Part Fifty One

Clint poszedł do pokoju pokoju Harper i zapukał lekko, choć nie czekał na to, aż odpowie, tylko od razu wszedł do środka. Ta stała przy oknie, obserwując widok za nim.

-Kontrolowanie pogody to trudna dziedzina magii- zaczęła, nie patrząc  na niego.- Najpierw uczymy się jej w swoich dłoniach- pokazała mu rękę, aby zrozumiał o czym mówiła. Pojawiły się nad nią chmury z których spadł deszcz, następnie pojawiły się do tego pioruny, jeszcze później śnieg, a na koniec zaświeciło słońce. Schowała dłoń do kieszeni i kontynuowała swoją wypowiedź.- Po paru latach nauki wchodzimy na wyższe poziomy, kontrolując wpierw pogodę w mieście, potem i kraju. Niewiele wiedźm potrafi jednak kontrolować kontynent i świat.

-Ty umiesz?- zapytał Clint, nie bardzo rozumiejąc aluzję dziewczyny. Ze strachu cofnął się, aż do momentu, gdy dotknął plecami drzwi. Wtedy wiedział, że jedyną ucieczką będzie otwarcie drzwi. Póki co musiał być ostrożny. Harper, wciąż nic nie mówiąc wyciągnęła rękę przed siebie i chmury za oknem rozeszły się i zaświeciło słońce. Barton spojrzał zdekoncentrowany na brunetkę.

-Zmieniać pogodę w mieście potrafi każda- powtórzyła i opuściła ręce. Zachowywała się niczym w transie, jakby nie była przy zdrowych zmysłach.

-Harper?- zapytał Clint i wsunął rękę na klamkę, będąc gotowym w każdym momencie do ucieczki.

-Nie bój się. Wspominałam jedynie moje lekcje z Mistrzem.

-Uczył cię?

-Długi czas, lubił trzymać rękę na pulsie. Byłam dla niego ważna. Jako dziecko, nie jako broń. Byłam jego oczkiem w głowie.

-Kochałaś go?- rzucił z rozpędu, ale zaraz się strofował.- Wybacz, nie chciałem...

-Ale odpowiedź brzmi tak. Byłam maleńkim szczylem, co ja mogłam rozumieć?- zaśmiała się smutno. Brzmiała niczym nagrana pozytywka, jak głos z horroru. Spojrzała na Clinta.- Manipulował mną bym was skrzywdziła- wychrypiała.

-Zmieniłaś się, chcesz naprawić swoje błędy- zaczął powoli i strach go z lekka opuścił. Zbliżył się do dziewczyny.

-Chciałam cię zabić, dlaczego mi pomagasz?

-Bo życie nauczyło mnie dawać drugie szansę. Myślisz, że jak poznałem się z Natashą? Miałem ją zabić, bo ona zabijała naszych. Zawahałem się i znalazłem siostrę. Nie chciałem... Nie mogłem nie zrobić tego po raz drugi. Na tym polega życie mała, na ryzykowaniu i lizaniu ran albo piciu szampana- ostatnie słowa praktycznie wyszeptał. Potem zamilkł na chwilę i otworzył ramiona, by dziewczyna mogła się przytulić. Od razu to zrobiła, nie marudząc, ani nawet się nie odzywając. Clint poczuł wtedy, że już naprawdę nie musi się bać. Odetchnął z ulgą. Wtulił się mocniej w dwudziestolatkę, zaciągając się jej zapachem. Pachniała bergamotką i pomarańczą. Zapach wydawał się gryźć ze sobą, a równocześnie tak bardzo koiło to zszargane nerwy mężczyzny. Uśmiechał się i kołysał w ramionach zranioną Harper. Czuł jak coś zbiera się mu pod powiekami. Musiał być silny, nie płakał od wielu lat. Nie mogło tego zmienić najzwyklejsze przytulenie Harper.

-Masz mądrą córkę- zauważyła Jones, przerywając ciszę pomiędzy nimi i odrywając się od przyjaciela.-Ukryła fascynację magią, a to nie takie łatwe, w tak młodym wieku.

-Nie chcę by szła w moje ślady.

-Za późno. Ona podjęła już decyzję. Nie trwóż się, Cooper i Nathaniel będą jej strzegli i bronili. Będą jej światłem na drodze i przewodnikami wśród trudnych ścieżek życia- wypaliła, nie kontrolując tego, co mówi.-Kochają siebie i ciebie. Dbaj o nich, błagam. Oni jedyni ci zostaną- ostatnie zdanie powiedziała praktycznie bezgłośnie. Bała się tego, że mężczyzna ja usłyszy, a równocześnie chciała, by wiedziała co go czeka. Nie przewidywała przyszłości, choć magia na to pozwalała. Nie można było jednak brać tego bez konsekwencji, a te były straszne. Cenę, jaką płaciły wiedźmy, które parały się jasnowidztwem, były ogromne, za duże na barki dwudziestolatki.

-A co z tobą?

-Moja przyszłość wciąż się kreuje, jest nie jasna. Nie będzie mi jednak dane być z wami na zawsze, nie do tego sprowadza się moje istnienie. Inny jest plan wszechświata na moje jutro, Clint.

-O czym ty mówisz Harper?- mężczyzna znowu się lekko odsunął. Zrozumiał, że coś złego się dzieje. Coś trapiło dziewczynę, coś trzymało ją na granicy rzeczywistości. Była nieswoja, a to martwiło Clinta.-Co się dzieje słońce?

-Niedługo się przekonasz jakie następne przystanki przygotował świat, to będzie cholernie ciężki dla nas czas- wychrypiała i jeszcze raz podeszła do okna, wpatrując się w nie.- Dziękuję, że pokazałeś mi dobrą drogę-dodała. Barton, mimo wcześniejszego odnalezienie się, po raz kolejny się zgubił w tym co mówiła. Nie była sobą.

-Harper, porozmawiaj ze mną- jęknął, przerażony. Nie bał się się jej samej, tylko tego, co wiąże się z jej stanem.- Porozmawiaj ze mną jak z człowiekiem, okej?- spróbował wyczytać cokolwiek z jej twarzy, ale było to niemożliwe. Ukrywała emocje za odrobiną szaleństwa.

-To taki dziwny stan- westchnęła i opadła na pościelone łóżko.-To dla mnie nowe, obce i tak uzależniające.

-Albo zaczęłaś ćpać, albo się opiłaś, albo najprościej w świecie przespałaś z Buckym.

-Clinton!- krzyknęła na niego jego pełnym imieniem i byłaby się zarumieniła, gdyby to było widać na jej twarzy. Nie zaprzeczyła jednak na żadną z propozycji przyjaciela.

-Czyli ćpałaś.

-Nie, ani nie ćpałam, ani nie piłam, ani nie spałam z Buckym. No w pewnym sensie- uściśliła i odwróciła twarz, aby ominąć świdrujące spojrzenie Bartona. Ten jednak po chwili zaczął się śmiać wniebogłosy i opadł na łóżko obok dziewczyny.

-A więc wasza dwójka?- zapytał sugestywnie i objął ramieniem. Na moment znowu poczuł się nastolatkiem, który mógł pomóc przyjaciółce w jej dylematach miłosnych i życiowych. Nie czuł tego za młodu, więc był pełen szczęścia, że może teraz to nadrobić. Z Natashą się tak nie dało, nie dzieliła się swoim życiem towarzyskim i bardzo zdawkowo opowiadała o relacji z Brucem.

-Chyba tak. Znaczy on nie chce na razie nikomu o tym opowiadać, ale ja tobie muszę- wyznała, wtulając się w niego.

-To dobry, ale skryty chłopak, nie dziw się mu. Ostatnio ma na pieńku ze Stevem, nie jest to na pewno dla niego łatwe. Przecież cię nienawidził. A teraz chodzi i zachowuje się jak postrzelony osiemnastolatek, który po raz pierwszy zakochał się w dziewczynie- Harper schowała twarz w zagłębieniu szyi Clinta. Westchnęła głęboko i spojrzała na niego.-Jesteście jak naiwne nastolatki, co chowają się przed matkami.

-Buck jest starszy od ciebie o jakieś sześćdziesiąt lat- zauważyła, spoglądając na niego.

-Ale to ja mam żonę i trójkę dzieci. Chodź, idziemy zrobić obiad dla reszty, bo mnie do reszty tutaj zagadasz- zaśmiał się znowu i dał jej całusa w policzek.

-Planujemy kogoś otruć?

-Steva, pasuje ci?

-A więc się rozumiemy- parsknęli śmiechem i podnieśli się z łóżka. Wyszli w równym tempie z pokoju, jednak Harper zatrzymała się na moment.- Idę tylko zamknąć okno, bo może być chłodno, zaraz dojdę do ciebie.

-W porządku- odpowiedział Barton, ale jej już nie było. Szatynka zawróciła do swojego pokoju. Odczekała moment i zamknęła powoli drzwi do pokoju. Spojrzała na otwartą księgę na biurku i przeczytała po raz ostatni tytuł otwartego rozdziału.

-Manipulacja ludźmi dla zaawansowanych czarownic.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top