Part Forty Five
-Nie Bucky, oczywiście, że nie. Kto ci naopowiadał takich głupot?- powiedziała, próbując się zaśmiać, by choć trochę rozluźnić atmosferę. Odetchnęła z ulgą, zdając sobie sprawę, że to po prostu podłamany Barnes. Na to łatwiej było coś zaradzić, niż na krwiożerczą bestię, jaką była jego wersja, pod postacią Zimowego Żołnierza.- Chodź, położysz się u siebie, pomogę ci tam dojść- zaoferowała i po raz kolejny spróbowała go podnieść z podłogi. Tym razem, ku jej zdziwieniu, mężczyzna współpracował i już po chwili jechali windą na odpowiednie piętro. Żadne z nich się nie odzywało, delektowali się ciszą. Wanda tylko co jakiś czas wzdychała głośno, sprawdzając tym samym reakcję jej towarzysza i upewniając się czy ten aby na pewno wciąż żyje.
-Nie musisz co dwie sekundy mi się przyglądać- usłyszała, na co się roześmiała, swoim perlistym i delikatnym śmiechem.- Mówię serio, zrób zdjęcie, będzie wygodniej- dodał, całkiem poważny, jednak w końcu i on zaczął się śmiać.- Co tam robiłaś Maximoff?
-Szukałam Visiona, mówił, że musi na chwilę iść do siebie i gdzieś przepadł. Już któryś raz, ostatnio siedział w pokoju Clinta- rzuciła, spoglądając na swoje dłonie, wstydząc się tego, że jej chłopak jej gdzieś znika. Bucky zanotował te rzeczy w swojej głowie. Zaczął powoli łączyć fakty. Barton musiał albo powiedzieć Vision'owi o ich podejrzeniach, albo wprowadzić go w jego własne, być może absurdalne i urojone.- A ty?
-Próbowałem uciec od myśli, bo trochę za dużo na mnie narzucono. Jak widać średnio mi się to udało, jeszcze chwila, a coś mogłoby się stać- wyznał skruszony. Nie łatwo było mu się to tego przyznać, ale czuł wówczas jak adrenalina zaczyna buzować w jego żyłach i bał się, że wybuchnie bardzo gwałtownie i bez kontroli.
-Ja byłam pewna, że już się miarka przebrała. Jednak jak widać głupia jestem i zamiast uciekać, obrzucałam cię gromem pytań- zaśmiała się Wanda. Winda w końcu dojechała na odpowiedni poziom, dlatego oboje wyszli z niej i skierowali się w stronę pokoju mężczyzny.
-Przepraszam za bałagan- wyszeptał, otwierając drzwi.
-Nie może być tak...- zaczęła, jednak zamilkła, gdy James otworzył drzwi. Rozejrzała się po pokoju z przerażeniem. Stolik leżał do góry nogami, obok niego walało się szkło z rozbitego wazonu. Szyba w oknie była pęknięta. Co było nie lada wyczynem, mając na uwadze to, że był to najwyższej klasy okna kuloodporne, mocniejsze niż w wojsku i strefie pięćdziesiąt dwa. Ubrania, ku jej ogromnemu zdziwieniu, leżały złożone w kostkę na szafce. Wanda spojrzała kątem oka na zakłopotanego chłopaka i wróciła do omiataniem wzrokiem pokoju. Koło szafki nocnej leżały porozrzucane noże, bez żadnego zabezpieczenia, a zaraz obok nich odbezpieczona broń i żyletki, walające się luzem.- Buck, o co w tym chodzi?
-W tym się odnajduję- zaśmiał się sztucznie, chcąc jakoś się wytłumaczyć.
-W cięciu się?
-Co? Nie, oczywiście, że nie- na jego twarzy malowało się realne rozbawienie, a Wanda odetchnęła z ulgą. Żołnierz podszedł jednak do szafy i jednym, szybkim ruchem odsunął ją. Przesunął się, dając dziewczynie lepszy widok.- Oto jak odreagowuje złość- w ścianie widniały dziury od noży i kul. Cudem było, że żadna się nie przebiła.
-Od jak dawna to robisz?
-Odkąd się tu wprowadziłem- dziewczyna spojrzała na niego z konsternacją w oczach, nie bardzo rozumiejąc co dzieję się w jego głowie, że posuwa się do takich rzeczy.- Tylko nie czytaj mi w myślach, mimo waszych technik, to naprawdę to czuć- ostrzegł i przesunął szafę na swoje miejsce.
-Może powinnam zarekwirować ci broń?
-Albo dać mi się wyspać?- odpowiedział, podnosząc brwi do góry. Wanda z kolei zmarszczyła je, czując, że ten się z niej nabija. On jednak był całkowicie poważny i nie ukrywał, że był zmęczony.
-Ile spałeś?
-Ani sekundy, bo martwiłem się o Harper- odpowiedział bez chwili zastanowienia, spuszczając wzrok i podchodząc do łóżka. Chciał zebrać noże i żyletki, by nie leżały tak na wierzchu. Steve dawniej wchodził do jego pokoju i zawsze miał po tym pogadanki na temat jego broni. Dlatego też nauczył się ją chować.
-Sam leży w zabiegowym ciągle, może chcesz z nim pogadać?
-Nie, wiem, że się nie opanuję, a nie chce mu czegoś zrobić.
-Był pod wpływem...- zaczęła, ale mężczyzna jej przerwał.
-Tak, pod wpływem broni, ale to jest jak z alkoholem. Słowa pijanego to myśli trzeźwego. On jest pewien, że Harper chce się tylko ze mną przespać. Wiem, że tak nie jest, bo już by dawno starała się jakoś wykorzystać okazję. Idę się położyć Wanda, dziękuję za pomoc- powiedział w końcu, przyglądając się kobiecie. Ta pokiwała tylko głową i bez słowa wyszła z pokoju, chcąc mu dać to, o czym marzył. Sama też była w głębokiej konsternacji, nie bardzo rozumiejąc dlaczego Bucky i Sam nie umieją normalnie rozmawiać. Porzuciła już próby dogadania się z nimi, chcąc ich pogodzić. Doszła do wniosku, że jak przyjdzie potrzeba, to znajdą wspólny język, walcząc w wyższej sprawie. Potrzebowali tylko impulsu i dobrego powodu. Myślała nad tym jeszcze chwilę, a następnie odeszła w kierunku swojego pokoju, porzucając próbę odnalezienia Visiona. Ufała mu, więc jeśli coś załatwiał, to na pewno było to ważne i musiał to wykonać.
W tym samym czasie Bucky wrócił do myślenia o Clincie. Pamiętał o tym co powiedziała mu Wanda, że wieczorami, potajemnie spotykał się z nim Vision. Zdał sobie sprawę, że Barton zdradził mu miejsce przechowywania danych dotyczących Harper. Dlatego nie wiele myśląc chciał zrealizować swój plan.
-Friday, czy Clint jest w pokoju?- zapytał, ubierając na siebie bluzę.
-Nie, obecnie siedzi w pokoju Natashy- odpowiedział od razu system ku uciesze Bucky'ego. Wyszedł z pokoju jak gdyby nigdy nic i skierował się do pokoju przyjaciela. Friday otworzyła mu drzwi i później za nim je zablokowała, aby nie wszedł nikt niepożądany. Podszedł do stolika i kucnął przy nim. Spojrzał pod blat, pamiętając, że wcześniej tam znajdował się pendrive. Uśmiechnął się lekko, widząc, że łucznik zdążył go tam znowu odłożyć
-Jaki rozumiem wytłumaczysz mi dlaczego chcesz ukraść mojego pendrive?- usłyszał za sobą głos Clinta. Mężczyzna włączył też światło. Założył ręce na piersi i spojrzał na niego wymownie. Barnes przeklął tylko pod nosem, nie odzywając się, ani nie odwracając. Wiedział, że nie powinno go tu być i że będzie się tłumaczył.- Ja mam czas, Barnes- dodał Clint, odkładając coś na stolik. Żołnierz spojrzał na przedmiot i zdał sobie sprawę, jak bardzo nie przemyślał sprawy. Na blacie był ten sam pendrive którego szukał. Barton wiedział jak Bucky postąpi i go przechytrzył.
-Więc chyba wpadłem- powiedział, siadając na łóżku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top