9. Poza świadomością, cz. IV


Zabij... zabij... zabij go...


Potrząsnął głową, czując, jak serce mu przyspiesza. Adrenalina zaczęła krążyć we krwi, ale nawet to nie pomogło. Otarł drobne kropelki potu z czoła, spoglądając ciężko na Ducha. Kontury jego sylwetki lekko rozmazywały się w półmroku.

Zabij... zabij... zabij...

Łagodny głos nie milknął, tylko stale nabierał na mocy, powoli przeobrażając się w krzyk.

– Coś jest nie tak – powiedział słabo do Ducha, który rozglądał się po pomieszczeniu, zwracając swoją uwagę zwłaszcza na ciężkie urządzenia z licznymi wskaźnikami i kolorowymi przyciskami. Ten od razu spojrzał na niego poważnie.

– Wiedziałem – odparł tylko, kiwając głową. – Wyjdź jak najszybciej i poczekaj na mnie na zewnątrz.

– Ale to nie jest to! – zaoponował Aleksiej, walcząc z bólem. – To nie jest to samo. Nie mam nawet żadnych halucynacji...

Wzrok Ducha wyraźnie mówił, że mu nie wierzy. Ale wyprostował się i przechylając minimalnie głowę, w milczeniu przypatrywał się oczom Aleksieja, jakby szukał w nich potwierdzenia. Młodzieniec wytrzymał spojrzenie, choć czuł, że jest z nim coraz gorzej.

Zabij... zabij go... zabij go, zanim on zabije ciebie...

– Co to za ból? – spytał głosem doświadczonego stalkera, pocierając palcem wskazującym i kciukiem brodę.

Szatyn westchnął ciężko.

– Nie potrafię go opisać, ale wiem, skąd dochodzi – wydusił coraz cichszym głosem.

Brwi Ducha pojechały wysoko w górę i powoli opadły, gdy nagle je zmarszczył w zastanowieniu.

– Skąd?

Aleksiej machnął ręką, wskazując solidne drzwi po lewej stronie, o których obecności nawet nie zdawał sobie sprawy.

– Gdzieś tam...

Duch spoglądał to na drzwi, to na Aleksieja, a pionowe zmarszczki pomiędzy jego brwiami pogłębiały się. Potarł parę razy brodę w zastanowieniu, aż w końcu pokiwał kilkakrotnie głową.

– Ciekawe – mruknął do siebie. – Wiele już w życiu widziałem, ale ja niczego nie czuję... Chyba że to przez to ustrojstwo od naukowców... – Potarł policzek. – Ale jeśli to jest to, o czym myślę...

Wbił wzrok gdzieś przed siebie i przez dłuższą chwilę nie mrugnął oczami. Nagle postawił parę kroków w stronę drzwi, kładąc dłoń na klamce i patrząc się na nią. Nie nacisnął, zastanawiając się.

Zabij go... zabij go... On zabije ciebie...

– ... czyli są tylko dwie możliwe opcje – mruknął do siebie, zakańczając niewypowiedzianą myśl. – A to oznacza, że...

Przeniósł wzrok na Aleksieja, który postawił kilka kroków w jego stronę. Wzrok szatyna stał się przerażająco pusty. Duch powoli pokręcił głową, szepcząc coś do siebie w zamyśleniu. Nagle nacisnął klamkę i nieśmiało otworzył drzwi, spoglądając do środka z naszykowanym karabinem. Zniknął w mroku, a tuż za nim poszedł Aleksiej.

I wtedy ból nagle osiągnął apogeum, a głos zamienił się w krzyk.

ZABIJ! ZABIJ GO!

Powietrze przeciął głośny wrzask, ale szatyn nie zdawał sobie sprawy, że nie wydobył się tylko z jego gardła. Ból stał się nie do zniesienia, omamiał zmysły i odbierał zdrowe myślenie. ZABIJ GO! ZABIJ GO, NIM BĘDZIE ZA PÓŹNO!

Aleksiej zaczął głośno przeklinać, kręcąc głową. Mimowolnie wypuścił karabin z dłoni i chwycił się za uszy, instynktownie myśląc, że to coś pomoże.

STRZELAJ!!!

Drżał na całym ciele i nie śmiał otworzyć oczu. Czas jakby nagle spowolnił, wydłużał się w nieskończoność.

– UCIEKAJ!!!

ZABIJ GO!!! ZABIJ!!!

– UCIEKAJ, DO CHOLERY!!!

ZASTRZEL GO, ZANIM ON ZASTRZELI CIEBIE!!!

Drżące dłonie mimo woli Aleksieja same zaczęły krążyć po podłodze, próbując coś namacać. Słabo chwyciły coś metalowego i próbowały je unieść.

– ALEKSIEJU!!! – wrzeszczał jakiś głos. – DO CHOLERY JASNEJ!!! WIEJ!!!

Młodzieniec powoli wstawał, ale czuł, że on tego nie robi. Coś innego robiło to za niego. Nagle przestał sprawować kontrolę nad swoim ciałem. Nie potrafił pozbyć się intruza, który nagle wziął we władzę jego ciało.

ZABIJ!

Oszalałym wzrokiem spojrzał przed siebie. W jego stronę z ogromnym impetem ktoś biegł, ale młodzieniec nie skupił na nim wzroku. Nagle za postacią dostrzegł kogoś innego. Albo coś.

Słaba lampa świecąca się przy jakimś urządzeniu ukazywała postać zbliżoną do człowieczej, ale jednocześnie zupełnie inną. O przerażającym obliczu wykrzywionym żądzą krwi, o ogromnej głowie ze strzępami włosów i o nagiej klatce piersiowej, nienaturalnie potężnej i szerokiej. Ze wszystkim kontrastowały szczupłe nogi i ręce. Dłonie z czterema palcami były skierowane w stronę Aleksieja i powoli wznosiły się ku górze.

ZABIJAJ!

Nie możesz się poddać!, krzyczał głos gdzieś w umyśle Aleksieja. Walcz!

ZABIJAJ!

Walcz!

– Wyjdźcie z mojej głowy – wyszeptały na głos resztki świadomości. Młodzieniec potrząsnął głową, patrząc na biegnącego w jego stronę Ducha. Palce kompletnie bez woli właściciela same wędrowały do spustu.

Walcz!

Zabijaj!

– Nie mogę – szeptał dalej i Aleksiej za wszelką cenę próbował odsunąć palce od spustu. Te nagle się zatrzymały.

Postawił krok do tyłu, znowu patrząc na przerażającego mutanta stojącego w oddali. Wtem stwór opuścił ręce, obrócił się i błyskawicznie skierował dłonie w stronę Aleksieja, powoli zaciskając je w pięści i znowu wznosząc ku sufitowi.

Pojawił się kolejny przypływ bólu i młodzieniec czuł, że traci kontrolę nad własnym ciałem.

Nagle poczuł ogromne uderzenie w klatkę piersiową i spadł, nadal trzymając karabin. Mocny cios sprawił, że odsunął palce od spustu. Ktoś mocno go chwycił za kurtkę i przeciągnął aż do drzwi, wyrzucając go do innego pomieszczenia.

– Uciekaj!!! – wrzasnął Duch, a Aleksiej oszalałym wzrokiem patrzył na jego twarz.

Jakieś resztki świadomości dostrzegły w oczach stalkera, że ten również przestaje się kontrolować. Coś odbierało mu wolną wolę i ten człowiek wyraźnie ze sobą walczył. Albo raczej walczył z czymś, co przejmowało władzę nad jego ciałem.

Duchem coś wstrząsnęło. Nagle odczepił małe urządzenie z ucha i wysunął resztę spod pancerza, po czym rzucił je Aleksiejowi.

– Mnie już się nie przyda, ale tobie może uratować życie – powiedział dziwnym głosem i syknął z bólu. – Uciekaj najszybciej jak możesz i nie oglądaj się za siebie!

Aleksiej kręcił głową, nadal słysząc krzyk w głowie. Głos trochę stracił na sile. Duch dostrzegł, że młodzieniec nie za bardzo zdawał sobie sprawę z tego, co się działo.

– Nie czekaj na mnie – rzucił na odchodne i chwyciwszy mocno karabin, szybko wszedł do pomieszczenia, głośno zatrzaskując za sobą drzwi.

Rozległy się urywane strzały. Kilka pocisków przecięło powietrze, karabin szczękał głośno, wypluwając z siebie kolejne serie. Aleksiej cały czas leżał i patrzył tępo na urządzenie. Powolnymi ruchami założył jedną część na ucho, tak jak nosił je Duch, a drugą wsunął pod kurtkę, czując szybkie bicie oszalałego serca w klatce piersiowej.

Odczekał chwilę, a walka trwała dalej. Cały czas rozlegały się strzały.

Młodzieniec poczuł, że głos w jego głowie staje się coraz słabszy.

Nagle szczęk karabinu ustał. I być może właśnie to sprawiło, że Aleksiej zerwał się na równe nogi, bardziej trzeźwy na umyśle.

Nadal nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co się działo, ale coś kazało mu uciekać – i to jak najszybciej. Może instynkt samozachowawczy?

Usłyszał jeszcze kilka pojedynczych strzałów. To zadziałało jak płachta na byka i sprawiło, że Aleksiej wybiegł z pomieszczenia. Niemal sunąc nad metalowymi płytami, szybko kierował się ku wyjściu. Ani razu nie spojrzał w stronę ogromnego urządzenia. Wtem wszystko wokół przestało dla niego istnieć. Nagle tuż przed nim pojawiła się ta sama zielona ciecz, którą mijał kilkadziesiąt minut temu. Nie chcąc się zatrzymywać, mocno wybił się w powietrze i przeskoczył rozlaną substancję, lądując może dwadzieścia centymetrów za nią. Siła skoku sprawiła, że poleciał do przodu i uderzył w szorstki metal. Pokaleczył dłonie, odbijając się od gęstej siatki. Ignorując ból, gnał przed siebie jak opętany i otworzył drzwi tak mocno, że zaraz po wkroczeniu zamknęły się z trzaskiem. Spojrzał na kawałek drabiny wystający z metalowej rury i wskoczył na nią z rozbiegu. Wtem poczuł, jak nagle za nim zrobiło się gorąco. Bardzo gorąco, wręcz upalnie. Coś trzasnęło i znikąd zapalił się ogień. Aleksiej odetchnął z ulgą w myślach, uświadamiając sobie, że cudem uniknął wpadnięcia w anomalię. Śmierć w ogniu była straszna.

Przechodził po kilka prętów naraz, nawet nie spoglądając za siebie. Coś cały czas kazało mu uciekać. Adrenalina buzowała we krwi, serce biło nadzwyczaj szybko, jakby chciało wydostać się z piersi. Aleksiej z trudem łapał oddech i kilka razy splunął śliną, nie mając sił jej połknąć. Po chwili wydostał się z rury i prawie wyskoczył z otworu wentylacyjnego, uderzając mocno głową w metalowy zbiornik. Jęknął z bólu. Widziany obraz nagle zamazał się i zatoczył kilka razy. Aleksiej oszołomiony uderzeniem, przez chwilę leżał na posadzce, dochodząc do siebie.

Chwiejnym krokiem podniósł się i z powrotem zaczął biec. Żywił nadzieję, że pamięta drogę. Przeskoczył parę gnijących trupów i nagle zatrzymał się z głośnym piskiem podeszew. Odruchowo cofnął się o parę kroków, spoglądając szeroko rozwartymi oczami na stojącego potwora. Przypominał ciałem człowieka i pochylał się nad truchłem wojskowego, wypruwając z niego wnętrzności. Leniwie przystawiał je do kilku rzędów ostrych kłów pod resztkami maski przeciwgazowej. Błysnął matowy szkarłat na szyi stwora, gdy ten uniósł łeb. Stwór obrócił się w stronę Aleksieja i podobnie jak on, zamarł.

Młodzieniec jednak okazał się szybszy. Mocno przyparł karabin do swojego ramienia i puścił krótką serię, celując w głowę snorka. Ten nie pozostawał dłużny i odskoczył, wydobywając z siebie ostrzegawczy charkot. Zgiął nogi w kolanach, szykując się do skoku, a Aleksiej w tym czasie zaczął się cofać, raz po raz strzelając w potwora. Łuski wystrzeliwały z karabinu i przez chwilę błyskały w powietrzu, kończąc swój żywot gdzieś pod metalowymi zbiornikami.

Nagle mutant skoczył. I to znacznie wyżej i dalej, niźli się młodzieniec spodziewał. Sięgnął prawie sufitu i wylądował może metr przed zaskoczonym szatynem. Ten spojrzał w zamglone szkła maski przeciwgazowej i dostrzegł swoją przerażoną postać. Natychmiast pokręcił głową i puścił prosto w łeb stwora kolejne naboje. Jeszcze chwila i braknie mu amunicji...

Trafił. Kilka razy trafił. Ale pociski zdawały się nie robić na potworze żadnego wrażenia. Snorek wydał z siebie głuchy charkot i skoczył na Aleksieja, przewalając go na posadzkę. Młodzieniec przez chwilę mógł podziwiać bogate uzębienie śmierdzącej kreatury. Natychmiast odsunął głowę, zaczynając się wiercić. Przerażony wzrok Aleksieja szaleńczo biegał dookoła. Cielsko było cholernie ciężkie.

Nagle poczuł ogromny ból w lewym ramieniu i wrzasnął głośno. Rozszalałym wzrokiem spojrzał na potwora, który właśnie wpił mu się w bark. Wydarł się głośno i nagle poczuł w sobie coś dziwnego. Dziwny przypływ mocy. Nagle poczuł, że ma dość siły, by zwyciężyć. Wtem ogarnęła go pewność siebie i z pełną mocą kopnął snorka w brzuch. Mutant oderwał się od barku, trzymając w zębach zakrwawiony kawałek kurtki Aleksieja i z wrzaskiem spadł na posadzkę.

Młodzieniec wiedział, że ma mało czasu. Błyskawicznie wstał i wystrzelał ostatnie naboje w ciało snorka. Potwór wił się w bólach i warczał coś niezrozumiałego. Spomiędzy zakrwawionych kłów wylatywały wypluwane kawałki pożartych zwłok. Nagle karabin młodzieńca zaszczękał buntowniczo, oznajmiając, że nie ma już amunicji w magazynku. Aleksiej odrzucił go i błyskawicznie wyjął pistolet, puszczając parę strzałów w łeb stwora.

Wygrał. Już prawie wygrał. Mimo potwornego bólu w lewym barku nie zamierzał się poddać. W końcu i w pistolecie zaczęło brakować naboi, a cholerny mutant jeszcze się ruszał. Aleksiej najchętniej zostawiłby go na pastwę losu, ale nie mógł ryzykować, że potwór nagle odzyska siły i zaatakuje w najmniej spodziewanym momencie.

Z krzykiem skoczył na snorka, przyciskając go nogami do ziemi i nie pozwalając, by się ruszył. Wyciągnął ostry nóż i przystawił go do miejsca, w którym powinna znajdować się szyja. Nagle chwycił za maskę przeciwgazową, wyginając ją do tyłu. Natychmiast wbił ostrze pod gardło, szybkimi ruchami przecinając ciało. Trysnęła jasna krew w pulsującym rytmie, Nóż nadzwyczaj lekko zatopił się w szyi potwora. Aleksiej skończył ciąć dopiero wtedy, gdy wokół było pełno szkarłatnej posoki, a w dłoni trzymał odcięty łeb martwego stwora. Z obrzydzeniem odrzucił go parę metrów od siebie i powoli wstał, cały umorusany we krwi. Przez chwilę stał, powoli dochodząc do siebie. Serce stopniowo przechodziło z galopu w step.

Wyglądał jak rzeźnik, który właśnie w bestialski sposób dokonał morderstwa, czerpiąc z tego sadystyczną przyjemność.

Młodzieniec chwycił bronie z pustymi magazynkami i zawrócił, kierując się w stronę wyjścia. Nie mógł się pomylić. Teraz się tylko modlił, by tam na pewno były drzwi.

Ból w lewym ramieniu zniknął. Aleksiej nagle przestał go czuć, ale widział, że jego kurtka ciemnieje. Lecz nie wiedział już, od czyjej krwi.

Nie patrzył na pomieszczenia. Trzaskał drzwiami i cały czas biegł przed siebie, chroniąc własne życie. Nagle wypadł na zewnątrz i mocno zamknął metalowe drzwi, przywierając do nich plecami. Brał szybkie, płytkie oddechy, łapczywie chwytając powietrze. Nie potrafił się uspokoić. Powoli osunął się na ziemię i przyczołgał do najbliższego drzewa, opierając się o suchą korę. Chłodne nocne powietrze delikatnie muskało mu skórę.

Odetchnąć tylko chwilę, uspokoić rytm serca i iść dalej... Iść dalej...

Spojrzał na krwawy ślad zostawiony na drzwiach. Wzrok coraz bardziej się rozmazywał, a Aleksiej powoli zdawał sobie sprawę z tego, co się przed chwilą wydarzyło.

Kręcąc głową i walcząc z bólem, spojrzał ku niebu, gdzie sierp księżyca powoli sunął po nieboskłonie wśród plejady gwiazd.

Obraz stawał się coraz bardziej chwiejny. Rozmazywał się i ciemniał niebezpiecznie. Aleksiej pokręcił głową.

Odetchnąć jeszcze chwilę... Tylko przeżyć... Przeżyć do rana z nadzieją, że przed świtem nie dopadną go potwory... że nie wyczują jego krwi...

Tylko przeżyć...

Przeżyć...

Prze... żyć...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top