rozdział 9

CHARLIE'S POV:

- Woah, co to za porno od wejścia? - parsknęłam, widząc przed sobą półnagiego Harrego, który zagapił się w Sophię niczym osioł.

- J-ja sprzątałem. - wyjąkał. - Wejdźcie do środka. - dodał, przepuszczając nas w drzwiach, które chwilę po tym zamknął.

- Kurwa, jaka wyrąbana chata... - szepnęła brunetka, odwieszając kurtkę na wieszak.

- Gdzie reszta? - zapytałam, stając obok przyjaciółki.

- W salonie. - rzucił i rozkazał, żebyśmy szły za nim. - Charlie przyszła...i jej ładna koleżanka też! - wrzasnął, jakby któryś z nich nie zdołał nas zobaczyć.

- Ma na imię Sophia. - sprostowałam. - Chłopcy, to moja przyjaciółka Sophia, Sophia...to chłopcy. - rzuciłam, dziwnie gestykulując dłonią.

- Hej! To z Tobą gadałem przez telefon, jak byłaś totalnie zalana! - wykrzyknął odkrywczo Harry, sprawiając, że gwałtownie wciągnęłam powietrze.

Soph rozszerzyła swoje zielone oczy i oblała się rumieńcem.

- Właściwie, to tego nie pamiętam. - odparła.

- To by wyjaśniało, dlaczego Charlie przez te całe dwa miesiące do mnie nie oddzwoniła. - powiedział.

Przez tą dwójkę musiałam aż przysiąść na kanapie i wypić szklankę wody, którą dorwałam z dłoni Zayna, ale mało mnie obchodziło to, czy mu przeszkadzam.

- Oh, jasne, że możesz się napić. - zaironizował chłopak.

- Sorry. - uśmiechnęłam się delikatnie i oddałam mu puste naczynie.

- Zarlie! - usłyszałam cichy, zsynchronizowany pisk Soph i Harrego. Mówiłam, że lepiej będzie ich ze sobą nie zapoznawać? Mówiłam!

- Więc, Charlie... Jak tam studenckie życie? - spytał Louis, pociągając łyk swojego piwa.

- Szalone, co tydzień inna impreza, ćpanie, picie, co kilka dni nowy chłopak w łóżku. Nie czułam się bardziej żywo, niż przez te trzy lata! - parsknęłam, powodując u wszystkich śmiech, u wszystkich za wyjątkiem Zayna, który zaczął się krztusić.

- Wszystko w porządku? - spytałam, klepiąc go w plecy. Malik kiwnął twierdząco i odkaszlnął jeszcze kilka razy.

- Czysto hipotetyczne pytanie... - zaczęła Soph, ale Harry musiał się wciąć:

- Jakby Zayn potrzebował pierwszej pomocy, to zrobiłabyś mu sztuczne oddychanie?

Okej, teraz zakrztusiliśmy się oboje!

- Wow, chciałam zapytać dokładnie o to samo! - rzuciła z uśmiechem Sophia.

- Serio! O mój Boże, to świetnie! Też shippujesz Zarlie?

- Harry, siedzę obok Ciebie! - warknęłam, uderzając go w ramię.

- Tak, wiem. Widzę Cię, ale rozmawiam teraz z twoją koleżanką, nie obraź się, ale wolałbym, żebyś nam nie przeszkadzała. - wyjaśnił, a moja szczęka wylądowała na podłodze.
What the fuck? Co tu się działo? - Więc jak? Który ich manip* lubisz najbardziej? Bo wiesz, ja nie mam ulubionego, na wszystkich wyglądają zajebiście. - dodał, a ja normalnie nie wierzyłam w to, co słyszę.

- Spokojnie, pogadają i przestaną. - obok siebie usłyszałam głos Zayna.

- Tak, jestem całkowicie wyluzowana. - zaśmiałam się nerwowo.

- A tak serio, to jak Ci idzie na tych studiach? - spytał Mulat.

Podczas rozmowy z nim, poczułam znajome ciepło i delikatne łaskotanie w brzuchu. O nie, tylko nie to, proszę...

- Czasem jest ciężko, ale warto się poświęcić. - wzruszyłam ramionami. - To chyba ja powinnam zapytać jak u Ciebie, co? Jak Ci się podoba życie gwiazdy? - popchnęłam go lekko w ramię, patrząc w jego oczy z uśmiechem.

- Czasem jest do bani, ale wiedzieliśmy na co się porywamy. No dobra, może nie do końca, ale nie mogę narzekać. Masz takie momenty, kiedy chcesz wysadzić wszystkich dziennikarzy i fotografów w powietrze, ale poza tym wszystko jest świetnie. - wytłumaczył.

- Yo, Zayn! Kiedy idziecie na randkę? - spytał nagle Harry, powdując u nas lekką dezorientację.

- Nie idziemy na żadną randkę! - pisnęłam.

- Przynajmniej nie na razie. - dorzucił Zayn, powodując u mnie lekki uśmiech.

- Właśnie. - zaaprobowałam.

- Ale dlaczego? - jęknął Harry.

- Urwis, chcesz dostać w ryj? - syknął Malik, wystawiając pięść w kierunku Lokersa.

Urwis? Co przegapiłam?

- Hej, dobrze wiesz, że tylko bunia może tak do mnie mówić! - obruszył się Styles.

- Tak, i wiem też to, że wkurza Cię, kiedy ja tak mówię. - rzucił Malik.

- Woah! Kto chce zobaczyć Baracka Obamę na moim tarasie?! - Niall wyskoczył z tym pytaniem niczym Filip z konopii, ale wiedziałam, że zrobił to tylko po to, żeby między Zaynem i Harrym nie doszło do większej sprzeczki. Jak wszyscy wiecie, Ci chłopcy potrafili zrobić problem z niczego...

- Co zobaczyć? - wydukałam, nie wierząc w to, co usłyszałam.

- Chodź za mną. - polecił Nialler i wyprowadził mnie na swój taras, który był dość wielki. Na zimę okryty był foliowym czymś, żeby minusowe temperatury nie przedostawały się do środka. Przestrzeń na powietrzu miała wielkiego grilla, stolik i krzesła, kwiaty oraz ławeczkę, na której siedział pieprzony prezydent USA. Okej...

- Skąd to masz? - zaśmiałam się, stając przed Obamą.

- Wiesz, kiedy wybrali go na głowę państwa, to strasznie oszalałem na jego punkcie i nie ważne, że jestem z Irlandii, a mieszkam w UK. Byłem tak zajarany tym kolesiem, że chłopcy kupili mi to na urodziny, czaisz to? Nie mogłem go spotkać osobiście, więc zastąpili mi prawdziwego taką figurą. Patrz, jak nacisnę ten guzik to on nawet mówi! - pisnął podekscytowany, a po chwili usłyszeliśmy głos Baracka Obamy. O mój Boże! Umieram!

- To jest jakiś kosmos... - skwitowałam.

- Wcale nie, dzięki temu nie jestem zupełnie sam. - wytłumaczył. - Miesiąc temu miałem żałobę, bo oderwała mu się prawa ręka. Widzisz? - oznajmił, pozbawiając prezydenta Ameryki jednej z kończyn.

- Przepraszam, ale muszę temu zrobić zdjęcie. - rzuciłam rozbawiona.

Niall nawet mi zapozował, a tą piękną fotkę wstawiłam potem na twittera, oznaczając przy tym Horana.

"Barack Obama without one arm! You've got nice buddie @/NiallOfficial ! :D" **

Mówcie co chcecie, ale tyle RT's i FAV's w tak krótkim czasie, to ja jeszcze w życiu nie dostałam. Oh tak, siła fandomu Directioners!

Po krótkiej przygodzie na tarasie, wróciliśmy do środka, gdzie spotkanie trwało w najlepsze. Liam, Zayn i Louis rozmawiali razem, a Harry ciągle zajmował się Sophią. Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad tym, czy on ją puści chociaż do toalety.

- Jak tam, gołąbeczki? - zacmokałam, podchodząc do wspominanej wcześniej dwójki.

- Miło, że pytasz Jabłecznik. - wyszczerzył się Styles. - Rozmawiamy. - dodał, ale brzmiało to bardziej jak: Odejdź stąd do cholery!

- Jezu, okej. Nie przeszkadzam. - rzuciłam i oddaliłam się od nich.

Po chwili grupki się zmieniły. Liam i Lou zostali we dwójkę, a Niall poszedł do Hophie. Ha! Co oni mnie, to ja im!
Brakowało tylko Zayna, którego spostrzegłam w kuchni, kiedy robił sobie drinka. Chcąc nawiązać z kimkolwiek jakąś konwersację, zdecydowałam się podejść do Mulata...

---------------------
*manip - jest to coś na zasadzie fotomontażu. Przerabiasz zdjęcie, najczęściej dwójki ludzi, których chciałbyś zobaczyć razem. Przykładem manipu jest okładka do "destiny" :)

** Barack Obama bez jednego ramienia! Masz fajnego kumpla @/NiallOfficial ! :D

-------------------------
Ważne info: jutro wyjeżdżam, dlatego rozdziały nie będą się pojawiały tak często, jak do tej pory!

Pozdrawiam! ^^ Piszcie co sądzicie o rozdziale! ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top