Part Forty Six

Clint podszedł do stolika i wyciągnął spod niego fałszywego pendrive.

-Sparowałem go z telefonem, więc kiedy tylko zacząłeś przy nim majstrować dał mi znak na telefon- wytłumaczył spokojnie, nie patrząc póki co na włamywacza.-Gdybym jednak nie zdążył tutaj przybiec, napisałem ci tutaj krótką wiadomość, taką, którą powinieneś przeczytać, skoro się wahasz.

-Ja się wcale nie waham. Z niby jakiego powodu bym miał?- prychnął Bucky, chcąc zataić swoje prawdziwe zamiary.

-Wiem, że Wanda zdradziła ci, że rozmawiałem z Visionem i chciałeś się dowiedzieć czegoś nowego, ale tak to Barnes nie działa- powiedział i rzucił mu fałszywego pendrive. Sam wziął krzesełko i usiadł  na przeciwko niego- Nie wiem nic ponad to, co wy wiecie- powiedział spokojnie.- Chociaż nie. Wiem, że jej ufam, bo jest jedną z nas Buck- dodał, uśmiechając się lekko. Drugi z mężczyzn nie odzywał się, wyglądał jakby coś zażarcie kalkulował.

-Wiesz co z Mattem?

-Siedzi w więzieniu, Hill ma na niego oko, bo Tony prosił o to. Ciągle liczymy, że powie coś, co nam pomoże, ale on milczy. I to tak autentycznie milczy.

-Co jest na pendrive?- zadał kolejne pytanie Bucky, nie zwracając uwagi na to, że żadne nie jest ze sobą powiązane. Clint spojrzał na niego z lekką dezaprobatą, ale mimo to, odpowiedział mu od razu:

-Parę słów ode mnie, a na moim- podniósł dłoń do góry.- są informacje na temat Harper, ale nie martw się.- spojrzał na oryginalnego pendrive, po czym opuścił go na ziemię. Bucky nie do końca wiedział, co ten wyczynia, dlatego spojrzał na niego z szokiem. Schylił się jednak i już chciał go podnieść, ale zdążył usunąć rękę, nim Barton nadepnął, a następnie zgniótł urządzenie butem, rozwalając je na drobne części.

-Coś ty zrobił?

-Chciałem ci uświadomić, że mam w dupie nasze domysły, bo ufam Harper i jeśli będę miał jakiekolwiek wątpliwości to w pierwszej chwili jej zapytam- powiedział dość dobitnie, chcąc, by przyjaciel się w końcu odważył. Buck przez chwilę kręcił głową, nie dopuszczając do siebie tych myśli. Bał się jej zaufać i oddać samego siebie.-Barnes?

-Nie krzycz, daj pomyśleć- wychrypiał, wstając z łóżka i podchodząc do okna. Próbował zebrać myśli w jedno i odpowiednio uporządkować. Niezbyt mu to jednak wychodziło. Postukał palcem w szybę, a następnie spojrzał na swoją metalową rękę. Clint nie bardzo rozumiał co on robi. Bucky zdał sobie sprawę, że w gruncie rzeczy Barton miał rację, ale nie rozumiał równocześnie dlaczego tak ciężko mu to zaakceptować. Podniósł pięść i już chciał się zamachnąć w stronę szyby, ale w ostatnim momencie złapał go łucznik. Nie było mu łatwo go utrzymać, ale odsunął go od okna.

-Na litość Boską, to mój pokój, zostaw tą biedną szybę w spokoju, nic ci nie zrobiła. Idź spać chłopie- wychrypiał przerażony. Chciał się roześmiać, aby zakryć swój strach, ale w zupełności mu to nie wyszło. Wiedział, że to na marne. Musiał teraz go po prostu  uspokoić, nie rozbawić, nie pocieszyć, uspokoić.

-Idę spać- warknął Bucky, nie zmieniając mimiki twarzy. Pomimo tego co myślał Clint, stulatek nie był wściekły, a jedynie zbyt rozemocjonowany. Nie wiedział co zrobić z natrętnymi myślami i dłońmi. Wyszedł z pokoju przyjaciela i szybko skierował się do swojego, nie chcąc nikogo spotkać. Clint spojrzał za nim ostatni raz i zamknął drzwi do swojego pokoju.

-Dobrze to rozegrałeś- usłyszał za sobą głos Visiona, nie przestraszył się go, bo wiedział że się pojawi prędzej czy później.

-Miałeś rację, że po to przyjdzie, przyznaje- odpowiedział spokojnie i odwrócił się w stronę humanoida. Położył dłoń na czole, chcąc, aby i on mógł ułożyć swoje myśli.- Musimy się pilnować albo odpuścić.

-Teraz już nie ma odwrotu Clint- powiedział spokojnie Vision i spojrzał na widok za oknem. 

W tym samym czasie Bucky doszedł do swojego pokoju i zamknął się w nim tak szybko jak umiał. Musiał wyrzucić z siebie to, co w nim siedziało. Przesunął swoją szafę, odsłaniając dziurę w ścianie. Podszedł do komody i z górnej szuflady wyciągnął cztery noże, lekko już stępione. Stanął jakiś metr od swojego celu i zaczął w niego agresywnie rzucać, nie martwiąc się o straty. Pogłębiał wielką dziurę w swojej ścianie i tworzył wokół mniej nowe, mniejsze ubytki. To był najlepszy sposób na wyładowanie emocji, jeśli nie chciał nikomu zrobić krzywdy. A skoro miał w zamiarze porozmawiać z Harper, to najpierw musiał się doprowadzić do porządku. Po pewnym czasie Bucky stracił nad sobą resztki kontroli i porzucił rzucanie do celu, zaczął po prostu dźgać ścianę, chcąc zrobić jej jakąkolwiek krzywdę, o ile można skrzywdzić martwy przedmiot. Ktoś zaczął pukać do drzwi, ale nie dbał o to. Wiedział, że to Steve, bo tylko on do niego przychodzi. W końcu sobie odpuści i odejdzie dając mu spokój. Barnes teraz już nie wiedział o co mu chodzi. Chciał z kimś porozmawiać, ale nie wiedział z kim i o czym. Chciał przytulić Harper, a równocześnie ja wyrzucić na bruk. Czuł się jakby coś przejmowało nad nim kontrolę, nie mógł tego powstrzymać. Niby czuł, że to nie zimowy żołnierz, bo nie da się go włączyć bez kodu, ale z drugiej strony nie ufał sobie w żaden sposób.

-Otwórz te pieprzone drzwi Friday- warknęła cicho Harper, dobijając się od dobru paru minut do pokoju Bucky'ego.- Wiem, że on tam jest, więc proszę, muszę mu pomóc- mówiła w przestrzeń, wierząc, że system jej w końcu posłucha.- Friday, jesteś sztuczną inteligencją, ale jakiś swój rozum masz, więc zobacz co ten osioł tam robi i mnie wpuść, coś złego się dzieje- kontynuowała swój wywód, ciągle tłukąc się w drzwi. Sama już nie wiedziała czy czekała, aż Barnes jej otworzy czy po prostu musiała coś robić z rękami.

-Kod czterysta siedemdziesiąt osiem, Friday- usłyszała za sobą spokojny i opanowany głos Steva.-Wpuść Harper do Bucky'ego- dodał, uśmiechając się. Już miał odejść, ale drzwi się otworzyły i zobaczył przyjaciela z nożem przy ścianie.-Szlag- warknął i upuścił na podłogę kubek z kawą.- Harper, stój- dodał szybko i przepchnął ją w drzwiach, chcąc się jak najszybciej pojawić przy mężczyźnie. Nim zrobi krzywdę sobie lub innym.- Buck, oddaj nóż- zaczął spokojnie, nie zbliżając się za blisko. Nie bał się go, ale nie chciał, aby ten się przestraszył. Barnes jednak nie współpracował, przybliżył się do okna i wyciągnął broń przed siebie.

-Nawet nie podchodź- syknął.- Wyjdź stąd- dodał ostrzej, nie patrząc na przyjaciela.

-Posłuchaj mnie...

-Wynoś się stąd!- wrzasnął głośniej, nie chcąc, aby ktokolwiek się do niego zbliżał.

-Musisz się uspokoić.

-On wrócił! Więc odsuń się do cholery!- krzyczał dalej szatyn i zaczął dźgać powietrze, jakby dla potwierdzenia swoich słów. Harper początkowo przyglądała się temu zza drzwi, ale  w końcu zaryzykowała i weszła. Położyła dłoń na ramieniu Steva, cofając go.

-Wyjdź jak prosi. Bucky, mogę podejść?- zapytała, wierząc, że może ją dopuści. Ten jednak poprawił nóż w swojej dłoni i z ziemi podniósł kolejny.

-Zwiewajcie stąd- wychrypiał i uderzył w szybę metalową dłonią. Spoglądał na przyjaciół i równocześnie obliczał jak wysoko ma na sam dół.

-Bucky...- zaczęła Harper, ale nie zdążyła dokończyć.


-----------------------------------------

Co Wy na to, żeby zrobić mały maraton? Mogłabym zrobić jakoś za tydzień czy dwa, bo podczas ferii trochę rozdziałów napisałam haha

Poza tym wybaczcie, że dopiero dzisiaj publikuję, ale totalnie nie miałam czasu wczoraj!

Enjoy! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top