Part Nineteen
*w tym samym czasie*
-Pij póki ci daję- warknął Bucky, podnosząc się do pozycji siedzącej. W ciągu trzech dni, które tu spędzili tylko raz dali im jeść, jednak codziennie donosili im jedną szklankę wody. Dziewczyna była już odwodniona, bo pierwszego dnia oddała cały przydział mężczyźnie, który tego potrzebował. Oboje czuli, jakby mieli zaraz umrzeć i przestali mieć nadzieję na ucieczkę.
-Buck...- powiedziała dziewczyna nie otwierając oczu. Mężczyzna nie pozwolił jej dokończyć, tylko przyłożył jej do ust szklankę.
-Pij, dzisiaj cię wyciągnę, przysięgam- wyszeptał w jej włosy i wtulił się w nią. Nie wiedzieli czy uda się im uciec, ale żyli nadzieją, a właściwie to chłopak nią żył. Jednego, czego się nauczył przez prawie sto lat swojego życia, to żeby nigdy nie mówić nigdy, bo nie wiadomo czym życie zaskoczy. Z jego obliczeń wyszło, że za pół godziny straż powinna zrobić obchód, a jeśli szczęście się do nich uśmiechnie- może przyniosą im jedzenie.- Harper, posłuchaj mnie- wyszeptał do jej ucha. Czuł, że była półprzytomna, ale musiał mieć pewność, że dziewczyna go usłyszy.- Będzie dobrze, słyszysz? Musisz się tylko nie wychylać, postaram się ściągnąć opaski, ale musisz wypełniać moje prośby, w porządku?- w odpowiedzi usłyszał jedynie ciche mruknięcie. Westchnął i podniósł śpiącą szatynkę. Przyglądał się jej i w końcu położył ją na pryczy, by chociaż ona wyspała się przed całą akcją. Spojrzał na maleńkie okienko i westchnął. Usiadł na podłodze i położył swoją dłoń na kaburze, w której ukrywał nóż. Musiał uważać i nie dać po sobie znać, że coś jest nie tak. Odliczał minuty i w końcu usłyszał kroki. Zbliżały się do ich celi. Bucky wstał na równe nogi i podszedł do drzwi. Wyciągnął nóż i przyłożył go do kratki. Liczył kroki i przykucnął lekko.- Cztery, trzy, dwa...- w momencie, gdy powinien powiedzieć ostatnią cyfrę, niewielkie okno otworzyło się. Rzucił przez nie nożem i utknął on w piersi jednego ze strażników. Usłyszał przekleństwa, rzucane z ust drugiego i spełniło się jego marzenie. Drzwi się otworzyły. To była ich jedyna szansa i musiał ją wykorzystać, choćby miał zginąć. Przed nim stanął silnie umięśniony mężczyzna, gotowy uderzyć mężczyznę w każdej chwili. Prawa ręka jeszcze się nie zagoiła, jednak metalowa była ciągle sprawna. To on pierwszy wymierzył cios i mężczyzna zachwiał się. Przyłożył mu po raz kolejny, i kolejny. W końcu osiłek przewrócił się i Bucky mógł dokończyć swoje dzieło. Wyciągnął nóż z piersi poprzedniej ofiary i wbił w tego mężczyznę. Ten wysyczał coś i oddał ducha. Czy oni faktycznie są wolni? Spojrzał na śpiącą Harper i podszedł do niej, wcześniej chowając nóż i biorąc od mężczyzn broń palną.- Hej, budź się Mała- powiedział i potrząsnął nią. Nie obudziła się, tylko jęknęła przeciągle.- Nie mamy czasu na sen- powiedział, ale podniósł się z klęczek i obrócił się tyłem do pryczy, zastanawiając się jak to rozwiązać. Wiedział, że nie ma wyjścia. Wziął kobietę na ręce.- Wychodzimy moją śpiąca królewno - powiedział z uśmiechem na ustach. Musiał coś wymyślić jeśli chciał ich uratować. Podszedł do pierwszych drzwi i zobaczył za nimi strażniczkę. Otworzył je ostrożnie i przyłożył broń do skroni rudowłosej kobiety, na co ta podniosła dłonie do góry w geście kapitulacji.
-Barnes, wiem, że mnie nie znasz, ale wiem kim jesteś. Nie proszę o opuszczenie broni, ale spróbuj mi zaufać. Wychowywałam Harper do czasu, aż mnie z nią rozdzielono. Pomogę wam wyjść.
-Dlaczego chcesz to zrobić?- zapytał podejrzliwie chłopak, ciągle trzymając w górze przeładowaną broń.
-Tu czeka was śmierć w męczarniach, ją w największych, tam, na zewnątrz, wśród was, czeka ją szczęście i to, na co zasługuje. Obserwowałam was przez cały ten czas. Widziałam twoją troskę i naprawdę ją doceniam.
-Ucieknij więc z nami- powiedział Bucky, nie dowierzając, że wyszło to z jego ust. Opuścił lekko pistolet, ale wciąż miał go w pogotowiu. Cieszył się, że lewa ręka nie może mu zdrętwieć, bo nią trzymał dziewczynę, ale gdyby musiał robić to obiema, to nie wie jak długo dałby radę.
-To moje marzenie, ale nie mogę, bo wtedy nie będziecie mieć sojusznika. Kamery nie działają od pięciu minut. Zaprowadzę cię do aut i tam przekażę was komuś innemu, ale obiecaj mi coś- powiedziała i złapała go za przedramię, niczym matka.- Pilnuj jej jak oczka w głowie. Może wiele razy błądzić, ale to dobre dziecko- w jej oczach można było dostrzec ogrom bólu.
-Przysięgam, że zrobię wszystko by ją ochronić...- Bucky zawahał się chwilę, ale wziął głęboki wdech i dodał.- Choćbym miał oddać za nią życie- kobieta pokiwała lekko głową i uśmiechnęła się szeroko. Rzuciła na ziemię broń i złapała go za rąbek koszulki, która miała w sobie dziury i lepiła się od krwi i potu. Ciągnęła go jakimiś korytarzami, ciągle omijając innych strażników. W końcu doprowadziła go do miejsca, które wyglądało jak garaże.
-Ten łysy facet stojący niedaleko szaf jest z nami. Zachowuj się jednak tak, jakbyś go do tego zmuszał. Tu nie mogliśmy wyłączyć kamer. Postrzel mnie w nogę- powiedziała niewzruszona.
-Co? Nie mogę...
-Jeśli tego nie zrobisz, zabiją mnie za zdradę. Wytrzymam wszystko, to nie będzie pierwszy...- Bucky nie dał jej dokończyć, gdyż oddał strzał w nogę starszej kobiety. Syknęła z bólu i zjechała po ścianie. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Jak pani ma na imię?
-Emma, powiedz jej, że nie przestaliśmy w nią wierzyć- położyła dłoń na policzku chłopaka.-Wierzymy w was, ja wierzę w Ciebie. Nie zawiedź- powiedziała i poklepała go, po to, by po chwili pchnąć go na drzwi wejściowe do garaży. Bucky nie do końca zdawał sobie sprawę z tego co się dzieje, ale życie nauczyło go być dobrym aktorem, więc przybrał na twarz maskę pewności. Skierował się w stronę szafek, które pokazała mu rudowłosa i złapał za ramię łysego faceta.
-Kieruj mnie do auta- wysyczał, chcąc jak najlepiej odegrać swoją rolę. Przyłożył mu pistolet do pleców. Mężczyzna mógł mieć około czterdziestki. Wydawał się być przerażony, ale oddech miał nienaturalnie spokojny.
-Cieszę się, że mogę wam pomóc- wyszeptał, idąc wzdłuż hali. Po niecałej minucie doszli do czarnego, wojskowego pojazdu, Bucky posadził Harper na siedzeniu pasażera, a sam skierował broń w człowieka, który ich tu doprowadził.- Celuj w ramię- powiedział mu niemal bezgłośnie, na co James spełnił jego prośbę. Odpalając auto zdążył mu tylko podziękować niewidocznym uśmiechem i skinieniem głowy. Byli wolni. Wszystko poszło zbyt szybko i zbyt łatwo, ale Barnes nie dbał o to. Udało się im wyjść, dotrzymał obietnicy, którą złożył Harper. Chwilę jechał wojskowymi drogami, które należały najpewniej do Arrows, potem wyjechał na jakąś polną ulicę, po to, by wjechać na koniec do jakiegoś miasta.
-Newark- przeczytał na jakimś znaku.- Wracamy do domu Mała, uratuję cię, obiecałem przecież- zaśmiał się i włączył się do ruchu na autostradzie. Droga minęła dość szybko. Bucky'ego wciąż prześladowało wrażenie, że ktoś za nimi jedzie, ale nie bał się. Musiał dojechać do Avengers Tower i oddać Harper Bannerowi, potrzebowała lekarza i jakiejś kroplówki. Była odwodniona. Po niecałej godzinie byli na miejscu. Zostawił samochód pod bramą i wziął szatynkę na ręce. Brama bez problemu ich wpuściła, dzięki skanowi oka mężczyzny. Czuł jednak, że kamery obserwują każdy jego ruch. Szedł dziedzińcem szybkim krokiem, chcąc jak najszybciej znaleźć się w środku, upewnić się, że są już bezpieczni. Wszedł do budynku i ukrócając wszelkie próby rozmowy wszedł do windy.- Witaj Friday, weź nas do reszty.
-Oczywiście panie Barnes. Cieszę się, że jesteście już z powrotem- powiedział system przyjemnym, łagodnym głosem. W końcu drzwiczki winy się otwarły, a oczom bruneta okazała się cała drużyna.
-Cześć wam- powiedział łamiącym głosem. Uśmiechnął się, jednak był to raczej grymas.- Weźcie ją, jest odwodniona. Ja też nie czuję się najlepiej- zaśmiał się i w tym samym momencie Tony wziął od niego nieprzytomną Harper i nakazał Bannerowi iść za nim.- Stevie, cieszę się, że wróciłem- powiedział z chrypą w głosie i zaczął się przewracać. On też stracił przytomność. W ostatnim momencie złapał go Rogers.
-Też się cieszę, że wróciłeś Buck- wyszeptał.
------------------------------------------
Ten rozdział zaliczam jeszcze do sobotniej rutyny, ale w przeciągu paru godzin pojawią się jeszcze aż trzy rozdziały! I tym samym ogołocę się z nadmiaru który miałam i muszę wrócić do pisania na bieżąco haha
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał, a jeśli tak, to zachęcam do zostawienia gwiazdki czy komentarza!
Enjoy! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top