Rozdział X - "Co się ze mną dzieje?"
Paulina skończyła lekcje o 12:40. Rada pedagogiczna zaplanowana była na 15:30, więc miała jeszcze prawie trzy godziny wolnego. I co tu robić przez ten czas? Z braku lepszych pomysłów postanowiła wrócić do domu. Weszła jeszcze do pokoju nauczycielskiego po swoje rzeczy i zastała tam Torzewskiego, który sprawdzał jakieś klasówki. Poza nim w pokoju nie było nikogo. Większość nauczycieli dawno już rozeszła się do klas albo skończyła lekcje na dziś.
Kamil podniósł wzrok, słysząc zbliżające się do drzwi obcasy damskich butów i przywitał Paulinę szerokim uśmiechem.
- Masz bardzo fajną przyjaciółkę – stwierdził.
- Och, naprawdę? – ucieszyła się polonistka. – To świetnie, że się dogadaliście.
- Choć nie ukrywam, że mogłaś załatwić to inaczej... – mruknął fizyk.
Paulina wzięła do ręki swój płaszcz i spojrzała na Torzewskiego przepraszająco.
- Wybacz. Nie chciałam ci robić przykrości.
- Zrozumiałbym, gdybyś po prostu powiedziała nie... Ale z drugiej strony, wtedy pewnie nie poznałbym Anety – na twarzy Kamila znowu pojawił się uśmiech. – Więc jak widzisz wszystko ma swoje dobre i złe strony. Swoją drogą... Czemu właściwie nie chciałaś się ze mną spotkać? Przecież to nic zobowiązującego. Masz kogoś?
Polonistka zawahała się przez krótką chwilę. Czy szczerość jest w tej sytuacji dobrym pomysłem?
- Słyszałeś kiedyś takie powiedzenie „status mam wolny, ale serce zajęte"? – spytała w końcu.
- Ach, rozumiem – Torzewski pokiwał głową. – To wiele wyjaśnia.
- No, więc sam widzisz... Dobra, muszę już lecieć. Do zobaczenia na radzie.
Paulina pomachała mu ręką na pożegnanie, na co fizyk odpowiedział tym samym, po czym skierowała się do wyjścia. Chłodne październikowe powietrze rozwiało jej włosy i zmusiło do odgarnięcia niesfornych kosmyków z twarzy. Na szczęście po kilku krokach skręciła w inną ulicę, gdzie wiatr nieco się uspokoił.
Aneta cały piątkowy wieczór trajkotała przyjaciółce o Torzewskim. Jaki on przystojny, fajny i zabawny... I oczywiście dziękowała, że ją Paulina do niego wypchnęła. Polonistka natomiast miała wyrzuty sumienia, bo złapała się na tym, że w sumie to zazdrości Anecie tej radości spowodowanej (jak by nie patrzeć) przez faceta. Ale czy ona jeszcze kilka dni temu nie czuła się podobnie? Chciała nawet w rewanżu opowiedzieć Leśniewskiej o spotkaniu z Brzezińskim, o tym, jak uratował ją przed deszczem i że nadal pamięta jej ulubioną kawę... Ale jakoś nie mogła. Ciągle miała w sobie blokadę przed dzieleniem się tymi uczuciami z kimkolwiek, nawet z Anetą. Gdzieś z tyłu głowy jakiś natrętny głosik przypominał jej o żonie profesora i surowo nakazywał porzucenie wszelkich nadziei związanych z jego osobą... Tylko że to wcale nie było takie proste, jak się wydawało.
Paulina otworzyła drzwi do mieszkania, zrzuciła płaszcz i usiadła na kanapie w salonie. Jej dom nie był duży, ale mimo to kochała go całym sercem. Na prawo od wejścia mieściła się łazienka, po lewej zaś kuchnia połączona z salonem, oddzielona od niego jedynie niską ścianą, przy której stała szafka z telewizorem. Naprzeciwko niej znajdowała się szklana ława przyozdobiona ślicznym białym storczykiem i dość szeroka, beżowa kanapa. Natomiast drzwi obok łazienki, którymi wchodziło się już z salonu prowadziły do sypialni Pauliny.
Polonistka westchnęła cicho i wyciągnęła z teczki sprawdziany III c. Przez jakąś godzinę zajęła się sprawdzaniem prac, potem zrobiła sobie obiad i nagle nie wiadomo kiedy okazało się, że jest już 15:00. Ostatnio w ogóle czas płynął jej zdecydowanie za szybko. Nie miała nawet chwili, żeby zastanowić się nad życiem, po szkole wracała do domu, przygotowywała lekcje na kolejny dzień, sprawdzała jakieś wypracowania, kartkówki i tym podobne wypociny swoich uczniów, czasem spotkała się z Anetą na drinka albo z Hubertem na herbatę... I tak jakoś dni uciekały jeden po drugim. A teraz jeszcze ta nieszczęsna rada pedagogiczna! „Naprawdę nie dałoby rady obejść się bez tego? – pomyślała Paulina, zakładając buty i przewiązując szyję apaszką. – Zaoszczędziliby nam czasu i wysiłku. Albo chociaż skrócić to do niezbędnego minimum. Bez tych wszystkich zestawień i tabelek. Przecież to nie ma żadnego sensu. To znaczy, może ma, ale na koniec roku, a nie w październiku".
Polonistka wzięła z szafki klucze, zapięła płaszcz i opuściła mieszkanie. Do szkoły nie było daleko, więc postanowiła się przejść zamiast czekać na autobus. Uszła jednak zaledwie kilka kroków, kiedy zobaczyła, że tuż obok niej zatrzymuje się znajomy grafitowy volkswagen, a chwilę później przez otwarte okno wyjrzała uśmiechnięta głowa Brzezińskiego.
- Zamawiała pani taksówkę?
- Nie, ale propozycją nie pogardzę – odparła wesoło Paulina.
- W takim razie zapraszam.
Polonistka usiadła na miejscu pasażera i spojrzała pytająco na profesora.
- Co tu robisz?
- A, musiałem podjechać do domu po te durne wykresy, zapomniałem zabrać je rano – wyjaśnił Wiktor. – No i teraz właśnie wracam do szkoły.
- Mieszkasz gdzieś niedaleko?
- Nie, prawdę mówiąc, to na drugim końcu miasta, ale i tak zawsze jadę tą drogą, jest najszybciej.
Paulina pokiwała głową ze zrozumieniem. Coś w jej wnętrzu podskoczyło radośnie, kiedy tylko zobaczyła samochód profesora, a teraz, siedząc tuż obok niego, miała wrażenie, że jeżdżą tak razem przez całe życie.
Do szkoły dotarli szybko, mieli jeszcze dziesięć minut na pójście do pokoju nauczycielskiego i zrzucenie płaszczy.
- No, to teraz wszyscy będą zachodzić w głowę, czemu przyszliśmy razem – szepnął polonistce do ucha rozbawiony Brzeziński, obejmując ją lekko ramieniem.
Paulina poczuła na plecach dziwny dreszcz i doskonale wiedziała, czym był spowodowany...
- Jak sobie lubią poplotkować, to już ich sprawa – uśmiechnęła się pogodnie.
- Fakt, nic nam do tego – zgodził się profesor. – Pędzę do Marcina, do zobaczenia za chwilę.
Mrugnął do niej i oddalił się w kierunku gabinetu dyrektora. Polonistka stała jeszcze przez chwilę w tym samym miejscu, medytując nad swoimi uczuciami. „Cholera, co się ze mną dzieje? – pomyślała zdezorientowana. – Nigdy nie reagowałam tak na żadnego faceta...". Czuła, jak mocno bije jej serce, ale w żaden sposób nie mogła tego opanować. Zarumieniła się i przygryzła dolną wagę. Czy naprawdę musiała się wpakować w coś takiego akurat teraz, na początku swojej pracy w szkole? Zdecydowanie niepotrzebne jej były dodatkowe problemy. Ale cóż, serce nie sługa, jak to mówią...
Weszła do klasy, w której miało się odbyć zebranie, kiwnęła głową pani Małeckiej, uśmiechnęła się do Torzewskiego i zajęła miejsce w ławce obok anglistki Edyty. Po chwili do sali wkroczył dyrektor Górski wraz ze swoimi zastępcami – Brzezińskim i Anną Majchrzak, nauczycielką geografii.
- Witam państwa. Mam nadzieję, że dzisiaj pójdzie nam w miarę sprawnie – przywitał wszystkich Górski. – Mnie też wyjątkowo zależy na czasie, dlatego nie będę się zbytnio rozwodził i od razu przejdę do rzeczy...
W kilku słowach przedstawił plan obrad, nikt nie był przeciw, nikt nie wstrzymał się od głosu, co oznaczało, że wszyscy chcą jak najszybciej iść do domu. Hania jako redaktor naczelny złożyła krótkie sprawozdanie z prac gazetki szkolnej, paru innych uczniów wypowiedziało się w kwestii funkcjonowania reszty kół i stowarzyszeń działających w szkole, potem zaś Brzeziński standardowo przedstawił na wykresach raport dotyczący ocen, frekwencji i osiągnięć młodzieży.
Po tym nieco przydługim wstępie profesorowie udali się do pokoju nauczycielskiego na dalszą zamkniętą część rady pedagogicznej, a uczniowie mogli już iść do domu.
Hania odetchnęła z ulgą, zbiegła po schodach do szatni po swoją kurtkę, po czym raźnym krokiem opuściła budynek szkoły. Miała następnego dnia sprawdzian z fizyki i planowała się na niego dobrze przygotować, ale konieczność zostania po lekcjach na radzie zabrała jej sporo czasu. Do domu też miała kawałek, więc zanim wreszcie znalazła się w pokoju i usiadła przy biurku minęło dobre pół godziny. Otworzyła podręcznik do fizyki, a zaraz obok laptopa, w którego wstukała adres Facebooka. Nie, nie była z tych, co przesiadują na tym portalu całe godziny, ale lubiła być na bieżąco. Z reguły tylko logowała się na stronie i zostawiała ją otwartą na wypadek, gdyby ktoś chciał do niej napisać.
Wsadziła nos w podręcznik, próbując nauczyć się tych wszystkich zupełnie zbędnych informacji, lecz jak na złość w ogóle jej nie szło. Nie lubiła fizyki i już nie raz zastanawiała się, co ona właściwie robi w klasie o takim profilu. Matmę niby umiała, ale też nie jakoś rewelacyjnie. Najlepiej z tego wszystkiego wychodził jej polski i angielski, który miała praktycznie w małym paluszku, bo jej ojciec pracował w Londynie. Często tam jeździła, nawet kiedy była jeszcze dużo młodsza, dzięki czemu szybko załapała podstawy języka. W ten sposób wyrobiła też sobie akcent bardzo zbliżony do tego brytyjskiego. Potem wystarczyło tylko douczyć się trochę słówek.
Fizyka jednak nie była tak łaskawa jak angielski i nie chciała współpracować. Hania westchnęła nad książką kilka razy, ale niewiele to pomogło. Nagle usłyszała charakterystyczny dźwięk otrzymanej wiadomości i na ekranie laptopa pojawiło się facebookowe okienko czatu. Zaciekawiona zerknęła na nadawcę. Wiadomość była od Grześka, co nieco zaskoczyło dziewczynę, bo raczej rzadko do niej pisał. Owszem, gadali w szkole, ostatnio nawet częściej niż zwykle, ale jakoś nie przyszło im do tej pory do głowy, by kontaktować się przez jakieś komunikatory. Hania złapała myszkę i kliknęła na okienko, żeby je rozwinąć.
Cześć :) Nie przeszkadzam?
W pierwszej chwili nie wiedziała, co o tym myśleć, ale odruchowo odpisała:
Nie, skąd. Mam randkę z fizyką, ale ona może zaczekać ;)
Uśmiechnęła się do ekranu, wysyłając odpowiedź do kolegi. Grzesiek był świetny z fizyki i na pewno nie miał przed sprawdzianem takich problemów jak ona. Jemu wystarczyło, że spojrzał do podręcznika, przeczytał raz i już wszystko rozumiał. Komputer zasygnalizował nadejście kolejnej wiadomości.
No tak, jutro sprawdzian. I jak Ci idzie ta randka? :) Znośnie, czy fizyka jednak dostanie kosza?
Tym razem Hania autentycznie wybuchnęła śmiechem i szybko wystukała odpowiedź:
Chyba to niestety ja dostałam kosza :( Nic mi do głowy nie wchodzi...
Nie musiała długo czekać na następną wiadomość. Po kilku sekundach w okienku czatu pojawiła się nowa chmurka:
Jak chcesz, to mogę jutro przed lekcjami coś Ci wytłumaczyć :)
Hania zawahała się odrobinę. Czy on mówił poważnie?
Naprawdę mógłbyś?
Jasne, to żaden problem :)
Dziękuję Ci, byłoby super :)
Bądź jutro o 7:30 w szkole przed salą fizyczną. Postaram się jakoś pomóc ;)
Będę na pewno. Dzięki jeszcze raz. Do jutra!
Do jutra :)
Hania wyłączyła Facebooka i zamknęła oczy. Jak właściwie miała to rozumieć? Chciał tak po prostu pogadać czy chodziło o coś konkretnego? Zerwie się jutro z łóżka pół godziny wcześniej tylko po to, żeby pomóc jej z fizyką? To niedorzeczne. Dziewczyna poczuła w brzuchu coś dziwnego. Zaraz... Czy ona się Grześkowi podoba?!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top