XII. Kwatera Korpusu


Serce zaczęło mi telepać w klatce piersiowej. Właśnie wchodziłam do miejsca w którym roi się od najlepszych Zabójców Demonów. Zaczęłam uważnie nasłuchiwać dźwięków, które mnie otaczały. Musiałam być przygotowana na wszystko, łącznie z ewentualną ucieczką. Chociaż gdzie ja bym uciekła... przecież jest środek dnia. Słońce wykończyłoby mnie szybciej niż Zabójcy. Tak naprawdę, aktualnie byłam całkowicie zdana na łaskę Filarów, co było dla mnie okropnie frustrującym uczuciem.

- Kolejny parszywy demon w świętym miejscu. Po prostu świetnie. - usłyszałam sarkastyczny, pełen pogardy męski głos.

- Sanemi, to na rozkaz Mistrza. Odsuń się z łaski swojej. - ten głos należał akurat do tej dziewczyny, która mnie zaatakowała, Shinobu.

- Młody, kładź tą skrzynię tam pod zadaszeniem. - rozkazał jakiś inny mężczyzna, o donośnym i spokojnym głosie.

- Będę stał zaraz obok, tym razem udowodnię wam, że te bestie nie zasługują na żadną litość. - poinformował chłopak o pogardliwym głosie.

Po chwili poczułam jak skrzynia została odłożona na ziemię. Nawet nie drgnęłam, czułam jak serce głośno kołacze mi w piersi. Nie byli zbyt przyjaźnie nastawieni. W sumie, czego ja się spodziewałam? Jestem demonem. Tanjiro mówił, że ten ich Mistrz powinien być raczej pozytywnie do mnie nastawiony. Mam nadzieję, że gdzieś tam jest, bo ten cały Sanemi chyba chce za wszelka cenę się mnie pozbyć...

- Ty, z maską dzika. Wypad stąd! To nie jest miejsce dla zwykłych Zabójców. A Ty, miłośniku demonów zostajesz. Stawaj tam! - rozkazywał wszystkimi naokoło Sanemi.

Czułam, że stoi zaraz obok mojej skrzyni. Jego aura była mocno wyczuwalna, był wściekły i czułam jak emanowała od niego nienawiść do mnie i do innych demonów.

- Wyłaź demonie! - krzyknął w pewnym momencie kopiąc mocno w skrzynkę, w której się znajdowałam.

Sparaliżowało mnie, dosłownie zamarłam w bezruchu. Chyba po raz pierwszy w życiu sparaliżowało mnie ze strachu. O ironio, a to zwykle ja paraliżowałam innych. Nie wiem, czy to przez fakt, że zostałam już zaatakowana bez powodu, czy przez to, że znajdowałam się w miejscu gdzie każdy pragnie mojej śmierci...

- Spokojnie Hikari, jesteśmy pod dachem. - usłyszałam głos Tanjiro.

Wcale mnie to nie uspokoiło, nie pomyślałam nawet o słońcu. Bałam się tego faceta, jednak musiałam jakoś w końcu zareagować. Gdy już zaczynałam się podnosić z zamiarem wyjścia, wieko skrzyni raptem otworzyło się.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to wykrzywionego z pogardą Sanemiego. Miał koło dwudziestu lat i bujną, białą czuprynę. Jego twarz zdobiło w poprzek kilka długich, poszarpanych blizn. Cofnęłam się gwałtownie w głąb skrzyni, dokładnie analizując ruchy chłopaka. Ten natomiast prychnął szyderczo.

- Co to za zniewieściały demon, który boi się wyjść ze skrzyni? I to ma być ten Trzynasty Księżyc? Śmieszne! - zawołał.

Słysząc te słowa, krew momentalnie we mnie zawrzała, a strach całkowicie wyparował. Podniosłam się powoli, nie spuszczając wzroku z Filara. Był ode mnie sporo większy, ale w tym momencie nie przejmowałam się tym. Co ten cały Sanemi sobie tak właściwie wyobrażał? Wbiłam spojrzenie prosto w jego fioletowe tęczówki, po czym ukazałam swoje prawdziwe demoniczne źrenice, na których widniał napis „Wyższa Siódemka". Chłopak widząc to, wzdrygnął się i cofnął o krok do tyłu, sięgając ręką do rękojeści miecza.

- I kto tu jest zniewieściały? - prychnęłam z pogardą w jego stronę, przekrzywiając lekko głowę na bok i uśmiechając się, ukazałam kły.

Gdy zobaczył napis na moich oczach, przemknął przez jego twarz cień strachu. Żaden Hashira od ponad stu lat nie pokonał członka Wyższej Kwadry. Wiedziałam, że nijak nie przesłużyłam się do nadanego mi tytułu, ale też zdawałam sobie sprawę, że dysponuję silną mocą. Na tyle silną, że Muzan był skłonny przydzielić mi taki status, pomimo mojej nie wykształconej w pełni mocy oraz młodego wieku. Reszta z pewnością musiała zdawać sobie z tego sprawę. Udało mi się wyczuć aury pozostałych i można było w niej dostrzec delikatne obawy wobec mojej osoby. Byłam dla nich jedną, wielką niewiadomą, która przybyła prosto z rezydencji Kibutsuji'ego, niczym tykająca bomba.

- Jaka ona jest słodka! Wyglądacie razem jak rodzeństwo! - zawołała nagle jakaś dziewczyna, podekscytowany głosem.

Odwróciłam się gwałtownie w tamtym kierunku i wtedy zobaczyłam resztę Filarów. Stali poza zadaszeniem, w rządku, na drobnym żwirze przy trawniku. Wszyscy obrzucili nadpobudliwą dziewczynę karcącym spojrzeniem. Co prawda mój kolor oczu i włosów był całkiem zbliżony do Shinazugawy, ale podobieństwo raczej znikome.

Całkiem z lewej strony stała Shinobu, ją już zdążyłam poznać... Obok niej, znajdował się ogromny mężczyzna. Miał chyba ponad dwa metry wzrostu, co kontrastowało z jego niską koleżanką. Ręce miał złożone jak do modlitwy, a wokół nich zawinięty miał czerwony różaniec. Następnie stał kolejny mężczyzna, nieznacznie niższy, ale również umięśniony. Miał białe, związane z tyłu w kucyk włosy, oraz dwa szerokie miecze zawieszone na plecach. Koło niego o wiele niższa postać, nie byłam w stanie stwierdzić czy to dziewczyna czy chłopak. Długie czarne włosy z granatowymi końcówkami otaczały twarz o delikatnych rysach, której wzrok padał teraz gdzieś w niebo. Całkiem z prawej stała dziewczyna, która jako jedyna wpatrywała się we mnie przyjacielsko. Miała różowo-zielone włosy zaplecione w trzy grube warkocze. Dostrzegłam, że również pod dachem, kilka metrów ode mnie i Sanemiego stoi Tanjiro. Poczułam niewyobrażalną ulgę na jego widok.

W tej samej chwili drzwi, które jak się okazało znajdowały się pod zadaszeniem otworzyły się niespodziewanie. Weszły przez nie dwie dziewczynki, miały krótko obcięte białe włosy i hipnotyzujące oczy.

- Mistrz właśnie przybył. - powiedziały równocześnie, siadając po obu stronach wejścia.

Wszyscy, łącznie ze mną wlepili wzrok w drzwi. Słychać było, że ktoś cicho stąpa po korytarzu kierując się w naszą stronę. Zastanawiałam się jak też będzie wyglądał dowódca Korpusu Zabójców Demonów. Pewnie był to wielki i silny wojownik, może nawet wyższy od tego dwumetrowego Filara. Ciekawe ile demonów zabił... Po chwili, która wydawała się być wiecznością w przejściu pojawiła się długo wyczekiwana osoba.

Postać, która się pojawiła w drzwiach różniła się jednak znacząco od mojego wyobrażenia. Przede mną, stał właśnie wątły mężczyzna koło trzydziestki. Najbardziej uwagę przyciągała ogromna blizna zdobiąca górną część jego twarzy. Chociaż wyglądało to bardziej jak rozległe poparzenie. Jego oczy, mimo że białe i zamglone spoglądały przed siebie ze stoickim spokojem.

- Witajcie, moje dzieci. - powiedział łagodnym tonem, który powodował, że wszystkie negatywne emocje nagle opadły.

Miałam wrażenie, że jego głos działa wręcz kojąco. Sama jego aura emanowała niesamowitym spokojem jak na sytuację i okoliczności w jakich się znajdował. Kątem oka zauważyłam jak wszyscy upadli na kolana. Nie wiedziałam zbytnio jak się zachować, więc rzuciłam niepewne spojrzenie w stronę Tanjiro. Chłopak widząc, że stoję jako jedyna nie wiedząc co zrobić, skinął głową w stronę podłogi.

- Na kolana. - uprzedził go Sanemi. O dziwo jego głos był względnie łagodny bez nuty agresji. Bez słowa kucnęłam, opierając się jednym kolanem o podłogę i pochylając głowę, jak to zwykle robiłam przed Kibutsuji'm.

- Dziękuje Wam, że znowu przybyliście na zebranie. - odparł mężczyzna.

- Dobrze widzieć Mistrza w zdrowiu. - odezwał się nagle Shinazugawa.

Zdziwił mnie jego spokojny i grzeczny ton. Jakim cudem tak szybko zmienił całkowicie swoją postawę. Czyżby to był efekt łagodnej aury Mistrza, która chyba poniekąd oddziaływała na wszystkich? Nawet ja mimo wcześniejszego wzburzenia, uspokoiłam się wewnętrznie.

- Dziękuję ci Sanemi. Pewnie się zastanawiacie, dlaczego tak szybko zwołałem kolejne spotkanie. - zaczął Mistrz. - Jak zapewne wszyscy już wiecie, Filar Kyojuro Rengoku zmarł podczas walki z Wyższym Księżycem. Nie pozwolił na skrzywdzenie żadnej innej osoby.  Był wspaniałą osobą i niezastąpionym wojownikiem. Jednak w swojej ostatniej wiadomości poprosił mnie, aby dać szansę pewnej dziewczynie...

- Która jest demonem! I do tego Wyższym Księżycem. Wspólnikiem zabójcy Rengoku! - przerwał mu nagle Sanemi.

- Mistrzu. Czy nie uważasz, że wykorzystaliśmy już limit szans dawanych demonom? - zapytał po chwili mężczyzna w rządku. 

- Limit? To mamy jakiś odgórnie ustalony limit? - zapytał Ubuyashiki.

- Oyakata-sama, stanowczo oponuję! Nie wiemy jeszcze czy można ufać siostrze Kamado, a co dopiero demonowi, który jak się okazuje należy do najsilniejszego zgromadzenia Kibutsuji'ego! - zawołał mężczyzna ze złotymi pierścieniami na ramionach.

- Wiemy. Kyojuro potwierdził, że Nezuko Kamado, przelewając swoją krew, broniła zaciekle ludzi w pociągu przed demonem. - odpowiedział spokojnie. Przez chwile zapanowała cisza. Nikt chyba nie spodziewał się takiej informacji. Filary spoglądały na siebie bez słowa.

- No dobrze. - odparł po chwili Sanemi. - A co z nią? - zapytał, wskazując na mnie palcem. - Skoro Kibutsuji mianował ją Trzynastym Księżycem, oznacza to, że musiała pożreć całe mnóstwo ludzi!

- Nigdy nie zjadłam ludzkiego mięsa! - zaprzeczyłam szybko, a oczy wszystkich zwróciły się na mnie. - Całą swoją siłę zawdzięczam sobie i ... krwi Mistrza. - dodałam.

- „Mistrza"?! Czyli przyznajesz się, że dalej uznajesz Kibutsuji'ego za swojego mistrza! - zawołał białowłosy mężczyzna, sięgając po swoje miecze na plecach.

- Nie! To nie tak! - zaczęłam się tłumaczyć, wyciągając ręce przed siebie w obronnym geście. - Akaza najprawdopodniej zdążył już powiedzieć o mojej zdradzie, co znaczy, że klątwa na mnie działa. Jeśli wypowiem Jego imię, zginę na miejscu. - wyjaśniłam.

(Takie info: Muzan nie narzucił na Hikari swojej klątwy tak jak na inne demony. Bał się, że dziewczyna przez przypadek wypowie jego imię i umrze w głupi sposób, czego by absolutnie nie chciał. )

- Nie wierzę w ani jedno słowo z ust tego demona. Nie ma opcji, że nigdy nie zjadła człowieka. - powiedział Sanemi.

- To jest prawda, Mistrzu! - odezwał się nagle Tanjiro. - Hikari potrafi pokazywać innym swoje wspomnienia. Wszystko widziałem na własne oczy. Dodatkowo ma moc uzdrawiania, gdy mi pomagała, kompletnie zignorowała fakt, że jestem cały zakrwawiony. Ludzka krew na nią nie działa. - powiedział, rzucając mi dodające otuchy spojrzenie. Uśmiechnęłam się w jego stronę z wdzięcznością.

- Jasne! - odparł sarkastycznie Shinazugawa. - Zaraz Mistrzowi udowodnię, że ma w sobie tyle z krwiożerczej bestii, co każdy inny demon! - dodał, po czym wstał i wyciągnął miecz.

Widząc to, momentalnie wstałam i odsunęłam się od niego na kilka kroków. Chłopak natomiast przeciął sobie niespodziewanie lewe przedramię, robiąc przy tym głęboką ranę, z której momentalnie zaczęła cieknąć krew.

Do moich nozdrzy gwałtownie wbiła się metaliczna woń. Pierwszy raz w życiu poczułam TAKI zapach krwi, który wręcz kusił do skosztowania. Zawsze ludzka krew była mi obojętna, ta natomiast obudziła we mnie jakieś dziwne pragnienie. Przypomniał mi się Douma, który kiedyś w rezydencji opowiadał jak udało mu się dorwać kobietę z rzadką grupą krwi, która była najsmaczniejszym, co w życiu jadł. Możliwe, że ten cały Shinazugawa też miał taką krew. Poczułam jak pod oczami uwypukliły mi się żyłki, a w ustach zebrała spora ilość śliny. Mimowolnie otworzyłam usta i tępo wpatrywałam się w ranę mężczyzny, nie mogąc oderwać wzroku od wypływającej z niej bordowej cieczy.

- Podoba się? Zapewne chciałabyś zanurzyć te swoje malutkie kiełki w mojej ręce co? - spytał złośliwie podchodząc kilka kroków bliżej w moją stronę. Dostrzegł, że wywołał we mnie ogromne pragnienie i doskonale zdawał sobie sprawę z niezwykłości swojej krwi. Tego jak mąciła demonom w umysłach i jak na nich działała. Oderwałam wzrok od jego przedramienia i rzuciłam mu pogardliwe spojrzenie.

Nie mogłam się już za bardzo wycofać, znajdowałam się już praktycznie przy ścianie budynku. Dodatkowo, żeby przekonać resztę do siebie musiałam zachować zimną krew i nie pokazać po sobie tego pragnienia. Kątem oka zauważyłam Tanjiro, który patrzył na mnie z nadzieją. Musiałam wziąć się w garść, jakieś głupie pragnienie nie może nade mną panować. Wyprostowałam się, wlepiając harde spojrzenie prosto w oczy Sanemiego. Wyglądał jakby był z siebie dumny, że udało mu się wywołać we mnie tak silną reakcję, co dodatkowo wywołało u mnie determinację, aby pokazać mu, jak bardzo się myli.

Zacisnęłam zęby i przełknęłam ślinę, zupełnie zapomniałam, że dalej mam na źrenicach znak przynależności do Demonicznych Księżyców. Filar widząc moją nagłą zmianę, chciał za wszelką cię udowodnić swoją rację. Stanął tuż przede mną i wyciągnął krwawiącą rękę pod mój nos. Nawet nie drgnęłam, po chwili zapach przestał działać na mnie tak narkotycznie i zaczęłam racjonalnie myśleć. Nie spuszczałam wzroku z Sanemiego, posyłając mu beznamiętne spojrzenie. Widziałam, jak powoli zaczyna się niecierpliwić.

- Widzę jak bardzo starasz się na mnie nie rzucić. - szepnął. - Ciekawe co zrobisz w takiej sytuacji...

Mówiąc to, zabrał przedramię spod mojej twarzy, po czym przeniósł je nade mnie. Poczułam jak krople krwi spadają mi na włosy, a następnie na czoło i policzki. Przełknęłam ślinę, obawiając się swojej reakcji, gdy krew zacznie spływać niebezpiecznie blisko ust. Jednak moje ciało przestało całkowicie reagować na jej zapach. Kropla po kropli spływały mi po twarzy i mimo że czułam jej zapach, a jakaś część mnie w dalszym ciągu miała ochotę jej skosztować, to nie wywoływała już u mnie takiej reakcji jak na początku.

Jedna z kropel wpadła mi niespodziewanie do oka. Sięgnęłam więc palcem aby ją wytrzeć, po czym wpadłam na trochę ryzykowny pomysł, który jednoznacznie potwierdziłby, że krew jest dla mnie obojętna. Patrząc Filarowi dalej w oczy zlizałam gęstą ciecz z kciuka, po czym zebrałam w ustach ślinę i splunęłam mu nią pod nogi. Gdzieś z okolic trawnika doszło do moich uszu ciche parsknięcie.

- Wcale nie jest taka smaczna jak myślisz. - odparłam lekceważąco.

Poczułam jak w chłopaku narasta gniew, który wywołał we mnie pewnego rodzaju satysfakcję. Znowu jego plan pogrążenia demona się nie powiódł. Uśmiechnęłam się z wyższością, jednak ten wykonał szybki ruch ręką. Zanim zdążyłam zareagować, złapał mnie mocno za szyje i uniósł wysoko do góry. Nogi oderwały mi się gwałtownie od ziemi, a powietrze nagle uleciało z płuc. Natychmiast chwyciłam jego dłoń rękoma i starałam się rozewrzeć ucisk, jednocześnie trochę podnosząc się do góry, aby móc złapać oddech.

- Sanemi! Przestań robić sceny. - usłyszałam karcący głos Shinobu.

- Co się dzieje? - zapytał Ubuyashiki, patrząc wprost na nas.

- Myślisz, że jesteś taka cwana? - wysyczał wściekle, ignorując głosy pozostałych Filarów. - Ciekawe czy będziesz taka pewna siebie gdy przetnę cię na pół.

Wściekły Filar niespodziewanie zamachnął się mieczem, który trzymał w drugiej ręce celując w moją talię. Przez mój umysł przeleciał nagły strach, tym co za chwilę się może wydarzyć. Wierzgałam z całej siły nogami, starając się kopnąć chłopaka, ale był za daleko, gdyż trzymał mnie na długości ręki. Już w głowie miałam wizję, jak zostaję przecięta na pół i ile czasu zajmie mi zregenerowanie takiej ilości ciała. Jednak nie poczułam bólu, zamiast tego do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach krwi. Odwróciłam głowę gwałtownie w bok.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top