Rozdział XIII - "Nawet na tydzień, panie profesorze"

Aneta zawsze była chętna do pomocy, gdy w grę wchodziły ubrania i faceci. A jeśli jeszcze mogła służyć radą najlepszej przyjaciółce, to już w ogóle była w siódmym niebie. Wyjazd Pauliny do Warszawy okazał się więc idealną okazją do poznania najświeższych newsów z życia młodej pani profesor.

- To co, która lepsza? – spytała Aneta, wyciągając z szafy dwie (i jedyne jakie znalazła) wieczorowe sukienki przyjaciółki.

- Zlituj się, ja tam jadę do pracy, a nie na bankiet – jęknęła z rezygnacją Paulina.

- Okej, trochę przesadziłam – poddała się Leśniewska. – Ale nie mów mi, że nie zabierzesz żadnej sukienki. Poza tym, proszę cię, wycieczkę szkolną nazywasz pracą?

- Jestem za te dzieciaki odpowiedzialna, to wcale nie jest takie łatwe, jak się z pozoru wydaje.

- Dobra, dobra, nie zasłaniaj się dzieciakami, to są praktycznie dorośli ludzie. Odpowiedz mi tylko na jedno, proste pytanie – poprosiła Aneta, wyjątkowo poważnie jak na siebie. – Nadal coś do niego czujesz?

Paulina otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nie mogła zaprzeczyć, nie umiała też jednak przyznać, że faktycznie na nowo odżyły w niej uczucia z liceum. Choć wydawało się to wręcz nieprawdopodobne, Brzeziński był w jej sercu cały czas i ani przez moment o nim nie zapomniała w ciągu tych sześciu lat. Tymczasem ostatnio nagle stanęła w obliczu zupełnie innych relacji ze swoim ulubionym profesorem i to relacji, które w każdej chwili mogły doprowadzić do czegoś więcej...

- No właśnie – Aneta pokiwała głową z miną zwycięzcy. – A skoro tak, to masz perfekcyjną okazję, żeby zrobić krok do przodu. Pamiętasz, jak zawsze marzyłaś o wycieczce z nim?

- Jasne, że pamiętam – uśmiechnęła się Paulina.

- A teraz nie jedziesz z nim nawet jako uczennica, tylko jako koleżanka po fachu. Zresztą, może i dobrze, że wtedy z nim nigdzie nie pojechaliśmy, bo różnie by się to mogło skończyć...

- Co? O czym ty mówisz?

- Zawsze miał do ciebie słabość, przecież wiesz – Leśniewska spojrzała znacząco na przyjaciółkę.

- Przestań, prędzej bym chyba umarła – roześmiała się polonistka.

- Z szoku czy z radości?

- Prawdopodobnie z jednego i drugiego na raz.

Dalsze pakowanie upłynęło im zgodnie i wesoło, tak że po dwóch godzinach Paulina była gotowa do wyjazdu. Przekazała jeszcze na odchodne Anecie, żeby zajęła się Torzewskim pod ich nieobecność, bo przez brak swojej klasy wychowawczej będzie miał trochę więcej czasu i zmęczona położyła się do łóżka. Czekały ją dni pełne wrażeń – tego była absolutnie pewna.

O poranku wszyscy punktualnie zebrali się przed szkołą. No, prawie wszyscy, bo na paru śpiochów trzeba było jeszcze kilka minut poczekać. Brzeziński zjawił się chwilę przed umówioną godziną, jak zwykle z uśmiechem na twarzy i w stroju, który ani trochę nie przypominał jego codziennego, szkolnego wizerunku. Koszulę i marynarkę zastąpił czarnym t-shirtem oraz bordową bluzą z kapturem, a eleganckie spodnie zwykłymi jeansami. Paulina była zaskoczona tym widokiem, bo w zasadzie nigdy nie miała okazji zobaczyć go w innych okolicznościach niż w szkole. Ale taka „luźna" wersja profesora zdecydowanie jej się podobała.

W autokarze natychmiast nastąpiła standardowa bitwa o miejsca, wszyscy chcieli siedzieć jak najbardziej z tyłu. Grzesiek z zadowoleniem usadowił się na przedostatnim siedzeniu i machał ręką Dawidowi, który dopiero przepychał się pomiędzy kolegami i koleżankami z klasy.

- Chodź, stary, mamy dobrą miejscówkę – zawołał do przyjaciela.

Zbierski z ulgą usiadł obok Grześka i otarł pot z czoła.

- Rany, gorszy tłok niż w niedzielę na rynku – stwierdził. – Nie prościej było iść gdzieś bliżej?

- Ech, mogłeś mówić od razu, że chcesz siedzieć koło swojej pani profesor, to bym zajął miejsca z przodu – Jeleń wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Daj spokój, nie to miałem na myśli – zaoponował Dawid, choć istotnie przez moment o tym pomyślał.

Spojrzał tęsknie w kierunku przednich siedzeń, gdzie właśnie ulokowała się Paulina i postanowił w duchu, że nie zmarnuje tej okazji od losu – wykorzysta tę wycieczkę na tyle, na ile się da.

- Dobrze ci radzę, pogłówkuj nad jakimś pretekstem, żeby pójść do niej wieczorem – szepnął życzliwie Grzesiek. – W końcu będzie sama w pokoju, nie? Będziecie sobie mogli pogadać.

Dawid już chciał popukać się w głowę, ale nagle dotarło do niego, że tym razem przyjaciel ma trochę racji. Nic nie osiągnie bez ryzyka, a przecież wystarczy tylko wymyślić jakiś racjonalny powód swojej wizyty. To naprawdę mogło się udać.

Zbierski nie był jednak świadomy, że jest ktoś, kto zechce mu te plany udaremnić... Wiktor cieszył się z tej wycieczki znacznie bardziej niż początkowo przypuszczał i miał zamiar zrobić wszystko, by Paulina była z niej zadowolona. Wprawdzie ciężko o jakiekolwiek chwile dla siebie na szkolnym wyjeździe, ale Brzeziński dużo sobie obiecywał po tych dwóch wieczorach, które miał w perspektywie.

- Jak tam, gotowa na całe trzy dni w moim skromnym towarzystwie? – zagadnął wesoło, siadając koło Pauliny.

- Nawet na tydzień, panie profesorze – uśmiechnęła się polonistka. – Ale na wypadek, gdybym już naprawdę umierała z nudów, zabrałam sobie książkę, więc bez obaw, na pewno przeżyję.

- Cała ty, zawsze i wszędzie z książką... Jaka tym razem?

- „Księżniczka z lodu".

- Wciągnęły cię kryminalne klimaty?

- Bardzo. A dawno już nic takiego nie czytałam. Ostatnio tylko jakieś polonistyczne elaboraty, ewentualnie lektury.

- Ja cały czas czekam na tę twoją „Nudziarę"... Kiedyś miałaś mi ją pożyczyć.

- Fakt, zupełnie wyleciało mi to z głowy – przyznała ze skruchą Paulina.

Zdziwiła się bardzo, że Brzeziński jeszcze o tej książce pamięta. Przecież to było lata temu! Rzeczywiście obiecała, że mu ją pożyczy i to nie tylko dlatego, że bardzo jej się podobała, ale dlatego, że gdyby nie ta książka prawdopodobnie dziś Paulina nie byłaby tym, kim jest...

~~~

Stała przy jednym z okien na korytarzu szkolnym, opierała się o parapet, co jakiś czas przygryzała trzymane w dłoni jabłko i czytała książkę. Nie była ona wprawdzie pełna niespodziewanych zwrotów akcji, nikt nie gonił tam za bohaterami z nożem czy pistoletem, ale z całą pewnością była zabawna i mimo wszystko wciągająca. Główna bohaterka z właściwą sobie dozą subiektywizmu i dystansu do świata opowiadała o swoich perypetiach, które często właśnie za sprawą jej narracji wywoływały uśmiech na twarzy czytelnika. Co wcale nie jest łatwo osiągnąć, zważywszy na charakter powieści typowo obyczajowych.

- Co tam ciekawego czytasz? – odezwał się nagle znajomy głos przy uchu Pauliny.

Dziewczyna drgnęła zaskoczona i podniosła wzrok znad książki. Ujrzała przed sobą uśmiechniętą twarz profesora Brzezińskiego. Chcąc nie chcąc, nie mogła nie odwzajemnić jego uśmiechu.

- Wbrew pozorom bardzo interesującą książkę – pokazała nauczycielowi okładkę.

- „Jestem nudziarą"? – profesor po swojemu uniósł brew, starając się zrozumieć, co interesującego może być w książce o takim tytule. – To jakaś alternatywna wersja „Dziennika Bridget Jones"?

- Można tak powiedzieć – stwierdziła po namyśle Paulina. – Ale nie do końca, choć obie bohaterki mają ze sobą wiele wspólnego.

Brzeziński pokiwał głową, oparł się o parapet tuż obok swojej uczennicy i schował ręce w kieszeniach spodni. Uznał, że może równie dobrze dyżurować na korytarzu bez przechadzania się bez sensu w tę i z powrotem.

- I co? Czego się z tej interesującej książki dowiedziałaś? – spytał, zerkając na nią kątem oka.

- Bardzo ważnej rzeczy, panie profesorze. Chyba już wiem, co chcę robić w życiu – odparła szczerze Paulina.

- O, naprawdę? – zdziwił się matematyk. – Co takiego?

- Będę polonistką.

Brzeziński wybuchnął serdecznym śmiechem, ale po chwili zorientował się, że Paulina mówiła śmiertelnie poważnie. Patrzyła teraz w jego szaro-błękitne oczy z lekką dezaprobatą i pretensją.

- Nie no, chyba żartujesz – powiedział w końcu. – Wiem, że interesujesz się literaturą, to naprawdę piękna pasja... Ale ty się zmarnujesz na takim kierunku! Jesteś zdolna, inteligentna, dostaniesz się bez trudu na każde studia...

- A jeśli właśnie to mi sprawi radość? Jeśli będę szczęśliwa, ucząc dzieciaki obcowania z książkami, z poezją? – zapytała dziewczyna. – Przecież praca ma być też przyjemnością. Pan nie lubi uczyć?

- Lubię, bardzo lubię – przyznał otwarcie matematyk. – I jeśli do matury nie zmienisz zdania, to nie będę cię namawiał na inne studia. Ale przemyśl to jeszcze, dobra?

- Jasne – zgodziła się z westchnieniem Paulina.

Właściwie nie miała Brzezińskiemu za złe tych wątpliwości. Nawet poniekąd go rozumiała. Polonistka po mat-fizie! Kto to widział! Mogłaby przecież iść na ekonomię, na architekturę, na prawo, a ona chce uczyć w szkole... Polskiego! Z własnej woli. Niedorzeczność!

- A ta książka to o polonistce właśnie, tak? – upewnił się profesor.

- No tak. Ale o jakiej! Ona jest rewelacyjna, wszyscy uczniowie ją uwielbiają – uśmiechnęła się Paulina. – Jeśli kiedyś faktycznie zostanę nauczycielką, to tylko taką.

- Nie wątpię. Na pewno będziesz świetna – odparł pogodnie Brzeziński.

W tej samej chwili rozbrzmiał na korytarzu dzwonek ogłaszający początek kolejnej lekcji. Wszyscy niechętnie zaczęli żegnać się ze znajomymi i zmierzać w kierunku sal, w których mieli akurat zajęcia.

- Jaką macie lekcję? – zainteresował się matematyk.

- Fizykę – skrzywiła się Paulina.

Wiktor roześmiał się cicho i poklepał dziewczynę po ramieniu.

- Przeżyjesz, to tylko godzinka – mrugnął do niej wesoło. – Trzymaj się.

- Do widzenia – odpowiedziała ciepło licealistka i przez chwilę patrzyła, jak profesor oddala się w stronę pokoju nauczycielskiego.

Lubiła go od początku, nawet bardzo... Tylko jakoś tak inaczej niż resztę nauczycieli. Nigdy nikomu by się do tego nie przyznała, ale Brzeziński miał w sobie wszystko to, co najbardziej ceniła u facetów. I chyba nie była jedyna, bo nie raz już słyszała, jak dziewczyny z jej klasy kłóciły się o niego na przerwach. Którą bardziej lubi, na którą częściej patrzy na lekcji... Typowe nastoletnie przepychanki. Paulina przewracała tylko wymownie oczami, słuchając tych bzdur. Jej w zupełności wystarczyło, jak profesor od czasu do czasu się do niej uśmiechnął albo zwyczajnie zamienił z nią kilka słów, tak jak dzisiaj. Wtedy nie była jeszcze świadoma, że to miejsce w sercu Brzezińskiego, o które tak kłóciły się jej koleżanki, będzie kiedyś należało tylko do niej...

~~~

Paulina przypomniała sobie nagle swoje uczucia w tamtym momencie i zaczerwieniła się lekko. Nie uszło to uwadze Wiktora, który nadal nie spuszczał z niej wesołego spojrzenia. Już wtedy, pod koniec jej nauki w liceum, zauważył, że reagowała w ten sposób na jego obecność. Zastanowiło go to o tyle, że w pierwszej i drugiej klasie nic takiego nie miało miejsca, zawsze rozmawiała z nim swobodnie, bez skrępowania, choć bardzo lubił się z nią droczyć w różnych kwestiach. Dopiero później jakby coś się zmieniło... On sam też często zaczął łapać się na tym, że odruchowo szukał jej wzrokiem na korytarzu, a kiedy prowadził lekcję w III c musiał się pilnować, żeby nie patrzeć na nią zbyt długo... A teraz? Teraz była już dorosłą kobietą, mądrą, piękną i Brzeziński nie mógł zrobić absolutnie nic, by się przed tym uczuciem obronić. Ostatnio zaczął nawet podejrzewać, że Ela się czegoś domyśla – ni stąd, ni zowąd zrobiła w piątek uroczystą kolację przy świecach, ubrała się w sukienkę... Wiktor przez cały wieczór zastanawiał się, czy przypadkiem nie zapomniał o jakiejś rocznicy, urodzinach albo czymś podobnym, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Dopiero rozmawiając z Olą przez telefon zrozumiał, że to córka była przyczyną tej nagłej zmiany w zachowaniu Eli i odetchnął z ulgą. Ale jednocześnie było mu odrobinę głupio, że nie docenił starań żony, zajęty rozmyślaniem o tym, jaką okazję przegapił. Cudownym zrządzeniem losu telefon Oli uratował go też przed niewygodnym pytaniem Elki, z kim właściwie jedzie na tę wycieczkę... Potem jakoś wyleciało jej z głowy, żeby jeszcze raz go o to zapytać i w ten sposób udało mu się uciec z domu na trzy dni bez niepotrzebnych kłamstw i tłumaczeń. No cóż, gorzej będzie potem... Ale Wiktor póki co nie zamierzał zaprzątać sobie tym głowy. Na razie ma przed sobą bardzo miły wyjazd i tego postanowił się trzymać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top