15. Nerwowy człowiek, cz. II
Uniósł głowę, spoglądając ku niebu. Ciemnogranatowy nieboskłon był widoczny jedynie gdzieniegdzie pomiędzy bujnymi koronami martwych drzew. Bogactwo gwiazd migotało mozolnie, a księżyc powoli osiągał pełnię.
Szatyn pokręcił głową i westchnął ciężko. Co właściwie robił? Po co? Dlaczego? Czy to jest to, czego naprawdę potrzebuje? Jego ojciec już nie żył i zemsta nie przywróci mu życia. Zemsta będzie tylko zemstą, zaspokojeniem własnego ja. Dopełnieniem ludzkiej pychy i zawiści. Może teraz była ostatnia chwila, by z tego zrezygnować? Zawrócić, odejść do domu i... przeżyć? Czy jednak było możliwe życie ze świadomością czyhającej nad karkiem śmierci? Kosa wiedział, że Prypeć go szuka. Nie tylko jego. Tak naprawdę w całej Zonie nie było już żadnego bezpiecznego miejsca. Musiałby stąd uciec, ale nie dałby rady przedrzeć się przez wszechobecne patrole wojskowych.
Altruistyczna myśl o zbawieniu całej Zony z wpływu Prypeci zniknęła w odmętach zamglonego umysłu. Kosa błądził wewnątrz siebie i szukał prawdy, której nigdzie nie było. Szukał samego siebie, ale... gdzie było własne ja? Czy skryło się pośród tego wewnętrznego mroku, a może odpłynęło na błękitnym morzu ku białej wyspie, szukając Arkadii? Może zawiesiło się w nicości, czekając na ruch? A może... może gdzieś zaginęło i nie zamierza wrócić?
Im więcej rozmyślał nad sensem misji, własnymi czynami i życiem, tym częściej zdawał sobie sprawę, że porwał się na szaleńczą wyprawę, o ile nie samobójczą. Szansa na odnalezienie siedziby Prypeci może i była wysoka, ale jej zniszczenie to rzecz prawie niemożliwa. Czy jest sens kontynuować to działanie? Gdzie się podziała ta nadzieja, ta siła, którą czuł wcześniej Kosa? Gdzie się podział ten zapał, ta wiara w to, co robił i we własne cele? Dlaczego teraz, akurat tej nocy, wszystko stawało się takie niepewne i błahe wobec otaczającego świata?
Kosa nagle zdał sobie sprawę, że coraz częściej miewał podobne myśli. Coraz częściej pojawiały się chwile zwątpienia, zwłaszcza nocą. Czy powinien się im poddać? Czy one próbują mu coś zasugerować, czy tylko bezczelnie chcą pozbawić motywacji, chęci do działania?
Coś zaszeleściło w krzakach, ale szatyn nie zwrócił na to większej uwagi.
Idioto, dlaczego nadal ufasz Zonie?, spytał w zamyśleniu samego siebie. Nie wiesz, że zdradzi cię w najmniej spodziewanym momencie? Dlaczego nadal wierzysz, że się uda?
– Dlaczego nie śpisz? – mruknął Marysiek, opierając się leniwie o drzewo i spoglądając na młodzieńca zmęczonym wzrokiem. – Weź zażyj tabletkę czy coś i śpij. Wykończysz się. Można nie spać noc czy dwie, ale ty nie śpisz notorycznie.
Szatyn westchnął ciężko.
– Tylko myślę – rzucił krótko, spoglądając na swoje dłonie.
Stalker mruknął coś niezrozumiałego pod nosem.
– Nad czym możesz tyle myśleć?
Kosa zmarszczył brwi.
– Ja po prostu już niczego nie rozumiem.
Marysiek spojrzał na niego pytająco, ale szatyn nie ośmielił się przenieść na niego wzroku i zdawał się mówić do własnych dłoni, słuchając jednocześnie miarowego bicia serca.
– Gdy uciekłem z obozu przed Gawriłem, tej samej nocy spotkałem mutanta, który zaszedł mnie podczas snu. Niedługo później znalazł mnie pewien najemnik, który chciał mnie zabić, ale, jak widać, to mu się nie udało. Przypłacił własnym życiem – zawahał się na chwilę. – Później niejaki Woronin sprzedał mnie trójce innych najemników, którzy prawdopodobnie szukali mnie już od czasu ucieczki. Jeden z nich zginął, a ja znowu przeżyłem. Udałem się do Martwego Miasta, gdzie po raz kolejny byłem naprawdę bliski śmierci. Uratował mnie znów inny stalker – postanowił, że nie ujawni jego imienia. – Chciałem mu się jakoś odwdzięczyć i poszedłem z nim do pewnego laboratorium. To okazało się bardzo kosztownym błędem. Spotkaliśmy tam dziwnego mutanta, który kontrolował umysłami i... – Uniósł nieco podbródek i westchnął ciężko. – I ten sam stalker uratował mnie po raz kolejny, ale tym razem przypłacił własnym życiem. Zginął, żebym ja mógł żyć. – Zapiekły go oczy. – W każdym z tych zdarzeń miałem po prostu cholerne szczęście. Nie uratowały mnie własne umiejętności, uratowali mnie inni ludzie i czysty przypadek. – Kosa spojrzał poważnie na swojego towarzysza, który marszczył w zamyśleniu brwi i pochylił głowę, trzymając założone ręce na klatce piersiowej. – Pytanie brzmi: dlaczego ja nadal żyję?
Marysiek przez długą chwilę milczał i ta cisza wcale nie należała do nieprzyjemnych.
– Każdy z nas ma swoje zadanie do wykonania – odezwał się cichym, miękkim głosem. – Nazywamy to przeznaczeniem. – Umilknął na chwilę, spoglądając z przechyloną głową na Kosę. – Widocznie twoje jeszcze się nie spełniło. Musisz coś wypełnić. Może Zona chce, byś coś dla niej zrobił i dlatego ci sprzyja.
Szatyn znowu pochylił głowę i położył dłonie na kościstych kolanach.
– Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi – powiedział niemal szeptem. – Nie rozumiem.
– Gdybyś to zrozumiał, nie spełniłbyś swojego przeznaczenia. Mógłbyś przed nim uciec, zmienić bieg wydarzeń. O to w tym wszystkim chodzi, Aleksieju. O to, że nie możemy wszystkiego wiedzieć i wszystkiego zrozumieć. Gdyby tak było, ten świat byłby dla nas nudny. Zbyt prosty, zbyt przewidywalny. Z tym trzeba się pogodzić.
Młodzieniec milczał. Nawet nie zauważył, że Marysiek, zamiast nazywać go Kosą, nazwał go po prostu Aleksiejem. To nie było teraz takie istotne. Przeniósł wzrok na ciemne niebo i zmarszczył brwi.
Marysiek nagle zaśmiał się gorzko.
– Niech zgadnę, to przez noc nie możesz usnąć? – spytał, krzywiąc się. Ten wyraz zupełnie nie pasował do jego wiecznie pogodnej twarzy.
– Być może – odparł cicho. – W trakcie nocy myślę więcej niż za dnia. A ostatnio częściej podróżowałem grubo po zmroku. Teraz nachodzą mnie takie... – zamilknął na chwilę, szukając konkretnego wyrażenia – egzystencjalne myśli. Od dłuższego czasu myślę często o śmierci, choć staram się tego unikać.
Mężczyzna opuścił dłonie wzdłuż ciała i uśmiechnął się krzywo.
– A jak myślisz, dlaczego stalkerzy wolą podróżować za dnia, a nie podczas nocy? – spytał Marysiek, spoglądając na rozgwieżdżone niebo. – Bo właśnie tego się boją. Tego nalotu wszystkich egzystencjalnych pytań. Kwestii duchowych, religijnych czy moralnych. Za dnia zdecydowanie łatwiej człowiekowi przychodzi powiedzieć: „po śmierci nic nie ma". A spróbuj powiedzieć to samo w nocy. Czy przyjdzie ci równie łatwo? Nie. Nie, bo noc zadaje nam pytania, na które tak naprawdę sami nie znamy odpowiedzi. Pomaga nam w poznaniu samych siebie. Za dnia jest znacznie łatwiej pogodzić się z możliwością własnej śmierci niż w nocy. Dzień robi z nas odważnych bohaterów, a noc sprawia, że przeżywamy wewnętrzne rozterki. Dzięki temu nadal jesteśmy ludźmi, Aleksieju.
Kosa zamilknął, kiwając głową.
– Może masz rację – rzekł w zamyśleniu i westchnął ciężko. – To dla mnie na razie za trudne.
– Stary, nie myśl, że tylko ty masz takie przemyślenia – odparł Marysiek, próbując uśmiechnąć się pogodnie. To wyglądało znacznie lepiej od poprzedniego gorzkiego skrzywienia. – Każdy z nas to przeżywa, choć gdy mamy umysł zajęty jakąś pracą, nie możemy się na tym skupić. Pomyśl sam: jak wymęczysz się za dnia, nie masz sił na nocne refleksje. Idziesz od razu spać i zasypiasz. To patent znany od zarania dziejów. Prędzej czy później przychodzi jednak czas, że trzeba przysiąść i na spokojnie o tym wszystkim pomyśleć. To normalne, przejdzie ci za jakiś czas.
Kosa obrócił głowę w jego stronę.
– Też tak kiedyś myślałeś?
Po dłuższej chwili milczenia skinął głową.
– Jasne, ale powiem ci szczerze: zielsko trochę pomaga oderwać się od rzeczywistości. Czasem warto zapalić i sobie ulżyć, by mieć lepszy sen. Mówię ci, stary, musisz to po prostu przeczekać.
Szatyn wypuścił przeciągle powietrze, kiwając kilkakrotnie głową. Marysiek uśmiechnął się blado.
– Zażyj sobie te świństwa od Matwieja i śpij – polecił. – Wymienię się później z Burżujem na warcie, ty się nie stresuj.
Kosa próbował odwzajemnić uśmiech, ale nadal nie potrafił tego zrobić. Ciężko było mu wykrzesać z siebie choćby iskrę pogody ducha, ale musiał przyznać, że pozytywna postać Maryśka stopniowo poprawiała mu nastrój. Może właśnie tego było mu ostatnio trzeba? Rozmowy z wręcz niepoprawnym optymistą o niesamowitej pogodzie ducha?
Skinął w zgodzie głową i wyciągnął listek tabletek nasennych.
– Dobranoc – mruknął do Maryśka.
– Miłych snów.
Łyknął sporą, białą tabletkę i od razu położył się na ziemi, przykrywając się cienkim kocem i kładąc pod głowę złożone dłonie. Zamknął oczy i odetchnął głęboko kilka razy. Oddychał coraz wolniej i spokojniej, ale nie potrafił usnąć. Senność go morzyła, ale nadal czuł, że nie śpi, lecz czuwa. Nienawidził tego. To taki stan, w którym się nie wie, czy się spało, czy nie. Niby czas płynie jakoś szybciej niż zwykle i organizm zachowuje się jak podczas snu, ale świadomość pozostaje całkowicie zachowana. Słyszy się własne serce, oddech, gorączkowe myśli. I to znacznie lepiej niż zazwyczaj.
Przewrócił się na bok i próbował przez dłuższą chwilę oczyścić umysł ze wszelkich słów. Nagle całkowicie odmówił dalszego prowadzenia wewnętrznego monologu i skupił się na odczuwaniu pustki.
Wtem usłyszał dziwny trzask i otworzył szeroko oczy, czując przyspieszone bicie serca. Zaniepokojony patrzył przez dłuższą chwilę przed siebie tępym wzrokiem i czekał, starając się nie ruszyć. Oddychał tak samo, jak wcześniej, by na wszelki wypadek nadal udawać, że śpi.
– Żartujesz sobie? – usłyszał ściszony pomruk. – No dobra, niech ci będzie.
Zmarszczył brwi w zastanowieniu i powoli przewrócił się na drugi bok, spoglądając na kucającego Burżuja. Z kim rozmawiał?
– Co za idiotyzm – mruknął jeszcze i potrząsnął głową.
Kosa zmarszczył brwi. A może to mu się tylko śni?
– Z kim rozmawiasz? – spytał ochrypniętym głosem, spoglądając na wysokiego mężczyznę.
Ten drgnął jak oparzony i podskoczył w miejscu, natychmiast się prostując. Opuścił ręce wzdłuż ciała, patrząc speszony na Kosę. Przystawił odruchowo dłoń do głowy i z wyraźnym zakłopotaniem przejechał palcami nerwowo po włosach.
– Eee, z nikim, Koso – odparł, uśmiechając się krzywo. Na jego policzkach pojawiły się czerwone rumieńce zawstydzenia. – Znaczy, ten...
Młodzieniec uniósł pytająco brew, co jeszcze bardziej skrępowało Burżuja. Ten westchnął ciężko.
– Nie mówcie tego Maryśkowi, bo będzie mi to znowu wytykał przy każdym spotkanym człowieku – rzekł szybko i z niepokojem zerknął na śpiącego mężczyznę. – Bo ja, ten, no... No czasem zdarza mi się gadać sam ze sobą. To głupie i rzadko się na tym przyłapuję, ale już tak mam. – Gdy Kosa uniósł zdumiony brwi, skrzywił się. – Darujcie mi pytania. Już w wojsku z tego powodu miałem problemy, bo gadałem do siebie i chłopaki to słyszeli. Po prostu lepiej mi się myśli, jak czasem coś do siebie powiem.
Szatyn pokiwał ze zrozumieniem głową.
– W porządku – westchnął cicho. – O czym tak myślałeś?
– Próbuję się zorientować w terenie – odparł, siadając na suchej ziemi. – W pobliżu powinniśmy znaleźć podziemny tunel, który wyprowadzi nas blisko siedziby Prypeci.
– Skąd to wiesz?
Burżuj uśmiechnął się dziwnie.
– Pracowałem swego czasu w wojsku, trochę w Czystym Niebie – odrzekł. – Powtarzam: szukaliśmy Prypeci. Właściwie to inna grupa jej szukała, ale mniejsza z tym. Podczas tego wiele widziałem i sporo się nauczyłem, więc wiem, czego mogę się spodziewać. A ten tunel... Cóż, wystarczy dobrze przeanalizować mapy. Kiedyś znalazłem jakieś stare szkice z rurami od ścieków czy czymś w tym rodzaju. Ten tunel to prawdopodobnie kanały, chociaż nie jestem tego do końca pewien. Idzie chyba gdzieś pod nami.
Kosa pokiwał głową.
– Chyba przydała ci się ta służba wojskowa. Masz sporo przydatnych umiejętności.
– Czy ja wiem. – Burżuj potrząsnął głową. – Niby można się nauczyć strzelać i poznać trochę przydatnych do przeżycia rzeczy, ale większość czasu to marnotrawstwo.
– Do jakiego stopnia zaszedłeś?
– Gdy odchodziłem, byłem już kapitanem.
Kosa uniósł brwi i rzucił mu pełne uznania spojrzenie. Burżuj parsknął cichym śmiechem.
– Nie patrzcie na mnie jak na cudotwórcę – powiedział z szerokim uśmiechem. – Prawda taka, że im więcej potraficie wypić, tym wyżej was awansują. Przeważnie dowódcy chleją najwięcej. Cudem było spotkać kogoś trzeźwego na poligonie!
Szatyn westchnął z niewzruszonym wyrazem twarzy, kiwając głową. Nadal był okropnie senny i miał wrażenie, że dzięki tabletkom czuł się tylko gorzej. Mruknął coś Rosjaninowi i z powrotem przykrył się cienkim kocem, próbując usnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top