9. Poza świadomością, cz. III
Aleksiej nasunął specjalną latarkę w opasce na czoło, a drugą przyczepił do karabinku szturmowego. Powoli stawiał do tyłu kroki, przesiewając gęsty mrok jasnym światłem. Na wyłożonej płytkami podłodze leżało kilka przewróconych beczek, gdzieś sporo potłuczonego szkła i parę drewnianych skrzyń. Regał pod ścianą po prawej stronie Aleksieja był pusty, a obok niego stały dwa wysokie i szerokie zbiorniki wykonane z solidnej blachy, która pomimo upływu lat nie poddała się pożarciu przez rdzę. Młodzieniec przejechał nerwowym światłem pomiędzy nimi i natychmiast obrócił głowę w stronę wyjścia. Należało być szybkim i nieprzewidywalnym; nigdy nie wiadomo, co czaiło się w mrokach.
Panowała śmiertelna cisza, przerywana jedynie miarowymi krokami i przyspieszonymi oddechami stalkerów. Żadnych odgłosów dochodzących z wewnątrz, żadnej oznaki życia. To było jeszcze gorsze niż największy hałas. Cisza siała ziarna strachu i szybko pozwalała im wyrosnąć, by natychmiast obrosły serce i ścisnęły je, odbierając życie.
Duch idący parę metrów przed młodzieńcem na chwilę przystanął przy ścianie i nacisnął mały włącznik. Coś pstryknęło cicho i lampy na suficie zapaliły się, jednak prawie w tej samej chwili zgasły z głośnym trzaskiem. Mężczyzna zaklął pod nosem, przeklinając brak rezerw prądu.
Pomieszczenia, przez które przechodzili, w zupełności nie przypominały laboratoriów. Albo przynajmniej nie tak wyobrażał je sobie Aleksiej. Wszędzie leżały przewalone beczki, pod ścianami stały duże zbiorniki, a na niektórych stołach umieszczonych w pobocznych pokojach znajdowały się sterty porozrzucanych papierów, które wyglądały na porzucone przez spieszących się ludzi.
Doszli do wąskiego korytarzu, w którym już przy drzwiach znajdowała się stara, zaschnięta krew. Szatyn uniósł nieco brwi i rozejrzał się z niepokojem, przy okazji omiatając sylwetkę Ducha światłem, ale niczego nie dostrzegł w grobowych ciemnościach.
– Nie odwracaj się – upomniał go szeptem stalker i młodzieniec pokornie obrócił się w stronę drzwi.
Cały czas czuł, że w tych mrokach coś się czai. Odnosił dziwne wrażenie, że ciemność ożyła i właśnie wypuściła swoje dzieci. Z niepokojem szybko wertował każdy metr pomieszczenia, nie mogąc nic przeoczyć. Choć niczego nie dostrzegał, wiedział, że niebezpieczeństwo było w pobliżu i czekało na swój ruch. Spokojnie przyglądało się szkodnikom, patrząc, czy na pewno dążą w stronę nastawionej pułapki. Młodzieniec poczuł nieprzyjemne dreszcze biegnące po plecach. Czyjś ciężki wzrok obserwował go z miejsc, do których nie docierało nerwowe światło latarek.
Poza tym – cuchnęło. Cuchnęło potem, zgnilizną i śmiercią. Aleksiej wyczuwał w tym coś jeszcze, ale nie potrafił sprecyzować, co. Skrzywił się nieznacznie i przez dłuższą chwilę klął w myślach na smród, ale w końcu przestał zwracać na niego uwagę. Nos szybko przyzwyczaił się do okropnego odoru i próbował go ignorować.
Przełknął ciężko ślinę i usłyszawszy cichy świst Ducha, obrócił się w jego stronę, na wszelki wypadek mocniej przypierając kolbę karabinu do prawego ramienia. Omiótł światłem sylwetkę mężczyzny i opuścił broń, podchodząc do niego. W milczeniu spojrzał na rozszarpane ciało leżące na zakrwawionej posadzce. Ręce trupa leżały parę metrów od niego, głowa została wygięta pod nienaturalnym kątem, a noga rozerwana w kolanie. Pancerz w barwach kamuflujących i duży hełm z goglami nasuniętymi na oczy sugerowały, że poległym był ktoś służący w wojsku.
Duch wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Aleksiejem i skinął głową, wstając i ruszając przed siebie. Jego wzrok wyraźnie mówił: „musimy uważać". Młodzieniec baczniej obserwował każdy detal pomieszczenia, próbując znaleźć niespodziewane niebezpieczeństwo. Tylko czego właściwie mógł się spodziewać? Co mogło dosłownie rozszarpać tego nieszczęśnika na strzępy?
Tego na pewno nie zrobił inny człowiek. Zombi również nie. Rzadko podobne sytuacje zdarzały się przy spotkaniu ze zgrają rozszalałych i wygłodniałych nibypsów. W laboratorium nic takiego nie miałoby szans przeżyć. Czym więc było to coś, co mordowało w tak brutalny sposób?
Aleksiej szybko spostrzegł, że im więcej myślał o rozszarpanym ciele wojskowego i spekulował nad sprawcą, tym bardziej się bał. Pozwalał strachowi przejmować kontrolę nad ciałem, jednocześnie dekoncentrując swoją uwagę nad wypatrywaniem wroga. Młodzieniec potrząsnął głową, próbując porzucić niechciane myśli, ale te złośliwie wracały i starały się zaprzątnąć mu umysł.
– To nie wygląda na laboratorium – rzucił szeptem szatyn, próbując skupić swe myśli nad czymś innym.
– Tutaj kiedyś znajdowała się fabryka – odparł równie cichym głosem Duch.
Aleksiej na chwilę zerknął przez ramię na stalkera. Zdradzieckie światło latarki otuliło blaskiem nagie ściany po lewej stronie mężczyzny.
– Mówiłem ci coś – mruknął karcąco, tym razem odwracając głowę w stronę Aleksieja. Westchnął cicho. – Na razie chyba nic nie ma, ale nie weszliśmy do centrum. Zrównaj krok.
Młodzieniec szybko doszedł do Ducha, nie przestając spoglądać w mrok z odblokowanym karabinem. Długa lufa błyszczała matowo, cały czas gotowa do wyplucia serii zabójczych pocisków.
Gdzieś w oddali coś świeciło przerywanym, czerwonym blaskiem. W ciszy Aleksiej wyczuł dziwny, mechaniczny dźwięk, jakby ktoś nadawał sygnał. Długi sygnał, przerwa, znowu długi sygnał, przerwa...
– Też to słyszysz? – spytał cicho Ducha, mając nadzieję, że to wszystko mu się tylko wydaje, a w ostatnim czasie miał już zdecydowanie dość halucynacji.
Po krótkiej chwili milczenia mężczyzna skinął głową.
– Alarm o skażeniach chemicznych – odparł szeptem. – Chyba narobili tu niezłego bałaganu.
Aleksiej kiwnął głową, uważniej rozglądając się dookoła. W takich miejscach jak laboratoria podobno często tworzyły się różne anomalie związane z kwasami lub ogniem. Młodzieniec w głębi duszy żywił nadzieję, że nie spotkają niczego niebezpiecznego. Tylko czy słyszał ktoś kiedyś o bezpiecznym, opuszczonym laboratorium?
W milczeniu przeszli do kolejnego pomieszczenia, w którym nadawany sygnał stał się jeszcze głośniejszy. Tam ciężko było zrobić krok, by nie wpaść na coś zniszczonego. Z trudem przeszli pomiędzy stertami połamanych desek i przewalonymi, ciężkimi beczkami. Nagle zatrzymali się, patrząc otępiałym wzrokiem pod swoje nogi. Kolejne martwe ciała. Znowu trupy wojskowych, z licznymi ranami na klatce piersiowej i poodrywanymi kończynami. Parę starych, pokrytych rdzą karabinów szturmowych leżało rzuconych byle jak gdzieś pomiędzy metalowymi beczkami. Aleksiej na chwilę wstrzymał oddech, przyglądając się resztkom gnijących ciał. Ukucnął przy jednym z nich i, próbując nie wciągać obrzydliwego odoru rozkładu, zaczął przeszukiwać kieszenie spodni poległych. Powyrzucał kilka papierów i niezrażony przesunął trupa na bok, ułatwiając sobie dostęp do plecaka. Duch w tym czasie rozglądał się dookoła, szukając czegoś w mroku. Wciągnął kilka razy powietrze nosem i wypuścił je powoli, mrucząc coś z niezadowoleniem. Aleksiej w milczeniu przerzucił przedmioty znajdujące się w wojskowym plecaku polowym. Kilka bandaży w papierowych opakowaniach, jakieś strzykawki z dziwną substancją, paczka tabletek przeciwbólowych, parę zapasowych magazynków z amunicją. Ponadto piersiówka z przezroczystą cieczą i dwie puszki konserw. Młodzieniec już wyciągał dłoń z plecaka, gdy poczuł mocne ukłucie w środkowy palec. Syknął cicho i wyjął rękę, patrząc na powoli sączącą się krew z opuszka. Cholerne igły, pomyślał, wysysając parę razy szkarłat i wypluwając go za sobą. Podobno taki manewr zmniejszał ryzyko zarażenia się jakąś chorobą.
Powoli podniósł się, rzucając przelotne spojrzenie na rozszarpane ciała i napotkawszy pytający wzrok Ducha, pokręcił ze zrezygnowaniem głową. Ten skinął w milczeniu i jeszcze raz poświecił po pomieszczeniu, zaczynając krążyć wokół licznych śmieci. Odsuwając ciężkie skrzynie i beczki, świecił latarką umieszczoną w podobny sposób jak Aleksieja, szukając czegoś na podłodze. Po chwili znowu omiótł blaskiem ściany, aż nagle uniósł zaciekawiony brew i zbliżył się do rogu. Stało w nim pokryte grubą warstwą kurzu biurko, a obok połamany fotel. Duch z trudem otworzył szuflady i przejrzał je, ale nie znajdując niczego ciekawego, szybko wyprostował się, marszcząc czoło.
– To musi być gdzieś tutaj – mruknął do siebie, znowu patrząc na liczne śmieci i ciała martwych żołnierzy. Z niektórych wystawały już nagie kości.
Aleksiej uniósł pytająco brew, ale stalker nie zwrócił na to uwagi, tylko w milczeniu przeszedł jeszcze raz po dużym pokoju. W końcu pokręcił głową i wyszedł na korytarz, skręcając w prawo. Teraz szli w kierunku miejsca, z którego wydobywało się przerywane czerwone światło przy akompaniamencie alarmowych dźwięków.
Duch w ciszy spoglądał uważnie na ściany, wyraźnie czegoś szukając. W końcu wszedł do jednego z pomieszczeń, do którego prowadziły szklane drzwi. Wewnątrz znajdowało się kilka pokrytych kurzem ławek, a w powietrzu panował zaduch. Aleksiej kichnął głośno, czując nieprzyjemne łaskotanie w nosie. Niewzruszony stalker zerknął pobieżnie na pokój i wyszedł, idąc dalej przed siebie.
– Obserwuj ruchy powietrza, tutaj mogą być pijawki – poinformował cicho Aleksieja i jak na potwierdzenie tych słów coś zawyło głośno gdzieś w podziemiach. Duch przystanął, mrugając kilka razy oczami i nagle pokręcił głową.
Mimo wszystko potworny odgłos sprawił, że młodzieniec poczuł ciarki na plecach. Nigdy wcześniej nie stanął twarzą w twarz z żadną pijawką; słyszał jednie, jak ciężko je wypatrzeć w mroku i jeszcze trudniej trafić. Właśnie przez nie w Zonie ginęło wielu samotnych stalkerów. Grasowały głównie w nocy, korzystając z ciemności, w której ciężko było dostrzec jakikolwiek ruch.
Aleksiej jeszcze przez chwilę próbował sobie wmówić, że dźwięk, który usłyszał, nie należał do pijawki. Ale wtedy zdał sobie sprawę, że jeśli do niej nie należy, to musiał należeć do czegoś gorszego. Zaklął w myślach, czując przypływ strachu.
Znowu szli w ciszy, przyzwyczajeni do zestawu powtarzających się dźwięków. Mijane pomieszczenia cały czas bardziej przypominały fabrykę niźli laboratorium. Młodzieniec czuł, że to, czego szukali, znajdowało się gdzieś w pobliżu, ale nie wiedział, jak do tego dojść.
Przeniósł wzrok na pokrytą potłuczonymi płytkami posadzkę, na której widniały ślady krwi. Jedna szeroka, gęsta smuga ciągnęła się przez kilka metrów i skończyła przy martwym ciele wojskowego, którego coś pozbawiło głowy. Aleksiej nie chciał myśleć, w jak potworny sposób musiał zginąć, ale z racji złośliwego bytu niechciane sceny mimowolnie zaprzątały mu umysł.
Szli jeszcze dłuższy czas w milczeniu, aż w końcu Duch przystanął przy otworze wentylacyjnym o dość dużej średnicy umieszczonym mniej więcej na wysokości bioder. Ktoś zainstalował go tuż za zbiornikami, sprawiając, że z pozoru nie był zbyt widoczny. Mężczyzna przechylając zaintrygowany głowę, podszedł bliżej, z trudem przeciskając się przez wąską szparę, i delikatnie chwycił za gęstą kartkę, oświetlając ją latarką. Wydał z siebie dziwny pomruk i szarpnął kilka razy, aż w końcu metal puścił, odczepiając się od rury wentylacyjnej.
Duch pochylił się, zaglądając do otworu i gwizdnął cicho. Po chwili wyciągnął głowę i z bladym uśmiechem spojrzał na Aleksieja.
– Mamy przejście – poinformował go.
Młodzieniec z powątpiewaniem uniósł brew.
– Tak ciasne? – spytał, nie kryjąc zdziwienia.
Stalker pokiwał głową.
– W końcu to tajne wyjście, więc nie powinno być duże i rzucać się w oczy. – Nagle wsunął się bez problemu do otworu i zniknął w rurze. – Idź za mną, wracamy do poprzedniej techniki – dodał zniekształconym przez blachę głosem.
Aleksiej przez chwilę stał, ze zdziwieniem przyglądając się otworowi od rury. Żywił szczerze wątpliwości co do tego, czy dałby radę się w nim przecisnąć. Po chwili wzruszył ramionami i wsunął głowę do środka. Poświecił mocnym światłem latarki po blachach i okazało się, że wewnątrz, wbrew pozorom, było całkiem dużo miejsca. Chwycił wystające końce metalowej drabiny i bez większych problemów wszedł do środka, mając dość wolnej przestrzeni, by wychylić się i spojrzeć w dół. Słysząc przyspieszony oddech Ducha, zaczął szybko schodzić, co chwilę zerkając pod siebie. Im niżej się znajdował, tym tunel stawał się bardziej porośnięty licznymi pajęczynami, w których pozostały zakurzone wraki martwych much i innych owadów. Nie miał pojęcia, jak długo schodził, ale poczuł, że z każdym krokiem robiło się coraz bardziej gorąco i to bynajmniej nie od wzrostu adrenaliny i wysiłku. Miał wrażenie, że gdzieś w podziemiach panuje pożar, w dodatku gdzieś bardzo blisko niego.
– Jeszcze ze trzy metry w dół i kończy się drabina, uważaj – usłyszał głos Ducha.
Skinął głową, czego oczywiście stalker nie mógł zobaczyć, i przechodząc po dwa pręty naraz, prędko znalazł się na samym dole. Opuścił prawą stopę i nagle odruchowo mocniej chwycił chłodny metal, nie wyczuwając żadnego oparcia. Zerknął przez ramię na dół. Trochę ponad dwa metry niżej znajdowała się już podłoga. Zszedł dłońmi jeszcze kilka prętów w dół i puścił je, gładko spadając na twardą posadzkę. Duch spojrzał na niego w milczeniu i skinął głową, jednocześnie wskazując szklane okna za sobą. Aleksiej podążył za ruchem i natychmiast się wyprostował, patrząc na szybę. Odruchowo zrobił kilka kroków do przodu, chcąc się przyjrzeć, ale mężczyzna zatrzymał go, odpychając lekko.
– Uważaj, anomalia – powiedział cicho, wskazując głową miejsce parę metrów przed sobą, w którym drapieżnie falowało powietrze.
Szatyn zerknął na nie z boku i na wszelki wypadek odsunął się, wywołując tym samym nikły uśmiech na pokrytej kilkudniowym zarostem twarzy Ducha. Ten puścił go i obrócił się w stronę szyb, przyglądając się temu samemu, co Aleksiej.
W centrum ogromnego pomieszczenia znajdowała się wysoka kolumna otoczona grubymi linami i licznymi przewodami o różnych barwach i grubości. Coś na samej górze, czego młodzieniec nie mógł zobaczyć, świeciło całkiem mocno, wyraźnie zarysowując kształty okolicy. Szatyn zamarł na chwilę, słysząc coś dziwnego. Jakieś bulgotanie, syczenie... Zamrugał kilka razy oczami.
Chciał zadać pytanie Duchowi, ale ten uprzedził go uniesieniem dłoni.
– To prawdopodobnie wysyła emisje psioniczne – wyjaśnił szeptem, po czym zmierzył młodzieńca badawczym spojrzeniem. – Nie czujesz czegoś dziwnego? Nie rozmazuje ci się obraz?
Aleksiej pokręcił przecząco głową.
– Może w tej chwili nie osiąga swojego apogeum – stwierdził cicho, przenosząc wzrok na dziwne urządzenie. – Podobno czasem da się tu dostać bez urządzenia blokującego emisje, ale ciężko przewidzieć, kiedy to nastąpi.
– Co to za urządzenie?
Duch odchylił nieco kołnierz pancerza, wskazując jednocześnie na mały przedmiot zaczepiony o ucho.
– Takie ustrojstwo – mruknął, przejeżdżając palcem wzdłuż cienkiego przewodu, który ginął gdzieś pod pancerzem. Poprawił kołnierz, zakrywając kabelek. – Jakoś działa. Dlatego chciałem iść sam, bo miałem pewność, że mi się tu nic nie stanie.
– Pewność bywa złudna – odparł cicho Aleksiej, znając to z autopsji. Duch pokiwał głową.
– Idźmy dalej. Ja z przodu, ty z tyłu. Przeczuwam, że tutaj potworów jest od cholery i jeszcze więcej.
Duch cichym krokiem podszedł do drzwi i pchnął je lekko, celując karabinem w ciemność. Aleksiej odwrócił się i ruszył za nim, uważnie przyglądając się opuszczanemu pomieszczeniu. Po chwili szedł już po blachach, z których ktoś zrobił przejście do innego pokoju. Odwrócił mimowolnie głowę w lewą stronę i zamarł na chwilę, spoglądając z zafascynowaniem na ogromne urządzenie stojące pośrodku wielkiego laboratorium.
Było wielkie, niesamowicie wysokie i szerokie. Poprzez tajemnicze światło rzucane z góry młodzieniec dostrzegł rysy kręcących się na różnych piętrach postaci. Większość z nich była chodzącymi na czworakach potworami albo żywymi trupami. Młodzieniec podszedł od sięgającej biodra balustrady i chwytając chłodny metal, ze zmrużonymi oczami przyglądał się okolicy, próbując wszystko zapisać w pamięci, jednakże było zbyt ciemno, by móc dostrzec szczegóły. Przydałby się noktowizor, pomyślał Aleksiej, po chwili szybko nadganiając Ducha.
Cały czas spoglądał to na wąskie przejście, to na okolicę, by nie być zaskoczonym przez nagłe strzały lub inny atak. Na szczęście nie musiał mieć oczu dookoła głowy – po swojej prawej stronie mijał gładką ścianę. Na wszelki wypadek sprawdził swój karabin otrzymany od Barmana. Odblokowany i załadowany. W myślach odetchnął z cichą ulgą.
Zrobił jeszcze kilka kroków do tyłu i nagle w coś uderzył. Popchnęło go do przodu, ale szybko odzyskał równowagę i ze świetnym refleksem odwrócił się, już przygotowując się do oddania strzału. Spostrzegając Ducha, westchnął cicho, co ten skwitował w milczeniu, wskazując głową przejście przed sobą. Na metalowych płytach była rozlana jakaś zielona substancja, nad którą unosiły się ostre, nieprzyjemne opary. Ciecz bulgotała cicho.
Stalker machnął ręką Aleksiejowi, dając mu wyraźnie do zrozumienia, by zrobił to, co on. Ten przeszedł przez metalową balustradę i chwytając się mocno obręczy, stawiał szerokie kroki, by w jak najbezpieczniejszy sposób dostać się na drugą stronę. Po przejściu paru metrów przeskoczył na drugą stronę i potrząsnął dłońmi, by pozbyć się brudu z rękawic.
Młodzieniec nie miał większych trudności z przejściem na drugą stronę, ale cały czas musiał się pilnować, by nie spojrzeć w dół. Wysokości kilkumetrowe nie robiły na nim większego wrażenia, ale gdyby spadł tutaj, musiałby się już liczyć z co najmniej dwudziestoma metrami przelotu, co nie skończyłoby się za dobrze. Może nigdy nie bałby się wysokości, gdyby pewne niemiłe wydarzenie z przeszłości. Aleksiej raz mimowolnie zerknął w dół i z trudem przełknął ślinę. Wyobraźnia już snuła mu najgorsze obrazy. Chwycił tylko mocniej metalową obręcz i jak najszybciej próbował dostać się na drugą stronę. Gdy stał już obok Ducha, odetchnął z wyraźną ulgą, a ten uniósł nieco brwi, uśmiechając się ze zrozumieniem.
Ruszyli dalej, zbliżając się do jakiś drzwi. Aleksiej z powrotem przeniósł wzrok na przejście i wszystko byłoby dobrze, gdyby nagle nie poczuł oszałamiającego bólu w głowie.
Nie był to ten sam ból, który spotkał go podczas podróży do Martwego Miasta. Tamten był zupełnie inny. Ten nie przypominał krzyków i dyskusji tysiąca niewidzialnych osób stojących obok. Na początku Aleksiej słyszał jakiś dziwny szept, ale ignorował go, uznając go za chory wytwór wyobraźni. Dopiero gdy głos przybrał na mocy, zaczął odczuwać ból. Ktoś mówił coś do niego, ale nie mógł rozszyfrować żadnego słowa. Nadal głos był zbyt cichy, by coś zrozumieć, ale wyraźnie coś wypowiadał. Spokojnie, łagodnie, przekonująco.
Zdziwienie Aleksieja wywołał tym bardziej fakt, że te słowa nie dochodziły znikąd. Nie rodziły się w jego głowie, nie dobijały się z każdej strony. Szatyn czuł, że wyraźnie głos pochodzi z zewnątrz. Po cichu przebija się pomiędzy myślami i nawołuje do umysłu, by ten w końcu zwrócił na niego uwagę. Tylko skąd przybywał?
Na początku głos nie sprawiał bólu. Był łagodny, delikatny, próbował tylko zwrócić na siebie uwagę, ale gdy jej nie otrzymał, zaczął zadawać cierpienie. Na początku lekkie kłucie, które stopniowo przechodziło do coraz głębszych i liczniejszych dźgnięć. Aleksiej nawet nie zauważył, kiedy przestał wyraźnie widzieć. Zdawał sobie sprawę, co się dzieje i gdzie się znajduje, ale gdy próbował skupić na czymś wzrok – obraz rozpływał się. Gdy próbował skupić nad czymś myśli – rozpraszały się.
Potrząsnął głową w nadziei, że to coś da. Nic z tego. Zerknął kątem oka na ogromne urządzenie, które podobno emitowało emisje psioniczne. Czy to możliwe, by nagle zaczęło z powrotem działać?
Nie, głos nie dochodził stamtąd. Nie był taki sam jak przy pomniku Lenina. To było coś zupełnie innego.
I dopiero gdy Duch otworzył kolejne drzwi, Aleksiej poczuł ból tak ogromny, że aż cichy syknął, przystawiając dłoń do skroni. Nagle zauważył, skąd docierał coraz głośniejszy głos. Był bardzo blisko, może nawet gdzieś za nim, ale dobiegał bardziej z boku... Co tam, do cholery, się znajduje?!, pomyślał, trzęsąc głową.
– Dobrze się czujesz? – spytał z niepokojem Duch, obracając się w stronę młodzieńca. Ten powoli pokręcił czupryną przydługich włosów.
– Tak, wszystko w porządku – wykrztusił z siebie kłamstwo, które ciężko przeszło mu przez gardło.
Stalker nie wyglądał na przekonanego, ale nie zadał już żadnego pytania, tylko wszedł do pomieszczenia. Aleksiej zatrzymał się przy drzwiach, opierając się ciężko o framugę. Wziął kilka głębokich oddechów, znowu przystawiając dłoń do skroni. Powoli zaczął wychwytywać słowa, które cały czas powtarzał nieznany głos.
Zabij... zabij... zabij go...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top