Rozdział VIII - "Zajmij się moją przyjaciółką"

Kolejny dzień w szkole sprawił Paulinie więcej radości niż zazwyczaj. Rano wstała z zupełnie innym nastawieniem do życia, wszystko wydawało się być bardziej kolorowe, nawet pogoda stała się lepsza niż wczoraj. Chociaż Paulina po ostatnim popołudniu miała wrażenie, że właściwie jest skłonna polubić deszcz...

Przez pół nocy przewracała się z boku na bok i kompletnie nie mogła zasnąć. Domyślała się, czym to było spowodowane, ale sama przed sobą nie chciała się do tego przyznać. Zanim jeszcze wróciła do szkoły, by starać się o pracę, tego się właśnie obawiała. Podejrzewała od początku, że zrobi sobie tylko mętlik w głowie... Ale chęć spotkania się znowu z Brzezińskim wreszcie wygrała walkę z rozsądkiem. Perspektywa pracy z nim i widywania go codziennie jak za dawnych lat była zbyt przyjemna, żeby z niej zrezygnować. Dlatego wbrew temu, co nakazywał rozum, posłuchała serca i wróciła. Czy to była słuszna decyzja? W tej chwili była pewna, że tak. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby pracować gdzieś indziej.

Dopiero kiedy rano weszła do pokoju nauczycielskiego, przypomniała sobie o obiecanym spotkaniu z Torzewskim. Uśmiechnęła się na myśl o swoim chytrym planie i postanowiła znaleźć fizyka, by oznajmić mu, że mogą się zobaczyć w piątek po lekcjach. Na szczęście Kamil siedział przy stole zaczytany w wykładach Feynmana, więc nie musiała go zbyt długo szukać.

- Hej, Kamil – zaczęła pogodnie, zajmując miejsce obok niego. – Obiecałam, że się odezwę w sprawie wolnego terminu.

Torzewski rozpromienił się na jej widok i natychmiast odłożył książkę.

- Jasne, pamiętam doskonale. I co? Kiedy możemy się spotkać?

- W piątek po południu ci pasuje?

- Jak najbardziej. Tylko gdzie?

W końcu umówili się na szesnastą w kawiarni w centrum, koło Kościoła Mariackiego. Paulina oczywiście wiedziała już, że wcale się na tym spotkaniu nie zjawi, ale starała się przynajmniej stwarzać pozory, że wszystko jest tak, jak być powinno. Przecież o to tak naprawdę chodziło.

Z Wiktorem widziała się tylko przelotem gdzieś na korytarzu, nie mieli nawet chwili, żeby dłużej porozmawiać. Ale co było robić, szkolna rzeczywistość nie rozpieszczała nikogo, a zwłaszcza nauczycieli.

Paulina wyszła z pracy, odetchnęła chłodnym, jesiennym powietrzem i postanowiła przed powrotem do domu zrobić jeszcze zakupy. Udała się w tym celu do sklepu koło swojego bloku. Wzięła kilka najpotrzebniejszych rzeczy, świeży chleb i stanęła w kolejce do kasy. Nagle przez szklane drzwi dostrzegła na chodniku znajomą sylwetkę. Tak, to bez wątpienia był Hubert. Ale co ciekawe, nie był sam... Polonistka szybko zapłaciła kasjerce i wyszła ze sklepu, wpadając niemal prosto na swojego przyjaciela.

- O, cześć Hubi – uśmiechnęła się do niego. – Co tu robisz?

- Paula? – spłoszył się Zakrzewski. – Eee... Cześć, hej. No... Idziemy z Jurkiem po jakieś piwo i chipsy... Mecz dzisiaj jest, wiesz...

Przez ostatnie kilka sekund Paulina modliła się w duchu, żeby stojący obok Huberta mężczyzna nie okazał się Jurkiem. Zawiodła się. Spojrzała niepewnie na nieznajomego faceta, po czym przeniosła wzrok na przyjaciela.

- No tak, jasne, mecz... Nie przedstawisz mnie? – spytała niewinnie.

- Och, wybacz – bąknął Hubert. – To jest właśnie Jurek, chciałaś go zresztą poznać już dawno... Tak... A to jest moja przyjaciółka Paulina.

Facet zerknął na polonistkę przyjaźnie i wyciągnął w jej kierunku rękę. Był bardzo daleki od jej wyobrażeń. W zasadzie to w ogóle nie przypominał chłopaka, którego się spodziewała. Wyglądał jakby dopiero co urwał się z koncertu punk rockowego. Na głowie miał sporej wielkości czarnego irokeza z przebłyskami fioletu, był ubrany w T-shirt z nazwą jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego zespołu, skórzaną kurtkę, bojówki z łańcuchami i wysokie glany. Hubert wyglądał przy nim wręcz komicznie w swoim ciemnym jesiennym płaszczyku i rozczochranych blond włosach.

- Miło mi poznać – wyjąkała Paulina, ściskając dłoń Jerzego. – Hubert dużo mi o tobie opowiadał.

- Mnie również jest bardzo miło – odparł uprzejmie punk. – Ale chyba jednak zapomniał wspomnieć o jednym drobnym szczególe, prawda?

Paulina odchrząknęła znacząco i spojrzała na przyjaciela, który naraz zrobił się czerwony po same uszy.

- Tak, też mi się tak wydaje... – stwierdziła.

- Przepraszam was – mruknął pospiesznie Zakrzewski. – To nie miało tak być. Chciałem... A zresztą, nieważne już.

Teraz zarówno Paulina jak i Jerzy popatrzyli na niego pytająco.

- No dobra, bałem się, że się nie polubicie po prostu, to wszystko – westchnął w końcu.

Po tej kwestii Hubert niemal podskoczył z zaskoczenia, bo jego chłopak oraz przyjaciółka jak na komendę wybuchnęli śmiechem.

- Jesteś jakaś nietolerancyjna czy coś? – zaciekawił się Jurek.

- Skąd! – Paulina wesoło pokręciła głową. – To był tylko pierwszy szok, wiesz, nie jestem przyzwyczajona od takiego towarzystwa.

Zakrzewski patrzył na nich zdumiony i nic już z tego nie rozumiał.

- Okej, czyli wnioskuję, że wszystko jest w porządku... – powiedział powoli.

- W jak najlepszym – zgodzili się jednocześnie Paulina i Jerzy.

- To wiecie co, może pójdziemy na jakiś szybki obiad, co wy na to?

Pozostała dwójka przytaknęła ochoczo na tę propozycję, więc zadowolony Hubert ruszył przodem w kierunku knajpy. Paulina jednak odczekała jeszcze chwilę i chwyciła Jurka za ramię.

- Jak go skrzywdzisz, to wyrwę ci wszystkie te twoje śliczne włoski – szepnęła stanowczo.

Jerzy rzucił jej pełne uznania spojrzenie i zasalutował fachowo.

- Zrozumiałem, pani profesor.

Przez moment jeszcze mierzyli się wzrokiem, po czym uśmiechnęli się do siebie i ruszyli za Hubertem.

***

Aneta stanęła pośrodku pokoju ubrana w szarawy płaszcz, śliczną niebieską apaszkę i półbuty na wysokim obcasie. Burzę czerwonych loków potraktowała nieco lakierem, a makijaż zrobiony przez Paulinę ładnie podkreślał jej piwne oczy.

- Nie, ja naprawdę nie jestem przekonana co do tego pomysłu – orzekła i przysiadła na fotelu.

- No przestań, kto jak kto, ale ty? – polonistka uśmiechała się od ucha do ucha. – Bez obaw, to miły facet, nie zje cię.

- To wiem – prychnęła Aneta. – Tylko ja nadal nie mam pojęcia, co ta akcja ma na celu.

- Ważne, że ja wiem. Ty na razie nie musisz – stwierdziła Paulina, poprawiając przyjaciółce fryzurę. – Okej, jest rewelacyjnie. Możesz iść. Ach, jeszcze najważniejsze.

Pobiegła do swojej sypialni, po czym zjawiła się z powrotem w salonie, wręczając Anecie zaklejoną kopertę.

- Pamiętasz, co i jak?

- Tak, tak, pamiętam – zapewniła Leśniewska.

- To świetnie. No, trzymaj się i powodzenia.

- Dzięki, przyda się.

Aneta wyszła z mieszkania przyjaciółki i skierowała się na przystanek autobusowy. „Co też jej znowu strzeliło do głowy? Nie chciała nawet powiedzieć, co jest w tej kopercie... To jakiś jeden wielki absurd" – pomyślała, przemierzając kilka przecznic miasta powolnym busem. Wzięła kopertę do ręki, spojrzała na nią pod światło, ale nadal nic z niej nie mogła wyczytać. Trudno. Będzie, co ma być.

Gorzej, że Aneta właściwie nie była pewna, czy pozna tego całego Torzewskiego. Owszem, widziała go na Facebooku, ale zdjęcie to nigdy nie to samo, co zobaczenie kogoś w rzeczywistości. Mimo wszystko jednak była w dobrej myśli i raźno pomaszerowała z przystanku w stronę umówionego miejsca spotkania. Dotarła do drzwi kawiarni, weszła od środka i rozejrzała się po pomieszczeniu. No, jest! Tak, to chyba on... Siedział przy jednym ze stolików, pukał rytmicznie palcami w blat i co chwilę spoglądał na zegarek. Miał, tak jak na zdjęciu, włosy zaczesane do tyłu, był ubrany w jeansy i jasną koszulę w kratę, a płaszcz powiesił na oparciu krzesełka stojącego obok. Aneta z całą pewnością stwierdziła, że to musi być Torzewski. „Nawet całkiem niezły – pomyślała życzliwie. – A ta kretynka go nie chciała...". Pokręciła głową z rezygnacją i pewnym krokiem podeszła do samotnego fizyka.

- Cześć. Jesteś Kamil, prawda? – zagadnęła pogodnie.

- Eee... Tak, ale... My się znamy? – spytał zdziwiony Torzewski.

- Już tak – uśmiechnęła się Leśniewska, wyciągając do niego rękę. – Aneta.

- Ach... Bardzo mi miło... – odparł niewyraźnie fizyk. – Tylko że... Ja panią naprawdę przepraszam, ale czekam na kogoś.

Niezrażona tymi słowami Aneta odsunęła sobie krzesło naprzeciwko Torzewskiego i rozsiadła się na nim wygodnie.

- Tak, wiem. Czekasz na mnie – wyjaśniła. – Paulina z pewnych względów nie mogła przyjść.

Kamil wyglądał, jakby właśnie ktoś go poraził piorunem.

- Jak to nie mogła?

- Normalnie, coś jej wypadło. Ale bez obaw, mam dla ciebie wiadomość od niej. W zasadzie to ja tu tylko za listonosza robię i zaraz sobie idę, więc trzymaj.

Aneta wygrzebała z torebki kopertę i podała ją Torzewskiemu. Ten popatrzył na nią jakby właśnie zobaczył UFO, po czym niepewnie wziął do ręki staranie zaklejoną przesyłkę. Przez chwilę wahał się, czy w ogóle ją otwierać, ale w końcu zerknął na Leśniewską i rozerwał kopertę. W środku znalazł złożoną na pół kartkę na której było napisane tylko jedno zdanie:

Jeśli naprawdę chcesz coś dla mnie zrobić, zajmij się moją przyjaciółką. P.

No tak, to wiele wyjaśniło. Z jednej strony Kamil był zawiedziony takim obrotem sprawy, a z drugiej... nigdy by nie przypuszczał, że Paulina rozwiąże to w ten sposób. Po raz kolejny uznał, że polonistka jest rzeczywiście niezwykłą kobietą.

- Dobra, mój drogi, nie wiem, co jest na tej kartce, ale ja muszę już lecieć – Aneta podniosła się z krzesła. – Mam nadzieję, że sobie wszystko wyjaśniliście.

- Tak, tak, dzięki – mruknął Torzewski, nadal wpatrując się w kartkę.

- To cześć, miło było poznać.

- Wzajemnie, cześć.

Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, co właściwie Paulina chciała mu przez to przekazać... Szybko podniósł wzrok i dostrzegł Leśniewską już przy drzwiach kawiarni.

- Aneta! – zawołał, podbiegając do niej w ostatniej chwili. – Słuchaj... Jesteś bardzo zajęta teraz?

Dziewczyna uniosła brew i zamrugała ze zdumieniem oczami.

- Ja... No... Nie, właściwie to nie – przyznała szczerze.

- To może napijemy się kawy, co? – zaproponował przyjaźnie Kamil. – Sam tu siedział nie będę...

- Cóż, właściwie nie widzę przeciwwskazań – uśmiechnęła się Aneta.

- Super – ucieszył się Torzewski. – To w takim razie zapraszam z powrotem. Ja stawiam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top