Part Fifteen

-Natasha, wyląduj tam, na tamtym dachu. To jakiś wieżowiec, nic ważnego. Tony, Sam, Rhodey, lećcie już teraz i zorientujcie się z góry jak to wygląda. Bruce, słyszysz nas?- zapytał Steve, czekając na jakiś głos w swojej głowie. Banner i Vision zostali w Avengers Tower, by na wszelki wypadek wspomóc ich informacjami. Sam wypuścił swojego drona, więc widzieli cały obraz walki z jego kamery.

- Bardzo dokładnie, mam nadzieję, że jesteście gotowi i macie jakiś inny plan, niż ten Tonego.

-Mój plan, by atakować wcale nie jest taki zły!

-Jasne, że nie. Jest po prostu misją samobójczą- powiedziała Natasha, zniżając lot odrzutowca.- Już, już, wyskakiwać. Dołączę do was za jakieś dwadzieścia minut.

-Zostań Nat- powiedział Clint, zapinając spadochron.

-Jestem tego samego zdania, co Clint. Bądź proszę w ciągłej gotowości, ale zostań w quinjecie- zarządził Steve i pchnął Sam, by ten, jako ostatni, wyleciał już patrolować okolicę. Spojrzał na obecnych i zagryzł wargę.- Clint, na dach, Peter zostań, Wanda, ty czekaj w gotowości.

-Nie ma mowy Kapitanie. Idę z wami- Parker spojrzał na przyjaciółkę, po czym dodał- oboje idziemy.

-Niech wam będzie- warknął Rogers i pokazał im palcem miejsce, w którym mają ich ubezpieczać. Każdy słyszał w słuchawce jakieś narzekanie Tonego, na temat tego, że naraża młodego, mimo, że nie ma takiej potrzeby. W końcu Natasha kazała mu się uciszyć. Steve podziękował jej skinieniem głowy.- Wszystko, wszyscy wiedzą? Świetnie. Na ziemię- rozkazał Clintowi, wskazując mu budynek.

-Na co mi ten spadochron?

-Dla ochrony, jazda, już- powiedział i pchnął lekko mężczyznę.- Idźcie, uważajcie na siebie- powiedział i zaczekał, aż najmłodsi z nich znajdą się na stałym lądzie.

-Kapitanie?- zaczęła Natasha, więc ten spojrzał w jej kierunku. Uśmiechała się lekko, chcąc dodać mu otuchy.- Bucky'emu nic nie będzie- powiedziała, zasłaniając mikrofon. Rogers zmarszczył brwi, nie wiedząc, skąd kobieta zna jego obawy.- Program już nie działa, a Arrows to nie Hydra- zapewniła go i skinęła głową.- Wyskakuj, niżej nie zejdę- zaśmiała się, na co Steve podziękował jej cicho i chwytając do ręki tarczę, wyskoczył z quinjeta. Wylądował na jakimś niższy budynku, nie uszkadzając go, a potem jednym ruchem znalazł się na chodniku. Zdążył zauważyć, że ich pojawienie wywołało panikę. Niektórzy uciekali, inni stali i nagrywali całe zajście.

-Widzicie coś?- zapytała Natasha, razem z jej głosem, nie było słychać dźwięku działających silników, co oznaczało, że dała radę już wylądować.

-Schowali się- powiedział Sam, lądując obok Steva.

-W środku pusto- powiedział Peter, Wanda potwierdziła jego słowa, mówiąc, że na innych piętrach też nikogo nie ma.

-Arrows nie ma, ale co z Harper i Buckym?- Sam, Tony i Rhodey włączyli namierzanie, jednak u każdego skończyło się to fiaskiem.- Niemożliwe, żeby uciekli. Przecież Buck jest świetnie wyszkolonym super żołnierzem!- warknął Rogers.

-Więc co? Zdradziła nas czy ją porwali?- zapytał Tony, który również wylądował obok dwójki przyjaciół. Spojrzeli się na siebie niepewnie. Dołączył do nich również Rhodey, a po chwili też Wanda i Peter. Clint został tylko na budynku, próbując wypatrzyć kogokolwiek z Arrows.

-Wszędzie jest do cholery czysto- warknął i uderzył dłonią o swoje udo. Chcąc w jakiś sposób wyładować swoją wściekłość.

-Jak szybko jesteście w stanie wejść w kamery budynku?- zapytał Rogers, patrząc na Starka i równocześnie mówiąc do Bannera i Visiona.

-Bruce, przygotuj komputery, wejdź w ich systemy. Będę za pięć minut i wszystko zrobię. Daj mi piętnaście minut, Kapitanie- powiedział i zamykając swoją maskę. Podniósł się i po chwili odleciał do wieży.

-Chyba nie myślisz, że Buck i Harper zdradzili- zaczął Peter, ale Steve go uciszył dłonią.

-Wasza dwójka zabiera się z Natashą do domu, Rhodey, tak samo. Sam, zostaniesz chwilę ze mną. Obejrzymy wszystko od środka. Clint, pilnuj nam tyłów.

-Nie mam najmniejszego problemu, ale wydaje mi się to być bezsensowne- powiedział Barton, zakładając łuk na plecy. Doskonale zdawał sobie sprawę, że skoro odwlekają wyjście ponad trzydzieści minut, to ich tu po prostu nie ma.

-Nie interesuje mnie co się wydaje. Mamy znaleźć Bucky'ego. Nie może dopuścić do tego, żeby...

-Program został wyłączony- powiedziała przez zęby Natasha.- Zacznij w końcu ufać T'Challi- można było poznać, że kobieta się zdenerwowała. Może nic szczególnego nie łączyło ją z królem Wakandy, ale nie wydał jej, że go zaatakowała, a potem pomógł jej przyjaciołom, złapał Zemo. To dawało mu już kredyt zaufania. Większość była zdania, ze ten facet jest jednym z nich.- Zaufaj Bucky'emu- powiedziała w końcu, już o wiele ciszej i spokojniej.

-Idźcie, ja jeszcze zostanę- Steve założył ręce na piersi i stanął mocno w miejscu.

-Jak grochem o ścianę- warknął Sam.- Słuchaj, wiem, że gościu jest dla ciebie jak brat, że nie chcesz go stracić, ale zdaj sobie sprawę, że jesteś dla niego równie ważny i nigdy być cię nie zdradził, to raz, a dwa, że dużo nacierpiał się w Wakandzie, po to, by usunąć z siebie cholernego Zimowego Żołnierza. Rozmawiałeś z nim kiedyś na ten temat? Pomagałeś przepracować traumę?- syknął i pchnął go lekko pięścią. Nie cierpieli się z Barnesem, ale w ostatecznym rozrachunku oddałby za niego życie. Był dla niego w jakiś sposób ważny, rozumiał go. Wszyscy zatrzymali się w bezruchu, czekając na ruch Kapitana.

-Natasha, zejdź niżej, żebyśmy mogli wejść- powiedział, nie odnosząc się w żaden sposób do ich słów. Peter spojrzał niepewnie na Wandę, zastanawiając się co ona myśli na ten temat. Oni zachęcali ich do zaufania dziewczynie, więc jeśli coś pójdzie nie tak, to w dużej mierze będzie ich wina.

Po około pół godzinie wszyscy siedzieli już w salonie wieży, czekając na wideo od Starka. Udało się mu wejść do ich systemu kamer, choć chwilę to zajęło, ze względu na ich bardzo dobre zabezpieczenia.

-Friday, puść na dużym ekranie akcję sprzed godziny. Wejście, potem pierwsze piętro i winda- zarządził Tony, siadając obok Steva, Wszyscy siedzieli niepewnie, nie wiedząc, czego właściwie mogą się spodziewać. Na ekranie pokazali się im ludzie z Arrows, którzy czekali na coś lub na kogoś. W tle można było zobaczyć skradających się Bucky'ego i Harper. Nie wyglądali na skłóconych, jak zazwyczaj w wieży.- Potem mam jeszcze jedno nagranie- powiedział Stark, który nie patrzył na ekran, a na tablet, który miał na kolanach. Barnes zaatakował mężczyzn od tyłu, a w tym samym czasie Jones wkradła się do środka. Ludzie Arrows zostali powaleni. Stulatek stał chwilę na polu, rozglądając się czy ktoś nie próbuje na niego skoczyć, jednak kiedy nikt się nie zbliżał poszedł w ślady dwudziestoczterolatki. Obraz się zmienił i im oczom ukazało się wnętrze windy.

-Nie ma głosu jak znam życie?- zapytał Rogers, na co Stark pokiwał przecząco głową, nawet nie podnosząc głowy. Na ekranie widzieli Harper i Bucky'ego stojących do siebie tyłem i mówiących coś do siebie. Wydawali się być spokojni, lecz w momencie, gdy Jones uśmiechnęła się, Barnesowi puściły nerwy i uderzył pięścią w lustro, zaraz obok głowy dziewczyny. Był wściekły i mimo tego, że jego towarzyszka zawsze deklarowała, że się go nie boi i, że nic jej nie może zrobić, to na jej twarzy ukazało się przerażenie. Po chwili otworzyły się drzwi windy, a obraz na ekranie znowu się zmienił. Ta dwójka weszła do jakiegoś pomieszczenia.

-Tu urywa się nagranie, choć jak się przyjrzycie, to zobaczycie, że nim zamykają się drzwi, to Harper stoi trzymana przez dwójkę ludzi i ktoś zakłada jej coś na podobiznę moich rękawic. Oczywiście w dalszym ciągu nie wiemy o co poszło im w windzie, być może wspomniała o programie, co nie jest pozbawione sensu. Mam jednak nagranie z naszego salonu. Zastanawiałem się jak zdążyli tak szybko dostać się do wieżowca, ale to też się wyjaśniło. W momencie, gdy zorientowaliśmy się, że ich nie ma, oni właśnie wyjeżdżali z garaży na motorze Steva- Tony opowiadał im i ciągle szukał czego na tablecie. W końcu uśmiechnął się lekko i przesunął coś, a na ekranie pojawił się obraz z salonu.- Jeśli was to zainteresuje, to tutaj mamy głos.

-Chyba faktycznie mi nie ufasz, skoro nie przygotowujesz się tyle co reszta. Zdążyłeś chociaż wziąć noże albo pistolety?

-Ciebie w Arrows może tego nie nauczyli, ale w Hydrze dobrze mi wpoili, że prawdziwy żołnierz zawsze jest uzbrojony- powiedział mężczyzna, stając przed dziewczyną. Ta odwróciła się w końcu do niego przodem.

-Nigdy więcej się z nim nie pokłócę- powiedział Bruce, słysząc jego komentarz o broni. Natasha zaśmiała się, jednak zaraz wróciła do swojej powagi.

-Punkt dla ciebie James- powiedziała i założyła ręce na piersi.- Czego oczekujesz?

-Albo to zaplanowałaś i czeka nas zguba, albo faktycznie jesteś niewinna i polują na ciebie.

-Nie chcesz ich narażać, sierżancie Barnes?- powiedziała i zbliżyła się do niego. Dzieliło ich może parę centymetrów, nie więcej.- Tylko czemu tak ci na nich zależy? Pragnęli twojej śmierci, walczyli przeciw tobie, skrzywdziłeś ich, zabiłeś ich rodziny.

-Zabójstwa, których się dopuściłem jako Zimowy Żołnierz, zostały mi przebaczone- powiedział przez zaciśnięte zęby.- Nie mam prawa wybaczać im pragnienia mej śmierci, sam bym jej chciał na ich miejscu. Najważniejsze jest to, co tu i teraz- powiedział i uśmiechnął się lekko.- W momencie, gdy kończysz sto lat i nikt z twoich znajomych raczej nie żyję, a jeśli już to albo cię nie pamiętają, albo są pewni, że leżysz gdzieś martwy w górach. Wtedy ludzie, którzy się tobą zainteresują, którzy w jakiś sposób chcą twojego szczęścia, dbają o ciebie, dają ci dach nad głową i chleb, stają się twoją rodziną, ludźmi za których oddasz życie- powiedział patrząc jej w oczy, ta lekko odwróciła wzrok i spojrzała się w stronę okna. Kiwnęła na niego głową i oboje zbliżyli się tam.

-Pozwól więc mi dowieść, że ja też chcę być dla was jak rodzina- powiedziała.- Mamy jeszcze jakieś pięć minut, nim zejdą do salonu. Musimy się jakoś dostać...

-Motocykl Steva, zbytnio ufa ludziom i zostawia kluczyki przy nim- powiedział i oboje uśmiechnęli się na te słowa. Harper odwróciła się do niego przodem.

-Sierżancie Jamesie Barnesie, zacznijmy od nowa- powiedziała i wyciągnęła dłoń przed siebie w geście przywitania.- Nazywam się Harper Jones, jestem czarownicą na lewych papierach- mężczyzna westchnął, ale uścisnął jej dłoń.

-Nazywam się James Barnes, już dawno straciłem stopień wojskowy. Wszyscy nazywają mnie Bucky, tobie też wolno- powiedział spokojnie i oboje wyszli z salonu, kierując się w stronę garażów.



------------------------------

Przełomy, przełomy i jeszcze raz przełomy- co o tym wszystkim myślicie? Będzie mi szalenie miło, jak wyrazicie swoje zdanie w komentarzach!


Enjoy! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top