Part Fifty Three

Najbliższe dwa tygodnie upłynęły im pod znakiem ćwiczeń. Ćwiczyli głównie z Wandą, która umiała operować magią, ale dzięki rzucała też w nich drewnianymi nożami, imitując zwykłych wojowników. Były one wyczerpujące. Spędzali najpierw pół dnia z nią na sali treningowej, a potem wieczorami albo siedzieli na siłowni, albo szli na spacery. Uwielbiali ze sobą przebywać. Mogli to robić godzinami. Rozmawiali wtedy na wszystkie, nawet te najgłupsze tematy. To był po prostu ich czas. Jako druga, zaraz po Clincie dowiedziała się Wanda, a wraz z nią Peter. Byli przerażeni, bo młodszy był straszną gaduła. Bardzo realnym więc było, że ten się wygada. Tak się jednak nie stało. Wiedziała więc ich piątka i nikt więcej.

-O której mamy dzisiaj trening?- zapytała Harper, popijając herbatę. Siedzieli w kuchni prawie całą drużyną. Brakowało tylko Bruca, Thora i Natashy, która ostatnio bardzo rzadko wychodziła z pokoju. A to wszystko tylko i wyłącznie dlatego, ze Banner poleciał gdzieś w kosmos, nie do końca wiadomo dlaczego.

-Dzisiaj ja odpuszczam, nie czuję się zbyt dobrze- rzuciła Wanda, okrywając się szczelniej kocem. Dopadło ją przeziębienie.

-Ja jestem wolny- powiedział cicho Steve, biorąc ostatni kęs kanapki.

-Nie, dzisiaj moja kolej- w drzwiach stanął Tony. Nikt nawet nie zauważył, że wyszedł. On miał jednak na dłoń założoną maleńką część swojego stroju. Para spojrzała na niego niepewnie, po czym Bucky zaczął się śmiać.

-Będziesz z nami walczył za pomocą tego?- szczerze miał nadzieję, że przyjaciel sobie z niego tylko żartuje. Nie będąc jednak pewnym kolejnego posunięcia Starka. Położył dłoń na sakiewce w spodniach, gdzie trzymał nóż. I miał rację. Tony wystrzelił w niego jakąś swoją bronią, przed czym ochroniła go tylko Harper, a on rzucił w niego nożem. Uchybił się dosłownie o milimetry i to nie dzięki sobie, a dzięki Wandzie.

-Zwariowaliście?- wykrzyczała przerażona. Gdyby zareagowały o parę sekund później mieliby, w najlepszym przypadku, dwoje rannych.

-Mieliście walczyć tak, by się nie pozabijać. Treningi to nie sposób na zemstę!- powiedział dość ostro i dobitnie Steve. Wydawał się być wściekły, wstał od stołu i wyciągnął ze ściany nóż przyjaciela.- Jeśli któremu z was coś się stanie...- zaczął, ale przerwała mu Jones.

-Już dobrze, nic się nie stało- jej serce biło jednak mocniej. Spojrzała kątem oka na ukochanego i miała ochotę chwycić go za dłoń. Jednak tego nie zrobiła, zamiast tego poszła na salę treningową. Zaraz za nią poszedł Tony i Bucky, nie odzywając się do siebie. Rogers stał przez chwilę w miejscu, po czym podszedł do Wandy i położył jej dłonie na ramionach.

-Dziękuję.

-W porządku, spodziewałam się tego ruchu, podobnie jak oni. Harper wyczuwa momenty w których ona albo Bucky są zagrożeni- wyszeptała, kalkulując coś.

-Połączyli się-Clint zrozumiał co chce powiedzieć przyjaciółka. To, co zamierzali zrobić od początku ich treningów w końcu się udało. Steve uśmiechnął się szeroko i przytulił dziewczynę.

-Dałaś radę Maximoff- powiedział i spojrzał na resztę drużyny.

W tym samym czasie tamci zdążyli dojść do sali treningowej. Bucky sprawdził czy ma broń w swojej bluzie, bo sam Tony wydawał się mu być dziwny. Oczywiście, normalnie też był porywczy, ale dzisiaj wydawał się być wściekły.

-Czy wy się o coś pokłóciliście?- zapytała w końcu Harper, odkładając wodę na parapet.

-Friday, zablokuj drzwi i wyłącz kamery, otwórz zamek na zwykły klucz i opuść zabezpieczenia- powiedział Tony, sprawdzając coś na zegarku.- Puść obraz na rzutnik. Dzięki- uśmiechnął się i obrócił przodem do pary.- Widzicie?

-Co to?- zapytał Barnes, widząc tylko zdjęcie pustego pokoju.- Przecież tam nic nie ma, to jakiś dziwny kod?- dodał, podchodząc bliżej do ekranu. Jones stanęła obok niego, myśląc chwilę, po czym się przeraziła.

-O to chodzi, to cela Matt'a, prawda? Nic tam nie ma- zastanowiła się moment, a potem kontynuowała.- Jest tylko maleńka kartka, tam schowana koło łóżka i ściany. Wepchnięta w dziurę, widzicie?

-Masz rację, jesteś świetna Harper. Friday, zadzwoń do Marii- Stark usiadł na parapecie, czekając, aż agentka się z nim połączy.

-Powiedzcie, że macie jakieś poszlaki- jęknęła, łącząc się z nimi. Tony chciał się odezwać, ale uprzedziła go szatynka.

-Wejdź do celi, i kucnij zaraz przy łóżku. Stark, załatw mi widok z kamer- rzuciła do mężczyzny, po czym kontynuowała instruowanie kobiety, gdzie ma znaleźć kartkę.- Bardziej w prawo- rzuciła, mając już widok na żywo.

-Mam! Co to?

-Pokaż do kamery napis tam, boję się, że to wiadomość dla mnie w naszym języku.

-Macie swój język?

-Wiesz, do czarów używamy łaciny, ale każdy zbór ma coś na zasadzie swojego języka. To maleńkie rysunki, które przekazują nam wiadomości.

-Masz racje, to jakiś rysunek- Maria pokazała ją do kamery, a Harper skupiła się na widoku. Myślała chwilę, kalkując coś w głowie. Dawno nie używała tego języka. Był on potrzebny głównie do zebrań zborów krajowych i świa-zapytał Bucky i chciał do niej podejść, aby ją przytulić, ale powstzrymał się. towych, a na takim nigdy nie była.

-Matt mówi, że miał być znakiem dla mnie, ostatnim ostrzeżeniem. On... Teraz zacznie się czas ostateczny.

-Arrows chce wyruszyć na bitwę przeciw nam?

-Matt nie mówi o Arrows, on był jasnowidzem.

-Mamy go gonić?

-Nie, nie wrócił do organizacji, mam nadzieję- westchnęła i założyła ręce na głowę.

-Harper, o co dokładnie chodzi?- zapytał Bucky, chcąc podejść i ją przytulić, ale ostatecznie się powstrzymał.- Co on tam napisał?

-Nie pojmiecie tego o czym mówi, musi to dopiero nadejść. Cholera jasna- jęknęła i oparła się o ścianę. James przestał się hamować i podszedł do niej i wziął ją w objęcia. Nie odzywali się, za to Tony rzekł tylko:

-Dzięki Maria, szukajcie go dalej- i zakończył połączenie. Spojrzał na zakochanych i westchnął.- A więc mamy problem, tak?

-Nie wiem jeszcze jak duży, ale tak, jeśli jego słowa mają pokrycie w rzeczywistości, to wszystko się zmieni, już za niedługo.

-Chcesz przerwać trening?- zapytał Bucky, głaszcząc ją lekko i całując w czubek głowy.

-Tak, chce się położyć, muszę pomyśleć nad tym co dalej- powiedziała i spojrzała na Starka, aby ten otworzył drzwi. Wyciągnął z kieszeni klucz i otworzył im drzwi.- Nie mówcie nikomu, pod żadnym pozorem. Nikomu Tony- uprzedziła go i wyszli razem z James'em. Najstarszy z nich dostał na sali i wpatrywał się w obraz z celi. Coś było w tym wszystkim dziwnego i pogmatwanego. Harper wyraźnie się tego bała, coś wielkiego się niedługo wydarzy, to wie na pewno.


-------------------------------------------------------

Witajcie! Wracam po dość długiej przerwie, ale obiecuję, że już teraz, aż do samego, rychłego końca, będę z wami dokładnie co dwa tygodnie!

Enjoy! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top