Part Twenty Nine

Dziewczyna długo nie mogła zasnąć, kręciła się z boku na bok, jednak mimo to czuła się ogromnie zmęczona, głowa ją bolała i czuła jakby miała zaraz wybuchnąć. Podejrzewała, że to prawdopodobnie przez Bucky'ego, który otworzył umysł. Kusiło ją, żeby wejść w jego wspomnienia, ale paręnaście minut wcześniej postanowiła, że chce się poprawić, więc nie mogła tak szybko się złamać. Poza tym chciała, żeby mężczyzna jej zaufał. Dlatego najmocniej jak mogła chciała zasnąć. Zaczęła nucić sobie pod nosem jakąś starą kołysankę, jednak nawet to nie pomagało. Wiedziała, że Barnes musiał bardzo cierpieć, nie wiedziała tylko z jakiego powodu. Chciała mu pomóc, ale gdyby do niego poszła, to mógłby się wściec.

-Friday- zaczęła, a gdy usłyszała odezwę od systemu, kontynuowała:- Daj znać kiedy Bucky uśnie, proszę.

-Oczywiście- Harper podniosła się z łóżka i jakaś część niej pragnęła, by ktoś przyszedł do niej i ją po prostu przytulił, ale wiedziała, że gdyby tak się stało, to wszystko by wyśpiewała. Miała już dość ciągłych kłamstw i bycia dwulicowym.

   W tym samym czasie Bucky dalej siedział oparty pod ścianą, z zdjęciem na piersi. Jego oddech z minuty na minutę uspokajał się i stawał się miarowy. Przestawał też płakać, po prostu się wyciszał. Nie mógł jednak opanować swoich myśli, które przytłaczały go z minuty na minutę. Myślał o wszystkim i o niczym. Jego stan przerwał mu głos Friday, który oświadczył:

-Harper poprosiła, abym dała jej znać gdy uśniesz.

-Jest już w pokoju?

-Tak, ale upadła przy twoim pokoju, sir- odpowiedział mu głos, a na te słowa Bucky przeklął pod nosem i podniósł się z ziemi. Zdał sobie sprawę, że przez ten krzyk otworzył swój umysł i jak na tacy podał jej całego siebie. Zaczął niespokojnie chodzić w kółko, po całym pokoju. Bał się tego, co mogła wyłapać. Chciał jej ufać, ale coś mu mówiło, żeby trzymał się na dystans. Smutek, rozpacz, którą czuł wcześniej, ustąpiły miejsca dla wściekłości, która go ogarnęła. Walczył przez parę minut ze sobą, jednak jego podejrzliwa natura wygrała.

-Otwórz drzwi, muszę iść na chwilę do Harper- powiedział i wściekły wyszedł. Dziewczyna w tym czasie czuła jak ból opuszcza ją głowę. Wiedziała, że chłopak w końcu się uspokoił, co strasznie ją ucieszyło. Nie powinna, ale martwiła się o niego i chciała, by dobrze się czuł. Teraz mogła spokojnie zasnąć, co od razu zrobiło i już po paru sekundach odpłynęła do krainy Morfeusza. Bucky szedł przez korytarz najciszej jak mógł. Nie chciał, by jego, oby nietrafne, podejrzenia, przeniosły się na kogokolwiek innego. Sam musiał sobie z tym poradzić, a już wystarczająco obciążył Steva, prosząc by ją obserwował.-Friday, otwórz, proszę- powiedział, naciskając klamkę i natrafiając na przeszkodę w postaci zablokowanych drzwi. Usłyszał charakterystyczne kliknięcie zamka i uśmiechnął się pod nosem.- Dziękuję- dodał i wszedł do środka. Chciał z nią tylko pogadać, ale w porę spostrzegł, że Harper już zasnęła. Wypuścił powietrze najciszej jak umiał i przykucnął obok jej łóżka, obserwując jej spokojną, pogrążoną we śnie, twarz. Swoje krótki, czarne włosy, miała rozpuszczone, więc najpewniej po paru odwracaniach się z boku na bok, naszły jej na oczy. Delikatnie założył jej je za ucho i mimowolnie zaczął się jeszcze szerzej uśmiechać. Wyglądała tak niewinnie, a równocześnie na cholernie silną kobietę. Westchnął i już miał wstać i wyjść z pokoju, kiedy usłyszał ciche pomruki, wydawane najpewniej przez sen.

-Cholera, zostawcie go- wymruczała dziewczyna. Bucky zrezygnował z pomysłu ucieczki z pokoju, więc oparł się o ścianę i przymknął oczy.- On musi być żywy- usłyszał znowu. Próbował złożyć wszystko do kupy i zastanawiał się o kim ona mówi.-Zabijcie go, a ja też umrę- Barnes otworzył z przerażeniem oczy. Nie spodziewał się, że dziewczyna jest w stanie poświęcić za kogokolwiek życie.- Bucky jest ważnym ogniwem- chłopak zamarł, zdając sobie sprawę z tego co się dzieje. Śniły się jej wydarzenia podczas ich porwania. Uratowała mu życie dwa razy, a w zamian dostała podejrzenia i pewność, że ich zdradza. Harper zaczęła się kręcić niespokojnie i mruczeć niezrozumiałe słowa. Musiała mieć jakieś koszmary lub przypominały się jej tortury, a mało kto rozumiał to tak dobrze jak James. Podszedł do niej i zaczął głaskać ją po policzku.

-Spokojnie Harp, śpij- wyszeptał jej do ucha i przeniósł swoją dłoń na jej, kreśląc na niej kółeczka. Zaczął nucić jakąś kołysankę, zasłyszaną podczas jego pobytu w Rumunii, mając nadzieję, że ją to w jakiś sposób uspokoi. Zamiast tego zaczęła otwierać oczy. Najpewniej zaczęłaby krzyczeć, gdyby Bucky nie odezwał się od razu.- Spokojnie, to tylko jak, Bucky- powiedział i pomógł jej usiąść na łóżku.

-Co tu robisz? Jest po dwunastej w nocy, miałeś już spać.

-Friday dała mi znać, że się mną interesowałaś- powiedział i zaniepokoił się, kiedy zobaczył jak dziewczyna odwraca wzrok.

-Przepraszam, po prostu wyczułam, że otwarłeś umysł i musiałam walczyć ze sobą, żeby do niego nie wejść- głos Jones był niepewny, bała się jego reakcji.

-Walczyłaś?

-Tak, jak ktoś otwiera umysł to mimowolnie wchodzę do niego, a gdy ktoś przez cały czas go zamyka, to owo pragnienie jest ogromne.

-Wygrałaś?- zapytał, odsuwając od niej ręce.

-Tak- odpowiedziała cicho, a po chwili poczuła pocałunek na swoim policzku.

-Harp, nie było między nami prosto, ale chcę ci zaufać, pomóż mi sobie zaufać- powiedział spokojnym głosem mężczyzna, wewnętrznie ciągle walcząc ze sobą. Był jednak pewien swoich słów i tego, co planuje zrobić.

-Nie musisz, nie wymagam tego od ciebie- zaczęła, jednak ten szybko jej przerwał.

-I właśnie dlatego chcę tego. Początek był ciężki, potem było lepiej, ale w ostatecznym rozrachunku uratowałaś mi życie dwa razy i jestem ci za to wdzięczny.

-Dwa razy...?- zapytała zdziwiona, zastanawiając się jak Bucky doszedł do tego.

-Przez sen mówiłaś, że nie mogą mnie zabić, bo ty też umrzesz. Jesteś im potrzebna?

-Jestem jedną z najsilniejszych osób- przyznała nieskromnie czarnowłosa dziewczyna, uśmiechając się delikatnie.

-Jesteś cholernie silną dziewczyną i cieszę się, że przyszło mi żyć w tych samych czasach, co tobie- powiedział Bucky, zakładając jej znowu kosmyk włosów za ucho. Uśmiechał się delikatnie, widząc minę Harper. Siedzieli tak w ciszy, a on położył swoją dłoń na jej policzku. Nie ruszali się, wydawali się być niby posągi. Po prostu delektowali się swoją obecnością i cudowną ciszą, obecną wokół nich. Zaczęli się zbliżać do siebie, jednak Barnes w praktycznie ostatnim momencie zrezygnował i odsunął się. Wstał z łóżka, zostawiając dziewczynę w szoku. -Śpij spokojnie Harper- wyszeptał, wychodząc z pokoju. Skierował się do siebie i gdy tylko znalazł się w środku, osunął się po drzwiach, puszczając nerwy, które dotychczas trzymał na wodzy. Serce zaczęło mu niespokojnie bić, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Podobnie czuła się Jones, która wstała z łóżka i zaczęła chodzić w kółko po pokoju. Oboje nie bardzo rozumieli co się wydarzyło między nimi, bali się tego. Jeszcze bardziej nie rozumieli jednak stanu, który czuli po.

-Cholera, to nie możliwe- powiedzieli oboje w tym samym czasie, nie wiedząc o tym jak się czuje drugie z nich.



---------------------------------------

Aaa! Nawet nie wiecie jak cieszę się na obecne rozdziały! Myślę, że trochę zmienią, a przy okazji akcja zaczyna się rozwijać i równocześnie... toczyć się ku końcowi, alee spokojnie! Do końca książki pozostało nie mniej niż około 20-30 rozdziałów!

Do zobaczenia za tydzień!

Enjoy! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top