Part Thirty Nine

-Ile jesteś w stanie jeszcze uratować?

-Żeby oddać moc Wandzie i nie przekręcić czarów? Myślę, że maks dwie- powiedziała, przecierając oczy i spoglądając chłopakowi prosto w oczy. Barnes przeklął i spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela, przytulając Harper mocniej do siebie. Założył słuchawkę z powrotem i zaczął szeptem.

-Tony?

-Ilu z nas ma zostać?- zapytał mężczyzna, jakby spodziewając  się co oni chcą powiedzieć

-Jedna- odpowiedział z ciężkim sercem.

-Wanda i Sam idą, ja zostanę- zadecydował Stark, a w tle można było usłyszeć krzyki pozostałych.- Spokój, zadecydowałem.

-Przepraszam was, ja...

-Nie pora na to, gotowa?- zapytał, na co dziewczyna wyrwała się z uścisku Bucky'ego, a po paru głębokich wdechach przytaknęła, Wanda również.

-Musisz pozwolić mojej mocy, by zawładnęła twoją. Wsłuchaj się we mnie, skup na moich słowach i postaraj się odrzucić ból-poinstruowała ją Harper, po czym po raz kolejny zaczęła wymawiać słowa czarów. Po chwili Wanda była w ramionach Clinta, a nad nią stał Vision z Natashą. Jones znowu wtulała się w Bucky'ego i coraz bardziej była wściekła na siebie, że nie jest w stanie im wszystkim pomóc. Po kolejnych parunastu minutach sprowadziła do nich również Sama. Ekipa zaczęła się na nowo zbierać do quinjeta. Nikt ze sobą nie rozmawiał. Bucky przytulał do siebie Harper, próbując ją uspokoić, ona jednak ciągle płakała.

-Harp, no już, uspokój się, musimy wracać- szeptał i starał się ją podnieść z ziemi, ta jednak wydawała się wcale nie reagować na jego ruchy.- Co się dzieje?

-Buck, ja muszę to zrobić.

-Co ty chcesz zrobić?- zapytał przerażony, łapiąc ją za rękę.

-To ja ich tam wpakowałam, a teraz nie mogę ich zostawić- wychrypiała przerażona, próbując wyrwać swoją dłoń, by móc swobodnie czarować.

-Nie, mówiłaś, że nie dasz rady, a Tony już wie co go czeka.

-On ma narzeczoną! Jest wam potrzebny Bucky, a ja jestem tylko ciężarem.

-Posłuchaj mnie raz, a uważnie- powiedział mężczyzna i złapał ją za ramiona i ściskając lekko, kontynuował:- Zrobiłaś swoje, pomogłaś im i musisz odpuścić, okej? Nie dasz rady nic więcej zrobić...

-Dam!

-Nie! Martwię się o ciebie! Jesteś dla mnie ważna Harper i zostań ze mną, chociaż przez chwilę się nie narażaj!- wrzasnął w końcu zrezygnowany, bojąc się coraz bardziej tego, co planuje brunetka. Trzymał ją przez ten cały czas, ale chciał ją na moment puścić, żeby móc ją przytulić. Ona jednak umiejętnie wykorzystała chwilę i wyrwała się, organizując moc.

-Nie przerywaj mi Bucky, muszę to zrobić, jestem to wam winna. Zniszczcie Arrows, Mistrz jest sercem tej organizacji- powiedziała i w moment przerwała, czując, że nadeszła najodpowiedniejsza chwila.- Nie bój się kochać- wyszeptała uśmiechając się lekko. Spojrzała znowu na budynek.-Tony, skup się, będziesz musiał zrobić to bardzo szybko, co może cię bardziej boleć, ale nie dam długo rady. Wando, jak dam ci znać, musisz wziąć swoją część mocy. Kiedy poczujesz, że to maks tego, co możesz wziąć, upewnij się, że Tony jest przy was bezpieczny i przerwij więź. To... to najlepszy sposób, żeby cała moc ze mnie uleciała i pozwoliła mi...- przerwała i spojrzała na James'a. Nie dokończyła już swojej myśli, tylko kiwnęła głową i spojrzała na każdego po kolei z uśmiechem i robiąc parę wdechów, odwróciła się z powrotem w stronę budynku. Była gotowa, wiedziała, że to jedyne słuszne wyjście. Gdyby Arrows się dowiedziało co zrobiła, to i tak by ją zabili, więc teraz zginie przynajmniej jak bohaterka. Starała się nie patrzeć na Bucky'ego, który wydawał się mieć oczy pełne bólu, Steve zaś dawał jej ciche przyzwolenie na to, co chciała zrobić, doceniał jej poświęcenie i rozumiał jak nikt. Spojrzała jeszcze przez ramię na Wandę, którą przytulał Vision, jakby chroniąc ją przed innymi. Zaczęła organizować moc i po cichu wypowiadać słowa czarów.- Teraz Wanda!- wrzasnęła, czując, że zaczyna tracić siły. Wiedziała co ją teraz czekało, odbieranie mocy powinno zwalić ją z nóg, powinna czuć niewyobrażalny ból, jakby ktoś rozrywał jej ciało na kawałki. Było jednak zupełnie inaczej. Poczuła się jak nowo narodzona. Spojrzała na Maximoff, która czerpała siłę z kamienia umysłu Visiona i oddawała ją brunetce.

-Wykorzystaj ją, by uratować was oboje- powiedziała rudowłosa cicho, uśmiechając się lekko. Harper posłusznie kiwnęła głową, dając jej do zrozumienia, że dokładnie tak planuje postąpić. Zaczęła coraz głośniej wypowiadać słowa czaru, czekając, aż ich oczom ukaże się Tony. W końcu przeszedł przez ścianę i uśmiechnął się do niej przelotem, po to, aby w końcu opaść w ramiona Steva, mdlejąc z wysiłku. 

-Wanda, muszę zamknąć barierę ochronną, zaraz potem odbierzesz swoją moc, okej? Nic mi nie będzie- zapewniła w końcu, widząc jej przerażony wzrok. Wykonała posłusznie jej polecenia, nie targując się. W końcu w pełni jej zaufała. Skoro ich stamtąd wyciągnęła, to teraz już nie będzie w stanie ich zdradzić. Spojrzała na swoje dłonie, modląc się, aby powrót mocy faktycznie coś dał. Spojrzała ponownie na dziewczynę, którą przytulał Bucky i kiwnęła powoli głową, pytając niemo, czy jest gotowa. Odpowiedziała jej i zebrała w rękach moc, która tym razem była krwiście czerwona. Mówiła coś przez chwilę pod nosem, najpewniej zaklęcie, po czym wystrzeliła w Wandę cieniutką wiązką niby światła. Samo oddanie mocy nie trwało długo, zaledwie parę sekund. Potem znowu wtuliła się w Barnesa, czując, że on ją chroni przed całym światem.

-Jestem z ciebie dumny Harp- wyszeptał w jej włosy, dając jej potem całusa w policzek. Trzymał ją mocno przez cały czas, bojąc się, że znowu coś wymyśli i mu ucieknie. Chciał ją ochronić przed całym otaczających ich światem, łącznie ze sobą. Wiedział, że to on zrani ją najbardziej, a mimo to nie mógł się oderwać, zostawić jej, zranić jeszcze na początku tej dziwnej i niedopuszczalnej relacji.- No już, uspokój oddech- próbował coś zrobić, mówiąc spokojnym i cichym głosem.- Wszyscy są już bezpieczni, łącznie z tobą, jestem przy tobie, słyszysz? Jest wszystko w porządku- czuł, że jego słowa nic nie dają, że one do niej nie trafiają. Nie wiedział jak inaczej może jej pomóc, co jej powiedzieć, jak przytulić. Spojrzał na wszystkich wokół niej i zaczął lekko ją kołysać w ramionach i robić kółka na jej plecach, modląc się, aby to był to.

-Bucky... Ja się boję ich gniewu- wyszeptała łamiącym się głosem i schowała twarz w zagłębienie jego szyi.


---------------------------
Znowu wracam po dwóch tygodniach i teraz będą właśnie tak wychodziły rozdziały (czasem będą jakieś ekstra)

Szkoła mnie po prostu wykańcza! A wy jak tam? Jak się czujecie po tym pierwszym miesiącu?

Enjoy! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top