Part Twenty Five
Steve spojrzał niezrozumiale na przyjaciela, nie mając pojęcia o czym on mówił.
-Wiedziałam, że o to zapytasz. To było... Dziwne. Nie byłam żywa, ale nie byłam też martwa. Słyszałam wszystko, to tak jakby oglądać film bez obrazu. Próbowałam otworzyć oczy bądź usta, ale coś mnie blokowało. Dziś rano jakby ktoś opuścił wajchę.
-Oni musieli ci coś zamontować.
-Sądzę, że ten ich specyfik kontrolował moc, nie siedząc równocześnie w jej żyłach, a gdy wszystko z niej uszło to dało to taki efekt- wtrącił Banner, odkładając kartki na szafkę. Wziął się za dopisywanie rzeczy w jej karcie.-Czemu odesłałeś wszystkie pielęgniarki?
-Odkąd byliśmy tu codziennie, to one nie były potrzebne. Wkrótce wrócą- odpowiedział, nie odwracając nawet wzroku. Rogers usiadł na łóżku obok i wyglądał na strutego.
-No już Stevie, nie dramatyzuj. Zapomni ci w końcu.
-On nie zapomina- powiedział patrząc się w podłogę, po czym odwracając wzrok na Starka dodał:- Tak samo jak Peter- Stark na początku nie zareagował na to, ale czując na sobie wzrok pozostałych odezwał się.
-Mam to gdzieś, jak dorośnie to zrozumie- powiedział, a raczej wysyczał i udał się do drugiego pomieszczenia, po dokumenty. Steve nie bardzo rozumiał co się dzieje. Cieszył się ogromnie, że dziewczyna się obudziła, jednak miał sobie za złe, że chcieli to ukryć przed resztą, za to Tony'ego jakby to nie obchodziło. Utrzymywał dalej swoje przekonanie, że podjęli jedyną słuszną decyzję. Może to był jego sposób na ucieczkę od tego, nie robienia sobie kolejnych wyrzutów?
-Pogadam z nimi- zapewniła Harper i wyciągnęła jedną dłoń w kierunku Rogersa i uścisnęła ją mocno, jakby próbując dodać mu otuchy. Nie znała go dość dobrze, ale wydawał się być po prostu wrażliwym i dość mocno zranionym facetem. Nie można było go obwiniać za to, że jest zły o tą sytuację. Planowali dość duże posunięcie i wiadomym było, że w końcu wszyscy się dowiedzą. -To było jedyne rozwiązanie- dodała. Miała łagodny głos, bardzo cichy, przez nie używanie go od paru dni, ale przyjemnie się go słuchało, uspokajał Steva.
-Jasne, ale Bucky ma rację, chcieliśmy bawić się w bogów- odrzekł i przysiadł obok niej. Spojrzeli sobie w głęboko, a już po chwili chichotali pod nosem, choć właściwie nie wiedzieli z jakiego powodu. Tony grzebał w jakiś papierach w pracowni, a Bruce ciągle uzupełniał kartę.
-Dobrze, plan działania jest taki, że pobiorę ci teraz krew- zaczął Banner, jednak ciągle patrzył w dokumenty.- Potem zrobimy hm...- zastanowił się. Musieli ją zbadać w wielu kierunkach, ale nie wiedział od czego zacząć.
-Krew wystarczy- odpowiedziała pewnym siebie głosem.- Moc zaczęła działać, regeneruje komórki, choć byłabym wdzięczna jakbym dostała coś do jedzenia i do picia- powiedziała ze śmiechem. Po chwili jednak z powrotem spoważniała i kontynuowała.- Patrz- podniosła swoją dłoń, na której jeszcze wczoraj wieczorem była ogromna szrama, jakby od przejechania nożem. Teraz już jednak nic tam nie było, jedynie niewielka blizna, która dawała do zrozumienia, że coś tam wcześniej było.- Kwestia paru dni i wszystko wróci do normy- dokończyła. Uśmiech nie schodził z jej twarzy. Stark w końcu spojrzał na nią spode łba.
-Steve, skocz powiedzieć Pepper, żeby przygotowała coś do jedzenia, Bruce a ty poproś Tashę albo Wandę o czyste ubrania i o to, żeby przyszły pomóc- powiedział, dziwnym i nieznoszącym sprzeciwu tonem. Uśmiech zszedł z twarzy wszystkich, a Harper zaczęły się pocić ręce. Wiedziała, że teraz zaczną się pytania, a ich się bała.
-Ale...- zaczął Steve, jednak kiedy poczuł na sobie wzrok mężczyzny, zrezygnował i w dwójkę wyszli z pomieszczenia do windy i pojechali wykonać swoje zadania. Stark wyszedł z laboratorium i oparł dłonie na łóżku dziewczyny, spoglądając na nią spode łba.
-Jak to było z tą akcją, co?- zapytał, nie spuszczając z niej wzroku ani na chwilę. Próbował ją przejrzeć.
-O którym momencie mówisz?- odpowiedziała jednak nad wyraz spokojnie, co zdziwiło ją samą. Postanowiła utrzymać ten ton do końca, będąc pewna, że wtedy prędzej jej uwierzy we wszystko co powie.
-Zniszczyłaś nadajnik w telefonie, jak?- brunetka wypuściła niezauważalnie powietrze z ulgą.
-Wystarczył czar unieszkodliwiający i maskujący. Masz dość mocno zabezpieczenia, jednak magia to magia- odpowiedziała równie spokojnie jak wcześniej i uśmiechnęła się lekko.
-Po co?
-Bucky nie chciał was narażać, martwił się o was. Mieliśmy to zrobić po cichu i we dwójkę. Nie protestowałam, bo wiedziałam, że chodzi im o mnie.
-Dlaczego więc zgodziłaś się, żeby on szedł z tobą?
-Bucky'ego bali się jego stwórcy, Arrows również czuje przed nim dość potężny respekt. Jest najlepszym i najskuteczniejszym zabójcą jakiego znam, a uwierz, że wielu ich znam. Serum super żołnierza pogłębiło w nim jego największe cechy, w tym wściekłość i oddanie do przyjaciół, które od zawsze w nim były. Z nim miałam szansę ich pokonać.
-Nie byliście przyjaciółmi przed akcją- zauważył celnie mężczyzna, podnosząc jedną brew do góry. Czekał tylko na jakieś potknięcie dziewczyny.
-Ale ufał mi Steve, a to dla niego świętość.
Racja, słuszna uwaga- odpowiedział Stark i odsuwając się od łóżka, zaczął kołować w kółko, dodając do siebie fakty.
-Barnes mówił, ze odzyskał przytomność dopiero po paru godzinach, co się działo w międzyczasie?- dziewczynę zamroziło to pytanie. Nie spodziewała się, że James tak dobrze zapamiętał szczegóły z ich czasu w więzieniu. Do niej jednak wróciły wszelkie wspomnienia. Pamiętała jak jeszcze w budynku banku uderzyli go w głowę jakimś przypadkowym prętem, chcąc go zabić, jednak zaniechali tego po groźbach i błaganiach brunetki. Zabrali ją do gabinetu dowódcy Arrows i wypytywali o szczegóły misji, naciskali na nią, by się pośpieszyła. Wstrzyknęli jej do żył niegroźny specyfik, który miał trochę wyciszyć jej magię. Rozmawiała z nimi może dwie, może trzy godziny. Musiała opowiedzieć wszystko ze szczegółami, czego im nie szczędziła. Zdążyła zapamiętać plan dnia każdego z osobna, wspomniała o metodach treningu, oddała telefon od Starka, zdradziła ich po prostu od początku do końca. Zabroniła im jednak zabijać Bucky'ego, twierdząc, że jeszcze się im przyda. Nie wiedziała do końca dlaczego, ale nie wspomniała im o tym, że kod Zimowego Żołnierza już na niego nie działa. Wolała to zachować dla siebie, żeby w spokojniejszym czasie sprawdzić to jeszcze raz i wtedy go złamać. Poczuła do tego faceta jakąś więź, której nie rozumiała. Wiedziała, ze uda im się uciec, że ktoś im pomoże, że Emma mówiła jakieś różne bzdury, o tym, że mu ufa, że będzie jej lepiej u Avengers. Wszystko było częścią planu. Wiedziała też, że będą ofiary, które muszą zginąć, aby cała akcja Arrows się udała. Próbowała ich wypytać o broń biologiczną, którą ukradli, jednak Ci szczędzili jej szczegółów, najpewniej bojąc się, że przypadkiem ich wygada. Nie poinformowali jej też o swoich następnych krokach, co ją ogromnie denerwowało, ale przyjęła to z godnością i po prostu pożegnała się, zapewniając, ze kontynuuje ich plan.
-Wstrzyknęli mi coś i wrzucili nas do jednej celi- odpowiedziała po paru sekundach, a uśmiech zszedł jej z twarzy. Stark nie wyglądał na szczególnie zadowolonego z jej wypowiedzi, jednak pokiwał głową i wrócił do swoich zajęć.
------------------------------------------------
Za tydzień rozdział wyjątkowo w czwartek, bo wyjeżdżam na weekend <3
Enjoy! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top