Part Fifty Six
Harper wstała pierwsza i po cichu wyszła z łóżka. Źle spała tej nocy, choć obecność Bucky'ego trochę pomagała. Stała przed szafą, szukając jakiś ubrań na trening. Jej zegarek wskazywał godzinę siódmą trzydzieści, a na sali mieli być o ósmej. Rzuciła w Jamesa poduszką.
-Wstawaj słońce- zaśmiała się i stanęła obok łóżka.
-Muszę? Jest tak wcześnie- jęknął, przeciągając się. Harper spojrzała na niego spod byka.
-Buck, ćwiczymy dzisiaj z Natashą, jesteś na tyle odważny by opuścić ten trening?- zapytała ze śmiechem i rzuciła w niego losową koszulką z szafy.- Ubieraj się.
-No Harp, chodź tu- mężczyzna podniósł kawałek kołdry, aby jego dziewczyna mogła do niego dołączyć. Ta jednak założyła dłonie na biodra i skarciła go wzrokiem.- No już wstaję- stwierdził i zaczął coś mruczeć pod nosem. Harper puściła to mimo uszu, stwierdzając, że nie ma do niego siły.
-Steve się w końcu połapie, że nie śpisz u siebie- zauważyła, wiążąc włosy w ciasnego warkocza.
-Zakładam, że już wie, a jak nie to jest po prostu głupi.
-To twój przyjaciel.
-Brat- poprawił ją, chcąc jasno określić ich relację. Mimo wszystkich sporów między nimi, wciąż był dla niego bardzo ważny. W końcu wstał z łóżka i wtulił się w nią.-Dobrze jest móc budzić się przy tobie- uśmiechnął się lekko i pocałował ją w policzek.
-Przy tobie też Buck, ale jeśli chcesz coś zjeść, to zbieraj się.
-No już- wybrał pierwsze lepszy ciuchy z szafy, a z pokoju wyszli na parę minut przed treningiem, aby zdążyć coś szybko zabrać z kuchni. Ćwiczenia z Natashą będą pewnie trwały do samego obiadu, bo dziewczyna im nie odpuści. Nie teraz, kiedy Bruce zaginął. Po około pół godzinie siedzieli już na sali treningowej, lekko spóźnieni, ciesząc się, że i tak są przed Romanoff. Bucky uderzał w worek, a Harper siedziała na parapecie, wpatrując się w widok za oknem.
-Ale zabawnie wyglądają ludzie z tej perspektywy- rzuciła.
-Są tak oddaleni od nas, jakby to był inny świat- odpowiedział jej szatyn, wtulając się w nią od tyłu i całując ją po szyi. Dziewczyna zareagowała na to chichotem.
-To, że jesteście razem nikogo nie dziwi, ale nawet na treningu?- zapytała, stojąca obok nich Natasha.
-Jak długo tu stoisz?-mruknął Bucky, odsuwając się od ukochanej.
-Przed chwilę tu weszłam- stwierdziła, jak gdyby nigdy nic i pokazała na sprzęt przy drzwiach, po czym uśmiechnęła się złośliwie.- Zabroniono mi używać broni palnej, ale nic nie mówili o pistoletach na kulki.
-Ile my mamy lat?- prychnął mężczyzna, a rudowłosa mu nie odpowiedziała, tylko strzeliła w niego jedną kulką, prosto w serce.
-Oj patrz, umarłbyś- przedrzeźniła go i zaczęła po kolei wymieniać co zaplanowała.
-To my jednak wrócimy na jutrzejsze śniadanie, a nie na dzisiejszy obiad.
-Mogę pracować z wami cały tydzień- powiedziała i chciała strzelić w nich kolejną kulką, ale Harper zorganizowała moc, ochraniając ich oboje.-Aaa, dobrze- pochwaliła ją i rzuciła pistolet przyjacielowi.- Zaczynamy- ich trening trwał w najlepsze już parę godzin. Co jakiś czas mieli przerwę na wodę. Walczyli właśnie wręcz, kiedy rozległ się alarm i głos Friday.
-Ktoś niepożądany próbuję się włamać do budynku, pan Stark nakazał zbiórkę w serwerowni.
-Arrows- zauważyła Harper.
-Serwerownia- zastanowiła się Nat, na co szybko odpowiedział jej Bucky.
-Atak cyfrowy- oboje zerwali się i otwarli drzwi, czując, że mogą je zablokować.
-Jaki plan działania? Zakładając, że żadne z nas nie spotka się z resztą drużyny, którą nie wiadomo gdzie wcięło.
-Wy dwoje macie się nie rozdzielać. Ile masz broni Buck?
-Dwa pistolety i nóż- rzucił, sprawdzając kieszenie.- A nie, mam jeszcze jeden składak.
-Gdzie ty to...?- zapytała zszokowana Harper.
-Prawdziwy żołnierz zawsze jest uzbrojony- zaśmiała się Natasha i uścisnęła dłoń Bucky'ego.- Idę do serwerowni.
-Nie, Nat. Ja mam magię, wy technologię. Poszukaj reszty, my idziemy ją sprawdzić.
-Nie ryzykuj niepotrzebnie- dodał James.- Bruce wróci, a wtedy będzie potrzebował pomocy- rudowłosa uśmiechnęła się pod nosem i odwracając na pięcie, rzuciła.
-Do zobaczenia w piekle- i wyszła, zostawiając ich samych. Para kiwnęła na nią tylko głową.
-W tej walce potrzebny jest Vision.
-Póki co, jesteśmy sami, włącz barierę. Nat zaryzykuje, nie pójdzie do serwerowni, ale gdzieś ich znajdzie. O ile realnie ktoś tu jest. Wtedy będziemy musieli jej pomóc. Byłaś szkolona do martwienia się wyłącznie o siebie i błagam, rób to dalej, jasne? Nie patrz na mnie czy drużynę. Kocham cię Harper Jones- uśmiechnął się i ją pocałował.
-Kochasz?- spytała, mając maślane oczy. Uśmiechała się lekko, widząc tą samą minę u ukochanego.
-Ponad życie Harp- dodał i złapał ją za dłoń.- Masz broń?
-Tak- uśmiechnęła się i wyciągnęła z buta nóż motylkowy. Bucky przytulił ją dumny, że czegoś ją nauczył.
-Proszę skup się na sobie- powtórzył i zaczął kierować się w stronę schodów.
-Rozdzielmy się.
-Co?
-Idź szukać Natashy, ja pójdę się z nimi spotkać- powiedziała i położyła mu dłonie na policzki.- Słońce, martwię się o nią. Teraz nic nie stoi jej na przeszkodzie.
-Niepotrzebnie. Skupią się na tobie, wiesz dobrze o co im chodzi- zaczął, chcąc do niej dotrzeć.
-Jeśli mnie nie dostaną, będą szukać dalej, nie martwiąc się o konsekwencje. Ani o straty w ludziach- dodała i pocałowała go.- Bądź ostrożny. Widzimy się w piekle, jak to stwierdziła Natasha- zaśmiała się i wyszła jako pierwsza przez drzwi. Odwróciła się jednak i dodała.- Kocham cię Buck- uśmiechnęła się i uciekła po schodach w stronę serwerowni. Bała się bardzo, ale wiedziała, że to wszystko to jej sprawka. Do tego dążyła. Jeśli ona nie zaaranżowałaby tego spotkania, to mieliby przewagę, mogli ją zaskoczyć. A teraz była na swoim gruncie, wiedziała jak może ich podejść. Miała szansę ich pokonać, sama, nie robiąc krzywdy przyjaciołom. Prawie wszystkim. Zatrzymała się na chwilę i spojrzała czy ma w kieszeni kurtki list do chłopaka. Spojrzała na niego, uśmiechając się lekko i chowając. Miała zamiar go położyć w serwerowni, gdzie chciała się zmierzyć z Mattem i resztą świty, którą wysłał po nią mistrz. Weszła do pomieszczenia po cichu, rozglądając się.
-Harper Rosalie Jones- usłyszała gruby, spokojny głos.
-Nie spodziewałam się tego, że Mistrz pozwoli ci iść na tak ważną akcję- zaśmiała się, szyderczo, wyciągając szybko list i kładąc go na jednym z urządzeń.- Szczególnie po tym jak słabo odciągnąłeś uwagę Avengersów od jakiegoś waszego przerzutu. W dodatku zablokowali ten twój wirus, nim cokolwiek wynieśliście.
-Skąd wiedziałaś o nim?
-Friday mi pomogła. Nie przewidzieliście jej, prawda? Byliście pewni, że wszystko skończyło się wraz z Jarvisem.
-Harper, nie utrudniaj nam tego.
-Zbierz ludzi z budynku. Z dachu, z pomieszczeń medycznych i tych z dokumentami. Dopiero jak zobaczę w aucie cały komplet grupy uderzeniowej, pojadę z wami- zażądała.
-Panowie, cel zdobyty, odwrót do fur.
-----------------------------------------
Uuu, dzieje się!
Enjoy! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top