Part Forty Two
-Steve, zostaniesz ze mną na noc? Nie wiem jak zareagują i nie chciałabym się zbytnio zdenerwować- powiedział spokojnie Bruce, podnosząc trochę głowę do góry znad papierów. Stwierdził, że skoro i tak musi tutaj siedzieć, to chociaż uzupełni papierologię, przed która niestety nie zdołał uciec. Steve czytał jakąś książkę, siedząc w kącie sali. Przez moment wydawał się nie słyszeć prośby przyjaciela, ale w końcu pokiwał lekko głową.
-Oczywiście, po to tu zostałem- odrzekł cicho, spoglądając przez szybę na nieprzytomnych mężczyzn. Monitor jednego z nich zaczął szybciej i głośniej pikać. Banner wstał od biurka porzucając papiery. Podbiegł do łóżka Sama i wyłączył alarm przy maszynie monitorującej czynności życiowe. Sprawdził szybko wszystkie dane, sprawdzając czy wszystko mieści się w normie.
-No wracaj do nas bracie- szepnął, puszczając kroplówkę z elektrolitami. Jego prośba spełniła się niemal od razu. Wilson zaczął powoli otwierać oczy i jęczeć z bólu.
-Rany, co jest?- zapytał cicho, nie mogąc wyrazić się głośniej, czując jaki miota nim ból.
-Długa historia, że tak bym to ujął. Jak się czujesz?- zapytał Steve, stając na lekki dystans do łóżka.
-Jakby mnie coś przejechało. Nie pamiętam ostatnich paru godzin, czy... Czy coś się stało?
-Co pamiętasz jako ostatnie?
-Jak... Jak biłem się z Bucky'm? Pozwoliliście mi się z nim tłuc? Przecież on byłby gotów mnie zabić!- krzyknął z deka przerażony Sam. Bruce i Steve zaśmiali się widząc jego minę, jednak w głębi duszy dogłębnie kalkulowali czy gniew zdążył mu już przejść.- Obraziłem Harper- wyszeptał, jakby przypominając sobie kolejne fakty z przebiegu dnia.- Czy zrobiłem jej krzywdę?
-Poniekąd- westchnął Banner.- James nie pozwolił ci podnieść na nią ręki, ale słownie bardzo ją dotknąłeś.
-Cholera jasna- warknął, ale już nikt nie zwrócił na to uwagi, bo sprzed diagnozujący obok niego również zaczął pikać.
-Mamy i Tony'ego- Bruce podszedł do maszyny i wykonał dokładnie te same czynności co przed chwilą. Mężczyzna bez słowa otworzył oczy i spojrzał na każdego z osobna.
-Czy ktoś umarł?- zapytał tylko i po otrzymaniu negatywnej odpowiedzi, opadł z powrotem na poduszkę. To było dla niego w tej chwili najważniejsze.
-Panowie, czy wiecie co powinniście zrobić jak tylko was stąd wypuścimy? - zapytał Rogers, zakładając ręce na piersi. Stark odwrócił głowę, co było dla Bruca idealnym znakiem, że w jego przypadku ciągle działa broń od Klevox. Kiwnęli na siebie z przyjacielem głowami i doktor skierował się z powrotem do pomieszczenia z dokumentami. Podszedł do lodówki w której trzymali wszystkie kroplówki i znalazł odpowiednią. W komputerze sterującym maszynami podniósł poziom tlenu dla Tony'ego. W końcu wrócił na salę.
-Podepnę ci jeszcze tylko dodatkową kroplówkę z elektrolitami. Możesz się od niej poczuć słabo, więc proszę, załóż od razu maskę z tlenem. Mężczyzna nie odezwał się ani razu, ale posłusznie wykonywał wszystkie polecenia. Zachowywał się jak nie on i wszyscy o tym wiedzieli.- Dam znać Pepper, że wróciłeś, ale zobaczysz się z nią dopiero jutro- dodał, spoglądając na telefon i wiadomość od Natashy.- Teraz śpij. Sam, ty też się zdrzemnij, z Harper jutro porozmawiasz, w porządku?- zapytał, ale nie otrzymał odpowiedzi, bo drugi z jego pacjentów praktycznie już spał. Bruce wypuścił powietrze i przetarł dłonią twarz. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że czeka go bezsenna noc. Oczywiście nie miał zamiaru protestować, bo na tym polegała jego praca, ale jednak ciągle był człowiekiem i on również potrzebował snu, albo chociaż jego namiastki.
-Idź się połóż, ja ich popilnuje- usłyszał zza siebie serdeczny głos przyjaciela. Steve oczywiście chciał dobrze, ale nie miało to racji bytu.
-Z całym szacunkiem, ale nie sądzę, byś był gotów im pomóc w razie jakiegokolwiek problemu. Ja z nimi zostanę, będę cię wzywał gdyby coś się działo- zapewnił go mężczyzna i wrócił do swojego pomieszczenia. Pozwolił sobie w końcu zdjąć kitel lekarski i okulary. Podniósł głowę i ujrzał, że Rogers ciągle siedzi w tym samym miejscu.- No idź już, dam sobie radę- warknął zmęczony. Super żołnierz skinął tylko posłusznie głową i poszedł w kierunku windy. Przez moment zastanawiał się czy zajrzeć do Harper, ale widząc godzinę zrezygnował z tego pomysłu. Zamiast tego zapytał Friday:
-Czy Harper w końcu zasnęła?
-Tak sir, zasnęła zaraz po rozmowie z panem Clintem- odpowiedział system.
-Barton? Co on u niej robił? Dlaczego nie Bucky z nią siedział?- zastanawiał się na głos blondyn. Wydało mu się to z lekka dziwne, szczególnie, że ostatnio para zaczęła więcej czasu spędzać razem. A w momencie, w którym dziewczyna potrzebowała pomocy, potrzebowała, by ktoś ją wspierał, jego nie było. Zamiast tego był dorosły facet z żoną i trójką dzieci. Nie podejrzewał ich o nic, ale nie był pewien o czym ta dwójka może rozmawiać. Pozwolił się sobie zatopić w tych myślach, ale równie szybko się zreflektował.- Są dorośli, wolno im rozmawiać i nic tobie do tego Steven- warknął sam na siebie, idąc korytarzem. Już miał wychodzić zza rogu, gdy usłyszał czyjąś rozmowę.
-Skąd to wnioskujesz?
-Słyszałem jak coś przesuwa, chowa przede mną- Rogersa kusiło, by słuchać niepostrzeżenie tej rozmowy dalej, ale wiedział, że nie powinien. Nie wiedział o kim toczyła się rozmowa i mógłby ją opatrznie ją zrozumieć. Dlatego też zakończył podchody i pewnym siebie krokiem, wyszedł zza rogu. Mężczyźni gdy tylko go zauważyli, zamilknęli.
-Jeszcze nie śpisz?- zagadał go z uśmiechem na ustach Clint.
-Właśnie idę i wam też to radzę- powiedział cicho i szybko się oddalił.
-Coś słyszał i coś podejrzewa- wyszeptał drugi uczestnik rozmowy i obejrzał się za Stevem niespokojnie.
W tym samym czasie Bruce wrócił do uzupełniania dokumentów ciesząc się, że została mu ostatnia teczka. Oficjalnie mógł powiedzieć, że zrobił w nich porządek. Wiedział, że zbyt długo ten stan się nie utrzyma, ale każdy dzień bez musu schodzenia na akurat ten poziom, był dla niego zbawienny. Znużenie zaczęło go ogarniać coraz mocniej, jednak usłyszał jak ktoś go nawołuje. Spojrzał niepewnie na salę i odetchnął z ulgą widząc, że to tylko Tony.
-Coś się stało?- zapytał, podchodząc do niego.
-Jak ona się czuję? Czy coś jej zrobiłem?
-Nie, nawet nie planowałeś, po prostu nie wierzyłeś, że to przypadek, ale to wszystko przez te...
-Nie Bruce, to nie przez Klevox, ja po prostu przestaję jej wierzyć- odpowiedział pewnym siebie głosem Stark.- Ileś ty mi dał tych kroplówek? Łeb mi zaraz pęknie- jęknął, przeciągając się.
-Dlaczego nie powiedziałeś tego przy Stevie?
-Niewiele w to osób wtajemniczamy. Jedynie ja, Bucky, on miał zapytać o zdanie Clinta, no i teraz ty.
-Jak chcecie ją sprawdzić?- zapytał z lekka przestraszony, nie wiedząc czy na pewno chce w to wejść.
-Jutro porozmawiamy.
--------------------------------------------------
Witajcie! Tak jak obiecałam- dzisiaj też specjalnie dla Was wlatuje rozdział!
Enjoy! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top