Part Fourteen

-Powiedzmy, że ci wierzymy. Skąd masz taką wiedzą?- warknął Bucky, wstając ze swojego miejsca. Podszedł do krzesełka Harper i zmusił ją do wstania. Spojrzeli sobie w oczy.- Nie próbuj na mnie swoich sztuczek, wiedźmo.

-Wychowałam się w rodzinie czarownic, Barnes.

-Nie piernicz głupot, byłaś w niej przez cztery lata.

-Nie mówię o Jones'ach, mówię o Arrows. Nie ma tam osób parających się magią, ale uczyli mnie wszystkiego z ogromu ksiąg. Zabijali kolejne wiedźmy, by te nie wyjawiły czego się nauczyłam.

-Coś mi tu śmierdzi Harper. Masz dwadzieścia lat, to nie jest zbyt mało na naukę?- powiedział Tony, również wstając ze swojego miejsca. Czuł w powietrzu kłótnię i chciał jak najszybciej ją przerwać. Nie ufał dziewczynie zbyt mocno, ale wiedział, że jest ich jedyną nadzieją.

-Gdybyście tylko wiedzieli co tam przeszłam- szepnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. Bucky otwierał usta, by rzucić jakąś ripostę, jednak Steve odsunął go mocno od dziewczyny i warknął na niego.

-Koniec. Każdy z nas ma swoją historię. Możecie nie ufać Harper, mam to gdzieś James, ale będziecie z nią w jednej drużynie, więc dogadajcie się- powiedział i rzucił na stół papiery. Bucky odsunął się. Rogers nigdy nie mówił do niego jego pełnym imieniem, chyba, że był na niego wściekły. Teraz nastał właśnie taki moment. Jego najlepszy przyjaciel przeciwstawiał się jego decyzjom, nie wspierał go w nich, jak powinien. Jednakże z drugiej strony go rozumiał. Momentami przez jego głowę przechodziły myśli, że to wszystko za szybko, że nic o niej nie wiedzą. Byli jednak postawieni przed ścianą, w kropce. Oni sami nie mieli więcej asów w rękawie, prócz właśnie uroczej czarnowłosej czarownicy. Była ich jedyną nadzieją.- Wiem, że ciężko będzie cokolwiek wyszukać, ale musimy coś znaleźć. Musimy wiedzieć gdzie szukać broni, gdzie będzie ich następny skok.

-Skoro mają już broń, to potrzebują jeszcze miejsca, by ją użyć- rzucił jakby od niechcenia Sam.

-Zgodzę się z Wilsonem. Musimy mieć na oku parę takich obiektów.

-Empire State- szepnął Steve, w tym samym czasie co Tony.

-Mamy mało czasu- powiedział Vision.

-Czemu?- Wanda spojrzała na niego z niepokojem i przybliżyła się, kładąc dłoń na jego ramieniu. Ten spojrzał w jej oczy i powiedział:

-Okrążyli budynek, nie kryją się w żadnym stopniu. Albo są głupi, albo mają plan.

-To zaplanowane. Nie chcą zabić ludzi, a tylko was zwabić- powiedziała kobieta i odsunęła się od tłumu, próbując zebrać myśli w całość. Nie miała pojęcia co może się jeszcze wydarzyć. Z niepokojem przecierała dłonie. Tego nie było w ich planie. Próbowała sobie cokolwiek przypomnieć.- Nie chodzi im o was- odrzekła w końcu i spojrzała w oczy zdziwionego Rogersa- tylko o mnie- ścisnęła obie pięści, denerwując się. Uważała się za silną dziewczynę, nie bała się niczego, nawet śmierci czy porażki. Nienawidziła jednak braków planu, które przyprawiały ją o ataki paniki. Dokładnie tak, jak teraz. Była pewna, że wie co planuje Arrows, jednak jak się okazało, oni woleli działać na własny rachunek. Nie podobało się to Harper i z pewnością zapłacą jej za to.





    -Mam nadzieję, że masz jakiś plan Tony- rzucił Clint, zapinając sobie do stroju kołczan ze strzałami.

-Klasycznie, atakować- rzucił i kończył lutować jakiś fragment swojej zbroi. Byli sami w pomieszczeniu, bo większość była już gotowa. Stark musiał dopracować swoją zbroję po ostatniej walce, a nie miał za bardzo czasu, by wcześniej to zrobić. Clint poszedł z nim dla towarzystwo, a w dodatku chciał odebrać od niej specjalną strzałę, przeznaczoną dla Harper.

-Słuchaj, wiem, że moje zdanie jest gówno warte, ale ufasz jej? Jesteś tego pewien?

-Jedyne, czego jestem w życiu pewien Clint, to moja śmierć. Za grosz jej nie ufam, ale staram się. Nie powinienem tego mówić, ale pilnuj się Bucky'ego, on jeden wygląda jakby ją przejrzał.

-Bez urazy, ale ten facet zabił ci rodziców. Ufasz mu bardziej niż jakiejś przypadkowej dwudziestoparolatce?- rzucił, stojąc tyłem do przyjaciela. Wszyscy znali cenę, którą zapłaciła drużyna za Bucky'ego. Areszt domowy, bycie zdrajcą, kalectwo. Nie było to łatwe dla nikogo, ale żadne z nich by nie odpuściło. Wierzyli w to, co przedstawił im Tony, bądź Steve. Stanęli po stronie, która wydała się im właściwa. Nie ważne było to, że stawali na przeciw swoich przyjaciół. Nawet tych najlepszych. Zdawali sobie sprawę, że skoro nie podzieliła ich śmierć, to taka wojna też nie była w stanie. Clint z Natashą bardzo to przeżyli. Dużo o tym rozmawiali, zastanawiając się czy mają coś przeciwko sobie, czy po prostu była to kwestia wyboru.

-Barton...- zaczął Stark, odkładając na stół narzędzia i część swojej zbroi. Wypuścił głośno powietrze, zastanawiając się, co chce powiedzieć.- Nie darzę Barnesa przyjaźnią. To, co zrobił Zimowy Żołnierz, w jakiś sposób określa też Jamesa, ale wybaczyłem mu. Zrozumiałem. Zaufałem, może nie tyle jemu, co T'Challi, który przysiągł, że rosyjski program już na niego nie działa. Chciałbym, żeby Harper też była wolna od przeszłości, od tego gówna, który się z nią wiąże.

-Chcesz ją zachować przy sobie?

-Tak, jest cholernie niebezpieczna. Lepiej mieć ją po swojej stronie, nie? Niczym Wandę i Pietro.

-Pożałujemy tego- powiedział Clint, wychodząc z pracowni Starka i zakładając na siebie łuk i kołczan. Wszedł do salonu, w którym byli praktycznie wszyscy. Przeleciał wzrokiem po zgromadzonym i zmarszczył brwi. Po chwili, w ślad za nim, wszedł Tony i po zaledwie sekundzie dało się usłyszeć siarczyste przekleństwo z jego ust.

-Ktoś mi powie, gdzie jest Jones i Barnes?- warknął, spoglądając na resztę drużyny. Steve uderzył pięściami w stół, odwracając się do wszystkich tyłem. Wanda położyła dłoń na jego ramieniu.

-Tony, Sam, James, lećcie za nimi, nie wiemy co wymyślili. Nie znoszą się.

-Panowie, Harper mówiła, że polują na nią. Poszła bez naszej wiedzy do nich, a Bucky za nią, bo nie ufa jej i był pewien, że chce nas zdradzić- powiedziała Natasha po chwili namysłu. Tony zaczął kiwać powoli głową, zdając sobie sprawę, że to co mówi rudowłosa, wcale nie jest pozbawione sensu. Oba wyjścia, zarówno to, że dziewczyna chciała się poświęcić, jak i to, że ich zdradziła były uzasadnione. Być może ich mantra, którą powtarzali ostatnio jak modlitwę, się spełni. Może faktycznie tego pożałują. Być może będą mieć jednak powód, by faktycznie jej zaufać. Pokaże, że nie chce ich wykorzystać czy skrzywdzić, a pomóc zapobiec potężnej i niebezpiecznej grupy, jaką jest Arrows.

-Co jeśli Barnes ma rację?- zapytał Sam, tym samym mówiąc za praktycznie cały zespół, który był tej myśli. Wanda cofnęła się w głąb salonu i podeszła do szyb, które tworzyły jedną ze ścian. Vision poszedł jej śladem, chcąc ją wesprzeć. Część drużyny siedziała przy stołach, pozostali chodzili nerwowo po pomieszczeniu. Jedyni Peter wydawał się nie przejmować i być oazą spokoju.

-Młody, czy wiesz coś, o czym my nie wiemy?

-Jestem pewien, że nie, ale mam coś, czego wam brakuje. Wiarę i zaufanie. Daliście rzekomo Harper szansę, choć tak naprawdę wcale tego nie zrobiliście. Dołączenie jej do zespołu powinno się wiązać z tym, że zaczynacie jej choć w małym stopniu ufać, a co tymczasem zrobiliście wy? Z góry założyliście, że was zdradziła. Rozumiem, że zrobił to pan Barnes, który jawnie odnosi się z brakiem zaufania, ale wy...- powiedział w końcu chłopak, na praktycznie jednym wydechu. Jego wypowiedź wszystkich zatkała, zdali sobie sprawę, że pajęczak ma dużo racji. Steve odwrócił się w końcu do nich przodem i jak na szefa przystało, postanowił się odezwać.

-Pokażmy, że jej ufamy i że jest jedną z nas. Idźmy jej pomóc, a nie ją zwalczyć- powiedział i założył tarczę na specjalny uchwyt na plecach. -Avengers... - położył dłoń w powietrzu przed sobą, chcąc, by inni powtórzyli jego gest. Przez chwilę nikt się nie ruszał, jednak Peter jako pierwszy ośmielił się to zrobić. W ślad za nim poszła Wanda i Vision. Po chwili wszyscy stali w kółku, a Steve przeleciał wzrokiem po przyjaciołach.- Razem-dokończył i skierował się w stronę  odrzutowca, który miał ich dostarczyć na miejsce.



---------------------------------

Miałam już nie dodawać w tym tygodniu rozdziału, ale niech sobotnia tradycja już pozostanie na dobre.

Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał!

Enjoy! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top