3. Cena życia, cz. III


– Ej, ty, obudź się! – usłyszał czyjś nieco znużony głos i poczuł, jak ktoś mocno szturcha go w ramię. – Ktoś cię szuka!

– Co, kto? – mruknął zdezorientowany Aleksiej, w głębi duszy dziękując stalkerowi za wybudzenie z koszmaru.

Mężczyzna z dłuższymi włosami zawiniętymi za uszy rozejrzał się z niepokojem wokół siebie i pochylił się nieco.

– Najemnik – szepnął. – Nie wiem, co nabroiłeś, ale uważaj. Bez broni lepiej się nie ruszaj.

Aleksiej zmrużył oczy, patrząc zdezorientowanym wzrokiem na poważną twarz stalkera pokrytą co najmniej kilkutygodniowym zarostem. Chyba rzadko widział maszynkę do golenia.

– Jeszcze mi podziękujesz – mruknął cicho i wrócił do ogniska, trzymając odblokowaną strzelbę w dłoni.

Odblokowaną? Tylko po co?

Mimo wszystkich podejrzeń wobec około czterdziestoletniego stalkera, który go obudził, Aleksiej wziął swój karabin i natychmiast go odblokował. Wstając, zauważył, że pozostali mężczyźni w budynku zachowywali się zupełnie inaczej niż gdy tu przyszedł – wyglądali na spiętych, wymieniali między sobą pełne niepokoju spojrzenia, a każdy dzierżył gotową do strzału broń w dłoniach – czyżby szykowali się na czyjś atak?

Otrzepując z kurzu pogniecioną kurtkę, wyszedł z budynku, będąc odprowadzanym przez pełne podejrzliwości spojrzenia wymieszane z – a może tylko to mu się przywidziało? – ledwie dostrzegalnym cieniem strachu.

– Tutaj, młodzieńcze – usłyszał ciche słowa dopływające ze swojej prawej strony.

Obrócił się, dostrzegając stojącego kilka metrów dalej wysokiego mężczyznę w jednym z lepszych pancerzy szeroko dostępnych u handlarzy w Zonie. Nieznajomy mierzył Aleksieja uważnym spojrzeniem, gładząc odzianą w skórzaną rękawicę dłonią metalowy tłumik pistoletu. Młodzieniec mocniej chwycił kolbę swojego karabinu, czując rosnące w sercu obawy i podejrzenia w stosunku do nieznajomego. Nie wyglądał na jednego z przyjaznych stalkerów. W jego spojrzeniu zielonych oczu było coś nieludzkiego, wręcz zwierzęcego, z natury drapieżnika. Jakby właśnie wpatrywał się w swą ofiarę i obmyślał sposób upolowania.

Starając się nie okazywać zaniepokojenia, Aleksiej spokojnie podszedł do najemnika, unosząc nieco podbródek. Mężczyzna był niewiele wyższy od niego. Przechylił zaintrygowany głowę jak małe dziecko, a jego wąskie usta wykrzywił wymuszony uśmiech, który zapewne miał być serdeczny, ale wyglądał wyjątkowo sztucznie.

– Nazywasz się Aleksiej Łukasiewicz? – Jego pytanie zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie.

Młodzieniec skinął głową, jednocześnie mrużąc oczy i unosząc brwi w niemym pytaniu. Nie podobało mu się zachowanie nieznajomego. Skąd wiedział, kim jest i po co go szukał?

– Świetnie, świetnie – powtórzył kilka razy najemnik, wpatrując się w swój pistolet i jakby od niechcenia przerzucił go do prawej dłoni, lekko unosząc.

Aleksiej nagle otworzył szeroko oczy i wiedziony impulsem odruchowo nacisnął spust. Kilka naboi wystrzeliło prosto w klatkę piersiową najemnika. Mężczyzna wytrzeszczył oczy ze zdziwienia, a z jego ust wypłynęła strużka krwi. Rozległ się cichy jęk bólu. Pistolet wypadł z bezwładnej dłoni, uderzając głucho o betonowe podłoże. Najemnik zdążył tylko spojrzeć zdumiony na Aleksieja i chwycić się za miejsce, które przebiły kule, po czym upadł martwy na ziemię.

Młodzieniec stał przez chwilę jak zamurowany, wpatrując się w zakrwawione ciało zabitego nieznajomego. Opuścił bezwładnie karabin Nie wiedział, co czuł. Strach? Zaskoczenie? Ból? Raczej pustkę, która nagle całkowicie wypełniła jego serce. Patrzył się beznamiętnie na martwe ciało. Zabójstwo nie wzbudziło w nim żadnych emocji.

W wygasającym PDA mężczyzny umieszczonym na lewym nadgarstku dostrzegł tylko trzy słowa. Zabij Aleksieja Łukasiewicza.

Ktoś zlecił mu zabójstwo młodzieńca. Po co? Komu mogłoby zależeć na śmierci Aleksieja? Czyżby zrobił to Jegorij? Młodzieniec pokręcił zdezorientowany głową. Ktoś go szuka. Ktoś pragnie, by Aleksiej umarł. Jednak co miałaby przynieść mu jego śmierć? Kto mógłby wysłać tego najemnika? Jeśli Jegorij, to jakie miałby ku temu powody?

Nagle usłyszał poruszenie wewnątrz budynku. Kilka karabinów szczęknęło głucho, gdzieś za sobą Aleksiej usłyszał ciche kroki, które się do niego zbliżały. Powinien chwycić karabin i odwrócić się – to mogli być kolejny najemnicy – ale tego nie zrobił. Dlaczego?

– Rozejść się – usłyszał czyjś rozkaz. – Martwy.

Po raz kolejny karabiny szczęknęły i znacznie spokojniejsze kroki zaczęły oddalać się od Aleksieja. Ten nadal wpatrywał się w zwłoki, nie wiedząc, co powinien zrobić. Dlaczego dokonane zabójstwo nie wzbudziło w nim żadnych emocji?

– No, całkiem przyzwoicie, chłopcze – odezwał się ktoś za nim i młodzieniec obrócił głowę, patrząc beznamiętnie na gładko ogoloną twarz jednego ze stalkerów, którzy rano gawędzili przy ognisku. – Jednego zapchlonego najemnika mniej.

Aleksiej nie poruszył się i z powrotem przeniósł wzrok na martwe ciało, wpatrując się w gęste włosy zamordowanego.

– Nie będziesz tak obok niego stał do usranej śmierci – mruknął stalker ironicznie, podchodząc jeszcze bliżej młodzieńca. – Co z tobą nie tak, chłopcze?

Aleksiej przełknął ślinę i stwierdził głosem całkowicie pozbawionym emocji:

– Zabiłem człowieka.

– I co z tego? – spytał lekceważąco mężczyzna. Zamilknął na chwilę, gdy dostrzegł, że Aleksiej tylko pochylił niżej głowę i drgnął pod wpływem tak zimnych, pozbawionych uczuć słów. Brzmiały bezlitośnie i zadawały ból. – Jeszcze niejednego będziesz musiał zabić – dodał cieplejszym głosem, kładąc ciężką dłoń na barku stojącego młodzieńca.

Ten tylko skinął głową, nie wiedząc, co odrzec.

– To tylko najemnik – bagatelizował. – Jeśli ty byś go nie zrobił, on zabiłby ciebie. Jak myślisz, czemu chłopaki zrobili się tacy nerwowi, gdy się zjawił? Bo najprawdopodobniej zaraz po tobie zacząłby zabijać nas, by nie mieć świadków. Młody, w Zonie śmierć jest nieodłącznym towarzyszem stalkera, zapamiętaj to sobie. Każdy, kto tutaj żyje, wie, że może nagle umrzeć. W tym miejscu mordercami są głównie ludzie, a nie mutanty. Człowiek jest największym potworem, jaki istnieje. Musisz się do tego przyzwyczaić.

Aleksiej uniósł wzrok, spoglądając w tajemnicze oczy stalkera. Coś dziwnego kryło się w tej głębokiej zieleni. Młodzieńcowi zdawało się, że już kiedyś spotkał u kogoś to przenikające duszę człowieka spojrzenie, lecz nie mógł sobie przypomnieć, do kogo należały podobne oczy.

Stalker, który już zapewne liczył ponad trzydzieści pięć lat, uśmiechnął się pocieszająco, klepnąwszy Aleksieja w ramię.

– To kwestia czasu, gdy zrozumiesz zasady panujące w Zonie – kontynuował już normalnym głosem. – Po co szukał cię ten najemnik?

Aleksiej potrząsnął głową, wzruszając jednocześnie ramionami. Wraz ze starszym stalkerem weszli z powrotem do budynku, chowając się przed nadciągającymi ciemnymi chmurami na niebie, zapowiadającymi rychły deszcz.

– Chciał mnie zabić – odparł westchnięciem, składając dłonie. Grupa siedzących przy ognisku stalkerów jednocześnie spojrzała na niego, nie mówiąc jednak ani słowa. Po chwili z powrotem wrócili do rozmowy, przenosząc wzrok na ogień.

– Tyle to i ja wiem, ale co nabroiłeś? A zresztą... Lepiej będzie, jeśli się tego nie dowiem – rzekł mężczyzna miłym dla ucha barytonem, opierając dłonie o biodra. – Mów mi po imieniu, Aleksieju. Wołają na mnie Taras. Powracając jednak do tematu: zabiłeś najemnika, więc nie obędzie się bez kolejnych problemów.

Aleksiej uniósł pytająco brew.

– Wierząc pogłoskom, najemnicy to nieformalna frakcja. Często pracują w zorganizowanych grupach, więc gdy zabijesz jednego z nich, zaraz zaczynają szukać cię następni, a nagroda za twoją głowę rośnie – wyjaśnił pospiesznie Taras. – Poza tym wyznają zasadę Hammurabiego. Oko za oko, ząb za ząb. Musisz uciekać, zanim przyślą następnego, by się ciebie pozbył.

Młodzieniec skrzywił się.

– W Zonie nie ma dokąd uciekać – odparł, wzruszając ramionami. – Odkąd wojsko pilnuje granic, nie ma stąd jak odejść.

– Na razie schowaj się w Barze lub jakimś pomniejszym stalkerskim miasteczku, gdzie panuje Powinność lub Wolność – polecił Taras, dotykając dłonią gładko ogoloną szczękę. – Mało prawdopodobne, by ktoś ośmielił się tam na ciebie napaść. Wątpię, by któryś z najemników chciał ryzykować życiem za morderstwo lub samo użycie broni na terenie frakcji.

Aleksiej uśmiechnął się blado, przesuwając karabin na plecy.

– I tak muszę iść do Baru we własnych interesach – powiedział cicho, zdając sobie jednocześnie sprawę, że w ciągu następnych kilku dni musi rozpocząć poszukiwania ojca. Teraz nigdzie nie było dla niego bezpiecznie, więc powinien zacząć działać już dzisiaj.

– Jak mniemam, długo tam nie posiedzisz – zauważył z tajemniczym uśmiechem Taras, a w jego zielonych oczach pojawił się porozumiewawczy błysk, który zdziwił nieco młodzieńca. – Najemnicy nie porzucą swej misji i teraz tym bardziej będą próbowali cię znaleźć, chłopcze.

– Co mam w takim razie zrobić?

Mężczyzna tylko dalej uśmiechał się tajemniczo i obrócił głowę w stronę ogniska.

– Blizna? – rzucił cicho i jeden ze stalkerów ze szramą ciągnącą się przez cały policzek spojrzał na niego beznamiętnie. – Możesz na chwilę?

– Czego chcesz? – burknął niezbyt przyjemnym głosem, odganiając się jednocześnie od kilku komarów latających przy zarośniętej twarzy.

Ciemnowłosy mężczyzna skinął głową, każąc jednocześnie stalkerowi się zbliżyć. Ten wstał i podszedł powolnym krokiem, odgarniając przetłuszczone włosy z błyszczącego potem czoła. Aleksiej wyczuł od niego zapach niedawno wypitego alkoholu.

– Nadal umiesz fałszować PDA? – spytał go cicho Taras, rozglądając się jednocześnie dookoła. Nikt jednak nie patrzył w ich stronę.

Stalker zwany Blizną uśmiechnął się chytrze, odsłaniając pożółkłe uzębienie z paroma ubytkami. Z jego ust wydobywał się nieprzyjemny zapach.

– Wiesz, od czego to zależy – mruknął i jakby od niechcenia potarł o siebie dłonie ubrudzone piachem.

Taras skinął głową.

– Ile?

– Półtorej kafla i się dogadamy.

Ciemnowłosy mężczyzna spojrzał na Aleksieja.

– Idź z nim, będzie wiedział, co robić – mruknął do niego cicho i odszedł, by wejść na wartę za innego stalkera.

Blizna skinął głową na szatyna i wyszedł z budynku, kierując się za zniszczone auto ciężarowe. Aleksiej niezbyt pewny, czego może się spodziewać, szedł parę metrów za mężczyzną, uważnie obserwując jego zachowanie. Nieznajomy przypominał bardziej drobnego przestępcę niż stalkera; a jeszcze dziwniejsze było to, że przy swoim pasie nie nosił żadnej broni. Albo jest szaleńcem, albo głupcem, pomyślał Aleksiej, dalej podążając za Blizną. Nagle zatrzymał się i odgarnął rudawe włosy ze spoconego czoła, mierząc bacznym spojrzeniem młodzieńca, które sprawiło, że szatyn poczuł niemiłe dreszcze na ramionach rozchodzące się w kierunku pleców. Zerknął po chwili na swoje PDA i westchnął cicho, mrucząc coś pod nosem. Chwilę później wyciągnął dłoń w stronę Aleksieja.

– Dawaj to, młody – burknął niemiłym tonem i chwycił niemal brutalnie urządzenie, które wręczył mu młodzieniec. Zaczął wciskać różne przyciski i na ekranie pojawiły się zielone litery. – Jak mam cię nazwać?

– Co, proszę? – spytał zaskoczony, unosząc nieco brwi.

– Głuchy jesteś? – ponaglił go, spoglądając na niego jak na skończonego idiotę. – Jak teraz chcesz się nazywać? Muszę ci coś wpisać, nie będziesz teraz Aleksiejem czy jak tam na ciebie wołają.

Młodzieniec zastanowił się przez krótką chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć. Żadne przykładowe dane nie przychodziły mu do głowy, nie potrafił tak nagle wymyślić, jak mógłby się nazywać...

– Pospiesz się, nie mam całego dnia – ponaglił go zirytowanym głosem.

– Kosa – rzekł w końcu, przypominając sobie stare wydarzenie z wczesnych lat młodości. – Nazwij mnie „Kosa".

Blizna spojrzał na chwilę na młodą twarz młodzieńca pokrytą parudniowym zarostem i uniósł nieco brew, ale nie odezwał się, tylko w zamyśleniu zaczął wciskać różne przyciski na małym urządzeniu.

– Jeśli chcesz, mogę jeszcze zrobić, że nikt nie będzie mógł cię namierzyć, a ty będziesz mógł zobaczyć, czy ktoś podróżuje po okolicy – rzucił niedbale. – Ale to będzie dodatkowo kosztować. – Odsłonił swoje pożółkłe zęby i Aleksiej poczuł przepełniony alkoholową wonią oddech.

– Ile?

– Kolejnego tysiaka.

Szatyn skinął głowa. Właśnie wydał dwa i pół tysiąca rubli na zwykłe fałszowanie PDA. Ale czego się nie robi dla bezpieczeństwa? Chciał jeszcze trochę pożyć.

– Niech będzie.

Blizna powciskał jeszcze kilka przycisków o różnych barwach i po dłuższej chwili oddał od niechcenia urządzenie Aleksiejowi.

– Wymyślisz sobie jakieś dane – rzekł krótko, przyjmując pieniądze od młodzieńca. – Nie podawaj tylko prawdziwych. Uśmierciłem twoją postać w bazie i to powinno na jakiś czas zlikwidować problemy, a co będzie potem, gdy odkryją fałszerstwo – to nie mój interes.

– Jesteś pewny, że to zadziała? – dopytywał się Aleksiej, powątpiewając w skuteczne fałszowanie danych. – Ktoś może to zauważyć.

– Jeśli będziesz wystarczająco ostrożny i będziesz miał dość oleju w głowie, to masz szansę dłużej pożyć – mruknął, jakby to było największą oczywistością. – Na mnie mówią Blizna, pod tym pseudonimem kryję się od długiego czasu i jeszcze nikt mnie nie namierzył.

– A tak naprawdę nazywasz się...?

– Nie powinno cię to obchodzić – powiedział nagle zimnym głosem, patrząc podejrzliwie na Aleksieja. – Słuchaj, młody. Przeżyłem co najmniej dwa razy tyle, co ty i podczas całego swojego życia w tym zapchlonym miejscu zdołałem w końcu pojąć jedną z panujących tutaj zasad: im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. W Zonie lepiej nie wiedzieć nic, niż wiedzieć za dużo. Jeśli cenisz swoje życie, to zapamiętaj te słowa, bo inni mogą nie być tacy życzliwi.

Młodzieniec skinął głową ze zrozumieniem, czując, jak na jego policzkach pojawiają się blade rumieńce.

– I nie zadawaj takich głupich pytań, jak to – dodał już swoim normalnym głosem. – A być może jeszcze pożyjesz na tym świecie.

– W sumie to zamierzam...

– Nie interesuje mnie, co zamierzasz – przerwał mu nagle, unosząc w proteście dłoń. – Wolę nie wiedzieć. Wracajmy do budynku, zachowuj się normalnie, a nikt nie zobaczy, że grzebałem ci w PDA.

– To można to zauważyć?

– Owszem – przytaknął, kiwając głową. – Ale tutaj już cię zapamiętali, mało prawdopodobne, by któremuś z chłopaków chciało się sprawdzać, kto przebywa w pobliżu. Wątpię, by sprawdzali znajome twarze – oni wypatrują wroga. Jednak gdy będziesz szedł do miejsca, gdzie przebywa więcej ludzi, włącz widoczność, bo uznają cię za bandziora czy kolejnego mutanta podobnego do snorka.

Aleksiej po raz kolejny skinął głową, starając się zapamiętać co ważniejsze słowa wypowiedziane z ust mężczyzny. Blizna nagle zakaszlał potężnie i zaraz po tym ziewnął.

– Masz może trochę wódki? – spytał lekko zachrypnięty, poprawiając swoją obszarpaną, skórzaną kurtkę. – Napiłbym się czegoś.

– Jasne, ale przy torbie – bąknął cicho Aleksiej, kierując się do budynku. – Dam ci, gdy dojdziemy.

– Dzięki, będziemy kwita – jęknął z ulgą. – Od tego gadania kompletnie zaschło mi w gardle.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top