Part Twenty One

-Ja rozumiem, że wyspałeś się w lodzie, ale raz na jakiś czas warto byłoby się kimnąć wiesz?- powiedział Stark, wychodząc z windy i sprawdzając coś na tablecie. Nie podniósł znad niego wzroku, podchodząc do łóżek. Zgrał sobie ich wyniki i odwrócił się na pięcie bez słowa, podchodząc do pomieszczenia laboratoryjnego.

-A ty żeś ile spał, hm?- odgryzł się mu Steve, zamykając czytaną przez siebie książkę, którą przyniosła mu przed snem Wanda. Chciała go zmienić, ale się nie zgodził, twierdząc, że i tak nie uśnie spokojnie.

-Wystarczająco- opowiedział Tony, puszczając do druku dokumenty odnośnie ich stanu zdrowia.- Skoro już jesteś, to pewnie nie pójdziesz spać, nie?- zapytał spoglądając na mężczyznę, który zaprzeczył kiwnięciem głowy.- Bierz papiery Bucky'ego i sprawdź czy są one w porządku, tu gdzieś masz normy na niego obowiązujące- powiedział i rzucił mu dwie teczki. Wydawał się gdzieś śpieszyć, wszystko robił szybko.

-Coś się stało?

-Muszę sprawdzić co z Harper, czy wstrzyknęli im coś. Nie dowiemy się od nich czy coś takiego miało miejsce, a takie trucizny mogą się szybko rozprzestrzenić- Steve pokiwał głową i wziął się za czytanie akt. Wszystko wydawało się być w normie.

-Serce mu strasznie szybko bije- powiedział sprawdzając dwa razy ten aspekt. Stark spojrzał mu przez ramię.

-Masz rację, z kiedy to wyniki?

-Te najnowsze- na moment zapanowała cisza, która była z lekka przerażająca. Po chwili młodszy z mężczyzn przeklął, co spotkało się z karcącym spojrzeniem drugiego. Nie zwrócił jednak na to uwagi, gdyż wybiegł z pomieszczenia i pobiegł do łóżka Bucky.

-Budź się chłopie- powiedział, klepiąc go po policzku.

-Tknij mnie jeszcze raz, a dostaniesz z metalowego ramienia- warknął cicho szatyn.

-Cudownie! Spójrz na mnie- rozkazał i przyłożył mu do czoła termometr.- Lekko podwyższona, ale norma. Odkażaliście to czymś?- wskazał głową na prawą dłoń.

-Mieliśmy po szklance wody na dzień, nie marnowaliśmy jej na takie coś- Stark zgonił go za to spojrzeniem i kazał mu położyć dłoń na wyciąganym stoliku. Przyniósł jakieś wody utlenione i inne specyfiki.- Tego wszystkie będziesz używał?

-Nie dramatyzuj, przeżyłeś upadek i stracenie ramienia, a to jest tylko cholerna woda utleniona i parę leków od Bruca- powiedział Tony, zakładając na dłonie rękawiczki.

-Wiesz co robisz?

-Kolejny- prychnął.- Nie umrze od tego, leki mają trochę uspokoić serce- powiedział i wziął strzykawkę. Nabrał parę mililitrów z jednej fiolki i wstrzyknął to do wenflonu, a samą czynność powtórzył jeszcze z dwoma lekami.

-W głowie mi się kręci- powiedział Bucky, mieszając się lekko w słowach. Po chwili zamknął oczy i położył głowę na poduszce.

-Co ty mu zrobiłeś?- warknął Rogers i złapał Tonego za ramię i ścisnął mocno.

-Puść mnie to raz, a dwa, musiałem mu dać coś na uspokojenie. Serce się mu uspokoiło i leci teraz trochę wolniej. Boję się robić mu jakichkolwiek badań na takich parametrach- powiedział spokojnie i wyszarpał się z uścisku przyjaciela. Założył na nos okulary powiększające i zbliżył do siebie dłoń szatyna. Była ona całkiem dobrze oczyszczona, choć zostało parę maleńkich kawałków. Wyciągnął je pęsetą, co sprawiło, że rany otworzyły się na nowo. Zachował jednak zimną krew i szybko zawinął mu dłoń w bandaże. Po chwili usłyszeli marudzenie opatrywanego mężczyzny. Tony odsunął się od niego i ściągnął okulary. Spojrzał na pikające wokół urządzenia i niewielki uśmiech wkradł się na jego twarz. Cieszył się, że z Buckym będzie wszystko okej, pomimo tego wszystkiego co pomiędzy nimi się działo. Zawsze będzie w nim siedzieć ta wiedza, że jest zabójcą ich rodziców, ale z drugiej strony był nim Zimowy Żołnierz, a nie James Barnes, którego udało mu się poznać w czasie jego adaptacji do zespołu.- Siedź przy nim, idę przejrzeć wyniki Harper, za jakąś godzinę pobiorę mu krew i z Brucem ją przebadamy. Chwilę może być nietomny, ale wybudzi się. Sprawdzaj na bieżąco serce, bo to jest niepewne- powiedział i poszedł z powrotem do pomieszczenia obok, by dokończyć ich wcześniejsze zajęcie. Był zmęczony, bo w nocy co chwilę się budził. Miał wrażenie, że ktoś go obserwuje, chce skrzywdzić Pepper, Petera i resztę Avengers. Ufał, że to tylko kwestia małej ilości snu w ostatnich dniach, a nie objaw jakiegoś obłąkania. Wyniki dziewczyny wydawały się być w normie, dlaczego więc się nie wybudzała?

-Dzień dobry Steve- usłyszał cichy głos Bannera, który przyjechał właśnie windą. Po chwili naukowiec przyszedł i do niego.- Cześć Tony, jak wyniki?

-Bucky'emu strasznie serce nawalało, dałem mu te leki od Ciebie, zaopatrzyłem dłoń. Czekam, aż jego krew przetworzy nowe komórki i będę robił badania krwi. Co do Harper...- tu na chwilę uciął i odwrócił wzrok.- Nie wiem, wyniki ma idealne, ale ciągle się nie wybudza.

-Nie przejmuj się, jestem pewien, że to kwestia tego, że długo wstrzymywali jej moc i gdy ta się w końcu uwolniła, to dodała jej za dużo jakiś pierwiastków, czy czegoś w tym rodzaju- odpowiedział biorąc pierwsze, lepsze papiery.  Poprawił okulary, które lekko spadły mu z nosa i wczytał się.-Faktycznie są idealne- powiedział i przygryzł wargę. Spojrzał przez otwarte drzwi na przyjaciół i westchnął.- Chodź, weźmiemy krew Harper i zbadamy ją, czekając na Bucky'ego- zarządził i rzucając dokumenty, podszedł do szafki i wyciągnął z niej parę fiolek. Przygotował je, dodając do paru osocze i inne potrzebne składniki. Potem przygotował panel badawczy, uruchamiając potrzebne maszyny. Tony w tym czasie złożył papiery, wkładając je do teczki z nazwiskiem brunetki. Podeszli do jej łóżka w ciszy, nie chcąc budzić Barnesa, który wybudził się z krótkiej śpiączki, ale wpadł w najzwyczajniejszy sen. Steve obserwował ich dokładnie, jakby bojąc się, że zrobią jej krzywdę. Stark wyciągnął stolik i podniósł rękę dziewczyny. Zapiął jej nad łokciem specjalny pasek i odkaził miejsce poboru krwi. Przygotował igłę i poinstruował Bruca które fiolki ma dawać mu po kolei i jak układać je w specjalnej podkładce. Po około dziesięciu minutach, dwójka naukowców siedziała już w laboratorium.

-Idę pobrać od Bucky'ego, bo chyba się przebudza, w porządku?- zapytał Tony, wstając od stolika i biorąc przydział pojemniczków szatyna. Zbliżył się do jego łóżka, gdzie Steve próbował już rozmawiać z przyjacielem, który jednak, zgodnie z wcześniejszym uprzedzeniem, był niezbyt przytomny.- Słyszysz mnie stary?- zapytał nowo przybyły, biorąc sobie krzesełko.- Wezmę ci tylko trochę krwi do badań i jutro będziesz mógł wyjść.

-Co z nią?- zapytał chłopak, którego ciężko było zrozumieć.

-Nie wiem Bucky, mam nadzieję, ze to kwestia paru dni-powiedział i wbił się w jego żyłę. Gdy skończył poklepał go po ramieniu i nakazał mu sen. Sam wstał i skierował się z powrotem do laboratorium. Rozłożył drugie stanowisko i teraz we dwoje pracowali nad wynikami badań. Zamknęli się w pomieszczeniu na parę godzin, aż z transu wyrwało ich pukanie do drzwi.

-Panowie- usłyszeli cichy głos Wandy, która ominęła śpiących mężczyzn i nieprzytomną Harper.

-Co jest młoda?

-Pepper kazała zawołać was na obiad, ale widzę, że jeden już padł w boju.

-Nie spał ani minuty od czasu zaginięcia Bucky'ego, a sądzę, że wcześniej też niewiele spał- powiedział Tony, podnosząc na moment wzrok.- Daj nam dziesięć minut i przyjdziemy, w porządku? Ten się wyśpi tutaj, a potem go wyślemy do pokoju. Jesteś w stanie potem czuwać przy Buckym?

-Zawsze możemy wysłać Natashę- rzucił Banner.

-Nie, jest okej. Zostanę przy nich, wy zajmijcie się sobą- powiedziała z uśmiechem na ustach.- Czekamy na was z obiadem i potem dokończycie swoje zajęcia, a ja zmienię Steva- rzuciła i zawróciła na pięcie, kierując się w stronę windy.


-----------------------------------

I co sądzicie?

Przypominam, że to przedostatni rozdział maratonu!

Enjoy! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top