenia z jego powrotu.

- Cześć – rzuciła tylko, jak gdyby widzieli się przed godziną. – Jak było?

Brzeziński podszedł do niej ostrożnie, kurtuazyjnie pocałował ją w policzek i z niepokojem ściągnął płaszcz.

- W porządku, wszystko według planu, zwiedziliśmy Warszawę, byliśmy w Centrum Kopernika... Obyło się nawet bez afer alkoholowych – odparł wymijająco. – Bardzo sympatyczna wycieczka, dzieciaki też były zadowolone.

- To dobrze – skwitowała krótko Ela i wróciła do swoich zajęć w kuchni.

Pchnięty złym przeczuciem Wiktor postanowił udać się za nią.

- A ty co robiłaś przez te trzy dni? – zapytał.

- Nic specjalnego, praca, dyżury... Przecież wiesz, jak to wygląda – jego żona wzruszyła ramionami i zamieszała sos w garnku. – Dzwonił do mnie Marcin.

Brzeziński poczuł nieprzyjemne ukłucie w okolicy żołądka. Jeśli Ela rozmawiała z Marcinem, mogło to oznaczać tylko jedno – kłopoty.

- Pytał, czy wpadniemy do nich w sobotę na kolację – dodała po chwili.

Wiktor wiedział, że wcale nie to było głównym tematem ich rozmowy. Wolał się mylić, ale po pierwsze za dobrze znał swoją żonę, a po drugie znał też Marcina. I był pewny, że Górski nie zadzwonił do niej tylko po to, żeby pogadać o pogodzie i zaprosić ich na kolację, bo nawet gdyby tak było, to prędzej zadzwoniłby z tą sprawą do niego, a nie do Elki. Coś się tutaj ewidentnie nie zgadzało.

- Czemu nie, możemy iść – zgodził się Brzeziński. – Coś jeszcze ciekawego mówił?

- Tak, dowiedziałam się bardzo ciekawych rzeczy – stwierdziła sucho jego żona. – Na przykład, że mój mąż mnie okłamuje.

- Że co proszę?! – zdziwił się teatralnie Wiktor.

- Nie udawaj głupiego. Na tej wycieczce była też Paulina, prawda? Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? I w ogóle po co ona ci tam była?! Nie mogłeś jechać z Kamilem?

Brzeziński westchnął ciężko i przejechał sobie ręką po włosach.

- To nie tak, zaczekaj... Byłem tam z nią, ale nie chciałem ci tego mówić, bo wiedziałem, że się zdenerwujesz – wyjaśnił spokojnie. – Obiecałem mojej klasie maturalnej, że ich zabiorę do tego Centrum Kopernika, a że są słabi z polskiego, to przedtem zorganizowałem zwiedzanie Warszawy śladami Wokulskiego. Paulina była naszym przewodnikiem, dlatego jej potrzebowałem.

Ela w dalszym ciągu patrzyła na niego nieco podejrzliwie, ale z ulgą dostrzegł, że najgorsza złość już prawie jej minęła. Tłumaczenie było przecież naprawdę wiarygodne, nikt nie mógł mieć im nic do zarzucenia. A to, że w rzeczywistości sprawy miały się trochę inaczej... No cóż, reszta społeczeństwa nie musiała o tym wiedzieć. Nawet wręcz nie powinna.

- Przepraszam cię bardzo, czy ona jest jedyną polonistką w szkole? – drążyła Elżbieta.

- Nie, ale ona ich uczy – odparł Wiktor. – Dostała tę klasę dopiero we wrześniu, a wierz mi, nie jest łatwo prowadzić klasę maturalną w ostatnim roku, kompletnie jej nie znając. Chciałem, żeby spędziła z nimi trochę czasu.

- Z nimi czy z tobą? – spytała złośliwie Brzezińska.

- Przestań.

- Myślisz, że jej nie pamiętam? Gdybyś się tak przejmował maturami wszystkich uczniów, to faktycznie, może i bym nie pamiętała. Ale mam wrażenie, że nie każdemu wysyłałeś sms-y z życzeniami powodzenia.

- Daj spokój, to był cios poniżej pasa, dobrze o tym wiesz! – zdenerwował się Wiktor. – Istnieje coś takiego jak tajemnica korespondencji, jakbyś nie zauważyła. A poza tym, nie zrobiłem nic złego i nie zamierzam ci się z tego tłumaczyć.

Po tamtym incydencie Brzeziński obiecał sobie, że zamiast pisać sms-y będzie po prostu dzwonił. Ale w przypadku Pauliny raczej nie było to wykonalne, bo przecież jak by to wyglądało, gdyby wicedyrektor dzwonił do uczennicy ot tak sobie, żeby zapytać, jak poszło na maturach... Sms był prostszy, wygodniejszy, nie budzący jakichś dziwnych podejrzeń.

- Nie wmówisz mi, że jej etat w tej szkole to przypadek – odezwała się cicho Ela.

- Posłuchaj... Przyszła w czerwcu, przyniosła CV... Dobrze, wstawiłem się za nią u Marcina, ale to była jego decyzja. Znam ją, jest świetna, dlaczego miałem nie pomóc? Sama byś to zrobiła na moim miejscu.

Żona spojrzała na niego z dezaprobatą, ale nie powiedziała już nic więcej. Rzuciła ścierkę na stół i wyszła do salonu.

Wiktor tymczasem usiadł na krześle z ciężkim westchnieniem. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Teraz Ela będzie go sprawdzać na każdym kroku. I po co mu to było? Problem w tym, że za nic w świecie nie zrezygnowałby z Pauliny. Nie teraz, kiedy los dał mu drugą szansę, kiedy na nowo pojawiła się w jego życiu. To nie mógł być przypadek, pod tym względem Ela miała rację. Wtedy, nawet gdyby chciał, nie był w stanie zrobić nic, nie miał prawa zabierać jej młodości. Wmawiał sobie, że to tylko głupie zauroczenie, że na pewno jej przejdzie, przecież to niemożliwe, żeby zakochała się w nim, mając tylu młodszych, fajniejszych kolegów dookoła... Mogła mieć każdego. A mimo to przez całe liceum nigdy nie widział jej z żadnym chłopakiem. Nie miał jej nic do zaoferowania, był żonaty, miał córkę, która wtedy jeszcze bardzo potrzebowała uwagi rodziców... Teraz sprawy wyglądały nieco inaczej, Ola była już właściwie dorosła i na dobrą sprawę nic nie trzymało go przy Eli... Nie chciał jej robić krzywdy, ale nie widział innego wyjścia. Ten związek istniał już tylko na papierze i żadne z nich nie powinno mieć złudzeń. Ciągnięcie tego dalej nie miało żadnego sensu. A jednak ilekroć sobie to uświadamiał, trudno było mu zebrać się na odwagę i choćby delikatnie zacząć ten temat...

***

- Czy ciebie do reszty pogięło?! – Aneta wpatrywała się w przyjaciółkę, jakby ta właśnie wróciła z innej planety.

- Nie wiem... Chyba tak – przyznała z uśmiechem Paulina.

- Serio całowałaś się z Brzezińskim?!

- Prawie – sprostowała polonistka. – Jednemu uczniowi coś się przypomniało i zapukał do drzwi w najmniej odpowiednim momencie...

- O ja cież pierdzielę... - Aneta przez chwilę trawiła poznane fakty. – Nie no, wszystkiego bym się spodziewała... Ale z naszym profesorem?! Jasne, wiem, co powiesz, sama się śmiałam, że się Brzezińskiemu podobasz, sama cię na to namawiałam... Tylko to były żarty, a wcześniej, za czasów szkolnych, głupie plotki krążące wśród nastolatek... Nie myślałam, że to weźmiesz tak na serio... Boże, Paula, przecież on ma czterdziestkę na karku!

- I co z tego?! – oburzyła się Paulina. – Nie jest już moim nauczycielem, a wiek nie ma tu żadnego znaczenia. On jest... Nawet nie potrafię tego ubrać w słowa. Dzięki niemu każdy dzień jest dla mnie piękniejszy, rozumiesz? Wystarczy, że się uśmiechnie, a ja już mam lepszy humor. Tu nie chodzi o fizyczność, o seks... Aneta, nie masz pojęcia, jak mi go brakowało przez te lata studiów. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to za nim tak tęskniłam.

- On ma żonę, Paula... - Leśniewska powiedziała to tak cicho, że przyjaciółka z trudem ją usłyszała.

Nie chciała używać tego argumentu, ale nie widziała innej możliwości. Ona nie może, nie powinna pakować się w ten romans. To jest nie tylko jej były nauczyciel, ale w pewnym sensie także przełożony. Jeśli to wyjdzie na jaw... Aneta wolała o tym nie myśleć.

Paulina zmarkotniała w jednej chwili.

- Wiem – szepnęła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Nie jestem aż taka głupia...

- Ja tego nie powiedziałam... Po prostu... Naprawdę nie ma w tej szkole innych młodych, przystojnych, nieżonatych nauczycieli?

- Może i są. Ale ja ich nie chcę. Chcę jego – w oczach polonistki zalśniły łzy.

Leśniewska była zaskoczona tymi słowami. Jeszcze nigdy nie widziała u niej takiej reakcji na jakiegokolwiek faceta. Jej naprawdę zależało na Brzezińskim...

- Cholera, Paula... - Aneta chwyciła przyjaciółkę za rękę. – Jeśli dzięki temu będziesz szczęśliwa, to spróbuj. Może jakoś się to wszystko ułoży... Ale jeżeli on chce się tylko zabawić...

- On nie jest taki – stanowczość w głosie Pauliny była wręcz przerażająca. – Każdy, ale nie on. Przecież go znasz.

- Nie znam go prywatnie – zauważyła trzeźwo Leśniewska. – To, jaki jest w szkole może znacznie odbiegać od tego, jaki jest w bliskich relacjach.

- Ale ja znam go pod każdym z tych względów i nigdy nie pozwolę, żeby ktokolwiek powiedział choćby jedno złe słowo na jego temat – stwierdziła z mocą polonistka.

Aneta wiedziała już, że ta rozmowa nie przyniesie oczekiwanych efektów. Znała przyjaciółkę za dobrze, by nie domyślić się oczywistych rzeczy.

- Kochasz go – uśmiechnęła się łagodnie. – Po tylu latach ty wciąż go kochasz...

Paulina podniosła na nią zeszklone spojrzenie.

- Gdybyś ty wiedziała, jak bardzo...

Leśniewska spojrzała na polonistkę z westchnieniem. To było coś wręcz niewiarygodnego. Jak można przez tyle lat kochać faceta, który nigdy nawet cię nie pocałował? Jak to w ogóle możliwe? Pewnie, miłość platoniczna nikomu chyba obca nie była, ale z reguły trwała miesiąc, może dwa... Potem przechodziła jak katar czy zwykłe przeziębienie. Ale co zrobić z uczuciem, którego nie sposób zwalczyć przez sześć lat? Sześć lat życia w emocjonalnym zawieszeniu... Bo przecież nie da się związać z kimkolwiek, wciąż mając w sercu kogoś zupełnie innego... Czasem Paulina czuła się jak jej ukochany bohater literacki – Stanisław Wokulski, któremu Rzecki próbował wcisnąć panią Stawską. Oczywiście od początku było to niewykonalne, bo Wokulski kochał Izabelę i choćby świat stanął na głowie nic nie dało się zrobić, żeby ten stan rzeczy odmienić. W przypadku Pauliny sprawy miały się podobnie, jedynie z tą drobną różnicą, że Brzeziński ani trochę nie przypominał Łęckiej, a wręcz był jej zupełnym przeciwieństwem. Tymczasem nagle okazało się, że ona jemu też nigdy nie była obojętna... Ta świadomość wywołała w niej tak ogromną radość, że z trudem przychodziło jej skupienie się na najprostszych rzeczach. Ale nawet gdyby chciała jakoś wytłumaczyć to wszystko Anecie, chyba zwyczajnie by nie potrafiła...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top