Rozdział 11

Winda zatrzymała się i otworzyły się drzwi. Zdziwiłam się, bo w recepcji stał Milo - zastępca Blanki.

- Cześć. - Przywitałam się. - Gdzie jest Blanka?

- Hej! Nie ma jej dzisiaj. Zadzwoniła rano i powiedział, że nie przyjdzie, bo jej ojciec trafił do szpitala. Podejrzewają zawał - odpowiedział chłopak.

- To niedobrze. Mam nadzieję, że z tego wyjdzie. - Już miałam odchodzić kiedy Milo zapytał.

- Przekazać coś Blance?

- Nie dzięki, to nic ważnego może poczekać - rzekłam i zniknęłam za szklanymi drzwiami.

- Co ja teraz zrobię? - W duchu zapytałam sama siebie. - Przecież nie pójdę tam sama. Niby mogłabym poprosić Ann, albo którąkolwiek z dziewczyn o pomoc, ale nie chcę im mówić, co się stało, a przynajmniej nie teraz.
- No cóż muszę zmierzyć się z tym sama - westchnęłam i zabrałam się za pakowanie rzeczy.

Było w pół do dziesiątej, miałam jeszcze trochę czasu do przyjazdu Roberta. Nie czekając dłużej postanowiłam, że muszę pójść w końcu podpisać tę rezygnację. Będę miała to już za sobą. Zanim wyszłam napisałam jeszcze szybko wiadomość do Roberta:

Ja: Hej! Mam próbę. Jak przyjedziesz już pod firmę, czy mógłbyś wejść na górę? Okazało się, że mam tyle tych rzeczy, że sama ich nie udźwignę. To jest dwudzieste piętro i szklane drzwi na prawo od recepcji. Będę tam na ciebie czekać.

Robert: Jasne nie ma sprawy, będę na pewno. Do zobaczenia :)

SMS z odpowiedzią przyszedł bardzo szybko, co oznaczało, że już nie mam żadnej innej wymówki i pora pokonać swój lęk.

***

Weszłam po schodach i stanęłam przed tak dobrze znanymi mi drzwiami, za którymi to wszystko się zaczęło. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam.

- Proszę.

- Przyszłam podpisać rezygnację - powiedziałam.

Prezes siedział za swoim biurkiem, przeglądał dokumenty, popijając przy tym kawę z kubka z napisem "Sexy boss".

- Przeczytaj i sprawdź, czy wszystko się zgadza, jeśli tak to podpisz tu, tu i tu.

Przeczytałam wszystko tak, jak należy i uzupełniłam wskazane miejsca.

- Gotowe - oznajmiłam. - Wszystko jest dobrze.

- W takim razie pani już tutaj nie pracuje. Do widzenia - powiedział Patrick i kontynuował przerwane zajęcie.

- Do widzenia - pożegnałam się i wyszłam.

Wróciłam do naszego pokoju i po raz ostatni zajęłam swoje miejsce.

- Coś normalny był dzisiaj. Nie, że żałuję, ale martwi mnie to. Może dał sobie spokój? Albo tak go kopnęłam, że coś mu się stało? Ech, nawet jeśli to ja nie jestem niczemu winna. Ja się tylko broniłam! Pewnie zobaczył, że wolę zrezygnować z pracy, niż zgodzić się na ten głupi układ i dał sobie siana... - Moje rozmyślanie przerwały dziewczyny.

- Ida, widzisz go!? - zapytała Bella, podkreślając ostatnie słowo.

- Ale ciacho - powiedziała Alice.

- I ten tyłek... - Nie obyło się bez komentarza Monic.

No tak moje przyjaciółki zobaczyły Roberta przez drzwi. Mężczyzna stał oparty o blat recepcji i rozmawiał z Milo.

- Idzie tutaj! - wykrzyknęła Ann.

Robert zapukał, a wszystkie moje przyjaciółki chórem powiedziały "proszę".

- Dzień dobry. - Przywitał się i zaczął iść w stronę mojego biurka, które stało w samym rogu pokoju.

Dziewczyny odwróciły się w naszą stronę i patrzyły się na nas ze zdumieniem. Myślałam, że im oczy z orbit wyskoczą, kiedy Robert zapytał:

- To co mam zabrać?

- Weź te dwa pudełka, a ja wezmę resztę.

- Okej. - Mężczyzna zabrał wskazane przeze mnie rzeczy. - Czekam na dole, nie spiesz się mam czas.

- Będę za parę minut - rzekłam i mężczyzna znikną za drzwiami.

Nie dziwię się, że dziewczyny skomentowały jego tyłek, ale w tych jeansach wyglądał bosko, do tego miał jeszcze szarą, opiętą koszulkę, która idealnie podkreślała jego mięśnie.

- Czy możesz nam to wyjaśnić? - pierwsza zapytała się Ann.

- Ale on ma tyłek. - Monic nie mogła wyjść z podziwu, ale nie dziwię jej się od półtora roku nie była w żadnym związku dużej niż dwa miesiące.

Nasza szóstka idealnie się dobrała. Oprócz Belli żadna z nas nie miała stałego partnera. Tylko na palcu brunetki lśnił pierścionek zaręczynowy.

- Ida, czekam... - Ann nie dawała za wygraną.

- To jest Robert mój przyjaciel, poprosiłam go o pomoc, bo sama bym nie przeniosła tych rzeczy.

- Skąd ty go wzięłaś? - Teraz Bella zadała pytanie.

- Uratował mi życie. Wpadłabym pod samochód.

- Jakie to romantyczne i ... - zaczęła Alice, ale Ann jej przerwała.

- Dlaczego my nic o tym nie wiemy, że mogłaś zginąć?!

- Nie chciałam was denerwować.

- Pewnie w ogóle nie chciałaś nam powiedzieć - żachnęła się Monic.

- Chciałam i zrobię to. Może być weekend? Przyjdziecie do mnie i wszystko wam opowiem.

- Dobrze będziemy - odpowiedziała za wszystkie Alice.

- Idź już do tego swojego chłopaka - Zaśmiała się Bella.

- On nie jest moim chłopakiem! Jesteśmy tylko przyjaciółmi.

- Jeszcze. - Wtrąciła Monic i puściła mi oczko, a ja się delikatnie zarumieniłam.

- Zołza - powiedziałam i przytuliłam ją mocno, a zaraz po niej Ann, Belle i Alice.

- Będziemy za tobą tęsknić.

- Ja za wami też. Odwiedzę was niedługo. - Już miałam wychodzić, kiedy dziewczyny zgodnie wykrzyknęły:

- Weź ze sobą Roberta! - Jedyną reakcją, jaka przyszła mi do głowy, było roześmianie się, co też zrobiłam.

Kiedy Robert pakował resztę rzeczy do bagażnika ja zajęłam miejsce w samochodzie. Kiedy mężczyzna usiadł za kierownicą i jeszcze dobrze nie włączył się do ruchu, zapytał:

- Wolisz do domu, czy może być kawiarnia?

- Hmm. - Udałam, że się zastanawiam. - Wybieram kawiarnię.

- Już się robi - powiedział patrząc mi w oczy.

***

Wybraliśmy uroczy stolik w rogu sali. Ja siedziałam na fotelu, oczywiście, a Robert na krześle, które swoją drogą też było wygodne, bo sprawdzałam. Od reszty gości osłaniał nas parawan, na którym rósł bluszcz. Ogólnie cały lokal miał swój wyjątkowy klimat, dlatego też był moim ulubionym. Piękna sala, dobre jedzenie i miła obsługa.

Specjalnością kawiarni były tarty, więc nasz wybór był oczywisty. Do picia zamówiliśmy po kawie z mlekiem.

- Co teraz zamierzasz?

- Chodzi ci o pracę? - odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie.

- Tak, jeśli chcesz pomogę ci znaleźć dobrą ofertę mam wiele znajomość.

- Wiem... - Przyznałam niechętnie. - Blanka opowiedziała mi czym się zajmujesz.

- Przepraszam, że nie powiedziałem ci tego na początku, ale nie uznałem tego za priorytet.

- Rozumiem cię, ale czy w ogóle chciałeś mi to kiedyś powiedzieć?

- Tak, właśnie dzisiaj tylko mnie wyprzedziłaś. Mam nadzieję, że nie zerwiesz kontaktu z powodu mojego majątku, nie chcę, żeby wywierało to na tobie presję.

- Wszystko jest w porządku, ale nie ukrywaj takich rzeczy w przyszłość. Uważam, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa... - Po minie Roberta widziałam, że chce mi przerwać, więc szybko dodałam - ... i ukrywania pewnych informacji.

- Zapamiętam. - Mężczyzna posłał mi uśmiech, który już nie pierwszy raz sprawił, że nogi miałam jak z waty.

- A do twojego pytania to nie wiem, co będzie dalej. Myślę, że odpocznę trochę i zacznę czegoś szukać.

- Wiem, że to co teraz powiem jest trochę dziwne i bezpośrednie , ale twoje koleżanki dziwnie się na mnie patrzyły. - Robert zrobił tak głupią minę, że musiałam się roześmiać.

- Monic pierwsze, co skomentowała to twój tyłek.

- Aż tak źle wygląda? - Mężczyzna zaczął się śmiać.

- Właśnie wygląda cholernie dobrze - powiedziała i poczułam jak się czerwienie. - Przepraszam nie powinnam tak mówić.

Robert nie zdążył nic odpowiedzieć, bo kelnerka przyniosła nasze zamówienie robiąc przy tym maślane oczy do mojego towarzysza. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, co dziewczynie chyba się spodobało, ale ja spojrzałam na nią wzrokiem typu
"już nie żyjesz", przez co kelnerka szybko odeszła, życząc nam przy tym smacznego.

- Co to miało być? - zapytałam, pochylając się w jego stronę.

- Niby co?

- Widziałam, jak się na nią patrzyłeś.

- Ale co ty chcesz? Ładna była to czemu miałem się nie uśmiechnąć?

- Ładna?! Jej nos wyglądał jak kartofel.

- Nie denerwuj się tak. Nie jestem ślepy i widziałem ten nos, zrobiłem to tylko po to, żeby zobaczyć twoją reakcje.

- I co zadowolony?

- Bardzo. - Uśmiechnął się figlarnie.

Reszta czasu w kawiarni minęła nam normalnie. Śmialiśmy się i dyskutowaliśmy na różne tematy. Robert tak, jak obiecał odprowadził mnie do domu i wniósł najcięższe pudełka. Nawet nie wiedziałam, że tyle tego mam. W szafie znalazłam jeszcze trzy pary butów, więc kolejne do kompletu zawsze dobre.

- Napijesz się czegoś? Może tym razem herbata?

- Nie dzięki, ja się już będę zbierał.

- No dobrze. Dziękuję za pomoc.

- Nie ma sprawy, zawsze do usług. - Robert uśmiechnął się i wyszedł, a ja zostałam sama.

Nie pozostało mi nic innego jak rozpakować te pudełka. Po kwadransie wszystko było posegregowane, a ja siedziałam w kuchni i czekałam, aż zagotuje się woda na herbatę. Siedziałam tak i rozmyślałam o nowej pracy, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Pewnie Robert znowu czegoś zapomniał, albo Blanka przyszła się napić za... Nie wiem za co, ale ona zawsze znajdzie powód do świętowania - pomyślałam i poszłam do przedpokoju otworzyć drzwi.

- Czego tym razem zapomniałeś? - zapytałam z uśmiechem na ustach.

- Dzień dobry. - To nie był Robert...

W drzwiach stał Patrick!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top