rozdział 4
Proszę Was o odpowiedź pod pytaniem na koniec rozdziału! To ważne ... ;/
-----------------------
LIAM'S POV:
- Zayna nie ma?
4/5 One Direction spotkało się dzisiejszego wieczora w mieszkaniu Nialla, i wszyscy zastanawiali się, gdzie go cholery podziewa się to nasze 20%.
- Może coś go wciągnęło po drodze... - rzucił Harry.
- Mhm, na pewno to samo co twój mózg. - mruknął Louis.
- Dajcie mu spokój, może potrzebuje chwili samotności. - zasugerowałem.
- W takim razie zaprośmy Charlie. - zapropnował Horan, głupio się uśmiechając.
- Właśnie! Nie widzieliśmy się z nią już 3 lata! - zaaprobował Harry.
- Nie wiem czy nie ma już na dzisiaj planów. - wyjaśniłem.
- To do niej zadzwoń... - powiedzieli chórkiem.
- Okej. - westchnąłem, wyciągając telefon z kieszeni. Wybrałem numer swojej przyrodniej siostry i przystawiłem aparat do ucha, tylko po to, żeby usłyszeć...
Tu poczta głosowa, po usłyszeniu sygnału nagraj wiadomość...
- I co? - spytał Niall.
- Nie odbiera.
- No to chujowo. - westchnął Harry. - W takim razie...sprawdźmy czy jest w akademiku. - dodał.
- Nie, nie, nie. To zły pomysł. - odparłem.
- A to niby dlaczego? - mruknął Tommo.
Oh, od niego zawsze biła taka pozytywna energia, prawda?
- Nie ma z nami ochroniarza, nie możemy jechać sami. - wyjaśniłem.
- Boże, Payno. Chociaż raz przestań srać majtki. Jest ciemno, nikt Nas nie zobaczy. - rzucił Louis.
- Kto jest za tym, żebyśmy pojechali do Charlie ręka w górę? - spytał Harry, a po chwili w powietrzu unosiły się 3 dłonie.
- Pieprzona demokracja. - warknąłem i podniosłem się z kanapy.
CHARLIE'S POV:
- Jezu, ta kolejka ma jakiś pieprzony kilometr. - jęknęła Sophia, kiedy stałyśmy już przed jednym z klubów dla nastolatków.
Okej! Komu jej tekst też przypomniał Louisa, kiedy czekaliśmy na dostanie się do London Eye, ręka w górę!
- Spokojnie, jest dopiero 19:30. O której przyjdzie Sam? - spytałam.
- Oh, właśnie teraz. - odparła, wskazując brodą na zbliżającego się w naszym kierunku chłopaka.
- Moje Panie... - rzucił, kiedy tylko znalazł się obok nas. Pocałował mnie i Soph w policzek i zaczął obczajać wzrokiem przechodzących obok facetów. Oh God, typowy Sammy. - Hej, jak mój tyłek wygląda w tych spodniach? Jak zapytałem przypadkowego faceta w sklepie to uciekł, ale i tak postanowiłem je kupić, nie będę się jakimś chujem sugerował, pff! Niedoczekanie jego!
- On jest...hm, no wiesz...dość opięty. - skwitowała Sophia, patrząc na tyły naszego przyjaciela.
- Charles?
O tak, nie wspominałam Wam wcześniej, że ta kreatura mnie tak nazywa...cóż, teraz już wiecie.
- Jest dobrze. - pokazałam mu kciuka w górę, próbując zignorować przelotne spojrzenia innych ludzi z kolejki.
- Uff, kutas z serca. - westchnął. Taa, nie zwracajcie uwagi na jego powiedzonka, on tak zawsze...
Po 20 minutach w końcu udało się nam wejść do środka. Klub jak to klub. Kolorowe światełka napieprzają Cię po oczach, głośna muzyka dudni Ci aż w klatce piersiowej, na parkiecie znajduje się jakiś milion osób, a drugie tyle stoi przy barze lub siedzi w lożach. Nie czuć dymu tytoniowego, bo to klub, w którym, żeby zapalić trzeba wyjść na zewnątrz. Tu się całują, tam się przytulają...no wiecie, typowa impreza.
- Mogę się dzisiaj napierdolić jak świnia? - spytała Soph.
- Twoja sprawa, ja Tobie włosów nad kiblem nie będę trzymać jak weźmie Cię na rzyganie. - skwitowałam i podeszłam z przyjaciółmi do baru, gdzie zamówiliśmy swoje drinki. Miejsca do siedzenia znaleźliśmy na takim jakby balkonie, z którego mieliśmy widok na cały parkiet.
- Jak nie puszczą dzisiaj One Direction, to oficjalnie złożę skargę na ten lokal. - oznajmiła brunetka, pociągając łyk ze swojego Sex On The Beach.
- Obawiam się, że nie usłyszysz w tym miejscu głosu Harrego. - zakpiłam, sprawiając, że przyjaciółka aż się zakrztusiła.
- Ciul z Harrym, Louis jest lepszy. - prychnął Sam.
- Prze - kurwa - praszam?! - pisnęła Sophia. - Harry jest moim bae!
- Czym jest? - spytałam zdziwiona. Okej, możecie mnie uznać za zacofaną.
- Moim bae? - odparła, jakbym była osobą, która nie wie, że w grudniu powinien padać śnieg.
- Co to znaczy? - oplotłam dłońmi swoją szklankę i spojrzałam na nią w oczekiwaniu.
- Oh, jeny...coś w stylu, że mi się podoba. - odparła.
- Harry Ci się podoba?! - pisnęłam przerażona.
- Brzydki nie jest. - Sam wzruszył ramionami, przygryzając słomkę.
- Yup, ale jest największym debilem jakiego znam. Bije Soph na głowę. - rzuciłam, sprawiając tym u chłopaka głośny śmiech.
- Hej! Powinnam się na Ciebie obrazić! - wykrzyknęła.
- Wiem, ale tego nie zrobisz. - wyszczerzyłam się głupio w jej stronę, zanurzając usta w swoim drinku.
Po następnych dwóch kolejkach, kiedy każde z nas było już bardziej wyluzowane i w lepszym humorze, postanowiliśmy ruszyć na parkiet. Z głośników rozbrzmiewała akurat popularna ostatnio piosenka pt. Lean On.
- Muszę znaleźć dzisiaj jakiegoś przystojniaka! - wrzasnęła brunetka, kiwając biodrami jak druga Shakira.
- Jak znajdziesz dwóch, to zapytaj ładniejszego czy lubi też chłopców! - rzucił Sammy, ocierając się o mnie. Dobra, z boku wyglądaliśmy jak para, która nie mogła wytrzymać bez siebie ani sekundy, oh God, to takie kompromitujące.
- Ładniejszego? Popierdoliło Cię Sammy? - czknęła. Widać po niej było, że te trzy drinki, które wypiła zaczęły już działać, co nie zwiastowało dla mnie niczego dobrego.
Rok temu w lutym, kiedy brunetka postanowiła wyprawić swoje urodzini, w jednym z podobnych klubów narąbała się za wszystkie czasy. Sam musiał ją zanosić do pokoju na rękach, bo ona nie była w stanie iść. Gorsze jednak nadeszło w nocy, kiedy głowa dziewczyny co godzinę lądowała przed toaletą, a raz nawet przy wykładzinie. Po tej akcji nie odzywałam się do niej przez tydzień...
Sophia oddaliła się od naszej dwójki na poszukiwania swojego księcia, a ja zarzuciłam swoje dłonie na szyję Sama, który natomiast chwycił mnie w talii. W takiej pozycji przetańczyliśmy kolejne 2 piosenki, kiedy nagle za swoimi plecami usłyszałam dobrze znany mi głos...
- Odbijany?
Holy shit.
--------------------
Mam do Was pytanie: Czy uważacie, że ja jestem dla Was chamska? Pytam, bo ostatnio kilka osób mi to zarzuciło i chciałabym poznać Waszą opinię na ten temat. Jeśli jesteście tego samego zdania, to bardzo Przepraszam i postaram się zmienić, mimo że moim zdaniem nie robię Wam krzywdy... :/
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top