Rozdział 20
Gdy tylko wyszłyśmy z lotniska, pierwsze co zwróciło naszą uwagę, to panujący wszędzie upał. Przyzwyczajone do londyńskiej pogody od razu zrobiło nam się gorąco, ale to żaden problem. Teraz liczymy się tylko my i Rzym. Ciągnąc za sobą walizkę podeszłyśmy do stojącej nieopodal taksówki. Blanka podała kierowcy nazwę hotelu i pojechaliśmy.
- Tak się cieszę, że tu ze mną jesteś - zagadnęła przyjaciółka.
- Dziękuję, że mnie ze sobą zabrałaś. - Uśmiechnęłam się i uścisnęłam ją mocno.
- Patrz! Koloseum! - Blanka wskazała palcem widok za oknem.
- Gdzie? Nie widzę.
- Czekaj, zaraz, teraz! - wykrzyknęła przyjaciółka.
Rzeczywiście przejeżdżaliśmy tuż obok tej wspaniałej budowli. Podekscytowane zaczęłyśmy piszczeć i pokazywać sobie nawzajem różne rzeczy za oknem.
- Drogie panie, proszę o spokój - odezwał się staruszek za kierownicą, a my zrobiłyśmy głupie miny.
Myślałyśmy, że rozumie tylko po włosku, więc trochę zawstydzone posłusznie usiadłyśmy z powrotem na swoich miejscach.
- Jak długo tutaj będziecie? - zapytał mężczyzna.
- Tydzień - odparłam.
- Tydzień to całkiem dużo czasu. - Zobaczyłam w przednim lusterku jak się uśmiecha. - Co was tu sprowadza?
- Przyjaciółka musi zapomnieć o swoim facecie. - Rudowłosa udzieliła odpowiedź, co wcale mi się nie spodobało.
- Blanka! Zamknij buzie na kłódkę.
- Panienko, nie denerwuj się tak, już o nic nie będę pytał. O proszę, oto wasz hotel.
Blanka zapłaciła, bo jak to powiedziała "Teraz ja tu jestem bankomatem, a ty nie masz karty kredytowej, kochana". Wyjęłyśmy z bagażnika nasze rzeczy i udałyśmy się w stronę wejścia. Hotel był ogromny, wszystko było bardzo nowoczesne. Przed recepcją na ścianach wisiały lustra, wszystko było przeszklone. Nawet na dnie fontanny było lustro. Nad blatem recepcji widniał złoty napis z nazwą hotelu, a pod spodem były cztery gwiazdki.
- Czy ty oszalałaś?!
- O co ci chodzi? Przecież w zwykłym hotelu nie zapomnisz o Robercie. Tutaj na pewno ułatwi ci to sauna albo spa.
- Spa?!
- Dokładnie! No, ale jeśli chcesz coś tańszego to możemy się przenieść. - Blanka uśmiechnęła się chytrze.
- Nie, nie zostańmy tutaj - odpowiedziałam pośpiesznie i podeszłam do mężczyzny w recepcji. - Dzień dobry, mamy rezerwację na nazwisko Evans.
- Ach tak oczywiście, pokój już na panie czeka. Proszę za mną. - Mężczyzna uśmiechał się i poszedł w stronę wind.
- Widziałaś go? - zapytała szeptem Blanka.
- Tak i co? - Ja znowu nic nie zrozumiałam.
- Widziałaś jaki przystojny?
- Hmm... Nie podzielam twojego zdania, jest przeciętny.
- Nie znasz się.
- Oto wasz pokój. - Mężczyzna wskazał nam drzwi na końcu korytarza na siódmym piętrze. - Nazywam się Boris, jeśli będziecie czegoś potrzebować to mówcie, a ja wszystko załatwię.
- Bardzo dziękujemy. - Uśmiechnęłam się. - Ja jestem Ida, a to Blanka, moja przyjaciółka.
- Miło mi was poznać. Na mnie już czas praca czeka - rzekł i wyszedł.
- No to co idziemy do miasta? - zapytała Blanka gdy tylko zamknęły się drzwi.
- Zmęczona jestem i...
- Nie marudź! Ja tylko szybko się przebiorę i pójdę poszukać jakiejś knajpy, a potem się zdzwonimy.
***
Przyjaciółka wyszła, a ja po chwili też byłam już prawie gotowa. Jeszcze tylko czarne sandałki na nogi i mogę iść. Kiedy wyszłam z windy powitał mnie szeroki uśmiech Borisa. Miał duże, ciemne oczy, które były prawie czarne. Mocno opalona skóra idealnie kontrastowała z bielą koszuli. Jego lekko kręcone włosy sięgały ramion i również były ciemne, do tego wszystkiego miał delikatny zarost. Był wysoki i chudy.
- Witaj bello, widziałem twoją przyjaciółkę. Mówiła, że idziecie zwiedzać miasto.
- Można tak powiedzieć. - Uśmiechnęłam się.
- W takim razie miłego wieczoru.
- Bardzo dziękuję - powiedziałam i już miałam nacisnąć klamkę, kiedy Boris znowu się odezwał.
- A czy nie miałabyś ochoty wyjść jutro ze mną na spacer?
- A co z Blanką?
- Już się jej pytałem i powiedziała, że nie ma nic przeciwko. - Uśmiechnął się szeroko i podał starszej pani jakąś kartkę.
- No dobrze. W takim razie do jutra.
- Do zobaczenia, bella.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top