Part Eighteen

- Coś nowego Stark?- zapytał Steve, wchodząc do pracowni mężczyzny. Atmosfera w Avengers Tower była ciężka, praktycznie nikt nie żartował, toczyło się mało towarzyskich rozmów, głównym tematem był Bucky, Harper i Arrows. Zdania członków drużyny też były podzielone. Niektórzy uważali, że dziewczyna zdradziła, a inni, że po prostu wpadli w ich ręce. Nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że mogło się im stać, choć zdawali sobie sprawę z tego, że to jest możliwe.

-W tajemnicy dałem jej telefon, ale ślad urywa się dwie przecznice od Empire Station, tam, gdzie został twój motor. Musiała więc go albo wyłączyć, albo zepsuć.

-Bucky nie byłby na tyle głupi, żeby iść bez jakiegokolwiek ubezpieczenia- warknął Rogers i spojrzał na tablicę, zapisaną przez Tonego.

-Pragnę zauważyć, że chciał nas chronić, więc był gotowy się do tego posunąć- odpowiedział mu mężczyzna, rzucając lutownicą o stół.- Wiem, że martwisz się o przyjaciela, ale cholera jasna, my też nie śpimy spokojnie, nie wprowadzaj bardziej nerwowej atmosfery niż już jest- w końcu wyrzucił z siebie to, co siedziało w nim od dwóch dni. Spojrzeli na siebie z Stevem i stali w milczeniu. W końcu Kapitan odwrócił się na pięcie i wyszedł bez słowa. W tym samym czasie Wanda siedziała z Peterem w jego pokoju, zastanawiając się co będzie dalej. Nikt ich oficjalnie nie oskarżał o to, że przez nich wypuścili Harper, ale widzieli ból w oczach Steva, który odzywał się tylko wtedy, gdy temat dotyczył Barnesa.

-Jestem pewien, że to kwestia czasu, kiedy się na nas wyżyją- powiedział Parker, odrabiając jakieś zadanie z angielskiego. Mimo tego wszystkiego co się działo, nie mógł zapomnieć, że wciąż chodzi do szkoły.

-Czy ty się od Bucky'ego nauczyłeś pesymizmu?- zapytała z wyrzutem Wanda i odłożyła na chwilę książkę, którą czytała. Lubili siedzieć razem w pokoju i robić dwie różne rzeczy, łatwiej było im się wtedy skupić, a przy okazji każde z nich miało wsparcie.- Poznałam tego faceta na tyle, by wiedzieć, że on nie odpuści i to kwestia czasu, aż zawita w nasze progi. Mogę się o to założyć- zaśmiała się i wzięła z pudełka jednego cukierka.

-O co?- Peter podniósł jedną brew i obrócił się przodem do przyjaciółki.

-O przysługę- odpowiedziała i wyciągnęła w jego kierunku dłoń, którą potrząsnął i przecięli zakład. Po chwili do pokoju wszedł Clint, a za nim Natasha.- Coś się stało?

-Nie, po prostu mamy dość atmosfery na dole, nic się nie da zrobić.

-Plus mamy dość trenowania we dwójkę, bo znam jego ruchy na pamięć- powiedziała rudowłosa i położyła się na łóżku. Barton zamknął drzwi i oparł się o nie, czekając na jakiś ruch ze strony młodych.

-Mam jeszcze do zrobienia parę zadań, ale Wanda jest wolna- zaśmiał się i wrócił do angielskiego. Ta posłała mu tylko mordercze spojrzenie, ale pokiwała twierdząco głową.

-Szukałem was- odezwał się głos, na co wszyscy wzdrygnęli się, a Clint wyciągnął z kabury nóż.

-Vision, cholera, nie strasz nas tak!- wrzasnęła Natasha, podnosząc się do pozycji siedzącej. Humanoid pojawił się właśnie w pokoju, przechodząc przez ścianę, za którą był jego pokój. Miał zdziwioną minę, jakby nie rozumiejąc oburzenia reszty.

-Rozmawialiśmy na ten temat, do wchodzenia są drzwi i musisz to respektować- powiedziała spokojnie Wanda i uśmiechnęła się ciepło. Była przyzwyczajona do takiego zachowania i nie była tak przerażona jak reszta.- Po co nas szukałeś?

-Atmosfera przy panu Wilsonie, Starku i Rogersie jest nieco burzliwa i ciężko z nimi wytrzymać. Co jest oczywiście zrozumiałe, jednakże...

-Nawet on to widzi. Musimy coś z tym zrobić. Tony nie spał od czasu tej akcji, Steve w końcu kogoś zabiję, a Sam... O co właściwie chodzi Samowi? zapytał Clint i usadowił się obok dziewczyn na łóżku.

-Jest chyba wkurzony o to, że Steve teraz go unika i ma go gdzieś. Wczoraj wrzeszczeli chyba na siebie- powiedziała Natasha i wróciła do przeglądania podręcznika od hiszpańskiego.- Ty się tego uczysz?- zapytała i spojrzała na Parkera. W odpowiedzi pokiwał tylko głową, nie patrząc na nią. Po chwili usłyszał jak jego książka staje się przedmiotem przemocy. Spojrzał przez ramię na dwójkę przyjaciół, którzy wzajemnie się okładali. Romanoff używała hiszpańskiego, a Barton chemii. 

-Lubię te podręczniki, będę wdzięczny jak ich nie rozwalicie- powiedział z rezygnacją w głosie i wrócił do zadania.- Czemu właściwie siedzicie u mnie?- spojrzał na wszystkich i wklepał coś w laptopa.- Nie ma u mnie centrum dowodzenia, my się tylko uczyliśmy z Wandą- powiedział i wskazał na swoje biurko.- Mogliście iść do Rhodeya...

-Jest na wyjeździe, armia czegoś od niego potrzebowała- rzucił Clint, czytając tym razem podręcznik od fizyki.

-Masz to do góry nogami- powiedział Peter, podnosząc brew.- A Thor?

-U Jane?- bardziej spytała, niż powiedziała Natasha.

-Nie, zerwali chyba.

-Kiedy?

-Ostatnio coś o tym mówił, ale nie wydawał się szczególnie poruszony.

-Może to jeszcze nie koniec.

-Moje panie, chciałbym zauważyć, że jesteście w towarzystwie.

-I to towarzystwo powinno się zbierać. Pan Rogers prosi do salonu- powiedział pogodny głos w przestrzeni.

-Dzięki za wiadomość Friday, zaraz będziemy- powiedział Peter i odłożył długopis.- Ruchy, bo ktoś dostanie z tarczy- powiedział, pośpieszając całą resztę. Wygonił ich z swojego pokoju i wychodząc jako ostatni, zamknął pokój na klucz i schował go do tylnej kieszeni swoich spodni. Gdy wszedł do salonu, wszyscy siedzieli już na miejscach. Te dwa puste wyglądały przerażająco, przypominały, że coś jest nie w porządku.

-Słuchajcie- zaczął Steve, wstając od stołu, spojrzał na swoje dłonie, które przecierał nerwowo.- Wiem jak w ostatnich dniach wygląda życie tu i zdaję sobie sprawę, że nikomu nie jest łatwo. Dla jasności, nikogo nie obwiniamy. Sami zaufaliśmy Harper i nie ważne teraz czy zdradziła czy nie. Musimy odzyskać oboje. Bucky ma być żywy, Harper...- tu się zawahał, bał się wypowiedzieć słów, które przychodziły mu na myśl. Stał przez chwilę w milczeniu, jednak postanowił po prostu usiąść z powrotem przy stole.- Nie chcę tego mówić, bo ciągle jakaś część mnie wierze w to, że ona poszła po prostu z Buckym, żeby nas ratować, ale sami wiecie jak to wygląda. Harper ma być u nas żywa, bądź... martwa- Tony spojrzał na niego z szokiem. Nie dziwiłyby go te słowa z jego ust, ale Steve nie był tym typem człowieka.

-Myślę, że...- zaczął Stark, ale Rogers uciszył go machnięciem dłonią.

-Uznacie mnie za szaleńca, ale w porządku, mam to gdzieś. Raz już straciłem brata i nie pozwolę, by stało się to drugi raz. Nie wiem od czego powinniśmy zacząć, ale...

-Przepraszam, że ci przeszkadzam Steve, ale chyba mamy trop- powiedział Barton i wskazał na ekran w salonie. Kapitan uśmiechnął się lekko.

-To już wiecie co robić- powiedział i wszyscy wstali od stołu.



---------------------------------

Wiem, że trochę Polsat, ale zawsze uwielbiałam takie coś, mimo, że denerwowało mnie to niemiłosiernie! Dlatego nie mogło tego zabraknąć również u mnie, mam nadzieję, że się podoba.

Poza tym nowy rozdział wleciał już dzisiaj z powodu... *dum, dum, dum* Pierwszego tysiąca wyświetleń! Dziękuję Wam z całego serca, to naprawdę wiele dla mnie znaczy! Mam nadzieję, że każde kolejne tysiące pójdą z górki!

No i przy okazji- może skusicie się na maratonik? Czekam na odzew z waszej strony!

Enjoy! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top