rozdział 5

CHARLIE'S POV:

Słysząc ten głos dosłownie mnie sparaliżowało. Stanęłam nieruchomo, wytrzeszczając oczy. Krew w moich żyłach przestała krążyć, a otaczający mnie świat przestał istnieć. Byłam tylko ja, on i rozbrzmiewająca z głośników piosenka Arctic Monkeys.

- Charles? - Sam spojrzał na mnie pytająco i pomachał mi dłonią przed oczami, wybijając z chwilowego transu.

- W porządku, idź. - odparłam, patrząc na niego ze spokojem.

- Jesteś pewna? - spytał.

- Dam sobie radę. - rzuciłam i odwróciłam się, stając twarzą w twarz z Zaynem Malikiem, pieprzoną miłością mojego życia.

Widząc jego czekoladowe oczy, lekki zarost i czarne włosy postawione na żel, poczułam jak tracę grunt pod nogami. Wszystkie moje uczucia do tego przeklętego chłopaka, które przez ten cały czas trzymałam w zamknięciu, zostały nagle wypuszczone na wolność.

- Hej. - powiedział, delikatnie się do mnie uśmiechając.

- Cześć. - rzuciłam, spoglądając nerwowo na swoje buty.

- Zatańczysz? - spytał, wyciągając dłoń w moim kierunku.

Po krótkim zastanowieniu, chwyciłam jego smukłą rękę i natychmiastowo poczułam milion dreszczy w dole kręgosłupa.

Chłopak przyciągnął mnie bliżej, tak, że jego usta delikatnie muskały moje ucho. Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy Zayn zaczął cicho podśpiewywać, a tekst wydał mi się jak najbardziej adekwatny do naszej relacji...

- I dreamed about you every night this week... - Śniłem o Tobie każdej nocy w tym tygodniu.
How many secrets can you keep? - Ilu tajemnic potrafisz dochować?
'Cause there is this tune I found.. - Odnalazłem pewną piosenkę...
That makes me think of you somehow.. - Która w jakiś sposób sprawia, że o Tobie myślę..
And I play it on repeat... - I puszczam ją w kółko...
Untill I fall asleep spilling drinks on my settee... - Dopóki nie zasnę, rozlewając drinki na moją kanapę...

Po tych słowach Zayn spojrzał mi prosto w oczy, a kiedy mieliśmy się pocałować, ktoś szarpnął mnie za ramię, sprowadzając tym samym do żywych. Rozejrzałam się gorączkowo wokół siebie, nie widząc nikogo innego niż Sama.

- Gdzie jest Zayn? - spytałam niepewnie.

- Zayn? Nie było tutaj nikogo oprócz naszej dwójki, Złotko. - uśmiechnął się do mnie lekko, kładąc dłoń na moim ramieniu. - Trochę mnie nastraszyłaś, przez kilka minut patrzyłaś przed siebie jakbyś zobaczyła ducha, albo coś. - dodał.

Kurwa, coś zaczyna być ze mną nie tak. Zaczynam miewać jakieś prymitywne scenki z Zaynem w roli głównej, a tak w ogóle nie powinno być. Nie powinnam w ogóle o nim myśleć, a ja robię dokładnie na odwrót.

Charlie! Obudź się, nie wrócicie do siebie!

Nagle, nie wiadomo skąd, pod moimi nogami wylądowała Sophia, która zdecydowanie miała już na dzisiaj dość. Szybko otrząsnęłam się z chwilowych przemyśleń i pochyliłam się nad przyjaciółką, pomagając jej wstać.

- Lottie? Jesteś Lottie? Przepraszam, nie widzę Cię zbyt wyraźnie. - wybełkotała, popadając w głośny chichot.

Spojrzałam na nią przerażona. Oh, Boże! Było gorzej niż po urodzinach!

- Tak, to ja. Kiedy się tak spiłaś? - spytałam, ciągnąc ją z Samem do wyjścia. Dla Nas impreza została na dzisiaj zakończona, ale mnie i Soph czekało jeszcze nieprzyjemne afterparty...

- Kto to wie? - czknęła. - Jakiś miły Pan przy barze postawił mi drinka. - dodała.

- Drinka? Jednego? - spytał Sam.

- Ten akurat tylko jednego, znalazłam drugiego, który kupił mi więcej. - wyszczerzyła się.

- To znaczy ile? - spytałam, opierając ją o ścianę. Musiałam jak najszybciej zadzwonić po taksówkę, dopóki Sophia nie zaczęła fazy pt. "Zwracam wszystko, co dzisiaj wypiłam."

- Przestałam liczyć po trzecim. - rzuciła i na nowo zaczęła się głośno śmiać.

- Wolę nie wiedzieć, ile ty masz promili we krwi. - westchnął Sam.

Taksówka przyjechała po kolejnych 10 minutach.

- Kampus Uxbridge. - podałam kierowcy nasz cel, a on spojrzał na nas dziwnie.

- Od kiedy studenci medycyny mogą sobie pozwalać na takie imprezy? - prychnął.

Chryste, jeszcze tego nam brakowało...

- Jest weekend proszę Pana, zajęcia dopiero w poniedziałek. - odparł Sam.

- Obyście wy jednak tymi lekarzami nie zostali, bo jak mnie by się co w nocy stało, i to w weekend, to bym nie chciał, żeby mnie który z Was przyjął. - rzucił.

- Jak Pana zobaczę w szpitalu, to poproszę koleżankę o zmianę. - prychnęła Sophia.

- Przestań. - szepnęłam, chcąc ją odrobinę naprostować.

- Jak Pan dalej będzie taki wredny i bezpośredni dla swoich pasażerów, to wątpię, żeby Pan dożył dnia, w którym zostaniemy zatrudnieni. - prychnął Sam, powodując u mnie krótkie parsknięcie śmiechem, które zamaskowałam kaszlem.

- Za takie bezczelne odzywki skasuję Was podwójnie. - rzucił, wbijając mnie w fotel.

- To Pan zaczął! - pisnął Sam.

Szybko trzepnęłam przyjaciela w ramię:

- Zamknij się, zanim skasuje nas potrójnie.

- Wkurwił mnie. - szepnął.

- Mnie też, ale nie mogę zostać bankrutem przez jedną podróż z wrednym taksówkarzem. - syknęłam.

- Masz bogatego brata, pożyczysz od niego co nieco. - puścił do mnie oczko.

Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, która przerywana była odgłosami czkawki, które wydawała Sophia.

HARRY'S POV:

- Co za żal, w ogóle weźcie. - mruknąłem, kiedy opustoszałymi ulicami Londynu zmierzaliśmy do mieszkania Niallera. Tak jak wiecie, byliśmy w akademiku Charlie, ale zamiast Blondynki, zastaliśmy tylko zamknięte drzwi. No po prostu...bez komentarza.

- Wyszła gdzieś. - Liam wzruszył ramionami.

- Co mnie to obchodzi?! Ja przyjeżdżam i ona powinna mnie witać, a nie! Klamkę muszę całować. - prychnąłem. - Dzwonię do niej natychmiast, niech lepiej znajdzie dobre wytłumaczenie na swoje zachowanie!

Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Charlie. Po trzech sygnałach odberała:

- No nareszcie raczyłaś dać nam znak życia! - wrzasnąłem.

- Hę? Tutaj Sophia, kto mówi?

Okej, po jej głosie zdołałem stwierdzić, że jej stan nie należał do najtrzeźwiejszych.

- Harry. Gdzie jest Charlie? - spytałem łagodniej.

- Robi siusiu, coś jej przekazać? - wybełkotała.

- Niech do mnie oddzwoni. - poleciłem i szybko się rozłączyłem.

- Z kim rozmawiałeś? - spytał Nialler.

- Kim jest Sophia? - spytałem, ignorując pytanie Horana.

- Mieszka z Charlie, dzielą razem pokój. - wytłumaczył Liam.

- Aha, czyli to ona mi zabrała przyjaciółkę? Już jej nie lubię. - prychnąłem.

- Nie znasz jej, ośle. - mruknął Louis.

- W zasadzie, to już ją poznałem. Nasza pierwsza rozmowa miała miejsce, kiedy ona była narąbana w trzy dupy. Nie robi to na mnie dobrego wrażenia. - odparłem.

- Powiedział ten, który poznając mojego brata, wyleciał nago z mojej łazienki. - rzucił Nialler.

Nie słuchajcie, go. On sam nie wie co mówi, pff.

--------------------------

Dziękuję Wam za wszystkie miłe słowa, naprawdę to dla mnie ważne. ❤️ Cieszę się, że tak uważacie, bo serio zaczynałam się martwić, że ze mną jest coś nie tak...

Ekhm...nie zabijcie mnie za to, co się stało w tym rozdziale. xD

Pozdrawiam i do jutra, mam nadzieję! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top