Part Thirty

Harper wstała rano i długo wahała się czy iść od razu coś zjeść czy czekać na normalniejszą porę dnia, a wraz z tym na innych domowników. Po szybkiej kalkulacji doszła do wniosku, że nie jest gotowa na spotkanie z Buckym. Spojrzała na zegarek i przetarła oczy ze zmęczenia. Pokazywał parę minut po czwartej. Nie spała zbyt wiele, choć nie miała już koszmarów i nie budziła się, po tym jak poszedł mężczyzna. Harper zasnęła w tym samych ubraniach, w których wczoraj była, dlatego szybko je ściągnęła i wrzuciła do kosza na pranie. Postanowiła, że po śniadaniu przyjdzie się umyć,a potem z pomocą Friday dotrze do jakiejś sali sportowej albo siłowni i tam poćwiczy, postara się nabrać sił po odsiadce w skrzydle szpitalnym. Wyciągnęła z szafy sportowe ubrania, które przyniosła jej Wanda i szybko się w nie przebrała. Zapisała w głowie, że musi poprosić ją o pomoc zdobyciu niejako przepustki do wyjścia na zakupy. Wyszła w ciszy z pokoju i starała się ciągle nasłuchiwać otoczenia, w obawie przed kimś, kto nie śpi. Dotarła szybko do kuchni i z wierzchu przejrzała zawartość lodówki i paru szafek, zastanawiając się, co mogłaby zjeść. Miała chwilę czasu dla siebie, więc postanowiła, że pokroi parę warzyw, doda jakieś nasiona i zrobi z tego sałatkę. Jak też postanowiła, tak też zaczęła robić.

-Friday, możesz coś puścić?

-Jakieś specjalne życzenia?

-Masz coś, czego słucha Bucky?- zapytała, ale nie otrzymała odpowiedzi słownej, a jedynie usłyszała pierwsze nuty starej, acz klasycznej piosenki ABBY. Zaśmiała się, jednak od razu zaczęła ją nucić pod nosem. Była pewna, że chłopak raczej nie słucha takich utworów, a prędzej czegoś na podobiznę ciężkiego rapu czy nawet metalu. Wyciągnęła z lodówki warzywa i jakieś sosy, które planowała dodać do sałatki. Przez chwilę szukała jeszcze naczyń i noża, jednak w końcu udało się jej znaleźć i to. Rozejrzała się jeszcze za przyprawami i wzięła się za krojenie wszystkiego. Jej nucenie wkrótce się zmieniło w coraz to głośniejsze śpiewanie. Wstała od stołu i przeniosła wszystko na blat, bo tam mogła sobie stać i tańczyć do rytmu piosenek. Nie zwracała uwagi na otoczenie, wyłączyła się totalnie. Muzyka zdążyła się już parę razy zmienić, a teraz na bardziej skoczną, co zdecydowanie odpowiadało Harper. Zaczęła się kręcić po kuchni i śpiewał na cały głos. Była pewna, że gdyby ją teraz ktoś zobaczył to uznałby ją za nienormalną, ale mało ją to obchodziło. Odsunęła się od krojonych przez siebie warzyw i zamknęła oczy, ciągle tańcząc i śpiewając. Po dosłownie paru sekundach poczuła na swoich biodrach czyjeś mocne i ciężkie dłonie. Z przerażeniem zebrała w rękach moc i uderzyła z całej siły w człowieka, stojącego za nią. Usłyszała jak z gruchotem uderza o ścianę, więc otwarła oczy, ciągle gotowa uderzyć jeszcze raz, jednak zamarła widząc z kim ma do czynienia.

-Matthew?- zapytała i wzięła z blatu duży, kuchenny nóż, mając na względzie słowa Bucky'ego o niepoleganiu tylko na swojej mocy. -Czego tutaj szukasz?- zbliżyła się do niego powoli. Czuła w ręce lekkie mrowienie, świadczące o mocy, która chciała się wydostać.

-Zastanawiałem się czy żyjesz- wychrypiał, a potem jęknął z bólu. Uśmiechnął się jednak w swój zawadiacki sposób.

-Jak się tu dostałeś?

-Mam swoje sposoby- powiedział mężczyzna i spróbował wstać, jednak Harper wycelowała w niego kolejną kulę mocy, która znowu go powaliła.

-Jak Avengers się tu zjawi, to cię zabiją- wyszeptała i podeszła do drzwi, aby upewnić się, że nikogo za nimi nie ma.- Musisz zniknąć.

-Ale po co? Przecież jesteś po mojej stronie, a nie znam silniejszej czarownicy.

-Z tego co wiem, to nie mogę ich zdradzić- rzuciła ostrym głosem i spojrzała na niego, podnosząc lekko nóż.

-Oh Harper, to trwa za długo, musisz wrócić do domu- podniósł się minimalnie na łokciu.

-Zostaję tutaj, rozumiesz? Tu traktują mnie jak rodzinę. Mistrz w ogóle wie co wyprawiasz?- zapytała zaciekawiona.

-Wyrzucił mnie, ale pozwolił bym wrócił z tobą.

-Wybacz mi, ale tego nie zrobię- odpowiedziała spokojnie i odłożyła nóż. Odwróciła się do mężczyzny tyłem, ufając, że nie ma na tyle siły by wstać. Pozwoliła też uspokoić się mocy, więc zrobiła z siebie zupełnie bezbronną. Szybko jednak tego pożałowała, gdy poczuła na swoich ustach jego dłoń, a druga trzymała jej ręce, blokując jakikolwiek jej ruch. Wyrywała się mu, ale miała do czynienia z jednym, z najlepiej wyszkolonych cichych zabójców, a obecnie z lekka mu podpadła. Chciała go ugryźć, zdając sobie sprawę, że ma z tym największe szanse, niestety w zamian dostała tylko uderzenie w brzuch. Mężczyzna puścił jej dłonie, jednak znowu uderzył ją parę razy, przez co czuła, jakby miała zaraz odpłynąć. Pozwolił jej też oddychać, zabierając łapska z jej ust. Nie miała siły krzyczeć, więc powiedziała cichym, błagalnym głosem.- Już nie śpię Friday, już nie śpię- dostała za to jeszcze jednego strzała, jednak zdawała się nie zwracać na to uwagi. Prawa ręka Matthewa zatrzymała się na jej udzie i zaczęła zjeżdżać ku ich wewnętrznej części. Jones częściowo nie zdawała sobie sprawy z tego, co się wokół niej i z samą nią dzieje. Czuła tylko dotyk, który ją brzydził i poniekąd bolał. Była gotowa na to co się stanie, więc nie była przygotowana na to, że facet ją puści. Puścił ją, a w zamian ktoś inny wziął ją na ręce. Wiedziała, że to mogą być ludzie Arrows, ale nie miała nawet siły otworzyć oczu, aby to sprawdzić.

-Zabiję cię!- wrzasnął czyjś głos, a Harper zdała sobie sprawę, że to Bucky. Siła woli uchyliła lekko oczy i zobaczyła trzymającego ją Clinta, który przytulał ją i zasłaniał widok walczących ze sobą mężczyzn.

-Gdybyś tylko wiedział jaki błąd popełniasz- wycharczał Matthew, zgarniając kolejne uderzenie. Barnes siedział na nim okrakiem i wcale nie próbował się hamować. Był ogarnięty wściekłością, a oliwy do ognia dolewał fakt, że widział gdzie znajdowały się jego ręka.

-Zamknij się!- wrzasnął po raz kolejny. Wiedzieli, że zaraz zbiegnie się do nich całe Avengers, ale nie zdawali się tym szczególnie przejmować. Nie mylili się, bo po parunastu sekundach w kuchni pojawił się Steve z Tonym, a zaraz za nimi Wanda i Natasha. Rogers złapał Barnesa za ramiona i odciągnął od Matthewa, a Stark usiadł na nim i przytrzymał go, by Wanda mogła nim zmanipulować i uwięzić.

-Uspokój się James!- krzyknął wreszcie Steve, mając dość uderzeń, które przyjmował od przyjaciela, będącego ciągle w amoku. Nic to jednak nie dało, więc odwrócił go przodem do siebie i uderzył z zamkniętej pięści w  centralną część twarzy. To go ogarnęła i przywróciło do zdrowych zmysłów. Z jego nosa zaczęła lecieć krew, ale nie zważył na to.

-Harp- wyszeptał i gdy Rogers go puścił, rzucił się w kierunku Clinta, który prędko oddał mu dziewczynę na ręce.- Jestem tu- powiedział i przytulił ją do siebie.

-Weź ją stąd- rozkazał Tony i przywołał do siebie Rhodey'a i Petera.- Młody, idź im pomóż, a potem tu wróć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top