Part Thirteen
-W porządku!- wrzasnął Clint. W momencie gdy on krzyczał można poznać, że sytuacja jest naprawdę napięta. Natasha spojrzała na niego i próbowała położyć swoją dłoń na jego plecy, ale on skutecznie ją strącił. Oddychał szybko i głośno i spoglądał na wszystkich po kolei.- Jesteśmy w stanie wojny, bo jakaś niegroźna- zrobił w powietrzu cudzysłów- organizacja ukradła jakąś broń biologiczną. A to wszystko podczas jednego weekendu, gdzie wróciłem do domu, tak? Teraz mam zostawić dzieci i wejść z wami w to, bo jakaś czarownica o to prosi?- facet był wściekły i nikt nie ważył się odezwać, nawet tak bardzo wyszczekany Tony. Wszyscy po prostu obserwowali sytuację. Peter wydawał się jakby chciał coś dodać, ale Steve uciszył go jedynie spojrzeniem. Przerywanie wrzasków Tonego było samobójstwem, ale przerywanie tego Clintowi było jeszcze gorsze.- Słuchajcie, raz już wpakowałem się w nie swoją wojnę. Ba! Nie tylko raz! Za każdym razem walczyłem z wami. Podczas napadu Lokiego, podczas wypadku przy czyiś eksperymentach, podczas waszej wojny przekonań. Ile razy mam nastawiać swojego karku dla was? Pamiętasz co mi kiedyś Tony powiedziałeś? Że jestem dorosły i powinienem pomyśleć o rodzinie i dzieciakach. Więc myślę!- Natasha spróbowała po raz drugi położyć dłoń na jego ramieniu. Tym razem jej nie odtrącił. Westchnął i wszyscy widzieli, że zaczął się uspokajać. Spojrzeli na siebie, próbując dojść dobrego kto zacznie mówić jako pierwszy. Jedyną odważną była właśnie Czarna Wdowa.
-Nie zmuszamy cię Clint. To prawda, że to nie twoja wojna i to tylko twoja decyzja. Jeśli nie chcesz to jeszcze dzisiaj możesz wrócić do domu. Jeśli jednak postanowisz stanąć wraz z nami, to przysięgam na swoje życie, że wrócisz do domu cało- powiedziała i uśmiechnęła się promieniście. To był jeden z nielicznych, szczerych uśmiechów. Mężczyzna schował twarz w ręce i wydał z siebie niemy krzyk. Spojrzał po chwili na nich i zastanowił się.
-Gdyby nie Laura, już by mnie tu nie było. Kazała mi do was wrócić od razu jak dostałem wiadomość o stanie przedwojennym. Nie rozumiem tylko wątku o Harper- mówił już o wiele spokojniej.- Z waszych wiadomości wynikało, że ją wypuściliście i ona poprosiła, by wszyscy się zjawili. Wiem jednak, że wy byście tego nie zrobili, od tak- powiedział i już o wiele spokojniejszy usiadł przy stole. Steve i Tony spojrzeli na siebie, a potem wspólnie na Wandę i Natashę. Najmłodsza z nich zaczęła mówić, wiedząc, że ją Clint potraktuje łagodnie, gdyż jest dla niego niczym córka, niczym młodsza siostra, którą musi chronić przed całym nieszczęściem tego świata.
-Bo widzisz... Dokładnie tak było- powiedziała na jednym wydechu bojąc się jego reakcji. Mężczyzna zaśmiał się szorstko, mając nadzieję, że ona żartuje. Po chwili jednak przestał i spojrzał na nich.
-Wy nie żartujecie- powiedział zszokowany. Trudno było mu pojąć fakt kradzieży broni, ale wypuszczenie dziewczyny, której wszyscy się lękali było już ponad jego siły.- Powiedzcie mi jeszcze, że ona zaraz wyjdzie jak gdyby nigdy nic z kuchni- znowu się zaśmiał, ale nie było w tym krzty wesołości, a raczej był to przejaw bezsilności. Po chwili do salonu, z korytarza weszła wysoka postać, ubrana w ciuchy Wandy i niosła w ręce jakieś kartki. Tony wypuścił głośno powietrze i wstając z krzesełka, stanął przed szybą. Wszyscy, oprócz Clinta, patrzyli w jej stronę.-Nawet nie mówicie mi, że to ona- wycharczał i zamknął oczy. Nie wierzył w to, że to wszystko jest prawdą. Miał nadzieję się z tego zaraz obudzić i wtulić w Laurę. Uszczypnął się jednak w rękę parę razy i zdał sobie sprawę, że nic się nie zmieniło. To, co się wokół niego działo było prawdą. Spojrzał na Petera, który nie mógł się odnaleźć wśród swoich, czuł się obcy i zagubiony. Niby wiedział, że to w końcu się stanie i nawet był w stanie zaufać Harper, ale w tym wszystkim było za dużo zbiegów przypadków. Dziewczyna była jednak pewna siebie i podeszła do stołu, odłożyła to, co trzymała w ręce i podeszła do mężczyzn i wyciągnęła rękę najpierw do Clinta.
-Zacznijmy od nowa, okej? Jestem Harper Jones, chcę wam pomóc przy Arrows- facet spojrzał na nią niepewnie, w końcu jednak wstał od stołu i uścisnął jej dłoń.
-Jestem Clint Barton, nie podoba mi się fakt, że tu jesteś, ale każda pomoc się przyda- odrzekł w końcu, a Natasha z Wandą zaczęły się uśmiechać. Wiedziały, że jego wściekłość już minęła. Następnie dziewczyna podeszła do Parkera i również mu się przedstawiła, chłopak był zdezorientowany, ale był nastawiony przyjaźniej. Jedynym człowiekiem w pomieszczeniu, który był przeciwko Harper był Bucky, który po cichu wszystko obserwował. Był przerażony tym, że wszyscy tak łatwo jej zaufali, zapominając, że przez nią prawie zginęła dwójka z nich.
-Skoro już jesteśmy w komplecie, to musimy coś ustalić- zaczął Steve.- Jesteśmy drużyną, wszyscy i mamy sobie ufać. Znasz zasady Harper, jeden fałszywy ruch, a mamy prawo cię unieszkodliwić. Clint dostanie specjalną strzałę, która będzie w stanie cię uśpić- powiedział do dziewczyny, na co ta pokiwała głową na zgodę.- Nie wiemy ilu ludzi ma Arrows i nie jesteśmy w stanie tego dociec. Do tej pory działali po cichu, nie wychylali się, nie są głupi i zaatakują nas w najmniej spodziewanym momencie. Są pewni, że waszej dwójki nie ma- spojrzał na dwóch mężczyzn, który dzisiaj wrócili do bazy.
-Nie zgodzę się z tym. Nie wiadomo gdzie oni mają wtyki, prawdą jest, że mogą nas obserwować.
-Zabezpieczeń nie obejdą. Sprawdzałem je własnoręcznie i wynajmowałem najlepszych hakerów. Dane na komputerach są bezpieczne. Czuliście się obserwowani?- Clint pokiwał głową na nie.
-Nie, nie wychodziłem nawet z domu- Tony uśmiechnął się lekko, ale w sercu zrobiło mu się żal chłopca. Miał zaledwie szesnaście lat, a życie wymagało od niego więcej, niż on może mu dać. Nosił na swoich barkach ogromną odpowiedzialność, a przy okazji był zwykłym chłopakiem z sąsiedztwa.
-Z Tarczy wiedzą tylko zaufani ludzie, Nick, Maria i paru agentów, sprawdzeni w wielokrotnym boju, starzy, doświadczeni. Zresztą oni wszyscy są pod uważną kontrolą. Nie ma szans, byśmy mieli infiltrację w samym sercu- powiedział i wypuścił powietrze. Próbowali analizować każdy szczegół, ale tak naprawdę ciągle odbijali się od ściany. Nie wiedzieli wiele więcej niż na początku.
-W porządku, tu nic więcej nie wyciągniemy, Harper opowiedz coś o sobie- powiedziała spokojnie Wanda, wpatrując się w szare oczy dziewczyny. Ta jedynie uśmiechnęła się lekko i zajęła swoje miejsce przy stole. Wydawała się być opanowana.
-Jak już wam mówiłam, urodziłam się w Anglii. Miałam niecały roczek, gdy moi rodzice zaginęli. Wiem to od tych, którzy mnie przetrzymywali, lecz z wraz z upływem czasu przestałam wierzyć. Oddano mnie na wychowanie do babci, jednak zabrano mnie od niej, gdy skończyłam cztery lata. Arrows wmówili mnie, że to oni uratowali mnie od porywaczy. Od babci dostałam ten naszyjnik- wyciągnęła spod koszulki srebrny łańcuszek z symbolem strzały. Bucky zmarszczył brwi i spojrzał na Steva z wyrzutem, jednak ten gestem dłoni kazał się mu zamknąć.- Mówili, że to mi babcia zostawiła, teraz nie wierzę jednak, że była to moja rodzinna, a jedynie jedna z ich wysłanniczek, która miała mi dać namiastkę domu. Nigdy mnie nie szukano, jakbym wcale nie istniała. Dostałam lewe papiery, wymazano mnie z kart Anglii i przeniesiono do Rosji, a potem do Stanów. Harper Jones to moje prawdziwe nazwisko, ale posługiwałam się też nazwiskiem Morozow i Dias. Teraz nie mam już z nimi nic wspólnego. Wymazywano mi pamięć, nie mogłam być pewna następnego dnia. Nie wszczepili mi mocy, ale urodziłam się z nią. Robiono ze mnie po prostu silniejszą, dodawano energii, postury, siły.
-Dlaczego tak łatwo się poddałaś?- zapytała niepewnie Natasha.
-Ujrzałam w was ratunek. Jestem czarownicą, która umie też czytać w myślach. Zawsze wykorzystywałam to przeciw ludziom- spojrzała kątem oka na Buckyego, sprawdzając czy nie otworzył choć trochę umysłu, jednak, gdy zdała sobie sprawę, że nie, ponownie odwróciła twarz w stronę Rosjanki.- Przy Was chciałam jednak odczytać zamiary. Byłam ciągle w amoku przez ich serum, więc wam groziłam i chciałam zabić dwóch agentów...
-Nie jestem do cholery...- zaczął Clint, ale przerwał mu Steve.
-Język Barton, poza tym nie przerywaj Harper- powiedział, na co mężczyzna cicho fuknął.
-Poza tym Wanda jest silną czarownicą, nie wiem gdzie się tego nauczyłaś, ale wiem kim jesteś.
-Jestem Wanda Maximoff, pochodzę z Sokovii i straciłam całą rodzinę, więc od tego momentu są nimi Avengersi.
-Jesteś Szkarłatną Wiedźmą, najpotężniejszą, nie urodzoną z krwi naszych matek.
-Ty, no popatrz, a Ty jesteś kim? Ciężko było mi Cię utrzymać w ryzach.
-Wiedźmą, o dużo mniejszej mocy, ale większym doświadczeniu.
-Czym jest ta Scarlet Witch, czy jak wy ją nazwaliście?- zapytał Rhodey, nie rozumiejąc o czym właściwie toczy się rozmowa.
-Potężniejszą kobietą niż Najwyższy Czarodziej- Harper ściszyła głos i zmrużyła oczy, patrząc na Wandę, która osunęła się po krzesełku.- Prowadzisz magię chaosu.
-------------------------------------------
To się porobiło...
Co o tym wszystkim myślicie? Przypominam, że filmowo jesteśmy do Wojnie Bohaterów, choć nie do końca wszystko trzyma się kupy, ale powinno mieć jakiś sens i wytłumaczenie, więc na spokojnie. Gdybyście coś jednak zauważyli- to dajcie znać.
Mam rozdziałów napisane na zapas, więc rozważam wstawianie dwóch rozdziałów tygodniowo, ale musicie dać mi w komentarzu znać co o tym sądzicie.
Enjoy! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top