13. Lustro przeszłości, cz. I
Gawrił machnął dłonią na powitanie i szedł dalej po korytarzu z mężczyzną średniego wzrostu, który opowiadał mu pokrótce zdarzenia z ostatnich kilku miesięcy. Kiwał co jakiś czas głową, w milczeniu analizując usłyszane słowa. Od niechcenia popatrzył na kremowe ściany i zerknął przez otwarte drzwi do jednego z pokoi, gdzie rozmawiało dwóch żołnierzy odzianych w wojskowe pancerze. Zmarszczył brwi i potrząsnął głową, nagle zdając sobie sprawę, że przestał słuchać mówiącego. Po chwili minęli w korytarzu paru znajomych, którzy zasalutowali im na powitanie.
– Teraz możemy wdrożyć operację Wrona – mówił tymczasem mężczyzna, przeglądając zawzięcie trzymany w dłoniach plik dokumentów. – Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Kordon znajdzie się pod naszą kontrolą w ciągu paru miesięcy.
– Idiotą jesteście, Wasiliewie – mruknął Gawrił, unosząc ironicznie brwi. – Niedawno stalkerzy przegnali stamtąd wojskowych. Po co się znowu pchać?
Krótkowłosy mężczyzna wzruszył ramionami, spoglądając na bruneta.
– Już rozmawialiśmy z tamtym oddziałem i zgodzili się nam pomóc – odparł spokojnie, pewnym siebie głosem. – Wszystko idzie zgodnie z planem. Naprawdę nie wiem, po co tu przyszedłeś, Gawrile.
– Hm, może dlatego, że nie macie wszystkiego pod kontrolą? – rzucił głosem delikatnie przyprawianym drwiną. – Po jaką cholerę wysłaliście mi tak długą listę osób do zabicia?
– Ci ludzie szkodzą naszym interesom – odrzekł ten dumnie, unosząc podróbek. – Konkurencji trzeba się pozbywać.
– Poszaleliście już do końca? – spytał z niedowierzaniem Gawrił, potrząsając głową. – A może po prostu zgłupieliście? Nie było mnie rychło dwa miesiące, a wy pieprzycie się tu jak dziwki w burdelu.
– Pod twoją nieobecność po prostu zmieniliśmy trochę tok działania – kontynuował, wyraźnie zrażony ironicznymi pytaniami Gawriła. – Zamierzamy pozbyć się tych, co nam przeszkadzają i powoli przejmiemy kontrolę nad całą Zoną. To nie będzie trudne...
– Na razie wszystko zmierza do tego, by Prypeć stała się zwykłą frakcją – mruknął Gawrił, przerywając rozpoczynający się wywód Wasiliewa. – Tego nam trzeba? Wojny z Wolnością i Powinnością?
– Nie są dla nas większym zagrożeniem.
– Nie masz pojęcia, o czym mówisz. Widać, że nigdy nie chodziłeś po Zonie, tylko całe życie grzałeś tyłek w wygodnym fotelu, robiąc wszystko według własnego widzimisię.
Wasiliew wzruszył pogardliwie ramionami. Po chwili przeszli przez drewniane drzwi i znaleźli się na dziedzińcu, przed którym znajdował się spory plac ćwiczeniowy dla wojska. Tam kilkudziesięciu żołnierzy właśnie trenowało kamuflaż i strzelanie do ukrytych celów.
– Mamy wsparcie wojska, opłacamy wielu najemników, Wolność i Powinność nie są dla nas zagrożeniem – odparł spokojnie mężczyzna, składając papiery trzymane w dłoniach. – Prędzej sami się wytłuką.
Gawrił wykrzywił wargi w ironicznym uśmiechu i pokręcił głową.
– Nie o to w tym wszystkim na początku chodziło – zaczął mówić brunet, patrząc z oddali na ćwiczących żołnierzy. – Mieliśmy po cichu przejąć kontrolę nad całym handlem w Zonie i ewentualnie badaniami, ale nie tworzyć kolejną frakcję.
– To było parę lat temu. Czasy się zmieniają, a my z nimi, Gawrile.
Brunet pokręcił głową.
– Między szaleństwem a racjonalnym myśleniem czasem jest bardzo cienka granica – mruknął pod nosem, po czym zaczął iść z krótkowłosym do ćwiczących żołnierzy. – Ten plan nie wypali. Już się wszystko sypie. Coraz więcej stalkerów się o nas dowiaduje. Coraz więcej chce nas odnaleźć i pozabijać. Krążą o nas legendy i mity, mniej lub bardziej prawdziwe. Chyba nie o to w tym wszystkim chodziło.
– To tylko element układanki – uspokoił go Wasiliew, machając ręką. – My swoje, stalkerzy swoje. Śmiem wywnioskować, że tym razem ta cała otoczka działa na naszą korzyść.
Gawrił powoli pokręcił kilkakrotnie głową.
– Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się mylisz.
Nagle zatrzymali się przy kilku ławkach i jasnowłosy mężczyzna spojrzał zielonymi oczami na bruneta, przechylając głowę w bok i opierając ręce o kości biodrowe.
– Co próbujesz mi cały czas zasugerować, Gawrile? – spytał, marszcząc brwi. – Że chcesz odejść? Czy znowu coś kombinujesz?
– Próbuję was powstrzymać, zanim będzie za późno – odparł chłodno, wytrzymując spokojnie ciężkie spojrzenie Wasiliewa. – Uwierz mi, że przeciwników Prypeci w Zonie jest od cholery i jeszcze więcej. To kwestia czasu, gdy namierzą naszą siedzibę. Co wtedy? Wysadzimy ją jak ostatnio? Znowu zmienimy nazwę?
– Martwisz się na zapas. – Mężczyzna przewrócił znużony oczami. – Wtedy nie zawinili stalkerzy, tylko my sami, więc nie ma co porównywać.
Gawrił pokręcił głową w milczeniu.
– Zresztą, spójrz sam – rzekł Wasiliew, machając ręką w stronę ćwiczących, wskazując najbliżej leżącego mężczyznę, który strzelał z karabinu do celu oddalonego o jakieś sto pięćdziesiąt metrów. – Mamy wojsko. To wystarczy, by zapewnić nam ochronę.
Brunet uniósł brwi, patrząc zdumiony na jasnowłosego, po czym uśmiechnął się szyderczo, podchodząc powoli do trenującego żołnierza. Stanął parę metrów za nim i popatrzył na swojego towarzysza, nie kryjąc kpiny.
– Wy to nazywacie wojskiem, Wasiliewie? – spytał drwiąco, wskazując podbródkiem leżącego żołnierza, który puścił kolejną serię z jakiegoś karabinu. Kilka łusek błysnęło w powietrzu.
Jasnowłosy zmarszczył brwi i rzucił pytające spojrzenie Gawriłowi. Ten, nadal uśmiechając się drwiąco, podszedł do ćwiczącego i spytał:
– Jak się zwiecie, towarzyszu?
– Szeregowy Nowakow! – odparł hardo żołnierz i przerwał na chwilę strzelanie, obracając głowę w stronę Gawriła. Uniósł klatkę piersiową i łokcie, jakby chciał się podnieść, ale po paru sekundach opadł z powrotem na ziemię.
– Dobrze – mruknął tamten, kiwając głową. – Szeregowy Nowakow, niżej trzymajcie swoją dupę, bo zapewniam, że z dziurami kalibru 5,45 mm nie będzie wam się na niej wygodnie siedziało. A przy kalibrze 7,62 mm nie będziecie mieli już na czym siedzieć.
– Tak jest!
Gawrił obrócił się i podszedł do Wasiliewa, który nadal marszczył brwi w zastanowieniu. Zmarszczki na jego czole pogłębiły się.
– Oto właśnie wasze wojsko – odparł Gawrił, spoglądając w zielone oczy zdezorientowanego mężczyzny. – Z takim wyszkoleniem to możecie się w dupę pocałować.
– To zawodowi żołnierze! – oburzył się Wasiliew, traktując słowa bruneta jak jedną z najgorszych obelg. – Na Zonę, Gawrile! Byłeś w wojsku, sam wiesz, jak wygląda szkolenie!
– Owszem, byłem – odparł, kiwając potakująco głową. – Siedziałem tam całkiem długo. Ty również tam byłeś. I co, nadal sądzisz, że są dobrze wyszkoleni?
Trzydziestokilkuletni mężczyzna otworzył usta, chcąc coś odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał od głosu i opuścił głowę, marszcząc brwi i piorunując Gawriła spojrzeniem.
– Znowu coś kombinujesz – stwierdził cicho. – Co tym razem? Zawsze jak przychodzisz, to próbujesz zmienić wszystkie plany w stertę gruzu.
– Jak zwykle to samo – mruknął zażenowany Gawrił, kręcąc głową i patrząc wymownie na niebo. – Wygląda na to, że jestem tutaj jedyną racjonalnie myślącą osobą i próbuję wam udowodnić, że jeśli tak dalej pójdzie, to wszyscy zginiemy. Z takim wojskiem nigdzie nie powinniśmy się pchać. Zresztą – machnął ręką – stalkerzy nienawidzą wojska. Każdy będzie do nich strzelał. Zdajesz sobie sprawę, ile ludzi siedzi w Zonie i ile wśród nich jest naprawdę dobrze wyszkolonych? A ile nabrało doświadczenia podczas podróż w głąb Zony, gdzie jest zupełnie inaczej niż na froncie? Niektórzy swoimi umiejętnościami przerastają komandosów!
– A kto powiedział, że zamierzamy iść na otwartą walkę? – spytał Wasiliew, wzruszając ramionami. – Wszystko załatwimy po cichu.
– Zaprzeczasz już sam sobie.
– Nie, po prostu nie znasz dokładnych planów.
– Naprawdę? Jako jeden z piątki ich nie znam? – uniósł drwiąco brwi. – Wasiliewie, zapominasz, że jesteśmy w tej samej grupie. Mamy takie same uprawnienia i bez mojej zgody nie możesz wszystkiego zrobić.
– Pozostali się zgadzają, czemu więc miałbym czegoś nie robić tylko ze względu na ciebie?
Gawrił zamilknął, patrząc na Wasiliewa jak na idiotę.
– Rób, co chcesz – odparł po chwili, wzruszając ramionami. – Mnie w to na razie nie mieszajcie. Mam dość.
– Czyli odchodzisz? – Mężczyzna uniósł brwi.
– Kiedy to powiedziałem? – Gawrił spojrzał na niego drwiąco. – Poczekam jeszcze i przemyślę to, co wymyśliliście w ciągu tych dwóch miesięcy. Zobaczymy, czy coś z tego nada się do realizacji. Wszystkie mniej ważne sprawy załatwiaj, jak chcesz, ja mam to gdzieś. Większych planów beze mnie zrobić nie możecie.
Wasiliew pokręcił głową, wzdychając ciężko.
– Niech będzie – odparł, machając ręką. Najwyraźniej miał już wszystkiego dość. – Tydzień ci wystarczy na przejrzenie tego wszystkiego?
– A dużo tego jest?
Mężczyzna uniósł odrobinę brwi i wykrzywił wargi, spoglądając na ćwiczących żołnierzy w zastanowieniu.
– Trochę – odparł po chwili.
Aha, pomyślał Gawrił. Czyli dużo.
Już się odwrócił, by wrócić do budynku, gdy nagle dobiegł do nich jeden z wojskowych i zasalutował na powitanie.
– Przynoszę wieści! – krzyknął na jednym tchu, spoglądając to na Gawriła, to na Wasiliewa. – Zamordowano kapitana z obozu przy Szarym Lesie.
Brunet nagle drgnął i przeniósł spojrzenie na żołnierza, marszcząc odrobinę brwi.
– Jak to zamordowano? Jegorija? – spytał nie lada zdumiony.
– Został zastrzelony w swojej siedzibie. Znaleziono jego ciało i otwarte zejście do podziemi. Ponadto do obozu przybył nowy stalker; podobno wyciągnęli go z laboratorium. Wołają na niego Kosa.
Gawrił poczuł nieprzyjemny dreszcz biegnący po ciele i zmrużył oczy. Zaklął cicho.
– Od kogo otrzymaliście raport, towarzyszu? – spytał brunet, marszcząc w zastanowieniu czoło.
– Przedstawił się jako sierżant Sorokin – odparł od razu żołnierz, a Gawrił skinął w zamyśleniu głową.
– A nic się Di... och, Sorokinom nie stało? – upewniał się, a wojskowy pokręcił głową.
Wasiliew spojrzał na Gawriła, unosząc brew, po czym przeniósł wzrok na mężczyznę w pancerzu kamuflującym, mówiąc:
– Przekażcie, żołnierzu, sierżantowi Sorokinowi, żeby pilnował wioski, a niech jego brat zejdzie do podziemi i wybije wszystko, co się tam rusza.
Żołnierz skinął głową. Gawrił nagle obrócił się w stronę Wasiliewa, spoglądając na niego mrożącym krew w żyłach wzrokiem.
– Nie ma mowy! – oburzył się, odruchowo kładąc dłoń na kolbie pistoletu. – Wasiliewie, nie będziesz posyłał mojego człowieka na śmierć!
Jasnowłosy mężczyzna wzruszył ramionami i obdarował bruneta beznamiętnym spojrzeniem.
– Mówiłeś, że mam sam decydować o pomniejszych celach, więc to robię – usprawiedliwił się od razu, unosząc brwi.
– Jako jeden z pięciu mogę się sprzeciwić i zdecydowanie nie wyrażam zgody na posłanie Timki do podziemi!
– Lepiej będzie, jeśli on tam jednak pójdzie, Gawrile – próbował go przekonać Wasiliew. – Cholera wie, kto zabił Jegorija. Może to właśnie ten Kosa i kto wie, czy nie miał ze sobą kogoś jeszcze. A obydwaj dobrze wiemy o tym, co żyło w laboratorium w obozie przy Szarym Lesie, nieprawdaż?
Brunet pokręcił kilka razy głową, wyraźnie zdenerwowany.
– Wiem, kim jest Kosa i to bardzo prawdopodobne, że zabił Jegorija, ale wątpię, by ktoś jeszcze był w podziemiach.
– Nie zaszkodzi sprawdzić.
– Dlaczego tak bardzo starasz się wysłać mojego człowieka na śmierć?!
– Nie rozumiem, czego tak bardzo się boisz, Gawrile – zdziwił się Wasiliew, wzruszając ramionami. – Tego, co tam siedziało? Od tamtego czasu minęło już parę lat, to coś na pewno zdechło!
Brunet znowu pokręcił głową.
– Nie, to nadal żyje i jest tego coraz więcej – rzekł cicho. – Powiem więcej: to coś jest głodne. Co gorsza, nie zdziwię się, jeśli któregoś dnia spróbuje wydostać się na zewnątrz.
– Jedyne przejście prowadzi przez siedzibę – odparł w zamyśleniu Wasiliew. – Pozostałe są zasypane.
Gawrił nie odpowiedział. Sam nie był tego pewien. Coraz częściej odnosił wrażenie, że stworzenia żyjące w podziemiach jakimś cudem zaczęły się wydostawać na powierzchnię. Zasypane tunele nie zawsze gwarantowały bezpieczeństwo.
Wasiliew, widząc milczenie bruneta, przeniósł wzrok na żołnierza i powiedział spokojnie:
– To nie zmienia faktu, że trzeba się tego wszystkiego pozbyć. Zróbcie to, co wam mówiłem, towarzyszu.
Wojskowy skinął głową.
– Jesteś szalony – odezwał się Gawrił i machnął ręką żołnierzowi, by nie odchodził. Podszedł do Wasiliewa i stanął kilkanaście centymetrów przed nim, pochylając się. Spoglądał na niego groźnie, mrożąc spojrzeniem. – Nie będziesz posyłał mojego człowieka na śmierć.
Ten uniósł brwi, przechylając głowę i składając ręce na ramionach.
– Dobrze, teraz go nie poślę – zgodził się, kiwając łaskawie głową. – Jednak jeśli pozostała trójka się zgodzi, zrobię to.
Gawrił zacisnął zęby, posyłając Wasiliewowi spojrzenie, które, gdyby miało taką moc, mogłoby go z łatwością zabić. Próbował się opanować, ale tym razem wyjątkowo ciężko było mu wyciszyć gniew.
– Wiecie, co? – Spojrzał najpierw na żołnierza, a potem na Wasiliewa i nagle pchnął go palcem w pierś. – Pieprzcie się, wy podłe gnidy.
Po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.
__________
Zdaje się, że część z Was właśnie skończyła rok szkolny, a niektórzy może sesję. Także: udanych wakacji! Niech Zona Wam sprzyja!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top