Rozdział IX - "Ogarnij się, człowieku"


Wiktor wyszedł na balkon i zapalił papierosa. Rzucił to świństwo ładnych parę lat temu, ale tym razem sytuacja go przerosła. Było już dobrze po północy. Miasto iskrzyło się blaskiem ulicznych latarni, gdzieniegdzie dało się słyszeć muzykę z nocnych klubów, czasem przejechał jakiś samochód... Niby wszystko normalnie, a jednak inaczej niż zwykle.

Nie mógł spać. W ogóle ostatnio za dużo myślał, choć zasadniczo rzecz biorąc, narobił sobie kłopotów tylko i wyłącznie na własne życzenie. Przecież wiedział, że tak będzie. Wiedział. I co z tego? I tak zrobił wszystko, żeby Marcin ją przyjął do pracy. Nie potrafił chyba zdefiniować tego uczucia. Nigdy zresztą nie próbował, zawsze uciekał od tematu, bojąc się jednoznacznych odpowiedzi. Ale teraz przyszedł czas, by spojrzeć prawdzie w oczy. Lubił tę dziewczynę i w sumie nigdy tego nie ukrywał. Była inna od wszystkich, dojrzalsza, inteligentna... Nie powinien jej tak traktować, nie powinien spędzać z nią wtedy tyle czasu... Może dzięki temu dzisiaj byłoby mu łatwiej. Byłaby po prostu dawną uczennicą, jak każda inna, i tyle. No tak, tylko że w tej chwili już trochę za późno na takie wnioski.

Ona nie była jak każda inna. Nie była i nigdy nie będzie. Nawet krótka chwila w jej towarzystwie sprawiała mu tyle radości... Wystarczyło, że zamienił z nią choćby dwa słowa, przez moment popatrzył na jej śliczny uśmiech i świat nabierał innych kolorów. Ale co to właściwie było? Dlaczego czuł przy niej coś, czego nawet nie potrafił nazwać?

Zgasił papierosa i wrócił do sypialni. Ela spała głęboko już od ponad dwóch godzin, zmęczona popołudniowym dyżurem. Wiktor usiadł po drugiej stronie łóżka i spojrzał na nią uważnie. Słabo pamiętał początek ich znajomości. Znali się właściwie kilka dni, potem spotkali się na imprezie... A potem pojawiła się Ola. Nie planowali tego, ta ciąża zupełnie popsuła im plany. Oboje chcieli skończyć studia, dostać pracę, a dopiero później myśleć o dzieciach. Ale co było robić? Wzięli ślub i wspólnymi siłami wychowali córkę. Teraz mieli stanowiska, całkiem niezłe zarobki, jakoś dali sobie radę. Pytanie tylko, gdzie w tym wszystkim było miejsce na miłość?...

Po dwudziestu latach małżeństwa Wiktor doszedł do wniosku, że nigdy nie czuł przy Eli tego, co czuje przy Paulinie. Próbował z tym walczyć, próbował o niej zapomnieć przez te sześć lat i poniekąd prawie mu się to udało. Ale teraz wszystko wróciło ze zdwojoną siłą i już był pewny, że nic z tego nie będzie. Nie umiał być wobec niej obojętny. „Boże, co ja najlepszego wyprawiam? – pytał sam siebie w myślach. – Ogarnij się, człowieku, ona jest niewiele starsza od twojej córki!" Ale rozsądek milczał, zwyciężony raz na zawsze przez znacznie silniejsze w tym wypadku serce.

Brzeziński westchnął ciężko i zmierzwił włosy ręką. Jego wzrok padł na leżącą na stoliku teczkę ze sprawdzianami III c. Przypomniał sobie czasy, kiedy jeszcze sprawdzał prace Pauliny i uśmiechnął się lekko. Prawie zawsze pisała je na szóstkę. Prawie. Czasem przecież zdarzało się, że zrobiła jakiś mały, głupi błąd...

~~~

- Umiesz na matmę? – rzuciła Aneta zamiast powitania. – Ach, zresztą, kogo ja pytam! Ty zawsze umiesz.

Paulina uśmiechnęła się zadziornie i poklepała przyjaciółkę po ramieniu.

- Dasz radę, spokojnie.

- Tak, łatwo ci mówić. Ty ogarniasz te przeklęte pochodne!

Aneta chodziła w tę i z powrotem po korytarzu, a Paula śmiała się z niej bezwstydnie. Wiedziała, że przyjaciółka jak zwykle przesadza. Umiała matmę całkiem nieźle, a mimo tego panikowała przed każdym sprawdzianem. Taka już po prostu była.

Rozległ się dzwonek i dwie minuty później na korytarzu pojawił się Brzeziński, pobrzękując wesoło kluczami. Otworzył drzwi do sali matematycznej i zlustrował wzrokiem stan klasy. Kiedy napotkał spojrzenie Pauliny, uśmiechnął się nieznacznie, na co uczennica odpowiedziała mu tym samym. Poczekał, aż wszyscy zajmą miejsca, rozdał im sprawdziany i życzył powodzenia, po czym usiadł wygodnie za biurkiem, pozwalając swoim myślom odpłynąć nieco od spraw szkolnych. Niestety nie na długo, bo zaraz przypomniało mu się, że powinien sprawdzić kartkówki III a. „Trudno, zrobię to w domu" – pomyślał zrezygnowany.

Tymczasem II c zgodnie skrobała długopisami po papierze, raz po raz wstukując coś do kalkulatora. Za każdym razem mieli nieoficjalne zakłady, kto pierwszy skończy pisać. Tym razem była to Paulina. Brzeziński pokręcił głową z niedowierzaniem. Często udawało jej się wygrać i to w dodatku rozwiązując większość zadań bezbłędnie.

Dziewczyna podeszła do biurka i z szerokim uśmiechem położyła sprawdzian przed profesorem. Brzeziński spojrzał na nią znad okularów przenikliwym wzrokiem.

- Już? – spytał szeptem.

- Już – potwierdziła Paulina.

- Jesteś pewna?

Kiwnęła głową, po czym spokojnym krokiem wróciła do ławki, a profesor swoim zwyczajem zabrał się za przeglądanie pracy. Paulina była przekonana, że dobrze jej poszło, więc siedziała spokojnie na krześle, obserwując skupioną minę Brzezińskiego. Naprawdę lubiła tego faceta. Nie miała pojęcia, co on ma w sobie takiego, ale zwyczajnie nie dało się go nie lubić. Nawet mimo tego, że bywał wredny i potrafił rzucać bardzo wymowne aluzje.

Podążał wzrokiem po kartce, aż wreszcie uniósł brwi i spojrzał w kierunku trzeciej ławki. Gestem przywołał Paulinę do siebie.

- Coś nie tak, panie profesorze? – zdziwiła się cicho dziewczyna.

Brzeziński nie odezwał się ani słowem, tylko postukał palcem w ostatnie zadanie. Paulina przyjrzała się po kolei wszystkim działaniom i... też znalazła błąd. Pomnożyła przez 10 zamiast przez 100. Profesor zdjął okulary, wpatrując się w dziewczynę zawiedzionym wzrokiem.

- Jasny gwint – mruknęła zakłopotana.

- I co ja mam z tobą zrobić, Paula, hm? – wyszeptał Brzeziński. – Taka zdolna, a takie głupie błędy...

Paulina uśmiechnęła się mimowolnie.

- Przepraszam – starała się powiedzieć to ze skruchą, ale średnio jej się udało.

- Ech, dobra, uciekaj – westchnął profesor, ale też nie mógł powstrzymać uśmiechu.

Tydzień później oddał im sprawdziany. Poszły bardzo różnie, jak zawsze zresztą.

Paulina wzięła od profesora swoją pracę pewna, że dostała piątkę, tymczasem w rogu kartki widniała wyraźnie nakreślona czerwonym długopisem szóstka... Zaskoczona dziewczyna szybko zajrzała do ostatniego zadania. Wynik był prawidłowy. Na końcu ktoś zwykłym, niebieskim kolorem dopisał brakujące zero. Paulina spojrzała na Brzezińskiego, a on tylko mrugnął do niej i wrócił do wpisywania ocen w dzienniku. Uśmiechnęła się do siebie, po czym, nie zastanawiając się długo, chwyciła długopis i napisała pod ostatnim zadaniem: Dziękuję <3.

Brzeziński zobaczył jej dopisek dopiero pod koniec lekcji, chowając sprawdziany do teczki. Zrobiło mu się cieplej na sercu i cały ten rozpoczynający się dopiero dzień wydał mu się z niewiadomych powodów piękniejszy.

~~~

Jakoś szczególnie utkwił mu w pamięci ten sprawdzian. W zasadzie nauczyciel nie powinien poprawiać pracy ucznia i jest zobligowany do postawienia takiej oceny, na jaką uczeń napisał. Ale w przypadku Pauliny taki drobny błąd byłby krzywdzący. Poza tym, nikt mu nie udowodni, że to zero zostało dopisane później. Dlatego postanowił wtedy trochę nagiąć regulamin, by pomóc ulubionej uczennicy.

Wiktor przetarł oczy i położył się z powrotem do łóżka. Był pewny, że nie zaśnie, ale postanowił chociaż spróbować. Zważywszy na fakt, że następnego dnia mieli w szkole radę pedagogiczną, wypadałoby, żeby chociaż w miarę przytomnie funkcjonował. Niestety los nie był dla niego łaskawy i wchodząc w poniedziałek rano do szkoły Brzeziński był jeszcze bardziej zmęczony niż wychodząc z niej w piątek. Pierwszą lekcję na szczęście miał ze swoimi maturzystami, więc liczył, że nie będzie tak źle.

Punktualnie o ósmej klasa III c czekała już przed salą matematyczną, gawędząc wesoło o bieżących sprawach. Wszyscy byli podekscytowani nową gazetką szkolną, której pierwszy numer miał się ukazać już w następnym tygodniu. Było to szczególne wydarzenie dla Hani, jako że była redaktorem naczelnym, ale też dla Dawida. Paulina na jego prośbę powierzyła mu rolę „składacza", co w rezultacie oznaczało, że czuwał nad elektroniczną formą gazetki, która potem trafiała do druku.

- Serio nudzi ci się w domu? – spytał Grzesiek, kiedy usłyszał o nowej pracy przyjaciela.

- Nie. Ale to naprawdę fajna robota – odparł Dawid. – Nie mam żadnych zajęć dodatkowych, to stwierdziłem, że chociaż tak się będę udzielał.

- Jasne, akurat – mruknął pod nosem Jeleń.

- Co?

- Nie, nic.

Weszli do klasy i usiedli w swojej ławce pod oknem. Brzeziński natomiast przywitał wszystkich standardowym „dzień dobry, proszę siadać", sam z ulgą zajął miejsce za biurkiem, po czym rozpoczął wykład na temat kombinatoryki.

- Najprościej, moi drodzy, wytłumaczyć to na konkretnym przykładzie. Jeśli, powiedzmy, musimy wylosować trzy kule spośród dziesięciu, to na ile różnych sposobów możemy to zrobić? Po pierwsze musimy zadać sobie pytanie, czy istotna jest dla nas kolejność, w jakiej wyciągamy te trzy kule. Jeżeli tak, mamy do dyspozycji wariacje z powtórzeniem i wariacje bez powtórzeń, w zależności od tego, czy kule będą losowanie ze zwracaniem, czy też nie...

Grzesiek słuchał go jednym uchem. Zastanawiał się, co takiego stało się ostatnio z jego najlepszym kumplem... Przecież na pewno nie chodziło mu o gazetkę. Nigdy nie interesowały go takie rzeczy. Może o Hankę? Ale to też bez sensu, bo ma ją w klasie na co dzień, po co miałby jeszcze latać za nią do gazetki? I nagle Grześka olśniło. Czemu nie wpadł na to wcześniej!

- Kurde, stary, mogłeś od razu powiedzieć, że chodzi o Florczyk – szepnął do przyjaciela.

- O czym ty mówisz? – Dawid wyraźnie się zmieszał.

- O gazetce, ciołku. Nie wmówisz mi, że poszedłeś tam, bo ci się zachciało popracować społecznie na rzecz szkoły.

- Och, przestań już! Chciałem jej pomóc, to wszystko.

- Pewnie. Opowiadaj te bajeczki swojej siostrze, mnie nie nabierzesz. Zabujałeś się.

- Na głowę upadłeś?

- Chłopcy, czy ja wam przeszkadzam? – usłyszeli nagle głos Brzezińskiego.

W klasie zapadła cisza i wszystkie oczy zwróciły się w kierunku ich ławki. Spojrzeli niepewnie najpierw na siebie, a potem na nauczyciela.

- Nie, panie profesorze – odpowiedział w końcu Grzesiek.

- Świetnie. To może chcielibyście podzielić się z nami tematem waszej dyskusji? – dopytywał spokojnie Brzeziński.

- Raczej niekoniecznie – przyznał otwarcie Jeleń. – To były sprawy prywatne.

- Przepraszamy – dorzucił Dawid.

Profesor popatrzył na nich jeszcze przez chwilę poważnym wzrokiem i wrócił do omawianego tematu. Dawid tymczasem dopiero po tej rozmowie z Grześkiem potraktował sprawę obiektywnie. Nie, nie zgłosił się do gazetki z powodu nagłej chęci udzielania się w szkole. Chciał więcej czasu spędzić z Pauliną. Ale to chyba jeszcze nic złego, prawda? Polubił ją, więc postanowił pomóc i tyle.

„Kogo ja oszukuję? – pomyślał nagle spanikowany. – Przecież to nie ma sensu! Cholera, Grzesiek ma rację!". Tak się wystraszył tego spostrzeżenia, że już do końca lekcji nie miał pojęcia, o czym właściwie mówił Brzeziński...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top