Part Four

-Dobrze, ustalmy coś- powiedział spokojnie Tony po tym, jak już odprawił Petera do szkoły. Spojrzał na notatki, które przygotował dla nich Bruce wraz z Visionem i wypuścił głośno powietrze. Starał się zebrać do kupy swoje myśli, a w dodatku nie usnąć przed nimi na stojąco. Trzy dni bez snu i bitwa to niezbyt dobre połączenie. Przymknął na moment oczy i pomyślał o alkoholu, który był obecnie jego marzeniem. Wiedział też, że nie może nic wziąć do ust, bo Pepper i Steve go zabiją. Dopiero niedawno poradził sobie z problemem alkoholowym. Otworzył oczy i zdał sobie sprawę, że musi wrócić do rzeczywistości i sprawy, która właśnie w tym momencie była ich największym zmartwieniem. Wziął głęboki wdech i zaciągnął się zapachem kawy, który roznosił się po całym salonie. - Ma na imię Harper, nazwali ją Exitium. Mamy kogoś w aktach zaginionych o tym imieniu?- zapytał jakby w przestrzeń, ale wszyscy wiedzieli, że pytał Visiona i Friday, którzy mieli natychmiastowy dostęp do takich danych. 

-Jest wiele osób, sir, ale żadna nie pasuje do opisu dziewczyny, który przytoczyliście- odpowiedział jako pierwszy system operacyjny, przyjaznym damskim głosem. 

-Więc kim ona do cholery jest? Nikt nic o niej nie wie, pojawia się znikąd, ma jakieś magiczne moce- wybuchł Stark i wyrzucił ręce w powietrze. Strzelił  palcami i usiadł na swoim krzesełku, na którym dotychczas jedynie się opierał.- Wanda, jakiś pomysł?

-Na moje oko modyfikacja, która miała być testem. Być może wymknęła się spod kontroli, a być może jest już dokończonym dziełem. Coś na zasadzie szczepionki, jak u Steva. Ewentualnie jest czarownicą od urodzenia, ale tak naprawdę nie znamy żadnej takiej. Spoza ziemi raczej nie pochodzi. Nie możemy niczego wykluczyć, ale proponuję, póki co, krążyć wokół bardziej ziemskich możliwości- powiedziała i wzięła do ręki długopis.- Co wiemy o jej mocach?- spytała chcąc mieć to przed sobą. Wiedziała, że było to na którejś z kartek na stole, ale mogli o czymś zapomnieć, coś przeoczyć

-Śpiewem sprawia, że ludzie są niewidzialni- rzuciła Natasha, popijając już trzeci kubek kawy.Rozkoszowała się przyjemnym smakiem napoju i równocześnie starała się wyłączać wszelkie, niepotrzebne w tym momencie, myśli. Ciągle jednak wracała do słów Harper. O co mogło jej chodzić? Jest wizjonerką, robiła sobie jaja czy chciała ją wystraszyć? Nie ma jednak tak łatwo. Nazywa się Natasha Romanoff, dla niej nie ma sprawy bez przynajmniej dwóch wyjść i nie ma tematu, który mógłby ją przerazić.

-Wytwarza bliżej nieokreśloną niebieską energię- dodał Clint i poprawił się na krzesełku. Wszyscy byli zmęczeni, noc nie była dla nich łatwa, a w dodatku nic nie zapowiadało, że położą się wcześnie spać.Jego myśli odbiegały w stronę rodziny. Zastanawiał się co u Laury, jak się czuję, czy daje sobie radę, czy dzieciaki bardzo rozrabiają. Myślał też o Natanielu, czy zdążył się nauczyć czegoś nowego czy śpi dobrze, czy dużo je. Nie sposób było nie wspomnieć o Cooperze i Lily. Ciekawe czy się kłócili, czy pomagali matce, czy tęsknili za nim. Z tego wszystkiego nie zdążył nawet z nimi porozmawiać. Wyciągnął ukradkiem telefon z kieszeni i spojrzał na tapetę, z której uśmiechali się do niego jego najbliżsi. Uśmiechnął się lekko, co nie uszło uwadze jego przyjaciółki, która na ten gest również podniosła kąciki swoich ust. Był dla niej chyba najważniejszą osobą na świecie.

-Friday, pokaż na chwilę kamerę z celi, proszę- powiedział Stark opierając się na dłoniach i spoglądając na ekran i sprawdził czy dziewczyna dalej jest tam obecna. Nie dość, że była, to siedziała jeszcze w jednej pozycji.- Kontynuujcie proszę- powiedział i wrócił do swojej poprzedniej pozycji.

-W dodatku jakimś sposobem potrafi wstrzymać ruchy- stwierdził Vision, pamiętając wczorajszą relację z bitwy. Romanoff odłożyła pusty kubek na stół. Bruce z kolei wstał od stołu i wszedł do kuchni po to, by zastawić kolejny czajnik.Miał dość siedzenia w jednym miejscu. Był wykończony po wczorajszej walce, poza tym tęsknił za pracownią, w której mógł uciec od problemów. Tam lepiej mu się myślało, tam był spokojny i pewien, że nic nie wywoła w nim potwora, Hulka.

-Z tego co pamiętam jej wzrok też hipnotyzuje- rzucił pobieżnie z kuchni, wyciągając z szafki kubki dla wszystkich.- Każdy chce kawę?- zaczekał na odpowiedź, a gdy nie otrzymał zaprzeczenia uśmiechnął się i wyciągnął odpowiednią ilość. Podszedł do drugiej szafki i wyciągnął słoik z kawą. 

-Tak, ale nie wiem na jakiej zasadzie to działa- stwierdził Stark i przetarł dłonią kark.- Tak w ogóle Pepper dzisiaj wraca, o ile wam to nie przeszkadza- powiedział i spojrzał na komórkę. -Wróci razem z młodym- dokończył i uśmiechnął się lekko. Jego prawdziwy uśmiech nie był częstym widokiem, tylko nieliczni wywoływali go bez powodu, w tym Peter, Harley i panna Potts. Tęsknił już za ostatnią dwójką i zapisał sobie w głowie, by zadzwonić w wolnej chwili do Kennera i opowiedzieć mu czym się obecnie zajmują. Mimo, że nigdy się nie włączał w ich działanie, to lubił  tym słuchać. Traktował Starka jak ojca, chociaż nigdy tego głośno nie powiedział, tak samo jak Tony nigdy nie powiedział, że traktuje go jak syna. Nie rozmawiał o nim z nikim, czasem jedynie wspomniał coś Pepper. Było mu głupio z tego powodu i chciał czasem rzucić coś, niczym dumny tatuś, pochwalić się dzieckiem. Potem jednak zdawał sobie sprawę, że nie może go wciągnąć w ten świat i po raz kolejny narazić na niebezpieczeństwo. Nie zasługiwał na to.

-Dobra, wiecie co? Póki się nie wyśpimy to spotkanie nie ma większego sensu- powiedział w końcu Steve i położył dłonie na blacie.- Jechanie na paru kubkach kawy nikomu nie służy. Zostaw Bruce, idziemy spać. Peter wróci dopiero za pięć godzin, a znając Pepper zajmie im to trochę dłużej, szczególnie, że pewnie się za nim stęskniła- Rogers spojrzał na Tonego, czekając, aż ten wyrazi aprobatę dla jego pomysłu. Ten trzymał głowę na rękach, wiedząc, że odleciał myślami za daleko. W końcu podniósł wzrok i powiedział:

-Co rozkażesz Kapitanie- powiedział i wstał od stołu.-Friday czuwaj- powiedział cicho i zgarnął ze stołu papiery, chcąc wziąć je do swojego pokoju, by przypadkiem się nie zgubiły. Poczuł jednak czyjąś dłoń na swojej. Spojrzał na nią i westchnął.

-Nie- Natasha przeniosła rękę na papiery i odebrała mu je.- Ja je biorę, bo ty nie uśniesz z nimi w jednym pokoju- powiedziała i uśmiechnęła się lekko. Nie do końca był to szczery uśmiech, ale większość była zmęczona na tyle, że nawet tego nie zauważyła.

-Śpijcie spokojnie- Steve przyłożył rękę do ramienia Wandy, tym samym zachęcając ich do rozejścia się na pokoje. Przejął papiery od Natashy i podziękował jej skinieniem głowy. Obserwował ich wszystkich bacznie i próbował coś wyczytać z ich twarzy, ale było widać jedynie zmęczenie. Każde z nich się bało, ale praktycznie nikt tego nie okazywał. Dziewczyna przyszła w spokojnym czasie. Zażegnali wszelkie konflikty, w tym ten najcięższy- między Stevem, a Tonym. W dodatku każdy sam ze sobą pogodził się ze swoim losem i brzemieniem, który musieli nieść. Nawet Wanda zdążyła się pogodzić ze stratą brata, a Peter ze stratą ukochanej. Co jeśli ona teraz wszystko rozwali? Co jeśli ona ich skłóci? Rozwali drużynę, którą okupili krwią i łzami? Steve spojrzał kątem oka na papiery. Harper. Ładne imię. Westchnął i oparł się na oparciu krzesełka. Miał dość ciągłej walki, chciał tylko chwili odpoczynku. Poczuł dłoń na swoim ramieniu. Spojrzał za siebie i zobaczył Buckiego. Cieszył się, że udało się mu go w całości odzyskać. Był dla niego jak brat i był jedynym odniesieniem do tego co doskonale znał, do przeszłości. W chwili obecnej był dla niego jedyną stałą w życiu.

-Ty też idź spać- powiedział cicho Bucky i spojrzał na niego wyczekująco. Kapitan stał tak chwilę, po czym pokiwał twierdząco głową i razem z przyjacielem wyszli jako ostatni z salonu. Zostawili na stole kubki. Doszli razem do wniosku, że wystarczy, jak posprzątają je po południu. Szli we dwójkę w milczeniu. Nie mieli ze sobą kontaktu prawie siedemdziesiąt lat, a mimo to dalej się przyjaźnili, rozumieli bez słów, byli braćmi. Steve wskoczył by za Buckym w ogień i na odwrót. Zrobiliby dla siebie wszystko i jeszcze więcej. Mało kto mógł się pochwalić tak oddanym przyjacielem.





-------------------------------------------

Dzisiaj rozdział z lekka nudniejszy, bo dużo w nim opisu, a mało akcji. Mam jednak nadzieję, że wam się podoba.

Co Wy myślicie o tej całej akcji? O Harper?  Wanda ma rację, że to coś ziemskiego czy raczej się myli? Dajcie znać w komentarzach!

Klasycznie zachęcam do zostawienia gwiazdki, komentarza, obserwacji i do zobaczenia w kolejnym rozdziale!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top