Part Ten
Peter upił łyka kawy, którą podała mu Wanda i uśmiechnął się. Nie mógł przez całą noc zasnąć przez dokuczający mu kaszel i uderzenia ciepła. Czuł się wprost fatalnie, ale nie odpuścił zebrania po misji. Prawdopodobnie to na niej się pochorował.
-Niby nad człowiek, a przeziębienie cię pokonało- zaśmiała się kobieta i poczochrała go po włosach. Żartowała z niego, ale dbała o niego, zanotowała w głowie, by iść potem kupić mu jakieś owoce, sok malinowy i odpowiednie leki, bo to, czym dysponowali tu nie było zbytnio w terminie. Oczywiście mogła poprosić Bruca o pomoc, ale nie było sensu faszerować go tak mocnymi mendykantami. W tym samym momencie do salonu wszedł Stark rzucając papiery na stół. Maximoff skierowała się na swoje miejsce, porywając wcześniej jedną teczkę. Nie patrzyła na mężczyznę, ale słuchała go uważnie.
-Agentka Hill wysłała zespół do przesłuchań i nie wiemy praktycznie nic. Milczą, mieliśmy trzy próby samobójcze, jedna się udała- powiedział i wskazał na teczkę, którą wziął do ręki Steve- Niejaka Natalie, nikt szczególny, nie figuruje w żadnych bazach policyjnych, ani naszych. Nie, Hydra też jej nie znała. To jest coś nowego, ale wydaje mi się, że to na grubszą skalę. Nie mamy oficjalnego oświadczenia, ale mamy nowy cel do załatwienia. Nie wchodzimy w żaden stan wyjątkowy, czy jakąś wojnę. Nie jest to też póki co na skalę Hydry. Jedyną niewiadomą jest Harper. Pomogła nam, ale tak naprawdę nie wiemy czy było to po to, żeby zyskać nasze zaufanie. Sami doskonale widzieliście, że oni wręcz czekali na nas, spodziewali się ataku od naszej strony. Nikt ot tak nie nosi w kieszeni spódnicy trucizny w strzykawce- Tony w końcu zakończył swoją wypowiedź i wypuścił powietrze. Nikt się nie odzywał, w końcu jednak głos zabrała Wanda.
-Rozumiem, że się jej obawiacie, ale tak naprawdę co przeszkadza nam spróbować jej zaufać? Nie okłamała nas, być może spodziewali się jej zdrady, albo ona polowała na nich i czekali nie na nas, tylko na nią? Możemy na zmianę przy niej czuwać. Zagłosujmy i wtedy będziemy wiedzieć na czym stoimy.
-Nie- wszyscy spojrzeli zszokowani na Steva.- Jasne, rozumiem, że tak głupio trzymać ją w więzieniu, ale tak naprawdę znamy ją od tygodnia? Chcemy jej nagle uwierzyć i ją wypuścić? Nie możemy zapomnieć o tym, że chciała zabić naszych ludzi-zatrzymał się i spojrzał pytająco na Petera, ale ten praktycznie spał, więc kontynuował temat.- Młody słusznie zauważył, że dziewczyna nie tworzy całego gówna wokół nas ani nie chce nas rozwalić, a jedynie jest narzędziem. Jej słowa zaczynają nas już teraz dzielić, a jak zaczniemy ze wszystkim głosować, to możemy być pewni, że będzie powtórka sprzed jakiegoś czasu- mówiąc to spojrzał na Buckiego i Tonego. Wszyscy doskonale wiedzieli o jakiej powtórce mówił.- Jeśli podejmujemy jakieś decyzje, to podejmujemy je wspólnie. Rozważamy wszystkie za i przeciw i dochodzimy do wniosków razem. Wszyscy się zgadzają?- odczekał chwilę, a gdy nie usłyszał głosu sprzeciwu, pociągnął dalej.- Dziewczyna sama w sobie nie jest dla nas groźna, damy sobie z nią radę. Arrows też nas nie złamie. Ale jeśli my staniemy przeciwko sobie to nie damy rady tego zatrzymać. Jesteśmy szkoleni przez długie lata, jesteśmy jakimiś bogami, ludźmi, którzy są pod wpływem różnych serów lub wspomagają nas najnowocześniejsze technologie. Myślicie, że nagle pojawi się ktoś, kto nas zatrzyma? Mamy bronić tego świata, a nie swoich tyłków.
-Kapitanie, cóż za język- powiedział Sam, a Bucky zagwizdał. Wszyscy zaśmiali się, a Steve spojrzał na nich morderczym spojrzeniem.
-Z całej mojej przemowy zrozumieliście ostatnie zdanie?- zapytał i opadł na fotel. Westchnął głęboko i spojrzał na Tonego. - Powiedz, że chociaż ty mnie słuchałeś.
-Nie podoba mi się to, że nas pouczasz, a sam używasz takich brzydkich słów- zaśmiał się. Od niedawna zaczął znowu normalnie spać, więc i jego humor się poprawił. Po chwili jednak odłożył kartki, które przeglądał- A tak serio, to słuchałem i wiem, że rzadko to mówię, ale zgadzam się z tobą. Harper wydaje się być w porządku dziewczyną, która po prostu wpadła w gównianą sytuację. Jednak to nie jest przyzwolenie na to, żeby nas podzielić. Za wiele przez was przeżyłem i straciłem, żebyście nagle od tak sobie chcieli rozwiązać Avengersów. Zresztą ktoś kiedyś powiedział, że nie jesteśmy już znajomymi po fachu, a rodziną. I tak się traktujmy- moment był niczym z filmów. Podniosły i brakowało do niego tylko nastrojowej muzyki. Jednak wszystko to zepsuł Peter, który zachrapał. Wszyscy zaczęli chichotać, ale na tyle cicho, by go nie obudzić.-Thor, zaniesiesz go do do pokoju? Musi się przespać trochę, bo będzie nie do życia przez następny miesiąc-Tony zaśmiał i obrócił się lekko, by przyjrzeć się chłopcu. Wyglądał tak niewinnie, gdy spał. Był jakby nieskalany myślą. Nie sposób było się domyślić, że ten szesnastolatek jest w stanie samemu zatrzymać autobus.
-Czy ty właśnie zamieniasz się w jego ojca?- zapytała Pepper wchodząc do salonu i kładąc na stole kubki z herbatą. Bruce jęknął spodziewając się kawy.- Za dużo kawy, serca wam siądą- uśmiechnęła się, a Natasha przewróciła oczami. Thor wstał od stołu i podniósł delikatnie Pajęczaka. Ten mruknął cicho, ale nie obudził się. Wanda również wstała i chciała iść za nimi, jednak Steve przytrzymał jej ramię.
-Zostaw, nic mu nie będzie- powiedział, puszczając ją. Dziewczyna wróciła na swoje miejsce i spojrzała na wszystkich wokół, a jej wzrok zatrzymał się na Clincie, którego czasem traktowała jak dobrego starszego wujka albo wręcz ojca. Był dla niej i zawsze starał się ją wspierać. Czuł się zobowiązany do tego przez śmierć Pietra, ale przy okazji po prostu ją polubił. On też przyjrzał się Wandzie i zmrużył oczy pytająco. W odpowiedzi otrzymał tylko kiwnięcie głową. Thor wyszedł z pokoju i tym samym zaległa cisza, przerywana tylko podnoszeniem kubków i upijaniem łyków herbaty. Nie była ona niezręczna czy nerwowa. Była orzeźwiająca, potrzebna im.
-Panie Stark, dzwoni pani May do pana- powiedziała Friday i pokazała na ekranie zdjęcie kobiety.
-Odbierz. Dzień dobry pani Parker, czym mogę służyć?- zapytał z uprzejmością i wyprostował się. W jego głosie brzmiała radość i beztroska. Tony był świetnym aktorem.
-Dzień dobry, proszę wybaczyć, że niepokoję, ale miałam dzwonić, gdy coś będzie nie tak. W każdym razie nie mogę się od wczoraj wieczór dodzwonić do Petera, a miał na weekend wrócić do domu.
-Ah tak, pani Parker, widzi pani, chłopak nam się pochorował. Nie, nie, nic poważnego, zwykłe przeziębienie, ale wysłałem go do spania, nie jestem pewien czy będzie w stanie wrócić do domu, jednak jak się obudzi to polecę mu, aby do pani zadzwonił- powiedział i wszyscy spojrzeli na niego. To był człowiek, który potrafił oczarować słowami, nie mówiąc tak naprawdę nic. W dodatku May ufała mu i jeśli Tony coś powiedział, to najpewniej tak było.
-Dobrze, rozumiem. Dziękuję panu w takim razie, jeśli coś to ja przyjadę po niego, żeby nie zalegał panu pod nosem.
-Nie, nie, w porządku. Jest w dobrych rękach i za parę dni będzie już zdrowy. A teraz przepraszam, ale muszę kończyć. Do widzenia pani Parker- powiedział i gdy usłyszał ciche mruknięcie rozłączył się. Spojrzał na rozbawione miny wszystkich i obruszył się.- A wam o co chodzi?
-Nie wierzę, że zgodziłeś się na tą grę Petera, aby nie mówić nic jego ciotce- zaśmiał się Clint i obrócił długopis w powietrzu.Wszyscy z tego żartowali, ale w środku serca podziwiali chłopaka. Był tak skromny, nie chciał się wychylać. Pozwalał pomiatać sobą chłopakowi, którego idolem był Spider- Man.
-Niezbyt miałem wyjście- warknął Tony i oparł się o krzesełko.- Więc co dalej?
W tym samym czasie Harper czekała na jakiś ruch wobec niej, ze strony Avengersów. Wiedziała już o ich zwycięstwie, gdyż Tony zalecił powiedzieć Friday o tym. Ucieszyła się, choć nie wiedziała z czego konkretnie. Czy z tego, że wszystko szło zgodnie z planem, czy z tego, że udało się im pokonać przynajmniej część ludzi z tej przeklętej organizacji. Wiedziała doskonale co ma zrobić, ale zaczęła się z lekka gubić. Oczywiście nie chciała się wycofać, co to, to nie. Nazywa się Harper Jones, ona nie odpuszcza za żadną cenę. Szczególnie, gdy istniało coś ważniejszego niż jej własne życie. A to był właśnie taki przypadek. Spojrzała na ścianę i uśmiechnęła się. Spodziewała się, że w ciągu paru dni ją wypuszczą. Po chwili wzięła ze stolika wodę, którą przyniósł jej Peter, jednak nie napiła się, a tylko obejrzała ją z każdej strony. Ten chłopak był fascynujący. Taki delikatny, chłopięcy, a równocześnie cholernie silny, męski, honorowy. A w dodatku był przebiegły, a to była ulubiona cecha Harper.
-----------------------------------
Pewna osóbka stąd mi tak, poprawiła humor, że z okazji Świąt dam Wam jeszcze jeden rozdział!
Klasycznie- mam nadzieję, że się spodoba, a jeśli tak, to zostawcie gwiazdkę, komentarz bądź obserwację! Dzięki temu wspieracie mnie i moją twórczość <3 Dzięki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top