Rozdział V - "Co pan o tym myśli?"
Jakoś po dwóch tygodniach Paulina postanowiła zadać swoim uczniom pierwsze wypracowanie. Uznała, że najlepszy do sprawdzenia ich możliwości będzie esej, bo daje największą swobodę twórczą, a co za tym idzie – dzieciaki będą bardziej szczere w swoich rozważaniach. Tak więc po weekendzie Paulina zebrała plik zapisanych kartek i następnego dnia z autentyczną ciekawością zabrała się za sprawdzanie. Pierwszaczki bardzo miło ją zaskoczyły, u sporej części pióro było już wyrobione, niektórzy zdradzili żyłkę reporterską i eseje naprawdę przyjemnie się czytało. Była z nich dumna, w końcu nie każdy w pierwszej klasie liceum potrafi formułować swoje myśli w ten sposób.
I nagle, podczas siedzenia nad tymi pracami, przyszła jej do głowy szalona myśl – a gdyby tak założyć gazetkę szkolną? Kiedyś, zanim jeszcze Paulina chodziła do tego liceum, coś takiego funkcjonowało, ale po jakimś czasie zaniechali jej wydawania, bo niewiele osób ją kupowało i na dłuższą metę zwyczajnie się taki wydatek nie opłacał. Teraz mogło być inaczej. Trzeba tylko wymyślić taki projekt, który uczniów zaciekawi, a nie znudzi, jak „aktualności z życia szkoły". To musiało być coś z pomysłem. I Paulina wiedziała już nawet, co. Pozostało tylko przedstawienie tej propozycji dyrekcji i skompletowanie redakcji.
Kiedy tylko doczekała się w czwartek okienka pomiędzy lekcjami, usiadła w pokoju nauczycielskim do dziennika swoich pierwszaków. Wypisała sobie z listy osoby, które widziałaby w redakcji, ale postanowiła dać szansę wszystkim i ogłosić pomysł całej klasie. „Niech sami się zgłoszą, zobaczymy, co z tego wyniknie" – stwierdziła. Jedynie stanowisko redaktora naczelnego zamierzała obsadzić wedle swojego uznania i też już miała na nie świetnego kandydata. A w zasadzie kandydatkę.
Tym razem zaaferowana nowym pomysłem Paulina spóźniła się na lekcję do III c trochę więcej niż trzy minuty. Na szczęście mat-fizy wcale nie miały jej tego za złe.
- Było coś zadane? – szepnął Grzesiek do swojego kolegi z ławki.
- Teraz się pytasz, matole? – odparł cicho Dawid.
- No zapomniałem, wybacz.
- Ja za ciebie matury nie zdam.
- Oj, no przestań już! Powiesz mi, co było, czy nie?
Dawid westchnął i podsunął koledze pod nos swój zeszyt. Grzesiek przebiegł wzrokiem przez bazgroły przyjaciela, po czym sam zaczął coś skrobać u siebie. Paulina jednak głupia nie była i zauważyła dziwne zamieszanie w ostatniej ławce.
- Grzesiu, co tam ciekawego zanotowałeś w domu odnośnie lekcji polskiego przedstawionej w „Ferdydurke"? – zapytała z uśmiechem.
- Eee... Już, momencik, pani profesor... – Jeleń zaczął w popłochu wertować książkę w poszukiwaniu odpowiedniego fragmentu. – No, więc... „Słowacki wielkim poetą był".
Klasa wybuchnęła śmiechem, a Paulina tylko pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Po pierwsze, mój drogi, nie zaczynamy zdania od „no więc" – upomniała go. – Po drugie, na przyszły raz zgłoś nieprzygotowanie, bo naprawdę nie chciałbym stawiać ci jedynki. Ale istotnie, nie ulega wątpliwości, że „Słowacki wielkim poetą był".
Wśród uczniów znów rozległy się oznaki wesołości, lecz tym razem szybko się uspokoiły. Grzesiek przeprosił, obiecał, że to ostatni raz i że na przyszłość zgłosi brak pracy domowej przed lekcją.
- No dobrze, to kto w takim razie przeczyta nam swoją notatkę? – zwróciła się do klasy Paulina.
- Ja mogę – zaoferował się Dawid.
Ostatnio aż zadziwiająco często odrabiał pracę domową. W poprzednim roku zupełnie mu to nie szło, a poza tym najzwyczajniej w świecie mu się nie chciało. Teraz jakimś cudem sytuacja się zmieniła. Cóż, prawdę mówiąc, zależało mu, żeby zabłysnąć przed panią profesor i to była jego główna motywacja, kiedy siadał do zeszytu. Bardzo chciał jej zaimponować. Sam właściwie nie do końca wiedział, dlaczego...
- Co ty, stary, zakochałeś się, że taki obowiązkowy jesteś ostatnio? – zachichotał cicho Grzesiek. – Nie pamiętam, żebyś w zeszłym roku kiedykolwiek odrobił pracę domową na polski.
- Zgłupiałeś? Przecież to jest nauczycielka! – syknął Dawid.
- Ale ładna nauczycielka. Młoda, inteligentna...
- Przestań.
- No tak, zapomniałem, że ty jesteś rudy, więc na pewno nie będzie cię chciała.
Dawid spojrzał na kumpla wilkiem i wsadził nos w zeszyt. Wiedział, że Grzesiek nie powiedział tego złośliwie, po prostu chciał go trochę rozluźnić. Kpiny ze swoich włosów Dawid zawsze traktował z przymrużeniem oka, potrafił śmiać się z samego siebie, dlatego nie denerwowały go żarty przyjaciela. Ale w tej sytuacji jakoś dziwnie się zirytował.
Ani się obejrzeli, a rozległ się dzwonek na przerwę. Paulina poprosiła uczniów, żeby szybko opuścili klasę, zamknęła drzwi i udała się na poszukiwanie Brzezińskiego. Nie znalazła go w pokoju nauczycielskim, więc skierowała się do jego gabinetu, ale tam również go nie zastała. Ostatnim miejscem, jakie przyszło jej do głowy była sala matematyczna. Weszła po schodach na pierwsze piętro i po kilku krokach była już przed klasą nr 28. Uśmiechnęła się do siebie, bo właściwie dawno tutaj nie była. Jako polonistka nie miała zajęć w sali matematycznej, ale pamiętała ją doskonale jeszcze z czasów, kiedy sama chodziła do szkoły. Wiele wspomnień wiązało się z tym miejscem, ale szczególnie zapadło jej w pamięć jedno, od którego tak naprawdę zaczęły się jej bardziej przyjacielskie relacje z Brzezińskim...
~~~
Paulina siedziała w swojej trzeciej ławce i patrzyła na tablicę. Widziała jakieś wzory, jakieś wykresy, ale nie docierało do niej żadne słowo profesora. Próbowała nawet zapisać coś w zeszycie, jednak z bardzo marnym skutkiem. Myliła się w co drugim działaniu. Uznała więc, że to absolutnie bez sensu i nie robiła nic, ograniczając się jedynie do prób słuchania Brzezińskiego.
- Wzory Viéta wykorzystuje się w różnych sytuacjach, między innymi podczas pamięciowego rozwiązywania równań kwadratowych oraz badania znaków współczynników takich równań – tłumaczył spokojnie profesor. – I wbrew pozorom wcale nie są trudne do zastosowania w praktyce, zaraz się o tym przekonacie. Proszę, zadanie czwarte ze strony 67. Myślę, że dacie sobie radę.
Uśmiechnął się pogodnie do klasy, która pospiesznie wertowała kartki podręcznika w poszukiwaniu odpowiedniej strony i usiadł przy biurku. Wszyscy już zaczęli coś skrobać w zeszytach. Wszyscy oprócz Pauliny...
Brzeziński przyglądał jej się przez dłuższą chwilę. Wpatrywała się bezmyślnie w książkę i nawet nie wzięła do ręki długopisu. Ona – wybitna uczennica, która potrafiła rozpracować niemal każde zadanie... teraz nie mogła poradzić sobie z najprostszym.
Profesor wiedział już od Anety, że w ubiegłym tygodniu zmarła babcia Pauliny. Stwierdził jednak, że dziewczyna musiała być z nią bardzo mocno związana, skoro tak przeżywała jej odejście. Ciężko mu było patrzeć na jej smutek, zdecydowanie wolał ją pogodną i uśmiechniętą, taką, jaką ją poznał na początku roku szkolnego. Zawsze umiała znaleźć ripostę na jego żarty, wszytko łapała wpół słowa i śmiała się razem z nim. Polubił ją od razu, dlatego teraz naprawdę chciał jej jakoś pomóc w tym trudnym momencie. Nie do końca jednak wiedział, jak. Przecież nie tu, nie teraz, nie przy całej klasie. Postanowił więc zaczekać do przerwy.
- I jak, zrobione? – spytał w przestrzeń.
Odpowiedział mu niewyraźny pomruk.
- Świetnie, w takim razie Kacper, chodź do tablicy, rozwiążesz nam ładnie pierwszy przykład.
Kacper westchnął cicho i poczłapał w kierunku tablicy. Ledwie zdążył dokończyć zadanie, rozległ się na korytarzu wyczekiwany dźwięk dzwonka. Młodzież ochoczo podniosła się z miejsc i zaczęła się zwykła krzątanina.
- Moment, nie tak szybko! – zgasił ich zapał Brzeziński. – Do domu zadanie piąte i szóste. Będę jutro sprawdzał!
Klasa wydała z siebie jęk protestu, ale profesor nie zwrócił na to uwagi. Patrzył natomiast na Paulinę, która powoli wkładała zeszyt do plecaka.
- Paula, zostań na chwilę, dobrze? – zwrócił się do niej, przekrzykując wylewający się z sali tłum.
Paulina kiwnęła głową i cierpliwie czekała, aż wszyscy wyjdą. Aneta rzuciła jej wymowne spojrzenie i szepnęła, że poczeka na zewnątrz, po czym jako ostatnia opuściła klasę matematyczną.
Profesor podszedł bliżej do swojej uczennicy i oparł się o ławkę.
- Bardzo mi przykro z powodu twojej babci – powiedział szczerze. – Może jednak powinnaś zostać w domu jeszcze parę dni, co?
Paulina podniosła na niego oczy i zobaczyła w jego spojrzeniu prawdziwą troskę. Czy to możliwe? Czy on się o nią martwił?...
- Nie, panie profesorze... To nic nie da – odparła cicho dziewczyna. – Muszę się czymś zająć. Poza tym... Babcia nie chciałaby, żebym się tak zamartwiała. Przecież jest teraz szczęśliwa, prawda?
Brzeziński uśmiechnął się lekko.
- Tak, na pewno. Babcia była chyba dla ciebie bardzo ważną osobą, co? – spytał.
- Wie pan, ona... Była moim jedynym wsparciem. Od dziecka we wszystkim mi pomagała, zawsze we mnie wierzyła... – Paulina poczuła spływającą po jej policzku łzę i szybko odwróciła głowę.
Profesor jednak zdążył ją dostrzec. Niewiele myśląc, przygarnął dziewczynę do siebie i mocno przytulił.
- Ja też w ciebie wierzę – szepnął.
Paulina przez chwilę myślała, że się przesłyszała. Wtulona w granatową marynarkę czuła przyjemny zapach jego perfum. Lekko odsunęła się od nauczyciela i z niedowierzaniem spojrzała w te szaro-błękitne, roześmiane oczy.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Jesteś zdolną, mądrą dziewczyną i jestem pewny, że osiągniesz w życiu wszystko, co tylko sobie zaplanujesz.
Paulina poczuła się tak, jakby ktoś zdjął jej z serca ogromny kamień. Nagle zdała sobie sprawę, że nie została na tym świecie sama. Była przecież Aneta, na którą mogła liczyć o każdej porze dnia i nocy, był Hubert, który mimo że studiował, nadal znajdował dla niej czas... I był profesor Brzeziński, w którym, jak się okazało, też miała ogromne wsparcie.
Nauczyciel wypuścił ją z objęć i teraz tylko delikatnie gładził ją po ramieniu.
- Będzie dobrze, zobaczysz – uśmiechnął się ciepło.
- Dziękuję, panie profesorze – odrzekła znacznie pogodniej Paulina.
Przed klasą zgodnie z obietnicą czekała na nią Aneta, ale Paula niespecjalnie miała ochotę opowiadać jej, co wydarzyło się w sali matematycznej. Chciała zostawić to miłe wspomnienie tylko dla siebie. I jakoś tak wewnętrznie poczuła, że od tego dnia wszystko zmieni się na lepsze...
~~~
Tak, to był zdecydowanie przełomowy moment w jej życiu. Potem często ze sobą rozmawiali, na różne tematy, czasem kompletnie niezwiązane ze szkołą. Nie traktował jej tak jak wszystkich i Paulina doskonale o tym wiedziała. Ale dopóki nikt nie miał do nich żadnych pretensji, nie było powodów do niepokoju.
Westchnęła cicho, zapukała i niepewnie uchyliła drzwi do klasy. Brzeziński siedział jeszcze przy biurku i uzupełniał coś w dzienniku.
- Cześć, Paulinko – uśmiechnął się ciepło. – Co słychać?
- Wszystko w porządku, panie profesorze – odparła polonistka. – A nawet lepiej. Wpadłam na pewien pomysł.
- Słucham cię, słońce. Siadaj sobie – wskazał jej miejsce w pierwszej ławce przy biurku.
Oparł łokcie na blacie i patrzył na nią wyczekująco swoimi szaro-błękitnymi oczami. Paulina poczuła, że z jakiegoś powodu zrobiło jej się gorąco.
- Chciałabym założyć gazetkę szkolną – oznajmiła.
- No, no, bardzo odważny pomysł – stwierdził Brzeziński. – Kiedyś była gazetka, ale nie za dobrze im szło.
- Wiem, słyszałam o tym. Ale moja byłaby inna. I mam nadzieję, że dzięki temu też chętniej kupowana.
- Nigdy w ciebie nie wątpiłem. To jaki masz plan?
- Pomyślałam, że zwykła gazetka z aktualnościami będzie nudna. Dlatego to byłaby gazetka na opak.
Profesor uśmiechnął się ze zrozumieniem i poprawił okulary.
- Czyli chcesz z niej zrobić parodię tego, co dzieje się akurat w szkole, tak? – upewnił się.
- Dokładnie. Po prostu licealna rzeczywistość z przymrużeniem oka. Co pan o tym myśli? – spytała z nadzieją Paulina.
- Myślę, że to genialny pomysł – powiedział szczerze Brzeziński. – Czegoś takiego nikt się nie spodziewa. A co z redakcją? Masz jakichś chętnych?
- Na pewno znajdzie się parę moich humanistycznych pierwszaków. Jutro im ogłoszę ten pomysł.
- A redaktor naczelny? Oprócz ciebie oczywiście.
- Nie, nie. Ja będę tylko nadzorować. Redaktorem naczelnym będzie Hania Bielecka. O ile tylko się zgodzi.
Profesor pokiwał głową z uznaniem.
- No, to masz już chyba wszystko, co potrzeba. Teraz wystarczy tylko zacząć działać.
- Czyli propozycja zatwierdzona? – ucieszyła się Paulina.
- Jak najbardziej – przytaknął pogodnie Brzeziński.
- Dziękuję – uśmiechnęła się promiennie polonistka. – Dostanie pan pierwszy egzemplarz.
- Trzymam za słowo!
Paulina wyszła z klasy dokładnie w momencie, kiedy dzwonek ogłosił początek następnej lekcji. „No, dobra, panno Florczyk. To do dzieła" - pomyślała i udała się na lekcję do II d.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top