Part Forty Seven
Harper nie zdążyła dokończyć swojej myśli, bo Steve odepchnął ją w kierunku drzwi, przeczuwając co się stanie. Miał niestety rację. Bucky zamachnął się i uderzył nożem w szybę. Ta, doświadczona już przez niego parę razy, rozsypała się w drobny mak. Raniła go, ale nie dbał o to. Chciał wyskoczyć, wiedział, że prawdopodobnie zginie, ale był na to gotowy. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, bo mocne dłonie Steva złapały go w ramionach i ściągnęły na ziemię. Rogers wiedział, że siłowo jego przyjaciel jest silniejszy, więc korzystając z tego, że był na moment otumaniony przyłożył mu w twarz. Czuł, że prawdopodobnie złamał mu nos, ale nie dbał o to. Musiał go teraz uspokoić, a rozmową tego nie zrobi.
-Steve, przestań!- wrzeszczała przerażona Harper, nie bardzo rozumiejąc co się dzieje. Akcja dziejąca się przed jej oczami wyglądała strasznie. Najlepsi przyjaciele zachowywali się jakby chcieli się zabić. Młodszy z nich uderzał pięściami w ogóle się nie kontrolując.- Steven, uspokój się!- krzyczała dalej i przykucnęła przy nich, chcąc ich powstrzymać. Próbowała złapać dłonie Steva, ale ten się nie dawał, ciągle zwinnie unikał jej maleńkich dłoni.-Bucky, broń się!- wrzasnęła, widząc, że starszy mężczyzna po prostu leży. Otrzymywał ogromnie mocne ciosy. Harper nie widziała już innego sposobu na opanowanie sytuacji.- Suniciatur mihi corpus tuum- wyszeptała i uderzyła maleńką kulą światła w Rogersa. To był ten sam czar, którym zatrzymała Natashę i Clinta podczas ich pierwszego spotkania. Steva jakby zastygł w miejscu i spadł na Bucky'ego. Harper zrzuciła go z chłopaka i nachyliła się nad Barnesem.
-Harp...- zaczął, ale czarnowłosa mu przerwała.
-Który Buck się do mnie odezwał?- zapytała, organizując moc w dłoniach na wypadek, gdyby mężczyzna chciał się bić.
-Kiedy się obudziłem w celi, dałaś mi swój przydział wody- wychrypiał mężczyzna i podniósł dłoń, wycierając krew spod nosa. Harper pomogła mu się podnieść.- Zwolnij go.
-Najpierw muszę wezwać kogoś, żeby go przytrzymał.
-Nie, nic mi nie będzie. Dobrze robił, wiedział co mi potrzebne- zaśmiał się spokojnie. Podniósł rękę, chcąc by dziewczyna się do niego przytuliła. Ta dokładnie to uczyniła wtulając się w Bucky'ego i zaciągając się jego zapachem. Barnes przymknął oczy, delektując się chwilą spokoju. Następnie pocałował ją w czoło.- Proszę obudź go, muszę z nim pomówić- dodał jeszcze raz. Odsunął ją od siebie i pokiwał głową, chcąc by się odważyła i nie martwiła. Jones wyszeptała parę słów i puściła wiązkę mocy w Steva. Ten wrócił do nich i już chciał się po raz kolejny zamachnąć na Bucky'ego, jednak dziewczyna w czas wyczarowała między nimi barierę, która odbiła uderzenie.
-Spokój Rogers- warknęła kobieta, spoglądając groźnie na obu. Ten w końcu otrząsnął się i było widać, że jego oczy znowu stały się obecne. Wrócił do nich ich Steve. Zwolniła barierę.
-Wyjdź Harper, musimy pogadać we dwoje- warknął Kapitan i podniósł się na równe nogi. Pomógł wstać Bucky'emu i spojrzał ponownie na dziewczynę.
-Odpuść i wyjdź, okej?- powtórzył najstarszy i wyciągnął rękę, by jeszcze raz się do niej przytulić. Zaraz po tym pchnął ją ku wyjściu.
-Zostawcie, ja też mam prawo...
-Harp, proszę- wyszeptał chłopak i pokiwał głową, potwierdzając, że wszystko jest okej. Ta w końcu spełniła ich prośby i zostali sami.
-Co to do cholery było?- wrzasnął od razu Steve. Był wściekły i przerażony i sam nie wiedział które uczucie mocniej nim kierowało.
-Nie wiem, rozmawiałem z Clintem, prawie wywaliłem mu szybę i potem przyszedłem tutaj. Byłem pewien, że się uspokoję...
-A potem straciłeś kontrolę nad umysłem?
-Tak, dopiero kiedy Harper pojawiła się obok... Zdałem sobie sprawę, że wypłynąłem na zbyt dalekie wody- westchnął i usiadł na fotelu, stojącym w kącie pokoju. Schował twarz w dłonie.- Steve, straciłem kontrolę. Co jeśli to się powtórzy? Może powinienem wrócić do Wakandy? Może gdybym skoczył...
-Skończ Buck. Skok nie jest dobrym rozwiązaniem, co do Wakandy, uznajmy to za ostateczność, ale pochylmy się nad tym, że to Harper w pewien sposób cię przyprowadziła z powrotem.
-Do czego pijesz?
-Może nauczcie się synchronizować walkę i emocję. W ten sposób, gdy ty się zapomnisz, to ona zachowa cię przy zdrowych zmysłach- przeanalizował to spokojnie. Był co do tego pomysłu pełen optymizmu. Był prawie pewien, że jeśli ta dwójka się dogada to są w stanie na prawdę dobrze walczyć. Będą świetnymi partnerami. Bucky zaśmiał się i rozłożył na łóżku.
-Daj mi się przespać, padam po tym ataku- zaśmiał się i kopnął lekko przyjaciela, aby ten wyszedł z jego pokoju.
-Harper będzie nalegała- rzucił, będąc już przy drzwiach.
-Wpuść ją, wiem, że czeka za nimi.
-Zacznijcie trenować od jutra- dodał jeszcze i otworzył. Jones rzeczywiście stała przy ścianie i oczekiwała, aż będzie mogła wejść. Gdy zobaczyła Steva, odepchnęła się i zaatakowała go pytaniami.
-O czym rozmawialiście? Jak się czuje? Wszystko z nim okej? Nie jest już pod wpływem złych emocji? Zrobiłeś mu coś? Co z jego nosem? Był złamany. Może zaprowadzę go do Bruca?
-Przystopuj Jones- zaśmiał się mężczyzna i otworzył rękę, aby dziewczynę uspokoić. Ta szybko do niego podeszła i wtuliła się. Z jej ozu leciały łzy, co zszokowało Steva. Pogłaskał ją po plecach, chcąc dodać jej otuchy.- Idź po prostu do niego, czeka na Ciebie- wyszeptał w jej włosy. Zaciągnął się jej zapachem. Pachniała jak letni dzień za którym tęsknił. Jej perfumy pachniały jak kwiaty na łące. Była jak... Steve przeklął pod nosem i odsunął ją od siebie. Harper na szczęście zdała się tego nie zauważyć. Po prostu posłała mu ogromny uśmiech i weszła do pokoju. Rogers stał jeszcze chwile w tej pozycji, zastanawiając się co on ze sobą robi i czy powinien sobie odpuścić. W końcu jednak zakończył rozmyślenia i poszedł po zmiotkę, aby pozbierać szkło po rozbitym przez niego wcześniej kubku.
Tymczasem Harper wbiegła do pokoju Bucky'ego, nie oglądając się za siebie. Cieszyła się, że po tym wszystkim ma on siłę i ochotę, aby ją przyjąć. Rozejrzała się po pokoju i zamarła na moment. Wyglądał okropnie, jakby przeszło przez niego tornado. Szyba była rozbita w drobny mak, szafa była przesunięta niedbale, wyglądała, jakby miała się zaraz przewrócić. Ściana za nią była podziurawiona i potrzebny był jej gruntowny remont. Na stole walały się jakieś kartki, dokumenty i, co bardziej ją przeraziło, odbezpieczona broń, noże i żyletki.
-Boże, Bucky...
------------------------------------------
Taki mały specjał na 6 tysięcy wyświetleń!
Dziękuję!!!
Enjoy! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top