Part Twenty Three

Steve zszedł z powrotem do skrzydła szpitalnego, w którym ciągle siedział Tony, analizując po raz kolejny wszystkie dokumenty.

-Nic nie przeoczyłeś- powiedział, stając w progu i zakładając ręce na piersi. Widział zdeterminowanie w oczach przyjaciela.

-Coś musiałem. Może wstrzyknęli jej coś do żył, o czym nie mieliśmy pojęcia i przez to nie może się wybudzić. Cholera jasna- wrzasnął i uderzył pięściami w stół. Miał za złe sobie, że wątpił w uczciwość Harper, choć wiedział, że nie tylko on wątpił i że nie można mieć mu tego za złe.

-Zostaw to- rozkazał.-Zaraz zejdzie tu Bruce i musimy zdecydować czy ją usypiamy.

-Myślałem nad tym- obaj mężczyźni odwrócili się i spojrzeli na idącego w kitlu doktora. Wiedzieli, że ma największą wiedzę medyczną z nich wszystkich, dlatego to jego zdanie miało być decydujące.- Nie wiem czemu tak się dzieje, nie wiemy jak moc reaguje, nie jest normalnym człowiekiem.

-Więc co proponujesz?- zapytał Steve i biorąc jedno z krzeseł, usiadł przy stole Starka.

-Pewne jest, że jeszcze parę dni i stracimy dziewczynę, a to będzie zarówno dla nas, jak i dla Arrows ogromny cios. Jest młoda, ale ma ogromne połacie mocy.

-Dalej nie wiemy co mamy zrobić Banner, a miałeś zadecydować.

-Dlaczego tylko nasza trójka ma się bawić w Boga? Avengers jest większe, może warto byłoby i ich zapytać.

-To ty jesteś tu lekarzem i to twoje zdanie się liczy. Z całym szacunkiem, ale jestem pewien, że Thor nie będzie miał pojęcia o skutkach żadnej z  dróg. Tak naprawdę każda nasza decyzja może zakończyć się jej śmiercią, ale tak samo prawdopodobne jest to, że wszystko będzie dobrze- powiedział spokojnie Tony, ważąc każde słowo.

-W porządku- powiedział po minucie ciszy Bruce.- Jedna noc i wprowadzamy w śpiączkę- zadecydował, biorąc do ręki dokumenty, które przyniósł. Otworzył teczkę i każdemu rzucił jeden plik dokumentów.- Musicie się z tym zapoznać, od jutrzejszego dnia nikt nie ma tu wstępu, oprócz nas. Teraz musimy iść spać, bo szykuje się naprawdę ciężki czas dla nas- powiedział i zawrócił na pięcie, aby wyjść z pomieszczenia.- A i- odwrócił się jeszcze na chwilę w drzwiach.- Peter prosił o to, by mógł chwilę przy niej posiedzieć.

-Niech przyjdzie na noc- powiedział Tony, ku zdziwieniu wszystkich.- Nie mogą się dowiedzieć co tu się będzie działo, jasne?- powiedział i zebrał swoje dokumenty.

-Oczywiście- odpowiedzieli zgodnie Banner z Rogersem, po czym ten pierwszy znowu skierował się w stronę windy.

-Zaczekam na młodego, zawołasz go Steve?- poprosił Stark rzucił okiem na stół, najpewniej upewniając się, czy żadne, niepożądane przez nich dokumenty nie zostały na stole. Kapitan wszedł do windy i wyjechali w ciszy na piętro mieszkalne. Doktor skierował się do pokoju Natashy, a Rogers do pokoju Parkera. Zapukał mocno i zaczekał na pozwolenie wejścia.

-Cześć Pete, słyszałem, że chciałeś pozostać z Harper przez trochę czasu i teraz masz taką okazję- powiedział, stojąc w progu pokoju. Obserwował reakcję chłopaka, który podniósł głowę znad książek ze zdziwioną miną.

-Co z panem Starkiem? Będzie zły, jeśli...

-Spokojnie, zgodził się. Czeka na ciebie- powiedział spokojnie i założył ręce na piersi. Nie był jakoś blisko z Peterem, ale polubił go od pierwszego spotkania, od pamiętnej bitwy na lotnisku. Wykazał się ogromem odwagi, mimo swojego naprawdę młodego wieku. Walczył o to, w co wierzył za wszelką cenę. Uśmiechnął się szerzej i czekał na to, aż Parker posprząta biurko, by odprowadzić go na piętro szpitalne. Po około pięciu minutach czekali już na windę. Żaden z nich się nie odzywał, nie był to jednak rodzaj tej złowrogiej ciszy, a tej kojącej, nie przeszkadzała im. W końcu dotarli, a Steve kiwnął tylko głową na Starka, dając mu tym samym znak, że on sam idzie spać i, że on też powinien to w najbliższym czasie zrobić.

-Siadaj młody- powiedział Stark, zbierając resztę papierów, by te nie trafiły w jego ręce. Nie chciał go w żaden sposób martwić, wiedział, że i tak dość mocno przeżywa tą sprawę, a fakt, że muszą ją wprowadzić w śpiączkę, z której nie wiadomo czy się obudzi, mógł go dobić do końca. Peter spełnił jego polecenie i zgarniając krzesełko, usiadł naprzeciw. Nie mówił nic, był lekko przestraszony, choć chyba jeszcze bardziej podekscytowany.- Wiem, że nie jestem najlepszym opiekunem, że nie jestem w ogóle dobrym, ale staram się. Byłem ostry wobec ciebie, nie pozwalałem ci trenować, ale to wszystko się zmieni- powiedział, nie patrząc mu w oczy. Udawał, że coś robi, bo wiedział, że jeśli będzie patrzył na niego zbyt długo, to się złamie.

-Ja... Nie wiem... Nie wiem co powiedzieć- wyjąkał zmieszany nastolatek. Patrzył ciągle na Starka, chcąc potkać się z jego wzrokiem, jednak ten skutecznie uciekał od niego. W końcu westchnął ciężko i stanął w drzwiach, spoglądając na nieprzytomną Harper.

-Pilnuj jej po prostu- powiedział w końcu i ruszył w stronę wyjścia.

-Dobranoc panie Stark- rzucił cicho Peter. Był z lekka przerażony, bo zdawał sobie sprawę, że mężczyźnie chodziło właśnie o niego. Nie wiedział tylko, co zrobił, czym zalazł za skórę.

-Dobranoc młody- odpowiedział stając w windzie i uśmiechnął się szeroko, choć sztucznie. Parker wypuścił cicho powietrze i wziął stołek, usadowiając się obok łóżka Harper. Nie wiedział z początku co robić, więc tylko siedział i wpatrywał się w nią. Po około dziesięciu minutach przypomniał sobie, jak na jednej z lekcji biologii nauczyciel mówił, że osoby w śpiączce czasem słyszą co się do nich mówi, więc rozpoczął swój długi monolog, który nigdy go nie nudził.

-Panowały straszne nastroje, dopóki nie wróciliście. Steve obwiniał wszystkich o wszystko, tylko mnie jednemu nic nie zarzucił. Chyba zdawał sobie sprawę, że jestem wszystkiemu winny. Wiesz co Harper? Nie ufałem ci, uważałem, że głupio zrobiłem, że za ciebie poręczyłem, ale kiedy wróciłaś...- powiedział i wpatrzył się w widok śpiącego miasta za oknem.- Bucky jest jakiś odmieniony, szczęśliwszy. Co ty mu zrobiłaś, hę?- zapytał i zaśmiał się. W końcu jednak złapał ją za dłoń, do której było podłączone wiele kabelków i kontynuował.- Martwiłem się, nie wiem dlaczego zrobiliście we dwoje tak głupią rzecz. Tyle razy tłumaczyliśmy Bucky'emu, że nie jest sam, że ma drużynę, że ma nas, Avengers, ale nie posłuchał. Jesteście oboje tak cholernie głupi i to cud, że wszystko z wami w porządku. Chyba się powtarzam, co?- zaśmiał się sam z siebie.- Harper... Nie wiem kim dla mnie jesteś czy jak mnie traktujesz, ale jesteś dla mnie niczym przyjaciółka. Wiem, że mówię to pewnie za wcześnie, ale zaufałem ci. Choćbym miał zapłacić za to najwyższą cenę, to ufam ci i zawsze będę z tobą- Peter zaczął nakreślać na jej ręce maleńkie kółeczka, które ciągle się powiększały. Nie wiedział czy bardziej uspokajało to ją czy jego. Nie chciał okazywać jakiś zbędnych emocji, jednak z jego oczu poleciało parę łez.- Pan Stark coś przede mną ukrywa, nie wiem tylko co, ale wiem, że ma to związek z tobą. Będę się jednak martwił tym później, póki co chcę się nacieszyć twoją obecnością- powiedział i na chwilę zamilkł, choć potem znowu zaczął nawijać. Był zmęczony, ostatnio mało co spał, dlatego wiedział, że jak zamilknie to najpewniej uśnie. Tak więc położył się obok śpiącej dziewczyny i kontynuował swoje opowieści, odsłaniając jej coraz to więcej swojego życia. Opowiadał jej o cioci May, o rodzicach, o wujku Benie, o Avengers, o sobie.


----------------------------

Dzisiaj już całkiem ciekawy i, mam wrażenie, lekko rozwijający akcję, rozdział. Niezmiennie mam nadzieję, że się Wam podoba!

Co myślicie o tym wszystkim? Jak oceniacie ich decyzję o uśpieniu Harper? Macie jakieś przeczucia na temat tego, co się wydarzy? Dajcie znać w komentarzu!

Do zobaczenia za tydzień!

Enjoy! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top