rozdział 11

ZAYN'S POV:

- Dajcie mi minutę, zaraz wracam. - oznajmiłem, wychodząc z salonu,w którym siedziała cała moja rodzina. Było już po kolacji wigilijnej i zostało nam tylko rozpakowywanie prezentów, ale jak dla mnie, to mogło poczekać, bo ważniejsze było wykonanie jednego telefonu, do tej określonej osoby. Ta, mam na myśli Charlotte, zadowoleni?

Wiem, że raczej nie powinienem był tego robić, bo niby dwa razy do tego samego bagna lepiej nie włazić, ale chęć ponownego kontaktu z tą dziewczyną, to coś, o czym marzyłem od dawna. Nie musiał to być związek, lecz zwykła przyjaźń lub tylko znajomość...

Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer, który w przeciągu ostatniego tygodnia wybierałem chyba 5 razy w ciągu dnia, za każdym razem stwierdzałem jednak, że to zły pomysł i rozłączałem się tak szybko, jak tylko mogłem. Niby o czym miałbym z nią rozmawiać? No właśnie... Teraz przynajmniej były święta i mogłem znaleźć pretekst do podjęcia tej durnej konwersacji.

Blondynka odebrała po czwartym sygnale, wyraźnie zaskoczona tym, że dzwonię. Hah, sam byłem tym zdziwiony...

- Zayn? Cześć! - rzuciła wesoło.

- Wesołych Świąt, Charlie. - powiedziałem, lekko się uśmiechając. Wytłumaczcie mi dlaczego, za każdym razem podczas naszej rozmowy, wciąż odczuwam te głupie motylki w moim brzuchu? To odrobinę przerażające, ale od dawna niezaznane przeze mnie uczucie.

- Dziękuję, nawzajem. - odparła. - Jak Ci mija wolne? - spytała, a ja usłyszałem jak zamyka drzwi. Prawdopodobnie przeszła do mniej zatłoczonego pokoju, dokładnie tak jak ja.

- Lepiej niż mogłem sobie wymarzyć. Śpię do południa, jem, gram, znowu jem i znowu śpię. Czyż to nie jest cudowne? - rozmarzyłem się, powodując u niej śmiech. Oh, Boże... Sprawianie, że uśmiechała się dzięki mnie, dosłownie dawało mi chęci do dalszego życia. - Nie powiesz mi, że inaczej jest u Liama. - dodałem.

- Oczywiście, że tak. Przez cały czas bawi się w tatusia. - mruknęła, a ja z całych sił starałem się odgonić z głowy, debilne skojarzenia. - Zboczeniec. - rzuciła, słysząc dłuższą ciszę po drugiej stronie słuchawki.

- Nie wiem nawet, co masz na myśli... - rzuciłem, ale po chwili nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. - Przepraszam, już nie będę! - dodałem, starając się uspokoić.

- Wiesz o co mi chodziło, ciągle zajmuje się Noah, jakby mógł, to zacząłby go karmić piersią. - prychnęła.

- Wiesz, to jest dla niego nowe... - rzuciłem, kładąc rękę na kark. - Kiedy wracacie do Londynu? - spytałem, zmieniając temat.

- Chyba 30, ale musimy to jeszcze ustalić. Chcę mieć trochę czasu na przygotowanie się do tej imprezy. - wyjaśniła. - Zayn? Muszę już kończyć, ale fajnie było móc usłyszeć twój głos. - rzuciła wesoło, a moje kolana zrobiły się jak z waty. - Aha, i pozdrów swoich rodziców, mam nadzieję, że o mnie nie zapomnieli. - dodała.

- Hah, oczywiście, że nie. Ty też swoich pozdrów. - powiedziałem.

- Jeszcze raz dziękuję za życzenia, do zobaczenia!

- Do zobaczenia... - westchnąłem, kiedy Blondynka zakończyła połączenie.

Zanim wróciłem do salonu, za moimi plecami pojawił się tata.

- Co tam? - spytałem lekko.

- To chyba ja powinienem o to zapytać, co, synu? - uśmiechnął się podejrzliwie.

- Nie wiem, o czym mówisz... - odparłem.

- Rozmawiałeś z Charlie, prawda? - zagadnął.

- Co? Nie! Skąd Ci to w ogóle przyszło do głowy? - prychnąłem.

- Nigdy nie wychodzisz z pokoju, kiedy rozmawiasz z kimś innym...

Oh, dobra. Tutaj mnie miał.

- Jeny, okej... To była ona. -westchnąłem, a tata wyszczerzył się jak głupi do sera. - No z czego jesteś taki zadowolony?

- Z tego, że odnawiasz z nią kontakt. - uciął krótko, a ja zamilkłem. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłeś taki szczęśliwy. Bądźmy szczerzy, ale te wszystkie lasie, z którymi się spotykałeś, nie dorastają Charlie do pięt, ba! Nawet do najmniejszego palca u stopy! - dodał.

- Tato, wiem to. - przerwałem jego monolog. - Ale nie mogę tak szybko powiedzieć jej: Hej, wiem, że byłem dupkiem, ale nadal Cię kocham. Bądźmy razem na dobre i złe! To nie przejdzie. - wyjaśniłem.

- Nie przejdzie od razu. - zaczął. - Musisz próbować, jak drugi raz ta dziewczyna prześlizgnie Ci się przez palce, to osobiście dopilnuję tego, żebyś dostał porządny wpierdol, Zayn. - dodał.

Boże, czemu rodzice zawsze musieli mieć rację? Ugh...

- Dlaczego Ci tak na tym zależy? - spytałem ciekawsko.

- Dlatego, że jesteś moim synem i zależy mi na twoim szczęściu, a widzę, że to, co naprawdę Cię uszczęśliwia, to właśnie ta dziewczyna. - wyjaśnił.

Schowałem twarz w dłonie i głęboko westchnąłem.

- A co będzie jak nie uda mi się jej odzyskać? - spytałem.

- Wtedy możesz już nie wracać do domu. - rzucił, a ja spojrzałem na niego przerażony. - Żartuję! Ale tak na serio, to nie możesz nawet rozpatrywać negatywnego scenariusza. Trzeba wierzyć, że się uda. - klepnął mnie w plecy i ponownie zostałem sam. Sam z milionem myśli o blond włosej dziewczynie... Bo jakby nie było, to jakaś część mnie, zawsze będzie na nią czekać.

CHARLIE'S POV:

- Z kim rozmawiałaś? - słysząc głos Liama, niemal podskoczyłam do sufitu.

- Jezu, nie strasz ludzi. - rzuciłam, odwracając się w jego stronę. Woah, co za niespodzianka, że na rękach trzymał Noah. - Zayn dzwonił. - dodałam, odpowiadając na zadane przez niego wcześniej pytanie.

- Oh, uroczo. Mi ten burak wysłał tylko krótkiego SMS'a. Nie raczył nawet zadzwonić. - prychnął Payne.

- Trzeba sobie zasłużyć. - prychnęłam.

- Dajecie sobie drugą szansę? - spytał nagle brat, sprawiając, że aż musiałam przysiąść na pobliskim fotelu.

- Zwariowałeś? - zaśmiałam się nerwowo. - Jesteśmy przyjaciółmi, związek jest już za nami, nieudany z resztą. Nie chcę tego przeżywać jeszcze raz. - dodałam, ale kolejne słowa Liama, dosłownie wbiły mnie w siedzenie, bo były tak bardzo prawdziwe, że aż mnie głowa rozbolała...

- Mówisz, że tego nie chcesz, ale z drugiej strony wiesz, że tęsknisz za nim, za każdym razem, kiedy nie ma go w pobliżu...

Oh, wal się, Payno. Z poważaniem, twoja młodsza siostra - Charlie.

- To jest nieprawda! - pisnęłam, czując jak moje poliki zaczynają robić się gorące. Proszę Was, przecież nie przyznam mu racji, aż tak mnie nie powaliło...

- Właśnie, że to jest prawda, ale ty nie chcesz do tego dopuścić, bo w głowie masz same złe rzeczy, które on zrobił, a zawsze zapominasz, o tych dobrych. To do niczego nie doprowadzi. - rzucił.

- Dobra, masz rację. - burknęłam, bo przyznam się Wam, że trochę skłamałam na samym początku tej historii... Pamiętacie, jak pisałam, że myślę o Maliku coraz mniej? Ha, gówno prawda, bo... Myślałam o nim, zanim położyłam się spać. O słowach, które kiedyś wypowiedział, o sposobie, w jaki wyglądał. O rzeczach, z których się śmialiśmy i o wspólnych momentach ciszy. I zawsze, kiedy marzyłam... Marzyłam o nim.

------------------------

Ja pierdykam! Się porobiło, co? :D Ale znacie mnie, wiecie, że Zarlie nie stanie się realne tak szybko... ;)

Mam pytanie... Co tak słabo z komentarzami pod ostatnim rozdziałem? :/ jestem trochę tą liczbą załamana, Ziomeczki. Hej, to, że jestem na wakacjach, to znaczy, że nie czytam waszych opinii. :D

Pozdrawiam i do następnego! Mam nadzieję, że ten Wam się podobał! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top