Part Eight
-Peter, czy ty jesteś normalny? Jest czarownicą, próbowała zabić dwójkę najlepszych na świecie szpiegów!
-Ja nie jestem...-zaczął Clint, ale Stark przekrzyczał łucznika.
-Zamknij się Barton! Zaufałem ci i zgodziłem się, byś poszedł do niej zanieść obiad, nie mieliście rozmawiać!- Tony był wściekły. Peter i Wanda opowiedzieli mu o tym co mówiła dziewczyna podczas popołudniowego zebrania. Nie był zaciekawiony, jak sądzili, tylko wściekły, co z kolei widzieli.- Teraz nawet nie wiemy co twoja niewyparzona gęba jej naopowiadała! Nie wiemy czy nie zdradziłeś jej szalenie ważnych faktów! Nawet...- mężczyźnie przerwał Parker cichym głosem. Wszyscy spojrzeli na niego jak na samobójcę. Mało chodziło po świecie ludzi, którzy odważyli się przerwać wrzask Tonego w tak chamski sposób.
-Nagrałem nas- powiedział z poważną miną. Cisnął się mu na twarz uśmiech, ale stwierdził, że w tej chwili byłoby to zgubne.
-Co zrobiłeś?
-Zegarek który mi pan dał. Mogę wydawać komendy systemowi. Friday, pomóż proszę. Nagranie z celi, puść na ekranie w salonie- powiedział chłopak siadając ponownie na swoim miejscu. Wanda spojrzała na niego zdziwionym głosem. Kiedy chłopak to włączył? Po paru sekundach wszyscy byli pogrążeni w oglądaniu i analizowaniu rozmowy. Twarz Tonego nieco złagodniała, chociaż jego przyjaciele wiedzieli, że to nie koniec wrzasków.
-Zatrzymaj Friday- powiedział w pewnym momencie Stark.- Przemilczę sprawę co o mnie mówiliście- mówiąc to spojrzał na Wandę- Nie jestem zadowolony z tego, że rozmawialiście- jego wzrok przeniósł się na Petera- ale masz plusa za przewidywanie ważnych wydarzeń. Myślę- w tym momencie zwrócił się już do całej drużyny- że w tym momencie nie mamy ważniejszych spraw i możemy przeanalizować to wideo. Z tego co mówiliście, powiedziała tam coś o tej całej organizacji, Arrows, prawda?- dzieciaki kiwnęły tylko głową na tak.-Friday, kontynuuj, proszę- nagranie oglądali parę razy, zastanawiali się co z tego jest prawdą, a co tylko ukartowała dziewczyna. Choć nikt się do tego nie przyznał, to uważnie oglądali moment, gdy dziewczyna wymieniała słabe i mocne strony Parkera. Oczy Starka wydawały się płonąć nienawiścią. Nikt nie miał prawa obrażać jego syna, nawet jego ukochana. Tony przeklął w myślach. Nie może się tak z nim spoufalać i nazywać go swoim dzieckiem, nawet jeśli dzieje się tak tylko w jego myślach. Nagranie dobiegło końca. Po czterech razach znali już dialogi niemal na pamięć. Przez chwilę nikt się nie odzywał i pierwsza przemówiła Natasha.
-Ja bym ten Brooklyn sprawdziła.
-Zwariowałaś? To zasadzka- prychnął Clint. Rogers zmierzył go spojrzeniem i chłodno przyznał rację Rosjance. Zdania były mocno podzielone, niemal jak za czasów przybycia Buckiego.
-Jeśli to zasadzka, to damy radę, a co jeśli zginą wtedy niewinni? Stark, pamiętasz doskonale co ostatnio mówiłeś- powiedział z lekka zdenerwowanym tonem Rhodey.- Mieliśmy chronić cywilów. Nie może nas nasze zdanie znowu podzielić. Cholera, nie teraz- Stark oparł obie ręce o stół, a dłoniami przeczesał włosy. Mocno nad czymś główkował. Parę razy otwierał buzię, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz ją zamykał. W końcu jednak się odezwał.
-Kapitanie, co rozkażesz- nie patrzył na nikogo, lecz gdy skończył swoją krótką wypowiedź spojrzał głęboko w oczy Steva. W gruncie rzeczy to ufał mu. Nie darzył go wielką miłością, ale ten facet przyczynił się do upadku drugiej wojny światowej, a w dodatku jego ojciec i on byli przyjaciółmi. Skoro on mu ufał, to i Tony może. Clint i Sam spojrzeli na niego z swoistym wyrzutem, po Rhodeyu można było poznać, że jest pełen aprobaty, oczy Steva wyrażały zaś wdzięczność i uczucie, którego Stark nie mógł zrozumieć. Kapitan był dla niego niczym jakiś starszy kuzyn, który uczy go jak żyć, choć prawda jest taka, że mniej wie o życiu.
-Ostrożności nigdy za wiele. Nie pójdziemy wszyscy, nie byłoby to odpowiedzialne, a w dodatku przestraszylibyśmy cywilów. Będziemy jednak w pogotowiu, jeśli okaże się, że Harper mówi prawdę.
-A co z nią? Może...
-Nie- odpowiedzieli w tym samym momencie Peter, Tony i Steve. Ta pierwsza dwójka odchrząknęła i usiadła z powrotem na swoje miejsce, Rogers z kolei kontynuował wypowiedź.
-Nie uważam tego za dobry pomysł, szczególnie na tym etapie. Może za jakiś czas się zgodzę. Niech póki co pokaże, że faktycznie była pod ich wpływem i można jej zaufać.
-Mi zaufaliście szybciej- powiedziała z wyrzutem Wanda.
-Byliśmy w niebezpieczeństwie wojny, potrzebowaliśmy was bardziej po swojej stronie, niż po jego.
-A teraz nie jesteśmy w niebezpieczeństwie?
-Nie Wando, teraz mamy jakąś męczącą organizację, która póki co nie jest problemem. Będziemy się nad nimi zastanawiać jak poznamy ich siły- powiedział spokojnie Vision, zjawiając się znikąd.
-Gdzie byłeś?- Steve zwrócił się w jego kierunku i założył ręce na piersi. Jasne, Vision był wolnym robotem, humanoidem, czy czym on właściwie był, ale miał też w sobie kamień umysłu. A ten nie może sobie ot tak pojawiać się i znikać. Zaufali jemu i Thorowi, który stwierdził, że skoro udało się mu podnieść mjolnir, to jest godny zaufania i może nosić tak ważny dla nich przedmiot. Tylko dlaczego teraz do cholery o tak sobie znikał?
-Byłem w pracowni pana Starka, przepraszam za spóźnienie.
-W porządku, Wanda ci potem opowie co ustaliliśmy- powiedział Steve i zwrócił się z powrotem do wszystkich. Uśmiechnął się lekko i przetarł twarz dłońmi.- Więc Brooklyn, jakieś dokładne dane?
-Południe, bank i w sumie tylko tyle wiemy.
-One Hason Place, centrum Brooklynu. Czy dla wszystkich to wystarczający argument by tam być?
-Nie jestem przekonany co do tego, ale skoro wy idziecie to i ja pójdę- powiedział Clint i spojrzał na Natashę. Tak naprawdę nie szedł tam ze względu na nich, a ze względu na nią. Ona nie zostawiła go w żadnych kłopotach, więc i on nie może. Zresztą Laura i dzieciaki chyba by go zamordowały.
-Więc ustalone, że idziemy. Bruce, Thor, Vision, Wanda, zostaniecie w bazie, a w razie problemów będziecie w gotowości. Tony, może też zostań. Dla ciebie to moment by się tam pojawić. Clint, będziesz obserwował wszystko z góry. Natasha, Peter...
-Nie, on nie idzie- powiedział Tony odkładając długopis na stół.
-Rozmawialiśmy o tym- westchnęła Natasha.
-Nie ma...- mężczyzna nie był w stanie dokończyć, gdyż młody wszedł mu w słowo.
-Nie panie Stark, jestem Avengersem, ukrywam się przed całym światem, walczyłem w waszej wojnie, pokonałem silnego człowieka, który kradł materiały spod pana nosa. Jak długo będę traktowany jako dziecko? Mam tego dość. Albo pójdę na tą akcję, albo to koniec i wracam na Queens- powiedział pewnie uderzając pięścią w stół. Wszyscy spoglądali na niego zszokowani. Peter nie był typem człowieka, który odzywał się w czasie kłótni, a szczególnie nie robił tego Tonemu, który był jego autorytetem. Spoglądali to na niego, to na skonsternowanego Iron Mana.
-W porządku, ale masz się nie narażać- powiedział Tony i spojrzał z powrotem na Kapitana. Ten otwierał parę razy buzię, nie wiedząc co powiedzieć.
-Jak już mówiłem, Peter i Natasha będą jako cywile pod wieżowcem, ja będę w budynku na przeciwko. Sam, Rhodey i Bucky, parę ulic dalej będziecie czekać w aucie na nasz znak, jeśli wszystko będzie w porządku, to wrócicie do bazy, jeśli będzie potrzeba to będziecie. Każdy wszystko rozumie?- spojrzał na każdego po kolei i gdy ci pokiwali głową na tak uśmiechnął się.- Jeszcze coś potrzebujemy przegadać czy treningi?-nikt się nie odezwał, co Steve uznał za chęć przeprowadzenia treningów.- Świetnie, a więc zapraszam was na sale.
-------------------------
Hej! Znowu ja :)
Mam nadzieję, że i ten rozdział się Wam spodobał, a jeśli tak to zachęcam do zostawienia gwiazdki, komentarza albo obserwacji <3
Do zobaczenia w przyszłym tygodniu! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top