Part Thirty Two

-James?- usłyszał łagodny głos Wandy, który dochodził z salonu. Wszedł do niego, wzdychając ciężko.

-Tak?- zapytał, spoglądając na każdego z osobna.

-Chcieliśmy z tobą porozmawiać- zaczęła niepewnie Natasha, wskazując mu miejsce przy stole. Ten jednak nie tylko nie skorzystał z zaproszenia, ale cofnął się dwa kroki do tyłu, śmiejąc się szyderczo.

-Nie pierdol Nat, po prostu nie chcecie, żebym zszedł na dół.

-Boimy się go zabijesz- powiedział pewnym siebie głosem Vision.

-Wyskakuj z broni- dodał Thor, podnosząc się z miejsca. Stanął na przeciw niego, zakładając ręce na piersi. Bucky zaśmiał się po raz kolejny i wyciągnął z kieszeni nóż, a z kabury na biodrach, pistolet. Rzucił je na stół, wściekły o te podejrzenia z ich strony.- Nogawka jeszcze- odchrząknął  mężczyzna, już mniej pewnie. Barnes wyciągnął stamtąd składany nóż i skierował się ku windzie, nie mając zamiaru dłużej ich słuchać.

-Bucky, zaczekaj- krzyknęła łagodnie Wanda, jednak ten zbył ją machnięciem ręki. Wszedł do windy i pojechał nią na poziom więzienny. Spodziewał się tego, że karzą mu oddać broń, dlatego jeden z noży schował w w bokserkach. Teraz wyciągnął go stamtąd i wsadził do jednej z kieszeni, upewniając się, że będzie w stanie szybko go wyciągnąć. Wysiadł na odpowiednim piętrze i skierował się w stronę celi, w której do niedawna trzymali Harper.

-Buck...

-Zdałem broń u góry, wpuśćcie mnie- warknął, nie zwracając uwagi na Steva, który skierował swój błagalny wzrok w kierunku Tony'ego.

-Wierzę mu oddziwo, więc w porządku- powiedział i wpisał kod do drzwi celi, wpuszczając go tym samym do środka. Bucky zamknął za sobą niepostrzeżenie drzwi. Spojrzał na Matthewa, który leżał skatowany pod ścianą.

-Jeszcze ci mało?- wychrypiał i plunął krwią.

-Za to co jej robiłeś, to nawet śmierć będzie niewystarczająca karą dla ciebie- odpowiedział mu i założył ręce na piersi. Nie chciał wyskoczyć za wcześnie na niego, postanowił zaczekać na odpowiedni moment.

-Nie znasz jej , nie wiesz jaka jest- mężczyzna spróbował wstać z podłogi, co mu się w końcu udało. Oparł się o ścianę, nie stojąc pewnie na nogach.- Jeszcze nie domyślasz się, ale zginiesz, tak samo jak i ta suka- powiedział Matt i to był jego błąd. James sięgnął po nóż do kieszeni i wyciągając go szybko, przyłożył do jego szyi. Zablokowane drzwi wstrzymały na chwilę resztę zespołu, która musiała się namęczyć, żeby otworzyć drzwi bez kodu.

-Nie waż się jej obrażać- warknął i poprawił broń, tak, by ściśle przylegała do jego szyi. Był gotów, aby go zabić. - Zadzierając z nią, zadzierasz ze mną, a w następstwie też z nimi- wskazał pacem na przyjaciół, którzy kończyli naprawiać system.- Sprawię, że pożałujesz swoich narodzin- dokończył i w tym momencie do sali wbiegli Tony ze Steve. Rogers złapał Bucky'ego za i wytrącił mu nóż z ręki. Wykręcił mu ramiona, tak, by już się nie wyrwał. Stark kopnął narzędzie w kierunku drzwi i powalił na ziemię  Matthewa.

-W imieniu T.A.R.C.Z.Y i rządu Stanów Zjednoczonych jesteś aresztowany i odpowiesz za czyny, których się dopuściłeś- powiedział spokojnym, choć trochę zmęczonym głosem Tony i pchnął przyjaciół, aby wyszli z celi.- Coś ty sobie myślał?- wrzasnął na Jamesa, gdy już zamknął celę i wklepał odpowiednie kody.

-Zapłaci za wszystko, co jej zrobił.

-Śmierć będzie dla niego wybawieniem, dlatego za chwilę będzie tu Fury razem ze swoją świtą i weźmie go ze sobą. I wytrzyj do cholery tą krew spod nosa- dodał, upewniając się, że drzwi są zamknięte.

-Zostanę tu przy nim, idźcie na górę- powiedział cichym i nad wyraz spokojnym głosem Rhodey, wyłaniając się z cienia. Bucky dopiero teraz go dostrzegł, a wraz z nim Clinta i Sama. Skłonił  ich kierunku głowę, widząc ich zadowolone miny i dumę w oczach Bartona.

-Wołaj jak coś- rzucił Steve i wskazał wszystkim drogę do wyjścia. Kiedy już znaleźli się w salonie Tony podszedł do Pepper, która zaledwie parę minut wcześniej weszła do pomieszczenia.

-Co tam się działo?-zapytała zmartwiona i wtuliła się w narzeczonego.

-Sam chciałbym wiedzieć, kamery padły.

-Matthew to człowiek Arrows, nie wiadomo jak tu wszedł. Zaskoczył Harp w kuchni, a uprzedzając wasze pytania, robiła sobie śniadanie. Uderzył ją parę razy, potem ją dotykał.

-Skąd wiedziałeś żeby wejść i żeby w ogóle to zrobić?- Bucky zawahał się na moment, ale kontynuował:

-Byłem u niej wczoraj wieczorem. Friday przekazała mi, że o mnie pytała, więc kiedy w końcu wróciłem, poprosiłem, żeby dała mi znać kiedy Harper wstanie. No i właśnie to usłyszałem na pobudkę, ale kiedy dowiedziałem się, że sama kazała mi to przekazać, zorientowałem się, że coś nie gra- poczuł na sobie zdezorientowany wzrok Rogersa, więc dodał:- Nie rozstaliśmy się w zbyt dobrych relacjach- teraz już każdy na niego patrzył. Najbardziej parzyło go spojrzenie Natashy, która pod nosem miała maleńki uśmiech, wyglądający niczym ten triumfu.

-Uważam to za personalny atak w stronę Avengers i od teraz jest to otwarta wojna- powiedział Tony, podchodząc do stołu. Stanął za Wandą i położył dłonie na jej ramionach.- Fury zaraz tu będzie. Przegadam z nim sprawę i oddam mu Matthewa. Odpowie za włamanie do naszej siedziby, napad na Harper i uszczerbek na jej zdrowiu. A tymczasem wracać do spania, za parę godzin spotykamy się na treningach i obgadamy plan działania. Bucky, bądź przy Harper, weź jej leki, za jakiś czas ogarnij jej śniadanie i sprawdzaj stan. W razie czego wołaj mnie, jasne? Natasha, Petera wyślij do spania. Odpuszczę mu dzisiaj szkołę i jakoś wytłumaczę się May. Wszystko jasne?- zapytał, jednak nie zaczekał na odpowiedź. Złapał Pepper za dłoń i wyszedł wraz z nią z salonu. Każdy  wychodził po kolei, a na koniec został sam Barnes z Romanoff. Chłopak wiedząc co się szykuje, wyszedł szybkim krokiem. Nie miał ochoty na rozmowę z Natashą, spodziewając się, że poruszy temat Harper.

-Bucky, możemy pogadać?- mężczyzna przewrócił oczami, ale nie zwolnił.- Bucky- powtórzyła, a kiedy nawet to nie podziałało, złapała go za ramię i mocniej przytrzymując, wrzasnęła:- Jamesie Buchananie Barnesie, zatrzymaj się albo coś ci zrobię!- miała dość jego humorków i była gotowa, go uderzyć, aby chociaż przez moment jej posłuchał. Przyniosło to nie do końca taki skutek, jakiego oczekiwała, ale dostała jego uwagę. Odwrócił się gwałtownie w jej stronę i przygwoździł ją do ściany.

-O czym chcesz ze mną rozmawiać?- wysyczał, patrząc jej głęboko w oczy. Trzymał ją za ramiona na tyle mocno, że skóra zaczęła robić się czerwona.

-Puść mnie- powiedziała, próbując się mu wyrwać, jednak nie dawał za wygraną.

-O czym chcesz pogadać?- zapytał po raz drugi. Natasha próbowała uciec z pod jego rąk, ale gdy nie dała rady, odniosła się do najprostszego sposobu, kopiąc go w kolano. Gdy ten się zgiął, uciekła spod niego i stanęła za nim.

-Barnes, co z tobą jest nie tak?- zapytała z przerażeniem w oczach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top