Part Twelve

Tony wyszedł z Brucem, Visionem i Natashą z salonu, kierując się do laboratorium. Musieli ustalić jak najwięcej szczegółów na temat całego zajścia i postarać się ustalić gdzie Arrows mają bazę. Lub bazy. Nie wiadomo jak bardzo rozbudowaną organizacją byli. Steve, Bucky i Wanda mieli pójść do Harper, chcąc dowiedzieć się więcej od niej i upewnić się, że mają w niej wsparcie. Cała reszta miała mieć rękę na pulsie i dać znać Clintowi i Peterowi. Zdawali sobie doskonale sprawę, że oni polują też na nich i w każdym momencie mogli uderzyć w nich. W dodatku ta broń biologiczna. To nie były już żadne żarty, to był zalążek wojny.

-W porządku, ilu ich tam jest?- zapytał Bruce zapisując coś na kartkach.

-Wydaje mi się, że około dziesięciu. Nie wiemy ilu ludzi było od nich z wewnątrz, ile było poukrywanych.

-Dodałbym do tego dwadzieścia osób. Klevox mają lepsze zabezpieczenia niż Tarcza, nie jestem pewien by w tylu ludzi udało się im to wszystko odbić. Choćby schować to wszystko do aut, to jest trochę roboty, a z tego co jest na nagraniach to udało się im to zrobić w piętnaście minut, a to dopiero czas reakcji policji. Nie było szans, by ich złapali.

-W dodatku zrobili to po cichu- powiedziała Natasha i wypiła łyka kawy. Spoglądała co chwilę na telefon, czekając na wiadomość od Clinta, Laury albo Petera, jakiegoś znaku życia, zapytania. Denerwowała się, bo nie wiedziała jak oni zareagują na tą wiadomość. W końcu rozwalili im cały czas z rodziną.

-Co ze świadkami?

-Albo nie żyją, albo są w śpiączce, lekarze nie wiedzą kiedy i czy w ogóle ich wyleczą- Tony uderzył pięścią w stół. Był mocno zdenerwowany. Nic nie wiedzieli, byli w tyle ze wszystkim. Mieli dość wszelkich walk, chcieli chwili spokoju. Oczywiście nie bronili się przed walką, po to żyli i na to pracowali, ale mimo wszystko. Każdy milczał, nie to, że bali się odezwać, po prostu nie widzieli w tym sensu. Emocje były na największym poziomie, jeszcze wiadomość o stanie przedwojennym. Bruce rzucił w końcu papierami o stół i wrzasnął. Natasha i Tony wzdrygnęli się ze strachu, kobieta podeszła do niego od tyłu i wtuliła się w niego. Chciała go w jakikolwiek sposób wesprzeć, dodać otuchy, uspokoić. Po chwili Banner obrócił się do niej przodem i stali tak wtuleni. Stark siedział przy pulpicie i próbował coś przeanalizować.

-Mamy szansę to wygrać, prawda?- zapytał Vision patrząc w pustą przestrzeń, ale nikt mu nie odpowiedział. Nie mogli mu tego zapewnić.

W tym samym czasie Steve z Buckym i Wandą zeszli do piwnic, by porozmawiać z Harper. Tony dał im wolną rękę i pozwolił nawet ją wypuścić, twierdząc, że nic gorszego się im nie może stać. Mężczyźni przepuścili w drzwiach najmłodszą z nich i razem stanęli przed celą.

-Wyglądacie jak synowie marnotrawni, którzy powracają na ojcowiznę- powiedziała dziewczyna, stając przed nimi, z uśmiechem na ustach.

-Nie uczyli cię, by nie bluźnić przeciw Bogu?- zapytał Steve przybliżając się do szyby, która ich dzieliła i założył ręce na piersi, a jego gest powtórzyła dziewczyna. Przez krótki okres stali tak i wpatrywali się w siebie, próbując odczytać emocje jakie im towarzyszą oraz intencje.

-Wiesz, po tym jak dowiedziałam się, że Thor i Loki istnieją, upewniłam się w tym, że jestem ateistką- odpowiedziała mu ze śmiechem na ustach. Kpiła z niego, a on stał niewzruszony, jakby go to wcale nie ruszało. To z lekka zdenerwowało brunetkę, ale nie dała tego po sobie poznać. Musi grać równie twardą.

-Bardzo podoba mi się wasza wojna na spojrzenia, ale nie po to tu przyszliśmy- wtrąciła się Wanda, podchodząc do przodu i świdrowała nastolatkę wzrokiem. Ta spojrzała na nią niepewnie, ale kiwnęła głową, jakby wiedziała po co do niej przyszli.

-Uderzyli w nas, prawda?- Steve przyznał jej rację i westchnął ciężko.-Co wam ukradli?

-Nie nam, ale zabrali broń biologiczną- powiedziała spokojnie Wanda i zrzuciła obraz z tableta na ekran przed nimi. Na twarz Harper wkradło się nieudawane zdziwienie. Otwierała parokrotnie buzię, nie mając pojęcia co powiedzieć. Odchyliła głowę do tyłu i powoli wypuściła powietrze.

-Broń biologiczną...? Jesteś pewna?- wydukała w końcu i czuła jak zaczyna panikować. Nie miała pojęcia o tej akcji i była przerażona co im może do łbów wpaść. Zaczęła zaciskać pięści czując, że próbuje ulecieć z niej energia. Złączyła dłonie, wiedziała, że traci nad sobą kontrolę. Spojrzała na Wandę błagającym spojrzeniem, kobieta od razu ją zrozumiała i najszybciej jak mogła otworzyła celę. Wszystko działo się tak szybko, ze mężczyźni nie wiedzieli co właściwie się wyprawiało. Maximoff zapanowała nad dziewczyną tak samo, jak podczas ich pierwszego spotkania. Trwały tak może pięć, może dziesięć minut, do czasu, aż Exitium się opanowała, jej oddech się wyrównał, a panika przeszła. Spoglądnęła na każdego z osobna i wydukała.- Pomóżcie mi odebrać im ją, oni są zdolni do wszystkiego- Steve nie miał pojęcia co robi, ale przybliżył się i przysunął do siebie brunetkę, wtulając ją w siebie. Bucky patrzył na niego jak na szaleńca i otwierał co chwilę buzię, zamykając ją jednak, nie wiedząc co miałby powiedzieć.

-Po to przyszliśmy. Jeśli zależy ci na tym, by ich powstrzymać, to nam pomożesz, jednak jeden fałszywy ruch i wrócisz albo tutaj, albo w zaświaty- powiedział w jej włosy i pogłaskał ją. Oczywiście była ona potężną czarownicą, ale była też skrzywdzoną i porzuconą dwudziestoparolatką.

-Zrobię wszystko, przysięgam, ale będziemy potrzebowali wszystkich z was, oni nie odpuszczą za żadną cenę.

-Będziemy- zapewniła ją Wanda a Steve uśmiechnął się tylko lekko. Bucky zmarszczył brwi. Był chyba jedynym członkiem ekipy, który za grosz jej nie ufał, uważał, że to wszystko podstęp. Był wściekły na Tonego i Steva, że zgodzili się ją wypuścić. W końcu był pewien, ze dadzą sobie radę sami. Nie potrzebują do tego pomocy jakiejś smarkuli. Jego przyjaciele zaczęli wychodzić z pomieszczenia, a za nimi szła dziewczyna. Barnes złapał ją za ramię i szepnął.

-Nie ufam ci- zmrużył oczy, mając nadzieję, że to ją przestraszy, jednak ona odpowiedziała mu na to uśmiechem.

-To masz problem przyjacielu, bo oni już mi zaufali- wysyczała i wyrwała się z jego uścisku. Mężczyzna ją fascynował. Za nic nie dało się wejść do jego umysłu i odczytać jego myśli, był zamknięty na wszelkie zewnętrzne działanie. James to silny żołnierz i wierny przyjaciel. Gdy przez krótki moment patrzyła w jego oczy dostrzegła w nich ponadprzeciętną zawziętość i oddanie. Nikomu oprócz Steva nie ufał w stu procentach, a już szczególnie nie Harper. Zawahała się, czy on mógł ją przejrzeć...?



------------------------------------------------

Powiem Wam, że w miarę jak akcja zaczyna się rozwijać, ja coraz bardziej się jaram. Dlatego wychodzę do Was z małą propozycją- co powiecie na mały maraton? Myślę, że mogłabym puścić ze dwa, trzy rozdziały w tygodniu. Jest tylko najważniejsze pytanie do was, bylibyście chętni?

Szukam też sposobu, żeby trochę wypromować książkę- ktoś ma jakiś pomysł? Na pewno pomogą mi w tym wasze wyświetlenia, gwiazdki oraz komentarze, które przy okazji bardzo mnie motywują!

Dzięki, Enjoy! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top