Part Thirty Six

W drużynie na parę dni zapanował względny spokój, a Bucky rozmawiał coraz częściej z Tonym. Potrafili zamykać się w siłowni i debatować na różnoraki tematy, bez względu na to czy mieli jakieś inne zadania czy nie- przynajmniej godzinę dziennie spędzali razem. Tak samo było i tym razem, a ich rozmowa zeszła na te same tory, co zazwyczaj.

-To co chciałbyś zrobić? Przecież jej nie wsadzimy jej znowu do pudła.

-Na to się nie zgodzę- przyznał Bucky i przysiadł na przeciwko Tony'ego.- Śledźmy ją.

-Nie zagalopowuj się za daleko. To wciąż jest jedna z naszych.

-Która tylko nam groziła- stwierdził szatyn, prychając. Nie wierzył sam w swoje słowa. Jeszcze parę dni wcześniej był gotów wyznać Natashy, że chyba zaczyna coś czuć w stosunku do Harper, a teraz? Miał wobec niej różnorakie podejrzenia.

-Odpuśćmy już ten temat na razie, w porządku?- zapytał w końcu Stark.- Nie zmieniaj do niej podejścia, bo widzę jak na nią patrzysz.

-Panie Stark, dostał pan dość podejrzanego emaila- obaj usłyszeli głos Friday.

-Pokaż mi go- zarządził i zaczekał, aż wyświetli się on na jego komunikatorze.- Drogi Tony, tak bardzo deklarujesz, że chcesz ocalić ludzkość, a więc dam ci szansę- zaczął czytać na głos.- Znasz mnie i masz moich ludzi. Uderzę niespodziewanie, chyba, że mi ich wydasz. Czekam na Exitium, Mistrz- dokończył łamiącym się głosem.- On nam grozi?

-Kim w ogóle jest Mistrz? To ich Harper zdradziła, a nie nas- wydukał w końcu po paru sekundach ciszy. Mężczyźni spojrzeli na siebie, w duchu karcąc się za podejrzenia względem niej.

-Friday, gdzie Jones?

-Z Stevem i Wandą w swoim pokoju.

-Idziemy tam, już. Odblokuj drzwi- rozkazał i razem skierowali się do wyznaczonego im miejsca. Kiedy dotarli pod jej drzwi, Barnes nie trudził się pukaniem, tylko od razu wszedł do środka.

-Harper, kim jest Mistrz?

-Skąd o nim wiecie?- zapytała zszokowana i z lekka przerażona, ale kiedy zdała sobie sprawę, że nie otrzyma odpowiedzi, dodała:- To nasz przywódca, znaczy no z Arrows... Mało kto go widział.

-A ty?

-Jak przez mgłę pamiętam, ale miałam chyba osiem lat, dostałam od niego słodycze. Stwierdził wtedy, że będę przeznaczona do wielkich rzeczy. Byłam przekonana, że to ten dobry wujek, ale potem zdałam sobie sprawę, że ktokolwiek wchodził do jego gabinetu, już nigdy z niego wychodzi. Czuwa nad wszystkimi pracownikami, nad akcjami i rozwiązuje większe problemy. Jest szefem w Arrows i kieruje nami- dokończyła, ale widząc minę Barnesa, dodała jeszcze:- Nimi, mną już na szczęście już nie- uśmiechnęła się lekko, chcąc dodać autentyczności swoim słowom.

-Może wytłumaczycie nam o co wam chodzi, hm?- zapytała w końcu zdenerwowana Wanda, a nie otrzymując znowu żadnej odpowiedzi, podeszła do Starka i wyrwała mu z ręki komunikator. Wciąż miał na nim otwartego emaila. Przeczytała go dokładnie i zaczęła się śmiać, jakby wręcz oszalała.- Chyba sobie żartujesz. Wystarczy go namierzyć i po sprawie, prawda?

-Próbowałem, ale Friday w moment wariuje i albo twierdzi, że podany email nie istnieje, albo pokazuje paręnaście lokalizacji, albo pokazuje moją własną, albo gdzieś bliżej w kierunku kosmosu. Dziwna sprawa, ale pewnie zrobili mi wpadkę do systemu i namieszali przy tym.

-Zajmujemy się tym dzisiaj, tak? - zapytał Steve, podnosząc się z łóżka i wpatrując się w przyjaciela. Nie otrzymał odpowiedzi, a jedynie kiwnięcie głową. Obaj wyszli z pomieszczenia. Wanda pozbierała książki i po wzięciu pustego kubka po herbacie i poszła w ich ślady. Bucky został z Harper sam na sam.

-Możemy porozmawiać?- zapytali siebie w tym samym czasie. Bucky przysiadł na biurku, pozwalając brunetce mówić pierwszej.

-Uważam, że powinniśmy zrobić coś z tym, co jest pomiędzy nami.

-Też tak uważam.

-Chciałaby...- zaczęła, ale mężczyzna jej przerwał.

-Masz dwadzieścia lat, a ja ponad sto, to nie miało szans wyjść.

-Co?- zapytała zszokowana. Barnes zdał sobie sprawę, że oboje myślą o czymś innym

-Co chciałaś powiedzieć?

-Mam dwadzieścia cztery lata, to raz, a dwa... Chciałam poprowadzić naszą relację do przodu, ale jasne, łapię, nie jestem na tyle dobra.

-Harp, to nie tak!- warknął Bucky, wiedząc, że najprawdopodobniej trochę spierniczył sprawę.- Jesteś przecież świetną...

-Tobie chodzi o to, że mi nie ufasz!- odezwała się, nie pozwalając mu dokończyć. Cofnęła się parę kroków w tył.-Naprawdę? Dlaczego od razu sobie tego nie uświadomiłam?- westchnęła, będąc bliska płaczu.- To po jaką cholerę to wszystko?

-Harper, wysłuchaj mnie!- wrzasnął w końcu James, czym chyba przestraszył dziewczynę. Odsunęła się od niego po raz kolejny.- Ufam ci, staram się to robić, ale uczono mnie, że żołnierz i wojownik nie powinien mieć w domu nikogo bliskiego, bo wtedy nie jest tak skuteczny.

-Żołnierz walczy lepiej, gdy kogoś kocha, bo ma do kogo wracać. To zabójca pracuje lepiej bez rodziny- warknęła.

-Tak, jestem zabójcą i ty dobrze o tym wiesz! Znasz moja przeszłość, nie obwiniaj mnie za nią- burknął i podniósł się z biurka.- Jak mogłaś być pewna, że dam sobie radę z byciem z kimś na dłużej? Jestem pieprzonym Zimowym Żołnierzem.

-A ja czarownicą i co z tego? Ja umiem kochać.

-Umiem czuć tylko pożądanie- wyszeptał Bucky, zbliżając się do niej niebezpiecznie.- Jakiekolwiek uczucia są dla mnie nieznane, nowe i bolesne. Ranię ludzi których kocham i bawię się nimi, mimo, że nie chcę tego- dokończył i nim dziewczyna zdążyła się odezwać albo uciec, wziął jej twarz w swoje dłonie i pocałował. Harper, mimo początkowego szoku i dezorientacji, oddała pocałunek, wplatając swoje ręce w jego włosy. Trwałoby to być może dłużej, ale Barnes zakończył to, odsuwając się od niej i wychodząc bez słowa z pokoju. Uśmiechał się sam do siebie, równocześnie szczęśliwy i wściekły na siebie, że to zrobił. Brunetka stała jak wryta, ani o centymetr się nie ruszając. W końcu opadła na łóżko, totalnie zszokowana słowami i czynem mężczyzny.

-Barnes, ja cię kiedyś zabiję- westchnęła, wpatrując się w sufit.

W tym samym czasie Tony, Wanda i Steve zebrali się w laboratorium Bannera.

-Dowiem się czemu zbieramy się akurat u mnie?- zapytał, nie podnosząc wzroku znad mikroskopu.

-W salonie Peter z Samem grają w karty - rzucił Rogers, przysiadając się  do stołu.

-Ale stało się coś?

-Arrows nam groziło- wyjaśnił Tony, kręcąc się niespokojnie.

-Czy to coś nowego dla nas?- zapytała ze śmiechem Natasha, wchodząc do pomieszczenia.-Czujesz się uratowany Bruce?

-Bardzo śmiesznie Romanoff- westchnął Stark i pokazał im email na dużym ekranie.- Jakieś pomysły?

-Dajmy sprawie ochłonąć. Skoro wysłali tego chłopaka do nas to dali nam jakiś znak ostrzegawczy i nie uderzą od razu.

-Dzwoni panna Hill- usłyszeli głos Friday.

-Odbierz. Cześć Maria, o co chodzi?

-Złe wieści- zaczęła.

-Gorzej być nie może, dawaj.

-Matthew twierdzi, że szef go nie wysłał, tylko wyrzucił go z zespołu, pozwalając wrócić tylko z Harper. Dodatkowo twierdzi, że w ekipie mówi się o tym, że wyślą nam jakieś powiadomienie i za każdą godzinę zwłoki od niewypełnienia prośby w nim zawartej, będą zabijali jednego cywila- dokończyła. Wszyscy spojrzeli na siebie przerażeni, bojąc się odezwać czy nawet zrobić jakikolwiek ruch.- Skąd ta cisza?

-Minęło pół godziny- wychrypiał Tony.


-----------------------------------------------------------

Dzisiaj taki w mojej opinii mocny rozdział, w którym w końcu stało się coś, na co pewnie wiele z was czekało!

No i niestety chyba coraz bardziej zbliżamy się ku końcowi, mam nadzieję, że jeszcze trochę się to odciągnie w czasie, ale mam dla was niespodziankę....

Enjoy! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top